Strony

piątek, 10 kwietnia 2020

Ivy Compton-Burnett "Dom i jego głowa" - W bagnie obłudy i fałszu

Dom i jego głowa

Ivy Compton-Burnett

Tytuł oryginału: A House and Its Head
Tłumaczenie: Jolanta Kozak 
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Nowy Kanon
Liczba stron: 320







Och, ironio, droga kapłanko przeciwieństw, wszechwładna królowo zamierzonych niezgodności, pocieszycielko strapionych, pozwólże się ujarzmić i naucz nas, nędznych ludzi o trwożliwych sercach i słabowitych umysłach, władać Tobą z wprawą, która przystoi Twej wyjątkowości! A jeśli uważasz za rzecz niegodną, byś musiała zniżyć się do naszego poziomu retorycznych abnegatów, wskażże nam chociaż kogoś, kto mógłby być naszym nauczycielem w tej niełatwej, ale jakże zaszczytnej materii. O ironio…! ? … ? Słucham? … Żeby się zamknąć? Tzn. zamilknąć? … Ivy Compton-Burnett? Dom i jego głowa? Chwalcie Pana, bo jest dobry!


Dom i jego głowa, powieść autorstwa brytyjskiej powieściopisarki Ivy Compton-Burnett (1884 – 1969), to rzecz literacko nietypowa, a przy tym cudowna. To książka śliska niczym węgorz – trudno pochwycić ją w karby słów i jednoznacznie oddać jej wyjątkowość. To rodzaj szarady – autorka pogrywa sobie z czytelniczymi oczekiwaniami, zabawia się schematami, balansuje na krawędzi kiczu, sięga po rozwiązania pozornie wtórne i schematyczne. Rezultatem jest wspaniała mozaika, która dla nas odbiorców może stanowić piękną lekcję na temat posługiwania się ironią.

Wydany po raz pierwszy w 1935 roku utwór, zgodnie z tytułem, traktuje o losach pewnego domostwa i panujących w nim relacji. Akcja osadzona jest w epoce wiktoriańskiej, a jej miejscem jest anonimowa, prowincjonalna osada. W owej mieścinie swój żywot wiodą Edgeworthowie. Głową familii jest Duncan, despota i tyran z wprawą zdradzającą długoletnie doświadczenie narzucający swoją wolę innym. Małżonka Ellen to uległa kobieta, całkowicie podporządkowana mężowi. W nie lepszym położeniu znajduje się pełnoletnia młodzież – dwie córki oraz bratanek również nie potrafią przeciwstawić się bezwzględnemu panowaniu Duncana. Wszyscy wegetują w rytmie naznaczonym rutyną i obowiązkiem – dbają o kontakty towarzyskie, troszczą się o swoje życie religijne, pieczołowicie pielęgnują wymagane konwenanse. Tyle, że na kolorowym obrazku pojawia się rysa. Pani domu umiera, a Duncan ponownie żeni się. Wybranką serca jest młoda kobieta w wieku córek Edgheworthów. Pojawienie się na scenie nowej osoby okazuje się bodźcem do uruchomienia łańcucha zdarzeń, za sprawą których moralny brud i brzydota, dotychczas całkiem zgrabnie skrywane, wypływają na światło dzienne.

Dom i jego głowa to książka, która już od pierwszych stron przykuwa czytelniczą uwagę z racji stylu, w jakim jest utrzymana. Dzieło Compton-Burnett to proza, na którą składają się przede wszystkim partie dialogowe. Opisy zredukowane zostają do absolutnego minimum i służą głównie do nakreślenia tła danej sytuacji – narrator informuje nas jedynie o tym, która z postaci zabiera aktualnie głos oraz jaka mowa ciała temu towarzyszy. Znaczenie mają wykonywane gesty, ruchy oraz mimika, ale na boczny tor odstawiona zostaje sceneria. Równie ciekawym zabiegiem jest decyzja, by o zachodzących zdarzeniach czytelnik dowiadywał się poprzez wypowiedzi poszczególnych protagonistów, które – jak szybko się przekonujemy – nierzadko mocno się od siebie różnią. Nie mniej intrygujący jest sposób, w jaki bohaterowie się ze sobą komunikują, czy raczej, w jaki wygłaszają swoje kwestie – każde zdanie nafaszerowane jest egzaltacją, nadmierną liczbą ozdobników i przesadną elokwencją. Te kwieciste rozmowy są niczym słowne potyczki, w których interlokutorzy po mistrzowsku operują ironią, zgryźliwościami i drwiną. W rezultacie Dom i jego głowa przywodzi na myśl teatralny spektakl, którego motywem pozostaje toksyczność międzyludzkich relacji, gdy te oparte są na pozorach i kłamstwie.

