Czas Czerwonych Gór
Petra Hůlová
Tytuł oryginału: Paměť mojí babičce
Tłumaczenie: Dorota Dobrew
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 154
Rzeczywistość to konstrukt
szalenie skomplikowany, którego złożoność wykracza daleko poza zdolności
pojmowania jednostki. Jej bezmiar poraża i paraliżuje, stąd tylko niewielu
odważa się wypłynąć żaglowcem swojej ciekawości na tak niespokojne i bezkresne wody
rozważań nad tą materią. Ale nawet niewielki wycinek otoczenia, w którym
przyszło nam egzystować, co rusz zadziwia i zaskakuje swoją wielowarstwowością
– o tym jak wielka jest przestrzeń, w jakiej bytujemy najlepiej świadczy
cząstkowość obrazu, jaką jesteśmy w stanie uzyskać, niezależnie od tego, jak
długo kontemplujemy nasze otoczenie. A najlepszym dowodem na niekompletność i
fragmentaryczność spojrzenia jest porównanie ze sobą różnych punktów widzenia,
co bardzo umiejętnie czyni czeska pisarka Petra Hůlová, autorka książki Czas Czerwonych Gór.
Akcja powieści, z perspektywy czy
to polskiego, czy też czeskiego czytelnika, osadzona została w bardzo
orientalnej lokalizacji. Petra Hůlová proponuje nam podróż do Mongolii, państwa
wciśniętego pomiędzy Chiny i Rosję. Wyruszamy do kraju o ogromnej powierzchni
1,5 mln km2 (to 5 razy więcej niż powierzchnia Polski), zaludnionego
przez ponad 3 mln mieszkańców, z czego blisko połowa żyje w stolicy, Ułan
Bator. Realia Mongolii przybliżone zostają za sprawą pięciu kobiet, które raczą
nas swoimi opowieściami, składającymi się na rodzinną sagę.
Przytaczana przez czeską pisarkę
historia mieni się całą paletą barw i odcieni, chociaż dominują w niej kolory
szarości i beznadziei. Na przykładzie swoich bohaterek, Hůlová ukazuje trudną
sytuację kobiet w mongolskim społeczeństwie, które przesiąknięte jest
patriarchalnymi zasadami. Rola pań jest drastycznie ograniczona i sprowadza się
do rodzenia i wychowywania dzieci oraz dbania o ciepło domowego ogniska. Ich
dolę najlepiej odmalowują przesądy i ludowe mądrości, które skupiają się na
macierzyństwie: (…) Alta została matką,
czyli kobietą godną szacunku pod każdym względem [1];
Kobieta bez dziecka jest jak drzewo bez
owoców [2].
Nieliczne, które ryzykują i usiłują wyrwać się z narzuconego schematu,
napotykają na swojej drodze wiele przeszkód i niebezpieczeństw, bowiem na
podstawie losów niejednej protagonistki, uświadamiamy sobie, że przedmiotowy stosunek
wobec kobiet prowadzi do przyzwolenia na ich brutalne i bezpardonowe traktowanie.
Gwałt, przemoc, poniżanie to smutna codzienność tych, które nie godzą się na
egzystencję u męskiego boku.
Powieść Hůlovej jest tym bardziej
przygnębiająca, że fiaska i niepowodzenia dotykają zarówno te bohaterki, które
decydują się pozostać na stepie (w tytułowych Czerwonych Górach) i żyć w
zgodzie z tradycją, wzorem swoich przodków jak i buntowniczki, wyruszające na
poszukiwanie szczęścia do Miasta ((…)
tam, gdzie spotykały się marzenia wszystkich dziewcząt z somonowych osad – tam,
gdzie wszystkie one opalały sobie skrzydła jak ćmy [3]),
mamiącego wizją szczęścia i sukcesu. Niezależnie od przyjętej postawy – czy
jest to bierność, bezwolność, poddanie się męskiej woli czy też hardość i
samodzielność – klęska zdaje się być nieuchronna i nieunikniona. W pierwszym
przypadku następuje stłamszenie i zduszenie osobowości, w drugim zaś trzeba
mierzyć się z ostracyzmem i łatką odmieńca.
Źródłem sączącej się z kart
powieści beznadziei jest również diagnoza międzyludzkich relacji. Hůlová
uzmysławia nam, że złość, zawiść, niechęć, starannie pielęgnowane urazy
nierzadko stają się udziałem członków jednej rodziny, którzy w dodatku są dla
siebie ludźmi obcymi i to niejako z wyboru, bowiem sprawy drażliwe okrywa się
całunem przemilczenia i świadomej ignorancji (Różne rzeczy można zatajać całe lata, także przed najbliższymi [4]).
