Do sępów pójdę
Elena Poniatowska
Tytuł oryginału: Hasta no verte Jesus mio
Tłumaczenie: Beata Babad-Gellusseau
Wydawnictwo: Literackie
Seria: Proza Iberoamerykańska
Liczba stron: 361
Literatura to rodzaj gawędy, która
powstaje w oparciu o różne składowe. Materiałem do jej snucia mogą być
wydarzenia z otaczającego nas świata, które przepuszczone przez stosowną
aparaturę – wyobraźnię pisarza bądź pisarki – transponowane są do literackiej
rzeczywistości. Co ciekawe, artyści wcale nie muszą być bezpośrednimi
uczestnikami danych zajść, by o nich pisać – umiejętność wysłuchiwania
bliźniego sprawia, że to, co przekazane ustnie (nawet jeśli jest nieskładne i
chaotyczne) może zostać zaklęte na kartach książki. Przykładem takiego dzieła
zrodzonego z cudzej opowieści – chropowatej i nieoszlifowanej – jest utwór Do sępów pójdę pióra Eleny Poniatowskiej
(ur. 1932), meksykańskiej pisarki i dziennikarki o polsko-francuskich
korzeniach.
Główna bohaterka – Jezusa
Palancares, uboga praczka wywodząca się z meksykańskich nizin społecznych –
odmalowuje przed czytelnikiem dzieje swojego niełatwego żywota. Poznanie jej
losów możliwe jest dzięki reporterskiej intuicji Eleny Poniatowskiej, której
udaje się namówić Jezusę, by zrelacjonowała swoje niezwykłe dzieje – książka
utrzymana w formie pierwszoosobowej narracji to odpowiednio zredagowany i nieco
skrócony zapis tego, co udało się usłyszeć z ust praczki.
Do sępów pójdę – jak dowiadujemy się z obszernego i bardzo
ciekawego posłowia tłumaczki Beaty Babad-Gellusseau – w opinii meksykańskiego
pisarza, akademika i krytyka literackiego Ermilo Abreu Gómeza uchodzi za (…) arcydzieło realizmu poetyckiego w
literaturze meksykańskiej [1],
przede wszystkim z racji faktu, że Elenie Poniatowskiej w karby słów udaje się
zamknąć to, co do tej pory było nieuchwytne, tj. meksykańską gwarę. Tym samym
największa zaleta książki jest jednocześnie jej piętą achillesową, bowiem
wyłącznie lektura oryginału pozwala w pełni docenić kunszt Poniatowskiej.
Czytelnicy niehiszpańskojęzyczni zdani są na iberystów, który muszą mierzyć się
z nie lada wyzwaniem, bowiem przekład winien być stylizowany na mowę potoczną.
Wydaje się, że w tym aspekcie pani Beata Babad-Gellusseau spisała się bardzo
dobrze, bowiem obcując z polskim tłumaczeniem faktycznie ma się wrażenie, że
naszym rozmówcą jest osoba, posługująca się narzeczem ludowym – specyficzna
składnia, liczne powiedzonka i mądrości (Powiadają,
że nieboszczyk i z łaski przygarnięty po dwudziestu czterech godzinach śmierdzą
[2]),
odpowiednio dobierane anachronizmy ((…)
niceśmy mu nie powiedziały [3];
Nuże, na ciebie teraz kolej przyszła (…) [4];
(…) a ziemia domami ciskała, tak się
zbiesiła [5];
Kiedy się jeszcze po niebie smugi gwiazd
ciągnęły, nasamprzód (…) [6])
czy wreszcie popularne błędy językowe (sepcja
zwłok, lelijka jako określenie
homoseksualnej kobiety, cewile), decydują
o tym, że polska translacja brzmi bardzo przekonująco.
Siłą książki jest również
sylwetka heroiny. Jezusa Palancares to osoba charakterna – jest harda, uparta i
nieposkromiona, w rezultacie czego zaznane krzywdy i niesprawiedliwości jeszcze
mocniej ją hartują. Dzieciństwo naznaczone utratą najbliższych i przemocą,
dojrzewanie bez matki, dorosłość napiętnowana rozczarowaniami doznawanymi w
trakcie zawiązywania kolejnych przyjaźni i znajomości – egzystencja
protagonistki jawi się jako pasmo nieszczęść i cierpień. Skutkuje to
obrośnięciem pancerzem znieczulicy i nieufności, co dobrze tłumaczy wyczuwalną
na pierwszych stronach rezerwę oraz wyjaśnia znaczenie tytułu polskiego przekładu - kobieta kilkakrotnie wspomina, że w chwili gdy poczuje nadciągającą śmierć uda się na pustkowie, do sępów, by tam dokonać żywota.