Co ciekawe wrażenie, że obcujemy z aktorską grą jest wzmacniane przez wzmianki, które regularnie pojawiają się na kartach powieści – co rusz czytamy mniej lub bardziej zawoalowane aluzje nawiązujące do scenicznych występów: Podążyła rezolutnie za Gretchen swobodnym krokiem, poruszając nieznacznie ustami, gdyż ćwiczyła tekst wypowiedzi [1]; (…) brat uśmiechnął się na użytek tych, którzy akurat na niego patrzyli [2]; (…) wyniosłość Duncana przybrała maskę osobistego zaniepokojenia [3]; (…) tak nawykła do odgrywanej przez siebie postaci, że utożsamiała ją z własną osobą [4]; Ostatnie dni dają powody do zawahań, proszę pani, lecz naszą powinnością jest odegrać w nich swoją rolę [5]; (…) sam w sobie jesteś figurą drugorzędną [6]. Role, maski, kwestie do wygłoszenia, pierwszo- bądź drugoplanowość – Ivy Compton-Burnett nie pozwala choćby na moment zapomnieć czytelnikowi, że jej bohaterowie biorą udział w wielkim przedstawieniu.

Wydaje się, że owa sceniczność książkowej materii ma podkreślić fakt, że człowiecza egzystencja to nierzadko taka właśnie teatralna gra – jako ludzka jednostka, która tkwi w społecznej masie, zmuszeni jesteśmy przestrzegać wielu reguł, rytuałów i zasad, a to nierzadko wiąże się z przywdziewaniem najróżniejszych oblicz, w zależności od okoliczności i otoczenia. W rezultacie, w mniejszym bądź większym stopniu, każdy z nas jest ubezwłasnowolniony przez powinności czy cudze oczekiwania – przed upupieniem nie sposób uciec, a najbardziej gargantuiczne rozmiary zdaje się ono przyjmować w rodzinie. Jest to o tyle ciekawie, że pozornie – jako grono najbliższych sobie osób, przebywających ze sobą przez długie lata – krewni powinni znać się najlepiej, tymczasem niekiedy zadowalamy się wyłącznie powierzchowną warstwą cudzej osobowości. W niewiele lepszym świetle prezentują się towarzyskie kontakty – Compton-Burnett uświadamia nam, że wiele podejmowanych przez nas akcji i działań podyktowanych jest (…) lękiem przed tym, co ludzie powiedzą (…) [7], przed szumem (…) oszczerczych języków [8]. Strach ten wynika z tego, że wbrew pobożnym życzeniom nawet banalne ploteczki nie dają się (…) zdmuchnąć jak puch z dmuchawca [9]. Stąd też wegetacja w gromadzie może w pewnych okolicznościach przypominać grząskie bagno przemilczeń, niedomówień i fałszywej dyskrecji, nad którym unosi trujący wyziew przeświadczenia: Co ludzie mogą wiedzieć o rzeczach przed nimi ukrytych? I po co mieliby coś wiedzieć? [10] – można przecież udawać, że to, o czym się głośno nie mówi, wcale nie istnieje.

Elementy, których autorka używa do skomponowania dzieła wspaniale współgrają ze sobą i decydują o tym, że Dom i jego głowa to niezwykle atrakcyjnie lektura. Ivy Compton-Burnett, posiłkując się czarnym humorem i hiperbolizacją, ukazuje ciemną stronę międzyludzkich stosunków. Brytyjka bezpardonowo, chociaż często wywołując na czytelniczych ustach uśmiech, pokazuje jak toksyczne zależności mogą panować za zamkniętymi drzwiami, w familijnym zaciszu. Ponadto autorka uzmysławia nam, do jak niskich i podłych zachowań potrafi posunąć się człowiek, który z jednej strony za wszelką cenę pragnie zachować dobre imię, z drugiej zaś, jest podjudzany przez zaślepiającą chciwość.


[1] Ivy Compton-Burnett, Dom i jego głowa, przeł. Jolanta Kozak, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2014, s. 49
[2] Tamże, s. 27
[3] Tamże, s. 73
[4] Tamże, s. 131
[5] Tamże, s. 172
[6] Tamże, s. 230
[7] Tamże, s. 262
[8] Tamże, s. 285
[9] Tamże, s. 289 – 290
[10] Tamże, s. 87
 


Dom i jego głowa [Ivy Compton-Burnett]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

6 komentarzy:

  1. Ciekawe to studium obłudy i fałszu, powszechnego zdaje się w epoce wiktoriańskiej, kiedy prawdziwe emocjonalne relacje były rzadkością. Czy wzmocniona o nową żonę/macochę, rodzina poradzi sobie z despotą, tyranem? Dotąd wydawało mi się, że trudniej mi się czyta dialogi (zwłaszcza dłuższe partie), zawsze łaknęłam narratora, jego opinii, opisu kontekstu itd. Ciekawe jak ta książka brzmiałaby na scenie teatralnej i kto mógłby zagrać główne role? :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, mnie początkowo ten brak narratora również napawał pewnym niepokojem czy wręcz lękiem, ale do specyficznego stylu autorki można szybko przywyknąć, tym bardziej, że prowadzone dialogi są wręcz mistrzowskie.

      A w trakcie lektury także chodziło mi po głowie, że książka jest wręcz stworzona do tego, by przenieść ją na teatralne deski. Kto wie, może już ktoś podjął się tej próby?

      Usuń
  2. Czarny humor? Ironia? Jestem na pokładzie ;) No i jakże piękna inwokacja we wstępie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatem stawiamy maszty i w drogę, ku przygodzie ;)

      Usuń
  3. Widzę, że rybka połknęła haczyk.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, dobrze, że się wędka ostała, bo taka to była dobra przynęta.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)