Dom i jego głowa
Ivy Compton-Burnett
Tytuł oryginału: A House and Its Head
Tłumaczenie: Jolanta Kozak
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Nowy Kanon
Liczba stron: 320
Och, ironio, droga kapłanko
przeciwieństw, wszechwładna królowo zamierzonych niezgodności, pocieszycielko strapionych,
pozwólże się ujarzmić i naucz nas, nędznych ludzi o trwożliwych sercach i
słabowitych umysłach, władać Tobą z wprawą, która przystoi Twej wyjątkowości! A
jeśli uważasz za rzecz niegodną, byś musiała zniżyć się do naszego poziomu
retorycznych abnegatów, wskażże nam chociaż kogoś, kto mógłby być naszym
nauczycielem w tej niełatwej, ale jakże zaszczytnej materii. O ironio…! ? … ?
Słucham? … Żeby się zamknąć? Tzn. zamilknąć? … Ivy Compton-Burnett? Dom i jego głowa? Chwalcie Pana, bo jest
dobry!
Dom i jego głowa, powieść autorstwa brytyjskiej powieściopisarki
Ivy Compton-Burnett (1884 – 1969), to rzecz literacko nietypowa, a przy tym
cudowna. To książka śliska niczym węgorz – trudno pochwycić ją w karby słów i
jednoznacznie oddać jej wyjątkowość. To rodzaj szarady – autorka pogrywa sobie
z czytelniczymi oczekiwaniami, zabawia się schematami, balansuje na krawędzi
kiczu, sięga po rozwiązania pozornie wtórne i schematyczne. Rezultatem jest
wspaniała mozaika, która dla nas odbiorców może stanowić piękną lekcję na temat
posługiwania się ironią.
Wydany po raz pierwszy w 1935
roku utwór, zgodnie z tytułem, traktuje o losach pewnego domostwa i panujących w
nim relacji. Akcja osadzona jest w epoce wiktoriańskiej, a jej miejscem jest
anonimowa, prowincjonalna osada. W owej mieścinie swój żywot wiodą
Edgeworthowie. Głową familii jest Duncan, despota i tyran z wprawą zdradzającą
długoletnie doświadczenie narzucający swoją wolę innym. Małżonka Ellen to
uległa kobieta, całkowicie podporządkowana mężowi. W nie lepszym położeniu
znajduje się pełnoletnia młodzież – dwie córki oraz bratanek również nie
potrafią przeciwstawić się bezwzględnemu panowaniu Duncana. Wszyscy wegetują w
rytmie naznaczonym rutyną i obowiązkiem – dbają o kontakty towarzyskie,
troszczą się o swoje życie religijne, pieczołowicie pielęgnują wymagane
konwenanse. Tyle, że na kolorowym obrazku pojawia się rysa. Pani domu umiera, a
Duncan ponownie żeni się. Wybranką serca jest młoda kobieta w wieku córek
Edgheworthów. Pojawienie się na scenie nowej osoby okazuje się bodźcem do
uruchomienia łańcucha zdarzeń, za sprawą których moralny brud i brzydota,
dotychczas całkiem zgrabnie skrywane, wypływają na światło dzienne.
Dom i jego głowa to książka, która już od pierwszych stron przykuwa
czytelniczą uwagę z racji stylu, w jakim jest utrzymana. Dzieło Compton-Burnett
to proza, na którą składają się przede wszystkim partie dialogowe. Opisy
zredukowane zostają do absolutnego minimum i służą głównie do nakreślenia tła
danej sytuacji – narrator informuje nas jedynie o tym, która z postaci zabiera
aktualnie głos oraz jaka mowa ciała temu towarzyszy. Znaczenie mają wykonywane
gesty, ruchy oraz mimika, ale na boczny tor odstawiona zostaje sceneria. Równie
ciekawym zabiegiem jest decyzja, by o zachodzących zdarzeniach czytelnik
dowiadywał się poprzez wypowiedzi poszczególnych protagonistów, które – jak
szybko się przekonujemy – nierzadko mocno się od siebie różnią. Nie mniej
intrygujący jest sposób, w jaki bohaterowie się ze sobą komunikują, czy raczej,
w jaki wygłaszają swoje kwestie – każde zdanie nafaszerowane jest egzaltacją,
nadmierną liczbą ozdobników i przesadną elokwencją. Te kwieciste rozmowy są
niczym słowne potyczki, w których interlokutorzy po mistrzowsku operują ironią,
zgryźliwościami i drwiną. W rezultacie Dom
i jego głowa przywodzi na myśl teatralny spektakl, którego motywem
pozostaje toksyczność międzyludzkich relacji, gdy te oparte są na pozorach i
kłamstwie.
