Urodziny
Panos Karnezis
Tytuł oryginału: The Birthday Party
Tłumaczenie: Jacek Laskowicz
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Liczba stron: 320
Starość to okres, kiedy nasza
cielesność daje o sobie znać w sposób, jaki najmniej sobie tego życzymy – ciało
coraz częściej odmawia nam posłuszeństwa, a zamiast tego zdecydowanie bardziej
podatne jest na wszelakiej maści schorzenia i urazy. Te zachwiania w
funkcjonowaniu biologicznej maszynerii jednoznacznie uświadamiają nam, że jako
ludzkie istoty jesteśmy śmiertelni, czas naszego przebywania na ziemskim padole
ma określony limit, a to, co po nas zostanie to jedynie ulotna pamięć, która
prawdopodobnie rozpłynie się w mgle niebytu w przeciągu kilku kolejnych
pokoleń. Z tego właśnie względu starość to ten etap człowieczej egzystencji,
kiedy dokonuje się życiowych bilansów – na jednej szali kładzione są sukcesy,
osiągnięcia, momenty chwały, satysfakcji i dumy, na drugiej niezrealizowane
plany, dotkliwe porażki, wstydliwe wpadki czy sercowe niepowodzenia, co
nierzadko prowadzi do smutnej konstatacji, że nasze życie przybrało zupełnie
inne kształty, niż te, o których sobie roiliśmy. Tego typu gorzkie rozczarowania
nie omijają nawet największych, o czym w swojej powieści Urodziny stara się przekonać nas Panos Karnezis, pochodzący z
Grecji, brytyjski pisarz.
Głównym bohaterem utworu jest Marco
Timoleon, 72-letni magnat finansowy, będący (…)
mistrzem manipulacji, czy to na giełdzie papierów wartościowych, czy w mediach,
czy w polityce, czy też w życiu prywatnym [1].
Mężczyzna, który do wszystkiego doszedł własnym sprytem w połączeniu z ciężką
pracą, nie tylko czystymi zagraniami oraz sporą dozą szczęścia, to typ człowieka
nawykłego do wydawania rozkazów i nie znoszącego sprzeciwu. Z tego względu
Marco od lat stara się kierować bytem swoich najbliższych, podejmując za nich
kluczowe decyzje, nie pozostawiając miejsca na samodzielność i niezależność. W
momencie rozpoczęcia dzieła o wolność usilnie walczy Sofia, córka Marco, która
postanawia związać się z człowiekiem nie akceptowanym przez ojca. Kiedy do
wiadomości multimilionera dociera, że kobieta jest w ciąży, organizuje on
przyjęcie urodzinowe na jej cześć. Zamiary Timoleona są jednak dalekie od
wyprawiania hucznej imprezy, przepełnionej beztroską i dobrą zabawą –
prawdziwym celem przedsięwzięcia odbywającego się na prywatnej wyspie magnata
jest uśpienie czujności córki i nakłonienie jej do aborcji.
Fundamentem książki są dzieje
Timoleona, osobnika równie intrygującego, co kontrowersyjnego, pełnego
sprzeczności i zagadek (Marco Timoleon
głęboko wierzył w sny i omeny, i chociaż wierzył również w Boga, to okazywał Mu
posłuszeństwo z o wiele mniejszym entuzjazmem. Regularnie radził się
astrologów, chiromantów i mediów (co chował w tajemnicy przed rywalami i
większością przyjaciół), uważając ich przestrogi za jedną z ostatnich
nieopisanych nauk – za coś na kształt prognozy pogody [2]).
Panos Karnezis, stosując liczne retrospekcje i bardzo płynnie zlewając
strumienie przeszłości i teraźniejszości, szkicuje przed czytelnikiem obraz
człowieka o nieposkromionej ambicji, który uparcie i wytrwale dąży do
wyznaczonych celów, nawet jeżeli ceną jest dobro innych. Jeśli dodać do tego chimeryczny
charakter, impulsywność i wybuchowość oraz połączyć to ze skłonnościami do
mataczenia, krętactw i mitologizowania na własny temat, to uzmysławiamy sobie,
z jakiego kalibru wyzwaniem mierzy się Ian Forster, angielski dziennikarz,
który spełnia swoje marzenie, aby zostać autorem pierwszej autoryzowanej
biografii Marco Timoleona. Równie trudne zadanie stoi przed czytelnikiem, który
spośród plątaniny fikcji i faktów usiłuje zbudować portret protagonisty.
Urodziny to powieść zbudowana w oparciu o uniwersalną prawdę, że
same pieniądze nie są źródłem szczęścia czy pomyślności. Bogactwo może być do
tego skutecznym narzędziem, ale kiedy przedzierzga się w cel w sam sobie to
szybko okazuje się mirażem, który zwodzi pozorną łatwością w zaspokajaniu
kaprysów czy realizacji fantazji. Pieniądz kusi, by przy użyciu jego siły
rozwiązywać wszelkie problemy, co daje jedynie krótkotrwałe efekty, szczególnie
jeśli chodzi o kontakty z innymi ludźmi – próby zastąpienia realnych uczuć,
które wiążą się z poświęceniem swojego czasu oraz zaangażowaniem, na ogół
kończą się spektakularną klęską, czego boleśnie doświadcza Marco Timoleon.