Perypetie Jezusy Palancares,
która w swoim życiu parała się niejednym zajęciem (dowiadujemy się, że owa
praczka była m.in. robotnicą fabryczną, straganiarką, handlarką, kelnerką,
salową, pomocą szpitalną, rzeźniczką, szefową zakładu fryzjerskiego, a nawet
żołnierką) służą Elenie Poniatowskiej do ukazania niedoli meksykańskiej
biedoty, ale zarazem pozwalają odmalować bogaty obraz zawiłej historii Meksyku
ze szczególnym uwzględnieniem przełomu XIX i XX wieku, kiedy to młodym krajem
targają liczne rewolucje i przewroty wojskowe. Autorka umiejętnie przybliża
poszczególne składowe meksykańskiego dziedzictwa, sygnalizując, że państwo,
które funkcjonuje w oparciu o skomplikowaną spuściznę (duma czerpana z wciąż
widocznych śladów i wpływów cywilizacji prekolumbijskich miesza się tutaj z
kompleksami odczuwanymi wobec Hiszpanii; zaś społeczeństwo to prawdziwa
mozaika, będąca mieszaniną krwi europejskiej, miejscowych Indian oraz
przywiezionych z Afryki niewolników) dopóty narażone jest na nieustanne tarcia
i zgrzyty, dopóki tematy niewygodne i trudne nie zostaną pieczołowicie przepracowane.
W tym kontekście znamienna jest wypowiedź Jezusy, która sama nie postrzega się
w kategoriach pełnoprawnej obywatelki: Meksykanką
się nie czuję i do Meksykanów się nie przyznaję. Nic tu nikogo nie obchodzi,
tylko własna wygodna i czysty interes. Gdybym miała majątek i pieniądze, tobym
była Meksykanką, ale że od śmiecia mniej jestem warta, to niczym nie jestem.
Śmieć ze mnie, taki co go pies obsika i dalej poleci. Wiatr powieje, zdmuchnie
go i kwita… [7].
W tym miejscu warto podkreślić i docenić ogrom pracy wykonanej przez
przywoływaną już Beatę Babad-Gellusseau, która polskie wydanie wzbogaciła ponad
setką przypisów. Postacie z historii Meksyku, gry słowne, rarytasy z lokalnej
kuchni – wszystko zostaje pieczołowicie wyjaśnione, dzięki czemu czytelnik
zyskuje sposobność, by dowiedzieć się bardzo wielu kwestii związanych z
południowym sąsiadem USA.
Wypadkową tych wszystkich
składników jest raczej smutna i przytłaczająca książka, która umożliwia nam
poznanie niespokojnego żywota oryginalnej i nieszablonowej postaci. Wojna,
spirytyzm, walka o utrzymanie się na powierzchni, waśnie i spory mieszkańców
najbiedniejszych osiedli – oto codzienność Jezusy, osoby zarazem chytrej jak i
naiwnej, zaradnej, ale i łatwowiernej, prostolinijnej, a jednocześnie skrytej,
do poznania której zaprasza nas Elena Poniatowska.
[1] Elena Poniatowska, Do sępów pójdę, przeł. Beata Babad-Gellusseau,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 1976, s. 355
[2] Tamże, s. 155
[3] Tamże, s. 20
[4] Tamże, s. 30
[5] Tamże, s. 39
[6] Tamże, s. 49
[7] Tamże, s. 241
Ho, ho! Sądząc z Twojej recenzji ciekawa rzecz, jak dla mnie nawet z kilku powodów. Dzięki za przybliżenie tej książki.
OdpowiedzUsuńTaka perełka, na którą polowałem od pewnego czasu, i którą wreszcie udało mi się zdobyć (z biblioteki, jeszcze z czasów sprzed zarazy). Fabuły raczej w tej książce nie ma, ale sporo ciekawostek na temat historii Meksyku oraz codziennej wegetacji biedoty. I przyznaję, że ciekawi mnie ogromnie, co Ty byś z niej wyciągnął :)
UsuńDużo kiedyś słyszałam o tej powieści, ale jakoś nie doszło do lektury. Książka na pewno warta lektury, z tego, co piszesz, poza tym wiem, że w ogóle o interesujacych kobietach pisze.
