Iris Murdoch
Zielony Rycerz
Przyjmując założenie, że istoty ludzkie powoływane do istnienia w wyobraźni pisarzy i pisarek są zdolne do doświadczania takich samych czy choćby zbliżonych bodźców, jakie są naszym udziałem, trzeba by uznać, że Iris Murdoch (1919 – 1999), anglo-irlandzka literatka i filozofka, to demiurg równie ciekawski, co bezwzględny, by nie rzec złośliwy. Murdoch uwielbia bowiem umieszczać kreowanych przez siebie protagonistów w sytuacjach niewygodnych, nietypowych czy niekomfortowych. Ich egzystencja zdaje się biec ustalonymi i prostymi torami, aż nagle, niczym grom z jasnego nieba, spada na nich nieszczęście tudzież zdarzenie na tyle niespodziewane i zaskakujące, że budowany latami ład rozpada się w puch. Tym samym Murdoch zyskuje okazję, by obserwować zachowania ludzkie w okolicznościach ekstremalnych, kiedy to człowiecza dusza obnażona zostaje z wszelkich szat, za jakimi na co dzień się skrywa. Jedną z książek napisanych wg tego schematu jest Zielony Rycerz.
Akcja powieści rozpoczyna się od bardzo mocnego akcentu. Oto codzienność grupy londyńskich przyjaciół zostaje bezceremonialnie wyrzucona z kolein rutyny, kiedy to jeden z nich, historyk i erudyta stroniący od ludzkiej ciżby, Lucas Graffe zostaje napadnięty i działając w obronie własnej zabija napastnika. Sprawa w sądzie zdaje się co prawda zmierzać do w miarę szczęśliwego zakończenia, tj. uznania Lucasa niewinnym, tyle, że w trakcie trwania procesu mężczyzna przepada jak kamień w wodę. Zniknięcie Lucasa zbiega się z innymi niefortunnymi przypadkami w efekcie czego, niemal każda z postaci, która pojawia się na kartach utworu, mierzy się z wyrokami kapryśnej fortuny i uświadamia sobie (…) jak olbrzymią rolę odgrywa w życiu ludzkim przypadek [1].
W Zielonym Rycerzu, podobnie w jak innych płodach Murdoch, mamy do czynienia z galerią oryginalnych postaci: abnegat nowicjusz, wyrzekający się dotychczasowej egzystencji, planujący wstąpienie do zakonu; odludek przejawiający tendencje do znikania; wkraczająca w pełnoletniość osoba świadomie rezygnująca z uciech młodości bądź lękająca się dorosłości, która kojarzy się z brutalnością i zamętem; osobnik z magnetyczną osobowością wywierający ogromny wpływ na otaczających go przyjaciół; duchowy przywódca; poszukiwacz Absolutu; przedstawiciele inteligencji przedkładający deliberacje, rozmyślania i analizy ponad realne i zdecydowane działania czy osoby zdolne do przeżywania skrajnych namiętności i łatwo popadające w afektację, to coś, do czego przyzwyczajeni są czytelnicy regularnie obcujący z prozą anglo-irlandzkiej pisarki. Owa mnogość niezwykłych charakterów, pomiędzy którymi zachodzi szereg interakcji, służy autorce do uzmysłowienia faktu, jak zagadkową i tajemniczą istotą jest człowiek oraz jak wiele czynników, które mniej lub bardziej sobie uświadamiamy, wpływają na podejmowane przez nas wybory i decyzje. Zaskakujące i nieoczekiwane okoliczności okazują się drwić sobie z naszych przekonań na temat własnej osoby – dopiero przewrotny los daje nam sposobność, by pozbyć się złudzeń co do nas samych.
W Zielonym Rycerzu nie brakuje również wątku związanego z nietzschowską koncepcją martwego Boga (Gott ist tot), tak chętnie poruszanego w twórczości Murdoch – tutaj zostaje on zaakcentowany przez trzecioplanową postać ojca Damiena, duchownego prowadzącego korespondencję z jednym z bohaterów, który w pewnym momencie uświadamia sobie utratę wiary w Najwyższego. Autorka sygnalizuje, że współczesna ludzkość usiłuje wypełnić pustkę, jaka pozostaje po usunięciu ze swojego światopoglądu imperatywu tej kategorii, co Bóg, ale działanie to nie zawsze kończy się sukcesem (Nasza historia wkrótce dobiegnie końca. A skoro Bóg umarł, wreszcie możemy stanąć oko w oko z prawdą. Tak, prawda pozostanie, ale nie na długo. Jakkolwiek by było, jesteśmy niczym, a to, co robimy, nie ma znaczenia [2]). Uzyskana wolność nierzadko jest problematyczna, bowiem nie wiadomo, co z nią począć, z racji czego ogarnięci jesteśmy (…) znużeniem, nudą i lękiem (…) [3]. Dopiero otwarcie się na bliźniego i dostrzeżenie jego potrzeb może przynieść ukojenie i poczucie sensu. W tym kontekście istotny jest powtarzający się w dorobku Murdoch motyw aniołów, rozumianych nie jako boskich posłańców, a raczej człowieczych opiekunów – co istotnie, nie są to istotne nieziemskie, bo w ich role wcielają się inni ludzie.