Utwór Panosa Karnezisa utrzymany
jest w stylu, przywodzącym na myśl fabularyzowaną biografię – uwagę zwraca
przede wszystkim omnipotentny narrator, dla którego czas nie gra zbytniej roli.
W przypadku aktualnie przytaczanych wydarzeń, standardowym zabiegiem jest
chwilowe zawieszanie akcji i snucie obszernych dygresji zahaczających o odległą
przeszłość czy też wybiegających w
przyszłość. Wydaje się jednak, że przyjęta technika nie pozwala autorowi
na wykreowanie pełnokrwistych sylwetek protagonistów drugo- i trzecioplanowych.
Otoczenie Marco Timoleona kojarzy się z papierowymi postaciami, narysowanymi
zdecydowanie zbyt grubą kreską – w przypadku próby przybliżenia ich
charakterów, pojawiają się przysłówki typu nigdy
czy zawsze, w rezultacie czego
najbliżsi przypominają bohaterów anegdot bądź kolorowych magazynów, w których kreuje
się jednowymiarowe potworki.
Dzieło, z racji postaci Marco
Timoleona można uznać za kolejną wariację mitu o Odyseuszu. Grecki multimilioner
to także osoba, która wzbudza szereg przeciwstawnych emocji, o tylu skrajnych
(niekiedy wręcz wykluczających się) cechach, że bardzo trudno jednoznacznie
oceniać jego postępowanie. Jego (…) bujna
wyobraźnia, która zamazywała granicę między fantazją a rzeczywistością (…)
[3]
pomaga pozostać mu nieuchwytnym dla
ludzi pragnących zamknąć go w prostych schematach i kategoriach. Warto też
zaznaczyć, że Marco Timoleon to fikcyjny bohater, którego życiorys został w
ogromnej mierze oparty o Aristotelisa Onasisa (1906 – 1975), greckiego magnata
transportu morskiego i jednego z najbogatszych ludzi ówczesnych czasów.
Reasumując, Urodziny to solidna lektura, w której Panos Karnezis przywołuje starą prawdę, że można posiadać finansowy majątek, a jednocześnie być uczuciowym biedakiem. Z kart książki zdaje się też emanować przeświadczenie, że prawdziwa wielkość w danej dziedzinie najczęściej okupiona jest ogromną samotnością.
[1] Panos Karnezis, Urodziny, przeł. Paweł Laskowicz, Dom
Wydawniczy REBIS, Poznań 2008, s. 87
[2] Tamże, s. 8
[3] Tamże, s. 87
P.S. Pod koniec września tego roku miałem przyjemność spędzić urlop wypoczynkowy w Grecji. Wyjazd załatwiałem na ostatnią chwilę, dlatego bez zbędnych dywagacji i po krótkich naradach, razem z dziewczyną zdecydowaliśmy się na Lefkadę, niewielką, górzystą i malowniczą wyspę na Morzu Jońskim. Na wakacje, jako jedną z lektur, zabrałem zakupione kilkanaście miesięcy wcześniej omawiane w tekście Urodziny, które zaskoczyły mnie podwójnie. Po pierwsze autor okazał się nie Grekiem, a Brytyjczykiem pochodzenia Greckiego. Po drugie, już w trakcie pobytu, dowiedziałem się, że niedaleko Lefkady leży Skorpios, a więc wyspa przez długie lata będąca w posiadaniu Aristotelisa Onasisa, greckiego magnata finansowego, na którym wzorowana jest postać głównego bohatera. Przyznaję, że oglądanie wyspy z pokładu wycieczkowego statku i słuchanie opowieści przewodniczki o zagmatwanych losach Onasisów było doświadczeniem niezwykle ciekawym, tym bardziej, że dzięki książce znałem jeszcze więcej szczegółów.
Jak zwykle interesująco przedstawiłeś tę książkę; jest i o treści, i o refleksjach, i o warsztacie pisarskim, ale brak mi Twoich osobistych wrażeń z lektury - czy książkę czytałeś z przyjemnością, czy niekoniecznie, czy wciągała, czy też to rzecz, która nie stanie powodem zarwanej nocy? Czy fascynuje czymś odkrywcznym, czy też raczej daleko jej do tego i po prostu powiela znane prawdy w poprawny literacko sposób? I tak nie mam fazy na podobną książkę, ale odpowiedzi na te pytania byłyby dla mnie bardzo interesujące.
