Lee Child
tytuł oryginału: Killing Floor
pierwsze wydanie: 1997
tytuł przeczytanego wydania:
Poziom śmierci
tłumaczenie: Paulina Braiter-Ziemkiewicz
cykl: Jack Reacher (tom 1)
Wydawnictwo: Albatros 2010
liczba stron: 455
Do posmakowania czegoś z dorobku powieściowego Lee Childa koledzy z Dyskusyjnego Klubu Książki namawiali mnie już od jakiegoś czasu. Lee Child to pseudonim literacki mieszkającego na stałe w USA brytyjskiego pisarza. Wbrew temu, co twierdzi jeden z wiodących portali dla knigolubów, jego tożsamość nie jest już od dawna żadną tajemnicą – naprawdę nazywa się James D. "Jim" Grant i urodził się w 1954. Ukończył studia prawnicze, pracował w teatrze oraz na różnych stanowiskach w Granada Television w Manchesterze. Zwolniony z GT w związku z restrukturyzacją, zabrał się za pisanie i tak mu zostało. Znany jest przede wszystkim z serii powieści o przygodach Jacka Reachera, która przyniosła mu sukces, sławę i nagrody. Postanowiłem zacząć od pierwszej powieści cyklu, która nosi polski tytuł Poziom śmierci.
Jack Reacher po kilkunastu latach służby opuścił armię w randze majora żandarmerii wojskowej, bez prawa do emerytury i zasiłku, ale z odprawą. Postanowił powłóczyć się po Stanach jako anonimowy wędrowiec. Nie ma dokumentów, płaci tylko gotówką, którą co jakiś czas podejmuje z banku. Ubrań nie pierze, tylko wyrzuca, gdy już się zanadto zabrudzą, ale nie szaleje – kupuje najtańsze. Akurat przywiało go do Margrave, spokojnego i czystego niczym obrazek z pocztówki miasteczka w Georgii, którego nigdy wcześniej na oczy nie widział. Przyjechał autobusem, poszedł do baru, usiadł, zamówił i został zatrzymany. Pod zarzutem zabójstwa.
Co dalej, oczywiście nie zdradzę. Fabuła jest interesująca, pomysł na którym oparto intrygę kryminalną błyskotliwy. Książka wciąga od pierwszych stron i trudno się od niej oderwać aż do samego końca. Jack to twardziel, w dodatku bystrzak, więc ma warunki, by się działo, gdy dojdzie do konfrontacji z czarnymi charakterami. I krew się leje strumieniami, trup pada gęsto, na boku obowiązkowy romansik z miejscową pięknością. Całość jest wyjątkowo udanym połączeniem kryminału z bondowatą sensacją i sporą dozą thrillera. Czego więcej trzeba?
Niestety, nie jest to róża bez kolców. Wbrew temu, co wypisują niektórzy recenzenci, autor żadnym oficerem żandarmerii nie był, a to widać, słychać i czuć. Choćby w tym, że major tej formacji nie lata po knajpach by rozdzielać awanturujących się wojaków na przepustce ani nie gania za byle dezerterami, więc uzasadnienie jego kompetencji na miarę Bourne’a wypada dość blado. Sceny walki, szczegóły dotyczące broni i jej użycia też pachną wiedzą pochodzącą raczej z Hollywood niż praktyki czy choćby poważnego researchu, a opisy tortur są kompletnie wydumane i nastawione na epatowanie czytelnika komiksowym okrucieństwem. Nie lepiej jest z pomysłem na oś fabuły. Owszem, jest oryginalny i błyskotliwy, ale zarazem kompletnie nierealny i świadczy, że autor niezbyt się orientuje nie tylko w realiach tej gałęzi przestępczości, na której oparł całą intrygę, i w technologiach z nią związanych, ale w ogóle ma problemy z wyczuciem granicy między prawdopodobnym a naciąganym, która zarazem bardzo często oddziela dzieło od czytadła. Ewidentne wtopy z zakresu nauk ścisłych to już prawdziwy wstyd.
Mimo tego wszystkiego, przyznaję szczerze, że czytało się Poziom śmierci świetnie, wręcz wyśmienicie, bo tempo jest takie, że na nic się w tym pędzie narzuconym czytelnikowi nie zwraca uwagi. No, może prawie na nic. Przez to jednak jest to książka na jeden raz. No, chyba, że ktoś lubi się odmóżdżyć kilka razy z rzędu w ten sam sposób. Jeśli poszukujecie czegoś podobnego, tylko z nieporównanie większą dawką realizmu, to polecam przygody Carla Hamiltona, nie wiem czemu w naszym kraju jakoś zapoznane. A co z Reacherem? Najprawdopodobniej za jakiś czas sięgnę po drugą powieść z twardzielem Jackiem jako protagonistą, bo świetnie się przy tym rozerwałem, i mam tylko nadzieję, że tym razem będzie mniej infantylnie.
Czemu końcowa ocena „dobra”? Jeśli brać pod uwagę wrażenia w trakcie czytania - co najmniej "rewelacyjna", ale jeśli oceniać po zakończeniu lektury i dłuższej chwili na refleksję - po prostu „słaba”. Uśredniając, wyszło mi, że po prostu dobra.
Wasz Andrew
Słowna skala ocen:
- beznadziejna
- bardzo słaba
- słaba
- może być
- przeciętna
- dobra
- bardzo dobra
- rewelacyjna
- wybitna
- arcydzieło
Bardzo dobre podsumowanie. Rozrywkowo jest bardzo dobrze, ale na dłużej z człowiekiem niewiele zostaje. Czytałem swego czasu dwie albo trzy części gdzieś ze środka i niemal nic z nich nie pamiętam poza ogólnymi założeniami.
OdpowiedzUsuń