Tao. Tułaczka wyjętych spod prawa uciekinierów po Chinach
Aya Goda
Tytuł oryginału: TAO
Tłumaczenie (z j. ang.): Tomasz Bieroń
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 304
Istnieje cały szereg haseł
afirmujących wolność, które jednak w warunkach, kiedy przez dłuższy czas nie
jest ona zagrożona, stopniowo zatracają swoje pierwotne znaczenie, z wolna
przedzierzgając się w wyświechtane slogany, nie znajdujące pokrycia w otaczającej
nas rzeczywistości. Ale, kiedy owa szara i nudna, lecz jednocześnie spokojna i
bezpieczna codzienność ulega diametralnym przeobrażeniom, a w rezultacie nasze
najbardziej podstawowe prawa zostają bezpardonowo ograniczone, dopiero wówczas
dociera do nas sedno słowa wolność. O tym, że zmieniające się okoliczności w
znaczącym stopniu wpływają na nasze postrzeganie tego typu fundamentalnych
pojęć przekonuje się Aya Goda, japońska pisarka i artystka, autorka książki Tao. Tułaczka wyjętych spod prawa uciekinierów
po Chinach.
Wydany w 1995 utwór napisany w
formie dziennika to zapis wspólnej ośmiomiesięcznej podróży, jaką po Państwie
Środka odbywają Aya Goda (ur. 1967) oraz Cao Yong (ur. 1962). Wspomnienia
rozpoczynają się w 1988 roku, kiedy to narratorka, będąca wówczas studentką
Akademii Sztuk Pięknych Musashino w
Tokio, spędza letnie wakacje w prowincji Xinjiang (Sinciang). Kapryśny i
nieprzewidywalny los sprawia, że kobieta spotyka Cao Yonga, malarza i
wykładowcę na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Tybetańskiego. O 5 lat
starszy mężczyzna, przedstawiający się jako syn Nepalki i Chińczyka, okazuje
się człowiekiem pełnym wigoru i energii, ale i zaskakująco zuchwałym. Już po
kilku godzinach znajomości wyznaje dziewczynie miłość, wymuszając przy tym
obietnicę ponownego spotkania w trakcie jej ferii zimowych. Pretekstem jest
wystawa prac Cao Yonga w pekińskiej Galerii Artystów, którą udaje się
zorganizować, mimo nieprzychylności władz wobec twórczości niepokornego malarza.
Wernisaż, w którym bierze udział także Aya Goda, wciąż nie do końca przekonana,
co do trwałości łączącego parę uczucia, odnosi sukces, ciesząc się szczególnym
powodzeniem pośród zagranicznych gości. Ta popularność przynosi jednak fatalne
konsekwencje, bowiem obrazami Yonga zaczyna interesować się Biuro
Bezpieczeństwa Publicznego, doszukując się w pracach obscenicznych i
niemoralnych treści. Cao Yong, zaangażowany w ruchy prodemokratyczne w Chinach,
świadom grożącego mu niebezpieczeństwa, postanawia uciec przed opresyjnym
aparatem bezpieki i szukać schronienia w odizolowanym Tybecie. Aya Goda, coraz
mocniej zafascynowana nieszablonową postacią partnera, decyduje się towarzyszyć
mu w tej ryzykownej tułaczce. Włóczęga japońsko-chińskiej pary, która nie
ogranicza się do pobytu na Dachu Świata staje się osią książki, dzięki której
czytelnik zyskuje sposobność, by zwiedzić mniej znane regiony Chińskiej
Republiki Ludowej.
Razem z Ayą Goda i Cao Yongiem gościmy
w prowincji Xinjiang, (…) pełnej
melancholijnych ruin na odludnym pustkowiu [1], w której przetrwała
muzułmańska kultura Ujgurów. Wspólnie odbywamy wyprawę do kraju rządzonego
przez Dalajlamę, docierając do Tybetu – zmagając się z chorobą wysokościową,
pozbawieni takich luksusów jak stały dostęp do bieżącej wody, poznajemy
tajemnice starożytnego królestwa Guge oraz bezpośrednio stykamy się z
tybetańskimi obyczajami. Przemieszczamy się po równie zdradzieckiej, co
legendarnej szosie Tybet – Syczuan, rozkoszujemy się urokami wyspy Hajnan, która
określana jest mianem chińskich Hawajów
oraz podziwiamy piękno miasta Dali, słynącego z wydobycia marmuru.
W książce, na którą składa się
pięć rozdziałów, sporo miejsca poświęcono osobie Cao Yonga. Aya Goda,
korzystając z relacji samego zainteresowanego, jego rodziny, znajomych oraz
przyjaciół, odtwarza dzieciństwo malarza, ukazując przy okazji jak
nieszablonową jednostką jest Cao Yong. Mężczyzna jawi się jako typowy wolny
ptak – ciągle w ruchu, nie akceptujący żadnych więzów czy ograniczeń,
kontestator utartych reguł, niezależny i niepokorny buntownik, którego duma nie
pozwala przed nikim ani niczym ugiąć karku. Przebywanie w Chińskiej Republice
Ludowej w towarzystwie człowieka cechującego się tak nieprzejednaną postawą
skutkuje tym, że Państwo Środka mocno kojarzy się z gigantycznym więzieniem, z
którego niezwykle trudno jest się wydostać.
