Jorge Ibargüengoitia
Zabite
Człowiek, oceniany przez pryzmat ziemskich standardów, to istota niezwykła. Wykształcona w toku trwającej miliony lat ewolucji wyobraźnia pozwala nam na dokonywanie spektakularnych czynów - wzniesienie się w powietrze, opuszczenie ziemskiej orbity, zanurzenie się w najciemniejszych morskich głębinach, błyskawiczne przemieszczanie się to tylko część z licznych osiągnięć, jakimi może poszczycić się rodzaj ludzki. Ale zdolność myślenia abstrakcyjnego i kreatywność wykorzystywane są również do mniej szlachetnych celów, z racji czego człowiek to jedno z najniebezpieczniejszych i najokrutniejszych stworzeń. O tym jak bardzo niemiły dla swojego bliźniego może być ludzki osobnik przekonają się czytelnicy, którzy postanowią sięgnąć po książkę Zabite, autorstwa Jorge Ibargüengoitii (1928 - 1983), meksykańskiego powieściopisarza i dramaturga. Utwór z 1977 roku dopiero niedawno doczekał się polskiego przekładu, kiedy to w 2015 roku został wydany przez oficynę Universitas w ramach serii Las Américas. Nieznana klasyka literatury latynoskiej, której redaktorem jest Tomasz Pindel.
Kanwą, na której Ibargüengoitia utkał fabułę swojego utworu są autentyczne wydarzenia z lat 50-tych i 60-tych XX wieku, jakie miały miejsce w stanie Guanajuato w Meksyku. W prowincjonalnym miasteczku 4 siostry prowadzą dom publiczny, mimo iż prostytucja formalnie jest nielegalna. Stręczycielstwo okazuje się przy tym najmniejszym wykroczeniem, jakiego dopuszcza się rodzeństwo. Kobiety zdobywają siłę roboczą poprzez handel ludźmi czy porwania, nierzadko werbując na swoje pracownice nastoletnie dziewczynki. Wobec opornych czy nie dość zaradnych pracownic stosowany jest szeroki wachlarz kar, począwszy od przemocy fizycznej, poprzez głodzenie, a na mordach skończywszy. Wszelkie przejawy buntu są brutalnie tłamszone, chociaż ofiarami padają nie tylko oporne prostytutki. Śmierć ponoszą także te, które zostają uznane za zbyt stare czy niezdolne do dalszej, efektywnej pracy, czyli - z biznesowego punktu widzenia - nieprzydatne. Zabijane są również dzieci prostytutek. Cały proceder trwa latami, dopóki jedna z pokrzywdzonych nie zgłasza sprawy na policji w 1964 roku. Bilans działalności sióstr jest przerażający - oficjalnie potwierdzono zgładzenie 91 osób, chociaż przyjmuje się, że liczba zgonów mogła być znacznie większa.
To właśnie ta krwawa i makabryczna historia staje się inspiracją dla Jorge Ibargüengoitii, który jednak swoje dzieło komponuje z mniej barbarzyńskich składników. Jego bohaterkami są 2 siostry, Serafina i Arcangela Balardo, które prowadzą kilka przybytków rozkoszy. Literackie protagonistki nie są przy tym tak przerażające i okrutne jak ich odpowiedniczki - siostry Balardo mają na swoim sumieniu znacznie mniej istnień ludzkich, a i większość zbrodni dokonywana jest niejako z przypadku, na skutek nieszczęśliwego wypadku, czy poprzez złą fortunę. Można odnieść wrażenie, że za tym uczłowieczeniem potworów kryje ogromna rozwaga Ibargüengoitii, który musiał także doskonale zdawać sobie sprawę, jak wygląda proces tworzenia mitu. Mówiąc mniej oględnie, kiedy już ludzki ogół przypnie danemu osobnikowi łatkę bezwzględnego mordercy, to mniej lub bardziej świadomie dąży się do tego, by portret takiego delikwenta odpowiadał wyobrażeniom, jakie mamy na temat tego typu oprawców. Tymczasem dzięki Ibargüengoitii przekonujemy się, że za uczynkami złymi i obrzydliwymi niekoniecznie musi kryć się szaleńcza żądza mordu. Meksykanin przypomina nam niewygodną prawdę, że przestępstwa bardzo często popełniają zwykli ludzi, których na ścieżkę występku popychają okoliczności - w sytuacjach ekstremalnych, w których nie jesteśmy w stanie użyć sprawdzonych wzorców zachowań, kiedy wybory trzeba podejmować błyskawicznie, działając chaotycznie i zdając się na odruchy, bardzo łatwo jest o zrobienie rzeczy nieodwracalnych i ostatecznych.
