Strony

poniedziałek, 2 maja 2022

"Najdłuższe czasy. Ballada miejska" Wołodymyr Rafiejenko - Donbaski realizm magiczny wojną skropiony

Wołodymyr Rafiejenko

Najdłuższe czasy. Ballada miejska

Tytuł oryginału: Долгота дней. Городская баллада
Tłumaczenie: Marcin Gaczkowski, Anna Ursulenko
Wydawnictwo: Kolegium Europy Wschodniej
Liczba stron: 243
Format: .epub



Echo się rozsypuje i zaciera granicę między rzeczywistością, a marzeniem [1]. Niemożliwe zdegradowane zostaje jedynie do stanu umysłu, który przecież może zmienić się za sprawą lada kaprysu. Realność zdejmuje koszulę, pod którą ukazuje się efektowny tatuaż ze stylizowanym na cyrylicę napisem METAFIZYKA*. Gwiazdka służy uściśleniu, że w tym konkretnym znaczeniu chodzi o wysoki poziom abstrakcji. Wszystko niemożebnie się plącze, wikła, by na koniec zacząć spazmatycznie ryczeć. Do kompletu brakuje tylko chórów anielskich czy trąb jerychońskich. Po chwilowym oczekiwaniu okazuje się, że na ani jedne, ani drugie nie ma co liczyć, bo zamówiono je wcześniej na inne widowisko, a zerwanie kontraktu byłoby zbyt kłopotliwe. W tej całej kakofonii nietrudno o pomyłkę, która faktycznie się wydarza. Miasto Z, ukraińska osada z Donieckiego Zagłębia Węglowego (obecnie lepiej znanego pod skrótową nazwą Donbas), pragnie przyłączyć się do Rosji. Tyle, że na skutek nieporozumienia Z staje się częścią ZSRR, a jakby tego było mało, ZSRR wyimaginowanego. Miasto dołącza do bytu wyobrażonego, co implikuje szereg niedogodności dla mieszkańców oraz ludności napływowej. Owe trudności potęgowane są przez fakt, że rozpoczęta w 2014 roku wojna w Donbasie jest już jak najbardziej prawdziwa. Z jednej strony Ukraińcy, z drugiej podjudzani, wspierani (i chyba w dużej mierze wykreowani) przez Federację Rosyjską separatyści. Czy wyjściem z tej krwawej matni może być łaźnia o tajemniczej nazwie Piąty Rzym? W poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie warto sięgnąć po Najdłuższe czasy. Ballada miejska, fascynującą powieść Wołodymyra Rafiejenko (ur. 1969), pochodzącego z Doniecka ukraińskiego poety i pisarza.

Akcja utworu rozpoczyna się, tuż po tym jak: Wojna podeszła pod bramy Z, a wraz z nią zmieniło się życie miasta. Ostrzały niszczą obrzeża, giną cywile [2]. Konflikt, jaki zostaje rozpętany na wschodzie Ukrainy jest jednoznaczny z chaosem, który zostaje potraktowany bardzo alegorycznie. Wymiana ognia i nieodzownie związane z nią ofiary śmiertelne oznaczają bowiem nie tylko klęskę humanitaryzmu, ale i poważne zaburzenia w czasoprzestrzennym kontinuum. Stąd zawieszeniu i skarleniu najbardziej elementarnych ludzkich praw, towarzyszą zjawiska dziwne i niespotykane, których nie sposób wyjaśnić za pomocą zdrowego rozsądku czy logicznych zasad. Można odnieść wrażenie, że odwetem natury za na gwałt na codzienności, jest zamach na racjonalność. Nadzieją na wyrwanie miasta Z z pułapki, w jaką zostaje wplątane, jest trójka niepozornych bohaterów, pracowników rzeczonej łaźni Piąty Rzym. Łaziebny Sokrates Iwanowicz Gredis, Litwin z pochodzenia, który nigdy nie był na Litwie, do niedawna profesor doktor habilitowany filozofii; masażysta Nikołaj Kola Weresajew, były chemik, po godzinach prozaik amator nie rozstający się z flaszką wódki; wreszcie Lizawieta, adoptowana córka Anny Gredis, siostry Sokratesa, panna o niemożliwym do ustalenia wieku, powszechnie uchodząca za wariatkę, którą interesują (…) wyłącznie rower, ołówki i farby [3] – oto grono postaci, w rękach których leżą losy miasta Z oraz całego Donbasu.

