Strony

piątek, 12 października 2018

Lydie Salvayre "Zwyczajne życie" - Destrukcyjna siła nienawiści

Zwyczajne życie

Lydie Salvayre

Tytuł oryginału: La vie commune
Tłumaczenie: Ewa Wieleżyńska
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 128
 
 
 
 
Lubię – nie znoszę, uwielbiam – nie cierpię, toleruję – nie wytrzymuję. Ludzka gromada to wielobarwna mozaika, której strukturę tworzą całe zastępy wysoce zindywidualizowanych jednostek o najróżniejszych charakterach. Z racji tej wielości, ze statystycznego punktu widzenia oczywistym jest, że na swojej życiowej drodzy napotkamy równie sporo osobników, do których zapałamy natychmiastową sympatią, jak i takich, którzy wzbudzą w nas szczerą niechęć. Cóż jednak czynić w tym drugim przypadku? W jaki sposób radzić sobie z towarzystwem persony, za którą – eufemistycznie rzecz ujmując – nie przepadamy? Na podstawie książki Zwyczajne życie pióra Lydie Salvayre (francuskiej pisarki o hiszpańskich korzeniach) przynajmniej jedna rada wydaje się być oczywista – nie dajmy ponieść się ślepej nienawiści.

Zwyczajne życie to krótki utwór napisany w formie dziennika. Pierwszoosobową narratorką jest Suzanne, doświadczona sekretarka, która od 32 lat pracuje w agencji reklamowej pana Meyera. Jej dotychczasowa egzystencja – do bólu zorganizowana i przewidywalna, nienaznaczona żadnymi niespodziankami (I moje życie aż do tej pory było, ośmielę się stwierdzić, równie uporządkowane, jak moje biurko. Nigdy nic mi się nie przytrafiło [1]) – ulega gwałtownemu przeobrażeniu, kiedy na biurowym horyzoncie pojawia się madame Barette. To nowa sekretarka, która zostaje zatrudniona, by wspomóc Suzanne w wykonywanych obowiązkach. Protagonistka już od pierwszych chwil pała antypatią do nowej współpracownicy. Kolejne strony dzieła to zapis duchowego i psychicznego upadku człowieka, który poddaje się niszczącej działalności obsesji na punkcie nielubianej osoby.

Powieść Lydie Salvayre skonstruowana jest w oparciu o zestawienie ze sobą dwóch skrajnie różniących się postaci, stanowiących wzajemne przeciwieństwo. Przebieg nieuchronnej konfrontacji śledzimy z punktu widzenia Suzanne, co z automatu narzuca stronniczość snutej wizji. Tyle, że subiektywizm nie wyklucza możliwości poznania narratorki, o usposobieniu której dowiadujemy się zarówno z jej własnych słów, jak i z jej działań, czynów, refleksji. Znaczące zdaje się być jedno z początkowych zdań, w którym bohaterka dywaguje: Jak wydobyć muzyczne akordy z cierpienia, z którym na co dzień się stykamy? [2]. Tak postawione pytanie sygnalizuje, że warto zwrócić uwagę na perspektywę, z jakiej na codzienny byt spogląda Suzanne. Postrzeganie życia w kategoriach konieczności nieustannego obcowania z udręką oraz męczarni pozwala przypuszczać, że kobieta posiada w swojej psychice całkiem spore pokłady niespełnienia i wynikającego stąd zgorzknienia.

Specyficzne spojrzenie na rzeczywistość to z pewnością zasługa usposobienia Suzanne, która z jednej strony szczyci się metodycznym umysłem (Kiedy jakaś myśl chodzi mi po głowie, panuję nad wszelkimi jej rozgałęzieniami [3]), z drugiej zaś można posądzać ją o dwulicowość, hipokryzję i zbyt duże przywiązanie do pozorów (Jestem, chlubię się tym, fanatyczką grzeczności. Byłabym zdolna, jak sądzę, podpisać się pod najgorszymi okrucieństwami, byle tylko zachować dobre maniery [4]). Znamienne są także nieprzystępność i stronienie od towarzystwa (Obwarowuję się grzecznym dystansem, którym zasłużyłam sobie w budynku na reputację osoby zimnej, nadętej i chorobliwie racjonalnej [5]). Jeśli dodać jeszcze do tego nieufność, niezdolność ekspresji własnych stanów emocjonalnych, wrogość wobec sympatii rozumianej jako usiłowania wtrącania się w cudze sprawy oraz przypisywanie bliźnim możliwie najgorszych intencji, nietrudno zrozumieć, że Suzanne to typowy odludek przerażony nową sytuacją. Dyskomfort z racji wynikłych zmian to w sporej mierze zasługa madame Barette, którą wyróżnia otwartość i niezdarna bezpośredniość. Namolne próby nawiązania bliskiego kontaktu skutkują wojną, jaką Suzanne postanawia wydać po cichu nowej sekretarce.