Siłą prozy Ibargüengoitii jest skoncentrowanie się na tym, jak powstają owe uwarunkowania, pod wpływem których tak łatwo jest zapomnieć o moralności i zdać się na wartki nurt zdarzeń prowadzących do stopniowej dehumanizacji. W tym kontekście Zabite to bardzo surowa krytyka meksykańskiego społeczeństwa oraz aparatu państwowego. Ibargüengoitia z jednej strony sygnalizuje wszechobecną korupcję, nepotyzm i kolesiostwo, z drugiej zaś odnotowuje porażającą znieczulicę, która jest wypadkową biedy, poczucia krzywdy i braku perspektyw na poprawę kiepskiego położenia. W rezultacie Meksyk, jaki odmalowuje przed nami autor to kraj, w którym wszechobecna jest świętoszkowatość, a jednocześnie matki z głębokiej prowincji sprzedają swoje córki do burdeli, ojcowie i porządni kawalerowie zaspokajają swoje seksualne potrzeby w burdelach, zaś urzędnicy państwowi odwiedzają owe burdele, nawet wtedy, gdy prostytucja i stręczycielstwo zostają zakazane. Wymowne jest przy tym stwierdzenie, że wprowadzenie ustawy zabraniającej uprawiania nierządu w jednym tylko stanie (...) zupełnie niespodziewanie, dotknęło około trzydziestu tysięcy osób, których źródło dochodu związane było pośrednio lub bezpośrednio z prostytucją, władze miejskie, których przychody z podatków pochodziły w trzydziestu czy czterdziestu procentach z opłat pochodzących od domów publicznych, oraz setki urzędników biorących łapówki od stręczycieli [1]. W ten sposób Jorge Ibargüengoitia zdaje się pytać jak ludzie, tak wymownie przyczyniający się do tego, że kobiety traktowane są przedmiotowo, mogą być zaskoczeni, że w ich prowincji dochodzi do feralnych wypadków, których ofiarami padają prostytutki. Meksykanin po mistrzowsku obnaża obłudę i hipokryzję ludzkiej ciżby, która wręcz potrzebuje wszelakiej maści monstrów , bo to dzięki nim można skanalizować swój gniew i uciszyć wyrzuty sumienia - potwory są tak niezbędne, że jeśli żadnego nie ma na podorędziu, to trzeba je stworzyć, bowiem można obarczyć je odpowiedzialnością za wszelkie krzywdy i złe uczynki.
Warto przy tym odnotować formę, w jakiej utrzymane jest dzieło. Zabite meksykańskiego pisarza to quasi-reportaż. Styl, jakim operuje autor jest suchy i lakoniczny. Najważniejsza wydaje się precyzja i pieczołowite odtworzenie opisywanych wydarzeń, ale bez drastycznych detali. Natomiast jeśli dobrze przyjrzeć się poszczególnym zdaniom, można dostrzec subtelne nutki ironii i kpiny, jakie w swoim pisarstwie przemyca Ibargüengoitia. Meksykanin wbija szpilki opieszałej biurokracji czy mieszkańcom, wśród których powszechna jest dwulicowość (Po spisaniu zeznań, zatwierdzeniu ich i podpisaniu funkcjonariusz zastosował się do zwyczajowej procedury, czyli złożył raport swoim przełożonym, wskazał domniemaną sprawczynię i zwrócił się z wnioskiem do prokuratora stanu Mezcala, by ten zwrócił się do prokuratora stanu Plan de Abajo, żeby ten z kolei zwrócił się do przedstawiciela Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Pedrones, by ten zwrócił się do komendanta miejscowej policji, by ów dokonał zatrzymania pani Serafiny Balardo i postawił ją w stan oskarżenia w związku z przedstawionymi zarzutami [2]; Przysięgam, że jestem ateistą, ale wrażenie było tak nieprzyjemne, że się przeżegnałem [3]). Warto jeszcze odnotować, że na książkę składają się przede wszystkim zeznania i relacje świadków. Poznajemy fragmenty przesłuchań, nierzadko otrzymując zupełnie sprzeczne ze sobą obrazy tych samych sytuacji, stąd narrator często posuwa się do snucia przypuszczeń i domniemywań. Tym samym Ibargüengoitia bardzo umiejętnie pokazuje, że nagie fakty są nie tylko pudrowane przez ludzi wstydzących się swoich czynów, ale i zabarwiane poprzez emocje oraz zniekształcane przez upływający czas, który sprawia, że wspomnienia blakną i przyjmują coraz mniej wyraźne kontury.
