Ulica
Izrael Rabon
Tytuł oryginału: Di gas
Tłumaczenie: Krzysztof Modelski
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Seria: Biblioteka Pisarzy Żydowskich
Liczba stron: 169
20-lecie międzywojenne to okres w
historii Polski równie ciekawy, co krótki. W powszechnej świadomości kojarzy
się on z odradzającą się państwowością (czego niejakim zwieńczeniem jest
Powstanie Wielkopolskie), której nieustannie należało bronić (m.in. w wojnie
polsko-bolszewickiej); dynamicznym rozwojem (sławetny Centralny Okręg
Przemysłowy, powstanie miasta i portu Gdynia) oraz bardzo wyrazistymi osobistościami,
na czele z Ignacym Mościckim, Józefem Piłsudskim, Ignacym Janem Paderewskim,
Romanem Dmowskim czy Eugeniuszem Kwiatkowskim. 20-lecie to także cały ogrom
literackich nazwisk: Bruno Schulz, Stanisław Witkacy Witkiewicz, Witold Gombrowicz, Ferdynand Goetel, Maria
Dąbrowska, Zofia Kossak, Zofia Nałkowska, Andrzej Strug czy Zbigniew Uniłowski
to tylko wierzchołek góry lodowej. A przecież oprócz tych gwiazd, które całkiem
mocnym blaskiem świecą i dzisiaj, nie brak artystów i artystek, które obecnie
zostały niemal zupełnie zapomniane – przykładem takiego pisarza, którego spuścizna
wegetuje na krawędzi niebytu jest Izrael Rabon (1900 – 1941), tworzący w języku
jidysz poeta, prozaik, eseista i krytyk literacki, autor powieści Ulica.
Króciutka książka, które łącznie
z przedmową zamyka się w niespełna 170 stronach, rozpoczyna się w momencie, gdy
bezimienny protagonista będący zarazem pierwszoosobowym narratorem kończy
4-letnią służbę wojskową. Młody mężczyzna to uczestnik wojny
polsko-bolszewickiej, ale po opuszczeniu armii nikt nie wita go jak bohatera –
brak bliskich czy znajomych, z którymi łączyłyby go zażyłe stosunki (W rodzinnym miasteczku nie znałem nikogo,
kto mógłby mi w czymkolwiek pomóc; nie miałem też żadnych krewnych [1]), brak pracy, jako, że
firma, gdzie pracował w charakterze księgowego w międzyczasie zamknęła podwoje,
sprawiają, że młodzieniec zdaje się na ślepy los i pod wpływem chwili niemałą
część skromnych oszczędności wydaje na bilet do Łodzi w nadziei, że w robotniczym
mieście znajdzie się zajęcie dla zdemobilizowanego żołnierza. Szybko okazuje
się, że jedynym miejscem dla tego typu osobników jest tytułowa ulica.
Tym samym Izrael Rabon
przedstawia czytelnikowi portret człowieka podwójnie wykluczonego. Z jednej
strony jest on przybyszem w nieznanym ludzkim skupisku – nie ma nikogo, do kogo
mógłby się zwrócić o wsparcie czy pomoc. Z drugiej zaś, z racji chronicznego
braku pieniędzy i związanych z tym poszukiwań kąta do przenocowania,
zaniedbanego wyglądu podkreślanego przez nieustanny głód, bohater wzbudza lęk,
nieufność, obawę, co tylko pogłębia odizolowanie (Na obu dworcach i w poczekalniach tramwajowych znano mnie już jak zły
szeląg. Kobiety prowadzące bufety, sprzedawcy z kiosków z gazetami przyglądali
mi się podejrzliwie [2]). W rezultacie
młodzieniec tonie w grzęzawisku osamotnienia i wykluczenia, z którego niełatwo
jest znaleźć wyjście.
Tułaczka po miejskiej dżungli
staje się dla autora pretekstem do ukazania realiów panujących w II
Rzeczpospolitej w latach 20-tych XX wieku. Jako, że świat przedstawiony
oglądamy z perspektywy wręcz rynsztokowej, przekonujemy się jak nieprzyjaznym
miejscem do godziwego życia jest młode polskie państwo. Bezimienny narrator
staje się naszym przewodnikiem po mieszkaniach zakładanych w zapleśniałych,
mrocznych i wiecznie niedogrzanych piwnicach. Gościmy w podejrzanych barach i
spelunkach, w których smutki zapija biedota. Poznajemy ludzi, którzy pomimo
wyuczonego fachu z trudem wiążą koniec z końcem. Oglądamy rzesze kobiet,
których nędza wypycha na ulicę, by zarabiać na chleb własnym ciałem. Ze
zdziwieniem uświadamiamy sobie jak wysoki jest poziom analfabetyzmu. Wreszcie
obserwujemy niełatwą dolę mniejszości – Niemcy, bądź ich potomkowie, których
nie brak także wśród pospólstwa starają się nie rzucać się w oczy, wiedząc, że
chętnie przypisuje się im rolę kozła ofiarnego odpowiedzialnego za wszelkie
niepowodzenia czy nieszczęścia, zaś Żydzi muszą liczyć się z tym, że niejeden
pracodawca z uwagi na pochodzenie nie zdecyduje się na ich zatrudnienie.
