Większość ludzi poszukuje wiary. Wiara zwalnia od bólu myślenia, roztrząsania możliwych konsekwencji i dylematów moralnych, ułatwia podejmowanie decyzji. Ceną za to jest zniewolenie, na które się godzimy, gdy inny człowiek obleczony w autorytet instytucji (religijnej, państwowej czy innej) lub naszej własnej wiary mówi nam, co mamy robić. Człowiek, któremu zawierzamy, iż jest godny tej wiary, że nie kieruje się motywami odmiennymi od deklarowanych, któremu wierzymy, iż jest dobry. Dziś chciałem Wam przybliżyć pewien przykład pokazujący, że KAŻDY komu zawierzymy, wcześniej czy później może okazać się kłamcą i zobaczymy to jasno, o ile tylko będziemy mieli odwagę patrzeć. Pewnie się zdziwicie, ale tym razem nie będzie o religii, a o... Polsce.
Całą młodość spędziłem nad polskim morzem, więc aż do obrzydzenia opatrzyły mi się tablice o treści
Chodzenie po lesie i wydmach, niszczenie roślinności, płotków faszynowych, zdejmowanie chrustu z wydm oraz rozniecanie ognia na plaży, na wydmach i w lesie pod karą zabronione. Urząd Morski w...
lub podobnej.
I dzisiaj także je ujrzycie gdziekolwiek się znajdziecie nad polskim Bałtykiem. W tę „ochronę wydm” zaangażowane jest całe mnóstwo autorytetów, od pojedynczych ludzi, naukowców i ekologów, przez organizacje i instytucje, aż po samo Państwo Polskie, które w kodeksie wykroczeń w Art. 81 przewidziało cały szereg sankcji za „niszczenie wydm” od chodzenia po nich lub przebywania na nich poczynając, a na niszczeniu umocnień brzegowych kończąc. Już sama analiza taryfikatora wskazuje na to, że coś tu nie gra, gdyż za przebywanie na wydmach (na przykład za potrzebą), od czego wydmy na pewno nie ubędzie, grozi grzywna 50 zł, a za niszczenie wydmy („niszczenie roślinności ochronnej na brzegach wód morskich i śródlądowych”) kara wynosi aż... 100zł(!). Niby dwa razy więcej, ale nominalnie tyle co nic, a mamy tu przecież różnicę pomiędzy wykroczeniem formalnym a faktycznym niszczeniem obiektów o wielkiej podobno wartości, randze i znaczeniu.
Że całe to dbanie o wydmy, to tylko bujda na resorach pokazująca zaangażowanie w ekologię i wydmiarstwo państwa oraz całej jego społecznej drabinki w dół, najlepiej i czarno na białym można zobaczyć w Świnoujściu i to nawet bez udawania się do tego „uzdrowiska”. Wystarczy spojrzeć na mapy w internecie.
Nie tak dawno pasm wydm (wydmy brunatne porośnięte nadmorskim borem sosnowym) zaczynały się po północnej stronie promenady i przechodziły potem w wydmy szare, potem białe i na końcu w samą plażę. Jedynymi dozwolonymi ciągami komunikacyjnymi prostopadłymi do linii brzegowej były wytyczone, wyraźnie wejścia na plażę. Pomiędzy plażą a promenadą nie było żadnego(!) szlaku komunikacyjnego równoległego do linii brzegowej. Krótko mówiąc, za samo szwendanie się pomiędzy promenadą a plażą można było wyłapać mandacik, bo to szkodliwe i nieekologiczne. Wszelkie prace, zwłaszcza budowlane, wszelkie inwestycje, oczywiście też w tym pasie były bezwarunkowo zakazane.
Gdy dziś spojrzycie na Świnoujście z lotu ptaka (albo z googla), to zobaczycie, że z dawnego pięknego boru sosnowego na północ od promenady (czyli w kierunku od niej do plaży) pełnego cudownych, nigdzie nie spotykanych drzew o fantastycznych, niepowtarzalnych kształtach, nie zostało prawie nic. Połowa szerokości pasa wydmy brunatnej już poszła pod zabudowę, a miejscami nawet ¾(!), przez co zabudowa prawie dotyka wąskiego pasma wydmy szarej. Mało tego – nad wydmą białą, najbardziej wrażliwą, na której nawet siusiu nie wolno, puszczono szeroką kładkę spacerową biegnącą równolegle do plaży, która nie tylko zakłóca naturalną ewolucję wydmy, ale jej budowa na pewno była dużo bardziej szkodliwa niż incydentalny spacerek za potrzebą. Czemu nie puszczono jej nad plażą, która i tak co roku jest o pół metra szersza? Chyba łatwo się domyślić? Kasa! I tendencja ta coraz bardziej się nasila; wciąż widać w tym pasie coraz to nowe inwestycje i budowy.
Zwróćcie uwagę – był i jest w kodeksie wykroczeń przepis zabraniający na wydmach wszystkiego od zwykłego wejścia poczynając, a mimo tego każdy stojący w hierarchii niżej niż Państwo chciał się pokazać jako zaangażowany w jedynie słuszną opcję jaką była ochrona wydm. Działały instytucje (Urząd Morski, konserwator przyrody, urząd miasta), organizacje i pojedynczy ludzie. A teraz nagle, bez żadnego wyjaśnienia, okazało się, że na tym terenie można nie tylko chodzić, nie tylko niszczyć, ale i budować. I to nie byle co, tylko wielkie hotele i „atrakcje”, które będą generować ruch również na tych resztkach wydmy, które jeszcze pozostały.
Sytuacja z wydmami to konkretny przykład, który każe sobie postawić pytanie – czy można wierzyć komuś, kto nagle, bez żadnego uzasadnienia, zaprzecza wartościom i prawom, których wcześniej bronił do upadłego? Czy można wierzyć takiemu państwu? Państwu, które jest gotowe sprzedać wszystkich i wszystko za przysłowiowe grosze? Państwu, naukowcom, ekologom, urzędnikom...? Wszyscy do ostatniej chwili przed twierdzili, że wydmy to nasze być albo nie być, a potem nagle okazało się, że nie są one nawet godne wyjaśnienia, dlaczego już nie są takie ważne.
Oczywiście to felietonik dla tych, którzy wierzą, bo ci, którzy nie wierzą, wiedzą to wszystko od dawna...
Wasz Andrew
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)