Fabuła, podobnie jak protagoniści, jest mocno nieszablonowa, bowiem Wołodymyr Rafiejenko tworzy prozę mocno dychotomiczną. Wojennym realiom, przesyconych turpistycznym realizmem, towarzyszą oniryczne fragmenty, poprzez które Najdłuższe czasy zyskują klechdowy sznyt. Książka jest gawędą, osadzoną w Donbasie pogrążonym w ukraińsko-rosyjskich walkach, w której rzeczy tragiczne i dramatyczne swobodnie mieszają się z tym, co wymyka się ludzkiemu pojmowaniu i ociera się o magię.

Jako, że wojna konstytuuje nową prozę miasta Z, zajmuje ona poczesne miejsce w utworze. Z jednej strony staje się ona składową immanentną, bez której trudno wyobrazić sobie normalny dzień (Przez otwarte na oścież podsufitowe okna do łaźni wlatują obłoki i ptaki, odgłosy bijącej dzień w dzień artylerii. Cienie nowych śmierci unoszą się do nieba, kreśląc na gęstych chmurach wilgotne modre smugi [4]), z drugiej zaś jest ona nieustannym zagrożeniem, mogącym zjawić się o każdej porze, bez żadnych zapowiedzi i obrócić w pył nasz dotychczasowy byt (Siąpienie ze śniegiem – taki deseń ma ten luty. Palisz, melancholijne obserwując pogodę, i myślisz: no jak to tak? Dlaczego to cholerstwo przyleciało akurat do twojego domu? [5]). Wojna to także hymn ku chwale destrukcji, to sukcesywne obracanie w perzynę wszelakiej maści wytworów ludzkich rąk, które składane są na ołtarzu narastającego szaleństwa karmiącego się krwią – to wyjałowienie kroczące może i powolnym, ale miarowym oraz zdecydowanym krokiem (Kiedyś znajdowała się tutaj kopalnia. Teraz wszystko świeci pustkami [6]).

Najdłuższe czasy to także portret tego, jak wygląda wyzwalanie Republik Ludowych (w tekście nie uściślono czy wydarzenia rozgrywają się na obszarze samozwańczej Donieckiej czy tez Ługańskiej Republiki Ludowej, ale śmiało można założyć, że schemat jest bardzo zbliżony): (…) do miasta wkroczyły kolumny uzbrojonych po zęby bojówkarzy. Większość z nich widziała Z po raz pierwszy w życiu. Twierdzili, że są obrońcami miasta, chociaż wszystko wokół niezbicie świadczyło o okupacji. I de facto niczym innym nie było [7]. Rafiejenko sygnalizuje, że o ile w rejonie Donbasu może i występowały tendencje separatystyczne, o tyle gdy do secesji faktycznie dochodzi, to w ogromnej mierze wiąże się ono ze wzmożonym ruchem migracyjnym z Federacji Rosyjskiej, z której to ziem przybywają: (…) ordy alkoholików, hurraidiotów, buriackich czołgistów i moralnych zwyrodnialców [8]. A kiedy owe zastępy wysłanników Русского мира (ruskiego mira) wreszcie docierają na tereny wschodniej Ukrainy to przywleczony przez nich nowy porządek wcale nie jest tak atrakcyjny, jak niektórym mogło się początkowo wydawać: Poszukiwania jedzenia i picia, brak pracy i poczucia bezpieczeństwa. Bojówki na ulicach miasta, rosyjskie media w głowach [9]. Z tego względu zasadna zdaje się być teza, iż mieszkańcy Donbasu najmocniej domagający się odłączenia od Ukrainy i samostanowienia to ofiary rosyjskiej propagandy. Ofiary, które za swoją naiwność muszą płacić bardzo wysoką cenę, jaką są wygnanie, utrata bliskich, kalectwo czy śmierć.