OdpowiedzUsuńCo do problemu samego bogactwa w zestawieniu z wartością osób je posiadających, to bardziej interesujące wydaje mi się to, co w swych powieściach, dużo lżejszych w odbiorze jak mam wrażenie, bardzo trafnie ukazuje Jeffrey Archer - jaka jest cena zdobywania/utrzymania bogactwa. Jak piszesz, Panos Karnezis zauważa, że bogacz może być uczuciowym biedakiem. Biedak finansowy też nim może być. Może takimi się po prostu urodzili. Mnie bardziej interesuje ujęcie dynamiczne - jak bardzo od swej wyjściowej konstrukcji moralnej, psychicznej, uczuciowej oddalili się ci, którzy za wszelką cenę postanowili zdobyć/utrzymać fortunę lub gdy ją utracili? Bo zawsze jest coś za coś...
Problemem tej książki jest solidność, rozumiana jako nie wybijanie się w żadnym aspekcie. Niby ciekawa tematyka, ale człowiek nie niecierpliwi się, kiedy przyjdzie po kontynuować lekturę po chwilowej przerwie. Postacie też nie wzbudzają zbytniej sympatii (tak jak wspomniałem poza głównym bohaterem brakuje osobników z krwi i kości). Pozostaje dobry warsztat i sprawdzona tematyka.
UsuńA co do wpływu bogactwa na osobowość to wydaje mi się, że kwestia jest mocno złożona. W przypadku Marco Timoleona od początku widoczne są pewne skazy charakteru, ale prawdopodobnie gdyby nie owe przywary, to dorobienie się ogromnych pieniędzy w ogóle nie byłoby możliwe. Co do ceny utrzymania majątku to jest to postępująca samotność i izolacja.
Och - sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana - to świetny temat na rozmowę, ale już nie będę ciągnął OT :)
UsuńFajnie, że dzięki podróży do Grecji, miałeś okazję zbliżyć się w jakiś sposób do bohatera powieści, a przynajmniej poczuć choć trochę klimat luksusu, wszechmocnej władzy pieniądza, z czym kojarzy się Onasis. Mnie bardziej jednak interesuje Sofia - jego córka. Czy udało jej się całkowicie uwolnić od wpływu ojca, czy poradziła sobie z jego gniewem? Ale tego się nie dowiem bez przeczytania książki :-)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, piękna okładka. Uwielbiam taki styl. Czy możesz napisać mi, kto ją zaprojektował?
Tak, książkę czytało mi się z zainteresowaniem przede wszystkim z racji otoczenia. Jeśli chodzi o Sofię, to tak jak wspomniałem, podobnie jak w przypadku większości bohaterów drugo- czy trzecioplanowych, jej sylwetka nie została zarysowana zbyt głęboko. Jej kreacja kojarzy mi się z portretem danej celebrytki czy celebryty, jaki wyłania się na podstawie lektur magazynów plotkarskich - jest trochę podstawowych faktów i nieco ciekawostek. Ja dowiedziałem się, że jest to osoba niezwykle uparta po ojcu oraz uwielbiająca pić coca-colę w każdych ilościach.
UsuńA okładki z serii "Salamandra" faktycznie są bardzo urokliwe. Ja także cenię je sobie ogromnie.
Piękna jest Grecja, prawda? :) Ciekawa jestem, czy ten bogacz z książki zdołał wprowadzić swój plan w życie i nakłonić córkę do usunięcia ciąży. W Grecji aborcja jest legalna, trudno tam spotkać niepełnoletnią czy wielodzietną matkę.
OdpowiedzUsuńOwszem, bardzo ;) Ha, tego oczywiście nie mogę zdradzić, ale dodam tylko, że córka to po tatusiu osoba niezwykle charakterna, nie znosząca, gdy próbuje się jej rozkazywać.
UsuńKiedy czyta się książkę z opisywanego miejsca, to przyjemność z takiej lektury jest podwójna. Piszesz o skojarzeniach z mitem o Odyseuszu, a ciekawe czy są odniesienia do opowieści o Midasie?
OdpowiedzUsuńHa, faktycznie, to jest ciekawe, że najbardziej oczywiste skojarzenie nie przyszło mi do głowy, a przecież jest ono b. adekwatne. Marco Timoleon pławi się w bogactwie, ale trudno powiedzieć, żeby czuł się szczęśliwy czy w spełniony.
UsuńWielkość, geniusz i wszelkie podobne rzeczywiście często łączą się z wyobcowaniem. Zawiść, niezrozumienie, samodystansowanie się... Powodów może być wiele. Tylko ciekawe, jak to wygląda z perspektywy takiej osoby. Czy i kiedy przychodzi refleksja "czy było warto?"
OdpowiedzUsuńChyba mieszasz całkiem różne rzeczy. Bogactwo to rzecz do zdobycia lub utrzymania, podobnie jak wielkość w rozumieniu podręcznikowym. Geniusz lub wielkość w rozumieniu ducha czy serca, to cecha, taka jak piękny głos, uroda czy inteligencja - można kultywować, rozwijać, wykorzystać albo nie, ale to się po prostu ma, albo nie. Nie da się tego zdobyć.
Usuń