Osobnym wątkiem dotyczącym
sytuacji II RP, któremu Izrael Rabon poświęca sporo uwagi są rozruchy
robotnicze, będące następnym, obok wspomnianych we wcześniejszym akapicie
następstw kryzysu, w jakim pogrążona jest polska gospodarka. Autor udanie
ukazuje wrzenie ulicy, odmalowując napięcie i niepokój, które pod byle
pretekstem mogą zamienić się w poważne zamieszki. Wzburzone robotnicze masy
walczą nie tylko o podwyżki, ale i o przetrwanie – kolejne nierentowane fabryki
są zamykane, a na bruk trafiają rzesze nowych bezrobotnych bez żadnych
perspektyw na przyszłość.
Ulica jest nie tylko ciekawą panoramą polskiego 20-lecia międzywojennego,
to także interesujący utwór z racji formy, w jakiej jest utrzymany. Opis
bieżących przygód bezimiennego narratora przerywany jest przez wspomnienia bądź
opowieści napotykanych ludzi, w efekcie czego mamy do czynienia z powieścią
szkatułkową. Dzięki temu nie gościmy tylko w Polsce, ale trafiamy na Węgry oraz
do Rumunii, włóczymy się po bezkresnych Rosyjskich stepach, zahaczamy nawet o
odległe Chiny.
Jedyną poważniejszą wadą książki, która sprawia, że nie jest to lektura na dłużej zapadająca w czytelniczej pamięci jest brak wyraźnie zarysowanej linii fabularnej bądź interesującej puenty. Izrael Rabon dzieli się z nami intrygującymi spostrzeżeniami, trafnie diagnozuje problemy, z jakimi borykała się II Rzeczpospolita, ale sama historia bezimiennego narratora jest pozbawiona ikry. Summa summarum dzieło godne polecenia, ale przede wszystkim dla pasjonatów 20-lecia międzywojennego oraz historii polskich Żydów.
[1] Izrael Rabon, Ulica, przeł. Krzysztof Modelski,
Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1991, s. 21
[2] Tamże, s. 24
Taak. Jesteśmy mistrzami w fałszowaniu własnej historii, ale obraz polskiego międzywojnia w świadomości Polaków jest tak odległy od rzeczywistości, że aż poraża. Bieda i brak pieniądza na wsi były tak dotkliwe, że aż trudno to dzisiaj pojąć. Gdyby brać na serio nasze seriale „historyczne”, to by trzeba dojść do wniosku, że Hitler zrobił nam dobrze, bo w polskich filmach w czasie okupacji wszyscy Polacy chodzą na przykład w butach, gdy tymczasem w książce o nauczycielu z Białej Rawskiej, a więc nie ze Ściany Wschodniej, tylko z Centrum, nie ze wsi, tylko z miasteczka, widać zdjęcie z zakończenia roku przed wojną i wszystkie dzieci w takie święto pozują w ładnych ubraniach, ale tylko nauczyciel ma buty. Dzieci nie było stać. Polecam artykuł na ten temat Kryzys w Polsce
OdpowiedzUsuńOk, zabieram się do lektury. Dzięki za podrzucenie.
UsuńNie słyszałem wcześniej o tej książce, ale teraz na pewno po nią sięgnę, jak tylko będę miał okazję. Niewielka objętość to dla mnie plus, mniejsze prawdopodobieństwo lania wody. Tematyka też ciekawa.
OdpowiedzUsuńCzy wiadomo coś więcej o samym autorze? Można tu mówić o akcentach autobiograficznych?
Ja też sięgnąłem po tę książkę przypadkiem - natknąłem się na nią w bibliotece. Okazała się ogromnie interesująca i cieszę się, że wpadła mi w ręce.
UsuńA co do autora, to książka opatrzona jest przedmową, w której przybliżono życiorys pisarza. Dość burzliwy i brutalnie, przedwcześnie przerwany przez wojnę. Jeśli chodzi zaś o akcenty autobiograficzne, to tak, pojawiają się one w powieści.