Co istotne, Rafiejenko podkreśla, że niemałą winę za to, iż Donbas jest tak żyzną glebą dla kremlowskich kłamstw, ponoszą politycy oraz decydenci ukraińscy, którzy nie przykładają się do tego, by rozwiać lęki i obawy, dręczące tamtejszą ludność. Plotki o kijowskich faszystach, nazistach czy banderowcach prześladujących rosyjskojęzyczne osoby, przymus ukrainizacji, zamach na tożsamość narodową – zachodnia Ukraina nie potrafi zaproponować żadnej atrakcyjnej alternatywy dla tych prowokacji, pozwalając, by niepewność i obawa były katalizowane przez rosyjską dezinformację. Summa summarum na tym właśnie zasadza się największy dramat regionu Donieckiego Zagłębia – tamtejsi ludzie nie zostają wysłuchani przez stronę ukraińską, a za to bezlitośnie okłamani i wykorzystani przez siły rosyjskie: Operetka! Europejskie święta wojskowe! W Kijowie siedzą zdrajcy i złodzieje, w Moskwie – dyzmowaci idioci, szaleńcy i zbrodniarze wojenni. Im dalej, tym mniej chleba i nadziei [10]. Donbas staje się ropiejącą raną, której istnienie sprowadza się do wywołania gnicia całego ukraińskiego aparatu państwowego: Ogólnie ten górniczy region był nam potrzebny wyłącznie jako strefa kontrolowanej niestabilności [11].

Lektura Najdłuższych czasów jest doświadczeniem bardzo specyficznym, z racji stylu, jakim operuje Wołodymyr Rafiejenko. Pisarz nasyca swój tekst mnóstwem aluzji oraz metaforycznych nawiązań do współczesnej Ukrainy, których wychwycenie dla polskiego czytelnika byłoby bardzo trudne czy wręcz niemożliwe, gdyby nie żmudna praca duetu tłumaczy (Anny Ursulenko oraz Marcina Gaczkowskiego). Autorzy przekładu opatrzyli polski tekst ponad setką przypisów, dzięki którym zjadliwość oraz ciętość języka, jakim posługuje się Rafiejenko, lśni pełnym blaskiem. Warto przy tym nadmienić, że słowa w powieści ukraińskiego pisarza odznaczają się ogromną sprawczością i autonomią – Rafiejenko chętnie przytacza symboliczne nazwy i konotacje, które następnie redukowane są do dosłownego znaczenia. I tak stonki (w Ukrainie to pejoratywne określenie osób o prorosyjskich poglądach podkreślających je poprzez noszenie wstążki świętego Jerzego, której znamienną cechą są czarno-pomarańczowe paski kojarzące się z pancerzem stonki ziemniaczanej) na powrót stają się stonkami, tyle, że o rozmiarach cielaków i odnóżach ostrych niczym kindżały, zaś ukrop (укроп to po polsku koper – wyraz ten zarezerwowany jest dla ukraińskich zwolenników Euromajdanu) znów jest koperkiem, choć o bardzo niebezpiecznych, szczególnie dla separatystów, własnościach. Ta lingwistyczna zabawa może wprawić czytelników i czytelniczki w niemałą konfuzję, nie raz i nie dwa każąc się zastanowić, czy to, o czym aktualnie czytamy, nie jest w istocie pijacką marą. Niepewność wobec przytaczanych treści wspaniale akcentuje niepewność, jaka towarzyszy wszystkim tym, którzy wciągnięci zostali w tryby wojennej machiny. Tryby, oliwione krwią, pośród których nic nie jest trwałe, przewidywalne czy oczywiste.

Najdłuższe czasy, książka autorstwa rosyjskojęzycznego Ukraińca urodzonego w Doniecku, którym dopiero po latach zaczyna pisać swoje dzieła po ukraińsku, to również fascynująca diagnoza rosyjskiej duszy. Tezy stawiane przez Rafiejenko podszyte są humorem, pewnie można dopatrzeć się w nich niemałej dozy stereotypowości, ale zarazem trudno nie zgodzić się z niektórymi spostrzeżeniami: Rosja (…) to nie nasz starszy brat, tylko młodsza, chora siostra. Przypadek medyczny. Obłąkana Rosja. I może właśnie dlatego święta [12]; Rosjanin nie zna prawa własności. Wszystko, co jest na świecie: terytoria, wytwory kultury, idee – albo już do niego należą na mocy świętego prawa świętości Ziemi Ruskiej, albo przypadkiem i tymczasowo znalazły się w niepowołanych rękach. Tertium non datur. Wszelkie kultury są wtórne, jedynie Święta Ruś fundamentalna. Wszystko, co było przed nią, tak naprawdę było później [13].