Warto nadmienić, że powieść nie jest wyłącznie zapisem przedzierzgania się zwykłego życia w paranoiczne spazmy. Bardzo ważnym zagadnieniem, któremu poświęcono całkiem sporo miejsca jest szeroko rozumiana samotność. Na podstawie Suzanne oraz bohaterów drugoplanowych przekonujemy się, że jej źródłem jest przede wszystkim starość, która bardzo często jest jednoznaczna z wykluczeniem, z wydaleniem na margines zdrowej społecznej tkanki. Nie mniej istotnym czynnikiem jest niemożność porozumienia i wynikająca stąd nieumiejętność nawiązywania trwałych relacji z drugim człowiekiem. Zbyt silna koncentracja na samym sobie, nie liczenie się z cudzymi potrzebami czy instrumentlne traktowanie bliźnich, od których wiele wymagamy i żądamy, nie oferując nic w zamian, nieuchronnie prowadzą do banicji i izolacji.

Książka intryguje też od strony językowej. Świat przedstawiony odmalowany zostaje słowami pierwszoosobowej narratorki, która ceni sobie schludność, ład i porządek. Z tego względu wyróżnikami stylu jest zwięzłość, lapidarność oraz (przynajmniej pozornie) precyzja. Krótkie zdania do maksimum nasycone są informacją, tyle, że bardzo mocne skupienie się na temacie nowej sekretarki, skutecznie rozmywa obraz rzeczywistości, która zaczyna zacierać się, chwiać się w posadach.

Reasumując, Zwyczajne życie to solidna, chociaż nie porywająca literatura. Lydie Salvayre serwuje czytelnikom portret kobiety, która nie potrafi pogodzić się z mijającymi latami, która nie akceptuje faktu, że jej zawodowa rola ulega sukcesywnemu zmniejszeniu. Tym samym francuska pisarka ukazuje dramat jednostki wychowanej w duchu utylitarności, użyteczności, która ze zgrozą uświadamia sobie, że nieuchronnie zbliża się do punktu życiorysu, kiedy to nie będzie już nikomu potrzebna. Smutna lektura, która na zasadzie negatywu, tłumaczy jak istotną funkcję spełniają w naszej egzystencja przyjaźń czy miłość, niestety będące na ogół towarem deficytowym.


[1] Lydie Salvayre, Zwyczajne życie, przeł. Ewa Wieleżyńska, Wydawnictwo Znak, Kraków 2006, s. 9
[2] Tamże, s. 7
[3] Tamże, s. 9
[4] Tamże, s. 13
[5] Tamże, s. 14

8 komentarzy:

  1. Ostatnio jestem na stopie wojennej z większością książek precyzyjnych, a przez to i krótkich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznać trzeba, że obecnie tryumfy święcą długaśne sagi bądź grubaśne tomiska. Ja od czasu do czasu lubię sięgnąć po coś krótszego, bowiem jest to sprawdzian kunsztu danego artysty czy artystki - niełatwo jest na przestrzeni stu kilkudziesięciu stron stworzyć dzieło, które zaciekawi i zaintryguje.

      Usuń
  2. Widziałam kiedyś tę książkę z taką charakterystyczną, przyciągającą a jednocześnie odpychającą, okładką. Podoba mi się styl autorki. Krótkie, cięte jak brzytwa, błyskotliwe zdania - sądzę tak, na podstawie tych, które zacytowałeś. Naprawdę pisarka nie znalazła dla swojej bohaterki nawet odrobiny nadziei? Mam wokół siebie osobę, która tak żyje, podporządkowana swoim obsesjom, zamknięta na jakąkolwiek pomoc i przeraźliwie samotna. Nie ma do niej klucza, który choć trochę by ją otworzył i zmniejszył dążenie do autodestrukcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla bohaterki książki nie pozostawiono wiele nadziei - kobieta zbyt łatwo poddaje się swoim obsesjom, co wyklucza możliwość zbliżenia się do niej. A to właśnie samotność zdaje się katalizować te destrukcyjne emocje. Czyli klasyczne błędne koło.

      Przyznam szczerze, że ja nie znam uniwersalnej recepty, która pomogłaby nawiązać jakąś szczerą relację z tego typu ludźmi.

      Usuń
  3. "W jaki sposób radzić sobie z towarzystwem persony, za którą – eufemistycznie rzecz ujmując – nie przepadamy?" – o, to bardzo dobre pytanie. Konieczność obcowania z osobami nielubianymi to jeden największych problemów człowieka cywilizowanego. Okazać agresji nie wolno, trzeba albo unikać tej osoby, albo zacisnąć zęby i cierpliwie liczyć na to, że ona odejdzie. Z recenzji wynika, że bohaterka wybrała najgorsze z możliwych rozwiązań. Zaciekawiłeś mnie tą książką, zapamiętuję tytuł i pewnie za jakiś czas przeczytam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ta postawa bohaterki jest trochę zabawna, bowiem obiektywnie rzecz ujmując, to własnie Suzanne jest osobą, którą bardzo trudno jest polubić.

      A książka krótka, ale daje do myślenia. Ciekaw jestem jak Ty ją odbierzesz.

      Usuń
  4. A tak z ciekawości: jak trafiłeś na tę powieść?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odkąd przeniosłem się do Krakowa (sierpień ubiegłego roku), większość moich lektur stanowią zdobycze biblioteczne - nie inaczej jest w tym wypadku :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)