Wypadkową wymienionych elementów jest bardzo specyficzna książka. W warstwie najbardziej powierzchownej można odczytywać ją jako intrygujący i celny quasi-reportaż, cechujący się niemal perfekcyjną bezstronnością, w którym z kronikarską dokładnością odtwarzane są zajścia prowadzące do nieuchronnej tragedii. Jeśli jednak sięgnąć głębiej, oczom czytelnika ukazuje się wspaniale skomponowane literacie dzieło o starannie przemyślanej strukturze, które uzmysławia nam, że zło rzadko kiedy jest sprawą indywidualną. Utwór równie piękny, co wstrząsający, zdecydowanie godny polecenia!
----------------------------------------------
[1] Jorge Ibargüengoitia, Zabite, przeł. Tomasz Pindel, Wydawnictwo Universitas, Kraków 2015, s. 58 - 59
[2] Tamże, s. 12 - 13
[3] Tamże, s. 111
Najpierw przeczytałam "Zabite". Potem przeczytałam o historii, która zainspirowała autora do napisania książki. I wtedy uderzyło mnie, jak przewrotnie autor zabawia się z odczuciami czytelnika. Jak subtelnie tego kota ogonem odwraca. Zostaje w pamięci.
OdpowiedzUsuńHa, przyznaję, że właśnie tym, o czym wspominasz autor ujął mnie najbardziej. Ale czas pokazał, że takie zabieg był b. trafny, bo dzieło zyskało uniwersalną wymowę.
UsuńPrzypomniały mi się dzieła Mario Vargasa Llosy - "Pantaleon i wizytantki" i "Zielony dom" - w centrum uwagi pisarza znalazły sie również domy publiczne. Oczywiście był to tylko pretekst to pokazania szerszego kontekstu społecznego - władzy, polityki, kolonizacji Indian, systemu wojskowego wraz z ich absurdami, wypaczeniami, degeneracją. Proza Ibargüengoitia (nie mogę sobie wyobrazić jak wymawia się nazwisko pisarza!) wydaje się być równie intrygująca, choć zapewne napisana w całkowicie odmienny sposób.
OdpowiedzUsuńObie książki czytałem (w trakcie studiów, gdy przez rok pracowałem na pół etatu w Empiku przeżywałem fascynację pisarstwem Llosy), ale przyznaję, że za mało je pamiętam, by pokusić się o rzetelne porównanie stylu obu pisarzy. Ale o ile tematyka jest zbliżona, to na tyle, na ile kojarzę, Llosa preferuje b. eksperymentalną formę - przeplatające się narracje i wydarzenia to coś, co utkwiło mi w pamięci. Ha, a co do wymowy nazwiska, to może jest to odpowiednik naszego Brzęczyszczykiewicza ;)
Usuń„Śledztwo” było powieścią krwawą, poruszającą temat zbrodni. Widzę, że kolejna pozycja z tej serii jest podobna :) Zastanawiam się, dlaczego te książki nie zostały u nas wydane wtedy, kiedy trwał boom na literaturę latynoamerykańską. Może dlatego, że nie zawierają elementów realizmu magicznego i są w jakiś sposób podobne do europejskich?
OdpowiedzUsuńRedaktor serii Tomasz Pindel chyba także mocno głowił się nad tym zagadnieniem, ale zamiast konkretnej odpowiedzi uraczył nas intrygującymi tytułami. Hm..., a Twoje wyjaśnienie z brakiem realizmu magicznego brzmi ciekawie ;)
Usuń