Akcentami, podkreślającymi
rozpacz i apatię są opisy realiów wegetacji w Ułan Bator, które jawi się jako
wyspa pełna życiowych rozbitków i nieudaczników. Pijaństwo, prostytucja, nędza
to codzienność, z którą styka się wielu mieszkańców. Wrażenie jest tym bardziej
upiorne, że scenerią są szare i zaniedbane blokowiska, zaśmiecone ulice, ciasne
burdelowe pokoje, śmierdzące targowiska czy zatłoczone i przesiąknięte
zjełczałym tłuszczem jadłodajnie, w których stołują się najbiedniejsi. Warto
przy tym nadmienić, że wcale nie lepiej prezentuje się bezkresny mongolski
step, który pod powierzchnią urokliwego krajobrazu skrywa ogrom ludzkich
dramatów – zdecydowana większość młodych ludzi marzy o wyrwaniu się ze swojej
jurty, lekceważąc przy tym obrzędy i obyczaje przodków, które wydają się
żenujące i nieaktualne. Ta pogarda wobec starszych jest jedną z przyczyn osłabienia
rodzinnych więzi, które pękają pod wpływem nacisku niesprzyjającego losu. W chwilach
trudnych bliscy przestają być dla siebie oparciem, a samotna walka ze złośliwym
fatum z góry skazana jest na przegraną.
Reasumując, Czas Czerwonych Gór, powieściowy debiut Petry Hůlovej, to dobra
książka, która jednak przytłacza ciężarem nagromadzonej rezygnacji. To
zagęszczenie traum i niedoli nie ułatwia lektury, a ponadto każe zastanowić się
jak dzieło odbierane jest choćby w samej Mongolii, która przedstawiona zostaje
jako kraj zacofany, niewolny od szowinizmu (ofiarą uprzedzeń i antypatii padają
szczególnie mniejszości chińska oraz rosyjska) oraz mizoginii.
[1] Petra Hůlová, Czas Czerwonych Gór, przeł. Dorota
Dobrew, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2007, s. 133
[2] Tamże, s. 231
[3] Tamże, s. 47
[4] Tamże, s. 130
Mnie bardzo się podobała, właśnie ze względu na surową wymowę. Z tego, co pamiętam, językowo też była b. dobra.
OdpowiedzUsuńMnie ta surowa wymowa nie do końca przekonała, ale wynikało to z faktu, że cały ten bezsens wegetacji w mongolskich warunkach został przedstawiony z zewnątrz. Gdzieś tam w tle mojej wyobraźni zarysowało się widmo protekcjonalnego tonu i może ta domniemana pogarda zgrzytała mi w trakcie lektury.
UsuńO, to ta autorka, która napisała wydaną w zeszłym roku przez wydawnictwo Afera "Macochę" - na tak wielu blogach były pozytywne recenzje tej książki, że muszę ją przeczytać (choć z uwagi na przesyt tymi recenzjami na razie jeszcze nie mam ochoty ;P).
OdpowiedzUsuń"Czas czerwonych gór" oczywiście też przeczytam, bo brzmi bardzo ciekawie, ale jednak najpierw pewnie skuszę się na "Macochę" :D.
No, ja też zamierzam kontynuować znajomość z czeską pisarką. Być może "Czas Czerwonych Gór" nie do końca mnie porwał, ale jestem pewny, że artystka dysponuje bardzo ciekawym warsztatem i z pewnością dam jej jeszcze niejedną szansę.
UsuńBardzo chętnie sięgam po książki Petry Hulovej, ponieważ ma sporo ciekawego do powiedzenia. Udało mi się kiedyś być na spotkaniu czytelniczym z tą autorką i wspominała o tej powieści, choć wtedy głównie była mowa o książce "Plastikowe M3, czyli czeska pornografia".
OdpowiedzUsuńJa dopiero zaczynam moją przygodą z twórczością tej artystki, ale już cieszę się na samą myśl obcowania z jej dziełami. Oj, szczerzę zazdroszczę Ci możności uczestniczenia w takim spotkaniu - możliwość posłuchania na żywo danego autora czy autorki to zawsze świetna sprawa.
UsuńPowiem szczerze, że nie mam nastroju na takie klimaty, ale zastanawiam się, jak się ma obraz Mongolii odmalowany przez autorkę do tych raczej jednak pozytywnych, które widzimy w programach podróżniczych.
OdpowiedzUsuńDla mnie ten obraz okazał się chyba zbyt skrajny, a przez to zasiał we mnie ziarno wątpliwości, czy aby nie jest to przejaskrawienie. Co prawda autorka jest absolwentką mongolistyki, ale i tak chętnie skonfrontowałbym wizję Hůlovej z portretem społeczeństwa mongolskiego, odmalowanym w powieści jakieś mongolskiej pisarki.
UsuńJakoś przeczuwam, że programy podróżnicze i taka akurat literatura pokazują akurat dwa odmienne wycinki Mongolii. Wcale nie muszą się wzajemnie wykluczać, ale też raczej nie dają kompletnego obrazu kraju.
UsuńKsiążkę tę czytałam dość dawno temu. Najmocniej wbiły mi się w pamięć fragmenty o niechlujstwie mieszkańców Mongolii, którzy (według autorki) zwłoki bliskich rzucają dzikim zwierzętom na pożarcie, myją się niesamowicie rzadko, a śmiecie wyrzucają przez okno. Autorka nie idealizuje mieszkańców tego kraju, wprost przeciwnie. Książka dość gorzka.
OdpowiedzUsuń