Genki Kawamura
A gdyby tak ze świata zniknęły koty?
Ludzie ciągle próbują zdobyć coś dla siebie, nie dając nic w zamian, ale to zwyczajna kradzież. W takiej sytuacji zysk jednego oznacza stratę dla kogoś innego. Czyjeś szczęście jest budowane na czyjejś krzywdzie [1]. Co by było, gdyby faktycznie nasza rzeczywistość była taką właśnie siecią naczyń połączonym, tj. układem, w którym gwarantem naszego powodzenia jest strata bliźniego? Czy byliśmy w stanie dążyć do osiągnięcia wyznaczonych przez nas celów, mając świadomość, że nieuchronnym następstwem będzie szkoda wyrządzana innym? Jak wiele potrafilibyśmy poświęcić dla własnej korzyści? Oto pytania, przed którymi postawiony zostaje protagonista powieści A gdyby tak ze świata zniknęły koty? autorstwa Genkiego Kawamury, japońskiego pisarza, scenarzysty i producenta filmowego.
Głównym bohaterem, a zarazem pierwszoosobowym narratorem jest 30-letni listonosz, właściciel kota Kapustka, który w momencie rozpoczęcia dzieła dowiaduje się, że cierpi na bardzo poważną chorobę. Zdiagnozowany guz mózgu w zaawansowanym stadium jest na dobrą sprawę wyrokiem: Zostało mi najwyżej pół roku, ale równie dobrze mogłem nie przeżyć nawet tygodnia [2]. Wizja bliskiej i nieuchronnej śmierci stanowi bodziec do rozmyślań poświęconych temu, co warto by zrobić przed opuszczeniem ziemskiego padołu. Tyle, że umysł karmiony na co dzień kliszowymi hasłami i stereotypowymi wizjami okazuje się dziurawy niczym sito – kolejne pomysły przelatują przez głowę mężczyzny, który doskonale uświadamia sobie ich wtórność i miałkość. Kiedy wydaje się, że protagonista nie jest w stanie wymyślić niczego konstruktywnego, na scenie zjawia się diabeł proponujący iście faustowski pakt: jeden dodatkowy dzień życia za jedną rzecz na stałe usuniętą ze świata. Co oczywiste, z racji piekielnych proweniencji oferenta, w umowie znajduje się haczyk – przedmioty, które mają zniknąć wybiera diabeł i bynajmniej nie są one bezwartościowe.
Książka utrzymana jest w formie listu czy też testamentu. Bohater, o czym zostajemy uprzedzeni już na pierwszych stronach, relacjonuje jak wygląda ostatni tydzień jego egzystencji w świecie coraz uboższym w różnorakie obiekty. Co ciekawe to rugowanie bardziej niż ze stratą, kojarzy się z przemyślnym oczyszczaniem bądź porządkowaniem (Musiałem poświęcać coraz więcej, by dalej żyć. To wielka odpowiedzialność, ogromne ryzyko, stres i mnóstwo rozterek [3]). W miarę postępowania procesu eliminacji, protagonista uzmysławia sobie, że jego byt przesycony jest ogromem tylko pozornie niezbędnej do funkcjonowania materii, która w nadmiarze okazuje się złodziejem czegoś najcenniejszego, bo niemożliwego do odzyskania, tj. czasu: Im bardziej byłem pogrążony w wirze codziennych drobnostek, tym więcej umykało mi czasu potrzebnego na to, co rzeczywiście wartościowe [4]. Najjaskrawszym przykładem takiego zjawiska jest telefon, a w szczególności komórka, która po krótkich rozważaniach jawi się jako coś iście, nomen omen, diabelskiego: Komórki w zaledwie dwadzieścia lat od powstania przejęły kontrolę nad ludzkością. Gadżet, którego równie dobrze mogłoby nie być, stał się niezbędny i niezastąpiony. Wynajdując telefon komórkowy, człowiek wynalazł także niepokój powodowany przez brak telefonu [5]. Tym samym Kawamura sygnalizuje jak mocno człowiek uzależnia się od swoich wytworów, wynalezieniu których przyświeca przecież idea, by ułatwić codzienny żywot. Tymczasem każde udogodnienie posiada swoją cenę, która początkowo może być przystępna i akceptowalna, a która z czasem, po uwzględnieniu długofalowych skutków, może przyjąć horrendalne rozmiary.
Dygresjom materialnym, towarzyszą refleksje poświęcone duchowości, ze szczególnym uwzględnieniem kontaktów międzyludzkich. Japoński pisarz przypomina oczywistą na pozór prawdę, o której jednak zaskakująco często zdarza się nam zapominać, tzn., że miłość czy przyjaźń pozbawione należytej pielęgnacji, atencji i troski, stopniowo obumierają (Myśleliśmy, że relacja podtrzyma się sama, że nie musimy nic robić – i zanim nawet zdaliśmy sobie z tego sprawę, doszliśmy do punktu, z którego nie dało się wrócić [6]). A brak mocnych więzów z bliźnimi sprzyja izolacji i alienacji, które z kolei są doskonałymi katalizatorami dla egoizmu. A kiedy już nasza skorupka przesiąknie zapatrzeniem się w siebie i postrzeganiem świata przez pryzmat wyłącznie własnych kaprysów, to koło się zamyka, bowiem okazuje się, że permanentnie zatracamy umiejętność wchodzenia w głębsze interakcje z drugim człowiekiem.