Nie mniej charakterystycznym elementem warsztatu Murdoch jest ukazywanie ludzkiej egzystencji jako wielkiego spektaklu i nie inaczej jest w Zielonym Rycerzu. Z jednej strony protagoniści, jacy pojawiają się na łamach dzieła, ze swoim afektowanym zachowaniem kojarzą nam się z aktorami (łatwo dostrzec (…) tę sztuczność pełną blichtru i nieustanne zmiany [4]), z drugiej zaś w tekście co rusz natykamy się na odniesienia do teatru: Nagle w innym punkcie ludzkiego teatru, tej wielkiej szachownicy istnienia, jego obecność stała się niezbędna [5]; Chcieli teatru, więc będą mieli teatr. To było jego misterium i on będzie je reżyserował [6]; Wszyscy ci ludzie, którzy się tu schodzili od rana, to prawdziwa scena zbiorowa w teatrze… [7]; To tak, jakby człowiek zawsze znajdował się na scenie [8]. Murdoch ani przez chwilę nie pozwala nam zapomnieć, że ludzki żywot to nieustanna gra, maski i trzymanie się ustalonej konwencji.
Co ciekawe dzieło Murdoch można uznać za wariację na temat średniowiecznego poematu nawiązującego do legend arturiańskich pt. Pan Gawen i Zielony Rycerz. Zabieg ten jest o tyle interesujący, że pod koniec przedostatniego rozdziału książki jeden z bohaterów uzmysławia sobie, że zdarzenia, jakie stały się jego udziałem zdradzają pewne podobieństwo do wspomnianego eposu. W rezultacie mamy do czynienia z autoanalizą dzieła literackiego, która dla miłośników wszelakiej maści eksperymentów powinna stanowić nie lada gratkę.
W konsekwencji Zielony Rycerz to jeszcze jedno bardzo udane dzieło Iris Murdoch. Autorka stawia na sprawdzone rozwiązania, racząc czytelnika znaną mieszanką filozofii, miłości i religii, która okraszona zostaje rozbudowanymi portretami psychologicznymi. Czytelnicy, którzy znają i cenię pióro tej anglo-irlandzkiej artystki nie powinni czuć się rozczarowani, bowiem przyjdzie im spotkać się z tym, do czego mocno przywykli i za co polubili artystkę.
Ambrose
[1] Iris Murdoch, Zielony Rycerz, przeł. Małgorzata Tyszowiecka, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 1996, s. 228
[2] Tamże, s. 310 – 311
[3] Tamże, s. 317
[4] Tamże, s. 36
[5] Tamże, s. 297
[6] Tamże, s. 341
[7] Tamże, s. 497
[8] Tamże, s. 51
Tak dawno mnie tutaj nie było, więc nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo mi tego pisania brakowało. Zaintrygowałeś mnie tą autorką, będę miała jej nazwisko na uwadze przy kolejnych bibliotecznych wyborach. Ostatnio tak mnie wciągnęło w reportaże, że ciężko czasem odnaleźć mi się w powieści.
OdpowiedzUsuńO proszę, bardzo miło czytać takie stwierdzenia ;) A prozę Murdoch szczerze polecam, przy czym przestrzegam, że jej styl jest b. specyficzny - autorka lubi przyozdabiać swoje książki melodramatyczną otoczką, pod którą skrywają się ciekawe, filozoficzne rozważania.
UsuńA co do reportaży, to ja jak na razie jakoś nie mogę się z nimi zaprzyjaźnić. Nie unikam, ale sięgam sporadycznie. No ale każdy z nas jest innym czytelnikiem/czytelniczką i ta różnorodność jest czymś wspaniałym :)
Motyw zaginięcia jednego z bohaterów pojawia się też w „Dylemacie Jacksona” – tam znika panna młoda. :)
OdpowiedzUsuńOdniosę się do tego, co napisałeś w pierwszym akapicie. Z tego, co wiem, umieszczanie postaci w trudnych sytuacjach jest jedną z najważniejszych zasad pisania powieści. Jeśli czytelnik odniesie wrażenie, że życie bohatera nie jest skomplikowane, że bohaterowi nic nie grozi, może uznać książkę za nudną i statyczną, a tym samym niezasługującą na czytanie.
Ha, "Dylemat Jacksona" czytałem przed "Zielonym Rycerzem" i bardzo dobrze wspominam lekturę tej książki.
UsuńNo tak, racja. Obserwacja reakcji bohatera/ki w sytuacji nietypowej, to sól literatury. Ale przyznać trzeba, że jedni pisarze/ki raczą nas ciekawymi obserwacjami i głębokimi portretami psychologicznymi, a innym ta sztuka wychodzi trochę gorzej. Murdoch zdecydowanie zaliczyłbym do pierwszej grupy ;)