Składowe, których do swojego skomponowania swego dzieła używa Wołodymyr Rafiejenko cudownie ze sobą wybrzmiewają, choć wśród tych tonów nie brak tragicznych nut. Najdłuższe czasy to uświadomienie nam jak złożonym kolektywem jest społeczeństwo ukraińskie oraz jak skomplikowana jest historia ukraińskiego państwa. Ponadto książka to szalona podróż po ogarniętym wojenną pożogą Donbasie, która unaocznia nam ogrom zniszczeń, do jakich prowadzą każde zbrojne starcia oraz fakt, że konflikt rosyjsko-ukraiński tlił się od wielu, wielu lat, a to, co nastąpiło 24 lutego 2022 roku było jedynie zwieńczeniem długotrwałego procesu, ignorowanego przez znaczną część Europy.

 

P. S. Na zachętę fragment poświęcony Putinowi, zwanemu Puchutasem Wspaniałym, w skrócie Pu Chu (tak, Putin Chu* ślina sama nasuwa na język): Przypuszczamy, że zwerbowano go jeszcze w czasach służby KGB. Zresztą, jakie to ma znacznie? Każdemu może się zdarzyć. Rosja przeżyła już gorszych carów. Prawdziwy problem polega na tym, że od pewnego czasu Pu Chu znajduje się, mówiąc delikatnie, w stanie konfliktu psychologicznego. (…) W jego pogmatwanej świadomości zbudziły się i machają ogonami trzy wieloryby, na których opiera się rosyjski charakter narodowy: samozachwyt, samoponiżanie i samoumartwianie się [14].

P. S. 2 Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! zrzutka.pl/adr4dn.



------------------------------

[1] Wołodymyr Rafiejenko, Najdłuższe czasy. Ballada miejska, przeł. Anna Ursulenko i Marcin Gaczkowski, Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego, Wrocław 2020, s. 37

[2] Tamże, s. 29

[3] Tamże, s. 11

[4] Tamże, s. 10

[5] Tamże, s. 30

[6] Tamże, s. 110

[7] Tamże, s. 17

[8] Tamże, s. 23

[9] Tamże, s. 30

[10] Tamże, s. 29 – 30

[11] Tamże, s. 139

[12] Tamże, s. 183

[13] Tamże, s. 202

[14] Tamże, s. 149 – 150

6 komentarzy:

  1. Ooo! - ciekawie się zapowiada! Znowu mi się kolejka wydłuży!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, bo książka świetnie uzupełnia się z "Internatem" Żadana, choć obie pozycje diametralnie różnią się stylem.

      Usuń
  2. Książka wydaje się bardzo interesująca, ale zanim się za nią zabiorę muszę najpierw przeczytać "Internat" :)
    "Obłąkana Rosja. I może właśnie dlatego święta". Ech, właśnie skończyłam "Drogę do niewolności" Snydera i sporo się naczytałam o chorej ideologii panującej w tym kraju: skąd i dlaczego się wzięło to przekonanie o mesjanistycznej roli Rosji i o tym, jak zawsze była niewinną ofiarą, która musiała się bronić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, "Internat" to również świetna lektura, którą serdecznie polecam. A za "Drogą do niewolności" będę się rozglądać, bo czuję się szczerze zaintrygowany. Tym bardziej, że lekturę "Ukraińskiej nocy", po którą sięgnąłem za sprawą Twojej recenzji, wspominam b. dobrze :)

      Usuń
    2. "Droga do niewolności" jest rodzajem traktatu polityczno-historycznego opowiadającego o współczesności, nie tylko o Rosji, ale też o Stanach Zjednoczonych, co wydało mi się już mniej interesujące. O Ukrainie jest tu stosunkowo mało. Tak szczerze polecam pierwszą połowę, może dwie trzecie książki, gdzie autor analizuje putinowską Rosję.

      Usuń
    3. Dzięki za uwagi, mimo których w dalszym ciągu jestem zainteresowany całością :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)