Co ciekawe wrażenie, że obcujemy
z aktorską grą jest wzmacniane przez wzmianki, które regularnie pojawiają się
na kartach powieści – co rusz czytamy mniej lub bardziej zawoalowane aluzje
nawiązujące do scenicznych występów: Podążyła
rezolutnie za Gretchen swobodnym krokiem, poruszając nieznacznie ustami, gdyż
ćwiczyła tekst wypowiedzi [1]; (…) brat uśmiechnął się na użytek tych, którzy akurat na niego patrzyli
[2]; (…) wyniosłość Duncana przybrała maskę osobistego zaniepokojenia [3]; (…) tak nawykła do odgrywanej przez siebie postaci, że utożsamiała ją z
własną osobą [4];
Ostatnie dni dają powody do zawahań,
proszę pani, lecz naszą powinnością jest odegrać w nich swoją rolę [5]; (…) sam w sobie jesteś figurą drugorzędną [6]. Role, maski, kwestie do
wygłoszenia, pierwszo- bądź drugoplanowość – Ivy Compton-Burnett nie pozwala
choćby na moment zapomnieć czytelnikowi, że jej bohaterowie biorą udział w
wielkim przedstawieniu.
Wydaje się, że owa sceniczność książkowej materii ma
podkreślić fakt, że człowiecza egzystencja to nierzadko taka właśnie teatralna
gra – jako ludzka jednostka, która tkwi w społecznej masie, zmuszeni jesteśmy
przestrzegać wielu reguł, rytuałów i zasad, a to nierzadko wiąże się z
przywdziewaniem najróżniejszych oblicz, w zależności od okoliczności i
otoczenia. W rezultacie, w mniejszym bądź większym stopniu, każdy z nas jest
ubezwłasnowolniony przez powinności czy cudze oczekiwania – przed upupieniem nie sposób uciec, a
najbardziej gargantuiczne rozmiary zdaje się ono przyjmować w rodzinie. Jest to
o tyle ciekawie, że pozornie – jako grono najbliższych sobie osób,
przebywających ze sobą przez długie lata – krewni powinni znać się najlepiej,
tymczasem niekiedy zadowalamy się wyłącznie powierzchowną warstwą cudzej
osobowości. W niewiele lepszym świetle prezentują się towarzyskie kontakty –
Compton-Burnett uświadamia nam, że wiele podejmowanych przez nas akcji i
działań podyktowanych jest (…) lękiem
przed tym, co ludzie powiedzą (…) [7], przed szumem (…) oszczerczych języków [8]. Strach ten wynika z
tego, że wbrew pobożnym życzeniom nawet banalne ploteczki nie dają się (…) zdmuchnąć jak puch z dmuchawca [9]. Stąd też wegetacja w
gromadzie może w pewnych okolicznościach przypominać grząskie bagno
przemilczeń, niedomówień i fałszywej dyskrecji, nad którym unosi trujący wyziew
przeświadczenia: Co ludzie mogą wiedzieć
o rzeczach przed nimi ukrytych? I po co mieliby coś wiedzieć? [10] – można przecież udawać,
że to, o czym się głośno nie mówi, wcale nie istnieje.
Elementy, których autorka używa
do skomponowania dzieła wspaniale współgrają ze sobą i decydują o tym, że Dom i jego głowa to niezwykle
atrakcyjnie lektura. Ivy Compton-Burnett, posiłkując się czarnym humorem i
hiperbolizacją, ukazuje ciemną stronę międzyludzkich stosunków. Brytyjka
bezpardonowo, chociaż często wywołując na czytelniczych ustach uśmiech,
pokazuje jak toksyczne zależności mogą panować za zamkniętymi drzwiami, w
familijnym zaciszu. Ponadto autorka uzmysławia nam, do jak niskich i podłych
zachowań potrafi posunąć się człowiek, który z jednej strony za wszelką cenę
pragnie zachować dobre imię, z drugiej zaś, jest podjudzany przez zaślepiającą chciwość.
[1] Ivy Compton-Burnett, Dom i jego głowa,
przeł. Jolanta Kozak, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2014, s. 49
[2] Tamże, s. 27
[3] Tamże, s. 73
[4] Tamże, s. 131
[5] Tamże, s. 172
[6] Tamże, s. 230
[7] Tamże, s. 262
[8] Tamże, s. 285
[9] Tamże, s. 289 – 290
[10] Tamże, s. 87
Ciekawe to studium obłudy i fałszu, powszechnego zdaje się w epoce wiktoriańskiej, kiedy prawdziwe emocjonalne relacje były rzadkością. Czy wzmocniona o nową żonę/macochę, rodzina poradzi sobie z despotą, tyranem? Dotąd wydawało mi się, że trudniej mi się czyta dialogi (zwłaszcza dłuższe partie), zawsze łaknęłam narratora, jego opinii, opisu kontekstu itd. Ciekawe jak ta książka brzmiałaby na scenie teatralnej i kto mógłby zagrać główne role? :-)
OdpowiedzUsuńHa, mnie początkowo ten brak narratora również napawał pewnym niepokojem czy wręcz lękiem, ale do specyficznego stylu autorki można szybko przywyknąć, tym bardziej, że prowadzone dialogi są wręcz mistrzowskie.
UsuńA w trakcie lektury także chodziło mi po głowie, że książka jest wręcz stworzona do tego, by przenieść ją na teatralne deski. Kto wie, może już ktoś podjął się tej próby?
Czarny humor? Ironia? Jestem na pokładzie ;) No i jakże piękna inwokacja we wstępie.
OdpowiedzUsuńZatem stawiamy maszty i w drogę, ku przygodzie ;)
UsuńWidzę, że rybka połknęła haczyk.;)
OdpowiedzUsuńHehe, dobrze, że się wędka ostała, bo taka to była dobra przynęta.
Usuń