Myślę, że dla samego tła warto przeczytać tę książkę (mam ją w planach). Było nie było, autor był świadkiem tamtego życia i to jest dużym walorem.
OdpowiedzUsuńDokładnie! Z literackiego punktu widzenia, książka nie jest żadną torpedą, ale na pewno można tu mówić o sporej wartości dokumentalnej. Intrygujące spojrzenie na realia II RP z perspektywy polskiego Żyda.
UsuńWłaśnie na to spojrzenie nie-goja bardzo liczę.
UsuńPodłączam się do wątku historycznego - pamiętam, że w liceum była mowa o światowym kryzysie głównie z perspektywy USA, może jeszcze upadku demokracji w Niemczech, ale gdy przyszło do Polski to była tylko mowa o reformach i Piłsudskim.
OdpowiedzUsuńTrochę szkoda, że tą bardziej współczesną historię Polski mocno się zaniedbuje, bo to b. ciekawy i pouczający okres.
UsuńZaglądam tu, czytam (choć trudno nadążyć), ale nie komentuję. Tym razem pozwolę sobie skreślić parę (spóźnionych) zdań, niejako zobligowany tym, że to ja tę książkę przed laty przełożyłem z jidysz na polski.
OdpowiedzUsuńRecenzja spuentowana jest stwierdzeniem, że jest godna polecenia "ale przede wszystkim dla pasjonatów 20-lecia międzywojennego oraz historii polskich Żydów". Myślę, że bardziej zainteresowanych międzywojenną Łodzią niż sytuacją Żydów w międzywojniu, ale też a może przede wszystkim sytuacją człowieka wyalienowanego, zagubionego w wielkim mieście.
Książka ukazała się w ramach Biblioteki Pisarzy Żydowskich ale jest bardzo "nieżydowska", odbiegająca od tego co zwykle oczekuje czytelnk zainteresowany problematyką żydowską. Autor to polski pisarz żydowski bardzo związany z Łodzią; kilka lat temu wyszła po polsku jego niedokończona powieść 'Bałuty', jest też autorem nieprzełożonego na język polski wstrząsającego, literackiego opisu pierwszych dni września 1939 w Łodzi.
Bohater 'Ulicy' jest Żydem, ale nie to jest przyczyną jego wyobcowania, jego zagubienia w tłumie. Jest to sytuacja, która mogłaby mieć miejsce wszędzie i dotyczyć każdego. Powieść Rabona nie jest właściwie ani żydowska ani też (wbrew co sam wyżej napisałem) łódzka. Choć osadzona w Łodzi lat 20-ych jest uniwersalna.
Krzysztof Modelski
Panie Krzysztofie, nie wiem, co mnie bardziej ucieszyło - fakt, że zagląda Pan na naszego bloga, czy to, że postanowił Pan skomentować mój skromny tekst!
UsuńBardzo dziękuję za podzielnie się swoją opinią, do której chciałbym się też odnieść. Zgadzam się, że "Ulica" to bardzo uniwersalny portret człowieka wykluczonego, tyle, że w moim odczuciu, gdyby powieść rozpatrywać tylko na tym polu, mając na uwadze inne dzieła traktujące o alienacji, odrzuceniu (jak choćby Franza Kafki, Kōbō Abe czy Ralpha Ellisona), to utwór jawi się jako solidny, ale nie wybitny. Tak jak wspomniałem pod koniec, brakuje trochę lepiej poprowadzonej linii fabularnej. Stąd, mimo niezaprzeczalnej uniwersalności, książki nie poleciłbym absolutnie każdemu, ale rzecz jasna nie mam monopolu na rację i mogę się mylić.
A za wzmiankę o "Bałutach" pięknie dziękuję - mam w planach tę książkę, ale przypomnienie to zawsze dobra rzecz.
Pozdrawiam i raz jeszcze pragnę wyrazić szczerą radość, że zagościł Pan na naszym blogu i przy okazji wykorzystam sposobność, by podpytać coś na temat tego nieprzełożonego jeszcze na polski opisu polskiego września w Łodzi - czy wiadomo coś Panu na temat ewentualnych planów tłumaczenia tego dzieła?
Wiadomo... :) Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale fragmenty tego może jeszcze w tym roku ukażą się po polsku.
UsuńA co do września '39. To nie tyle dzieło a dzieło nieukończone. To "Szkice z roku 1939", obszerny pierwszy rozdział planowanej powieści "Historia poniewierki". Rabon pisał to w zajętym przez ZSRR Wilnie. W 1941 do Wilna weszli Niemcy i wym samym roku Rabon został zamordowany w podwileńskich Ponarach.
KM