Co ciekawe, egocentryzm wcale nie oznacza, że potrafimy zaspokajać własne potrzeby czy należycie troszczyć się o swoją higienę psychiczną, bowiem jako członkowie społeczeństwa, którego wyróżnikami są utylitaryzm i pośpiech, nakładamy na siebie jarzmo powinności i oczekiwań, wyznaczających rytm codziennej egzystencji i wypełniających ją w tak wielkim stopniu, że brakuje nam czasu na pielęgnowanie naszych pasji i poznawanie siebie. W rezultacie, gdy niespodziewanie obdarzeni zostajemy swobodą dysponowania nieograniczoną ilością wolnych chwil, bywa, że borykamy się z deficytem pomysłów, jak zapełnić tę wielką przestrzeń. Zamiast realizacji marzeń i pragnień, odwołujemy się do schematów i klisz, które mają niewiele wspólnego z naszymi rzeczywistymi potrzebami.
Wszystkie te obserwacji i twierdzenia, snute są przez protagonistę za pomocą zwięzłego i oszczędnego stylu. Ich adresatem, w jednakowym stopniu, jesteśmy zarówno my, jak i kot Kapustek. Przyjęta forma, oparta na prostocie i lakoniczności, jest bardzo dobrym założeniem, chociaż można mieć pewne zastrzeżenia, co do wykonania – zdania formułowane przez listonosza niejednokrotnie przywodzą na myśl sentencje rodem wyjęte z poradników dotyczących tego, jak akceptować siebie, żyć pełnią szczęścia, itd. Słowem, Kawamura niebezpiecznie balansuje na granicy banału i zdarza mu się tę granicę przekraczać, racząc nas truizmami i trywialnymi mądrościami. O wiele korzystniej wypadają liczne nawiązania do motywów filmowych, którymi gęsto usiano karty powieści. Jako, że bohater to autentyczny kinoman, jesteśmy raczeni tymi bardziej, jak i zdecydowanie mniej znanymi tytułami ze świata ruchomych obrazków, które udanie wkomponowują się w treść dzieła.
W efekcie, A gdyby tak ze świata zniknęły koty? to całkiem przyzwoita lektura, traktująca o śmierci, żałobie, godzeniu się ze stratą czy pojednywaniu się ze sobą samym jak i bliźnimi, z którymi przecież tak łatwo się poróżnić. Kawamura nie napisał niczego odkrywczego, niczym specjalnie nie zaskakuje, ale jego proza może być całkiem miłym i przyjemnym balsamem dla czytelników, którzy szukają ukojenia i pocieszenia. W innym wypadku, odczuwalny jest delikatny niedosyt.
Niejedna książka – chociażby „Na wschód od gór” Gutersona, „Oksana” Odojewskiego, „Śmierć pszczelarza” Gustafssona, „Błękitny zamek” Montgomery – zaczyna się od informacji, że bohater jest nieuleczalnie chory i ma przed sobą niewiele życia. Lubię sięgać po takie książki. A czy autor pisze również o cierpieniu fizycznym bohatera? Bo jeśli skupia się jedynie na produkowaniu złotych myśli i refleksji dotyczących telefonów komórkowych, to chyba po nią nie sięgnę. :)
OdpowiedzUsuńBogata lista, z której kiedyś mam nadzieję skorzystam :) Ja z tego typu lektur mogę polecić "Wyrok śmierci na życzenie" Masahiko Shimady (ta pozycja jest o tyle intrygująca, że główny bohater sam wyznacza sobie termin zgonu), "Osaczonego" Petru Popescu czy "Zabliźnione serca" Maxa Blechera.
UsuńCo do cierpienia fizycznego, to opisy pojawiają się sporadycznie. Zdecydowanie więcej jest aforyzmów :)
Sama koncepcja książki wydaje mi się bardzo ciekawa, ale rzeczywiście nadmiar aforyzmów może nieco zniechęcać. Jako miłośniczka kotów pewnie kiedyś po nią sięgnę. Ciekawe, jak "A gdyby tak ze świata zniknęły koty?" wygląda w zestawieniu z "Kronikami kota podróżnika" Hiro Arikawy? "Kroniki", powiem szczerze, wzruszyły mnie, a temat utraty bliskiej osoby ukazany został ukazany z nieco innej strony...
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem "A gdyby ze świata zniknęły koty?" jest na bardzo zbliżonym poziomie do "Kronik kota podróżnika". Czyli nie jest to wybitna literatura, niezbyt oryginalna, ale w pewnych okolicznościach jej lektura może przynieść ukojenie i wycieszenie. U Kawamury mocno zaakcentowana zostaje ulotność człowieczego istnienia, w obliczu której jakiekolwiek spory czy kłótnie wydają się niezwykle miałkie i wtórne, z czego płynie wniosek, że należy dbać o relacje z najbliższymi i nie zrażać się czymś, co może nas chwilowo poróżnić :)
UsuńNajpierw musiałam sprawdzić, czy przypadkiem autorem książki nie jest Haruki Murakami. Bo mam wrażenie, że taki pomysł na fabułę mógłby pojawić się równie dobrze w głowie tego pisarza. Szkoda tylko, że książka jest tak lakoniczna. Wprawdzie cenię sobie oszczędny styl, podziwiam takich pisarzy, którzy potrafią wyrazić wiele, bez nadmiaru słów. Z tego co jednak piszesz, chwilami pojawiał się niedosyt.
OdpowiedzUsuńW moim odczuciu Murakami zdecydowanie lepiej zaciera granicę pomiędzy tym, co realne, a tym, co zdaje się istnieć jedynie w świecie ułudy, fantazji, snu. No ale można powiedzieć, że ów pisarz wprawia się w tym aspekcie od lat :)
UsuńA co do Kawamury to zabrakło mi ikry - fabuła jest raczej prosta, styl oszczędny, przemyślenia i refleksje może i cenne, ale nieszczególnie oryginalne. I chyba z tego wynika największy niedosyt - lektura może przynieść pozytywne emocje, ale które są niezwykle ulotne. Po odłożeniu książki, niemal z miejsca się o niej zapomina.