OdpowiedzUsuńJa autorkę poznałem nieco przez przypadek. Przeglądałem dzieła wydane w ramach Prozy Iberoamerykańskiej i zaciekawiło mnie polsko brzmiące nazwisko. Ale dopiero kiedy rozszerzyłem swój biblioteczny rewir, udało mi się wypożyczyć opisywany tytuł.
UsuńWieki temu czytałam ją po niemiecku (sic) w jakiejś antologii, stąd ją kojarzyłam. A kilka lat temu ukazała się Leonora, niestety fabularyzowanie nie podeszło mi i odpuściłam ją sobie.
UsuńHeh, zauważyłem, że mamy b. podobny stosunek do fabularyzowanych biografii, więc przypuszczam, że i ja nie byłbym zachwycony "Leonorą".
UsuńA z twórczości Poniatowskiej chętnie przeczytałbym jej reportaże. Szczególnie ciekawi mnie "La Noche de Tlatelolco". Widziałem, że jest angielski przekład i chyba na niego zapoluję.
Fabularyzowane biografie zbyt często trącą kiczem.;(
UsuńCiekawe mogą być te reportaże, zwłaszcza w kontekście beletrystyki tworzonej przez Poniatowską - o kobietach oraz ich rozterkach.
Szczerze mówiąc, nie słyszałam nigdy, by ktoś nazywał lesbijkę lilijką. Ale może dawniej tak się mówiło. Tłumaczka tej książki na pewno miała trudne zadanie. Piszesz, że autorka przybliża historię Meksyku z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Czy to znaczy, że bohaterka urodziła się jeszcze w dziewiętnastym wieku? :)
OdpowiedzUsuń"Lelijką" ;) Wydaje mi się, że tłumaczce nie chodziło o idealne i bardzo trafne odtworzenie danego "przekręcenia", a raczej o zasygnalizowanie, że gdy nie rozumiemy danego słowa to z reguły nieco modyfikujemy jego nazwę, np. poprzez zjedzenie kilku liter czy zmianę ich szyku ;)
UsuńA tak szerokie ujęcie historii Meksyku możliwe jest z racji faktu, że bohaterka wspomina też o losach swoich przodków. No i wiele prowadzonych walk i potyczek jest następstwem wydarzeń znacznie wcześniejszych, o których także napomina Jezusa.
W tamtym czasie, gdy czytałam serię iberoamerykańską Wydawnictwa Literackiego, nie słyszałam nic o Elenie Poniatowskiej. Teraz widzę, że tylko jeden tytuł był wtedy wydany, a przecież fascynująca jest postać pisarki i jej rodziny oraz jej twórczość (tak sądzę). Dzieło zrodzonej z cudzej opowieści, zwłaszcza takiej chropowatej, ludowej - meksykańskiej, wydaje się być bardzo ciekawym eksperymentem. Posłowie na pewno mnie zainteresuje: jak trafiły na siebie obie panie, z tak różnych pochodzące światów?
OdpowiedzUsuńNa szczęście od chwili wydania "Do sępów pójdę" także inne tytuły doczekała się tłumaczenia. A Poniatowska, oprócz pisarstwa, zajmuje się również dziennikarstwem - sporo miejsca poświęca ludziom ubogim, wykluczonym, zmarginalizowanym. A okoliczności spotkania praczki to w sporej mierze przypadek - Poniatowska w drodze do więzienia, gdzie miała przeprowadzić wywiad z jednym z osadzonych, po prostu usłyszała awanturującą się kobietę i poczuła się nią zaintrygowana. Szczegóły można poznać czytając artykuł "Elena Poniatowska, królowa meksykańskiej literatury. Perła spadła gdzieś w kurz".
UsuńO, autorka zapowiada się na bardzo ciekawą, a ja pierwszy raz o niej słyszę. Będzie trzeba sprawdzić i do listy odpowiedniej dodać.
UsuńFakt, Poniatowska to artystka raczej u nas nieznana, a z tego co czytałem, to zdobyła światową sławę szczególnie jako dziennikarka.
Usuń