Wątki biograficzne poświęcone Cao
Yongowi służą też temu, by ukazać realia panujące w komunistycznych Chinach. Ograniczanie
przez władzę kontaktów z ludźmi spoza Państwa Środka (Osoby, które spotykają się z cudzoziemcami, są inwigilowane, a czasem
nawet oskarżane o szpiegostwo i surowo karane [2]), bezustanne próby
kontroli najdrobniejszych aspektów egzystencji (Każdy obywatel w momencie urodzenia ma zakładaną teczkę, w której są
dokumentowane wszystkie szczegóły jego życia. Roi się od tajnych informatorów,
którzy śledzą wszystko, co się dzieje w społeczeństwie. Wyjście poza ramy
wyznaczone przez państwo oznacza wydanie na siebie wyroku śmierci [3]) czy nierzadkie
skazywanie na reedukację poprzez pracę (o szczegółach tego typu metody wychowawczej możemy poczytać w
dziełach Zhanga Xianlianga, autora m.in. Zupy z trawy czy Zielonodrzewu) to
smutna codzienność chińskich obywateli.
Na kartach utworu zaprezentowano
również sporo przemyśleń i refleksji poświęconych sztuce. Aya Goda oraz Cao
Yong dyskutują nad jej istotą i sednem, konkludując, że jest ona zarówno
uzewnętrznieniem pasji jak i formą walki, wynikającą z braku akceptacji dla
skostniałych zasad. Yong zdradza też zasady, jakimi kieruje się w swojej
twórczości, przytaczając lekcje pobrane od innych (Obrazy odzwierciedlają duszę artysty. Jeśli ktoś nie ma duszy, to nie
namaluje niczego wartościowego, choćby miał doskonałą technikę [4]).
Książka japońskiej artystki to z
pewnością ciekawa pozycja, chociaż jej słabym punktem pozostaje styl, jakim
operuje autorka, który razi bezpłciowością. Mimo wielu dramatycznych wydarzeń,
które stają się udziałem protagonistów, Tao nie czyta się z wypiekami na twarzy, ba, momentami utwór dłuży się
niemiłosiernie. Trudno jednak orzec, czy za taki stan rzeczy odpowiadają
średnie umiejętności pisarskie Aya Gody czy też jest to efekt faktu, że polski
czytelnik obcuje z przekładem dokonanym z wydania angielskiego.
Reasumując, Tao. Tułaczka wyjętych spod prawa uciekinierów po Chinach to niezła
lektura, która powinna przypaść do gustu miłośnikom prozy drogi. To także
intrygujące spojrzenie na Państwo Środka, bowiem z jednej strony obserwatorką
jest osobą z zewnątrz, spoza układu, z drugiej zaś pochodzi z rejonu kulturowo
zupełnie odmiennego od Europy.
[1] Aya Goda, Tao. Tułaczka wyjętych spod
prawa uciekinierów po Chinach, przeł. z ang. Tomasz Bieroń, Wydawnictwo
Zysk i S-ka, Poznań 2010, s. 9
[2] Tamże, s. 31
[3] Tamże, s. 65
[4] Tamże s. 152
Teraz w Chinach testowany jest komputerowy system punktowania obywateli, a od przyznawanych punktów zależnych ma być całkiem sporo ważnych spraw.
OdpowiedzUsuńA tak z ciekawości - o samym Tybecie nieco też jest?
A to ciekawe - nie słyszałem. Brzmi trochę jak fabuła niejednej dystopii.
UsuńTak, Tybetowi także poświęcono trochę miejsca - pojawiają się opisy różnych ceremonii, jest też trochę o historii.
Proza drogi w Chinach, to chyba temat, który niezbyt często pojawia się na naszym rynku wydawniczym. Wydaje się, że to niebanalna książka, warta uwagi
OdpowiedzUsuńKsiążka z pewnością spodoba się miłośnikom podróży, szczególnie po szlakach mało znanych i mało uczęszczanych. Jedyną wadą, tak jak wspominałem, jest styl, chociaż trudno ocenić czy to wina przekładu czy autorki.
UsuńZ jednej strony strasznie ciekawe wydaje się to przemierzanie Chin, ale z drugiej w sumie wiem już sporo na ten temat dzięki twórczości Liao Yiwu, zaś o realiach życia w Chinach - jeszcze więcej (niemniej zawsze warto dalej czytać). Aczkolwiek wątki poświęcone Tybetowi mnie bardzo ciekawią, więc może to (przede wszystkim) ze względu na nie się skuszę? Choć styl również odstręcza - znowu odwołam się do twórczości Liao Yiwu ;) i powiem, że tam również tłumaczenie na język polski jest z angielskiego, i rzeczywiście nie jest to najlepszy wybieg, mimo wszystko jednak jest naprawdę nieźle. Więc może to jednak kwestia autorki, z trzeciej zaś strony - może trafili jej się źli tłumacze :/.
OdpowiedzUsuńHehe, tyle razy przywołujesz tego Liao Yiwu, że w końcu będę musiał sięgnąć po tego autora.
UsuńA poznawanie tych samych miejsc przez pryzmat różnych dzieł i autorów może być ciekawym doświadczeniem - warto wychwytywać pojawiają się różnice, bo to może wiele powiedzieć o tym, w jaki sposób dany artysta postrzega rzeczywistość i to, co go otacza.