Dzikie palmy
William Faulkner
Tytuł oryginału: The Wild Palms
Tłumaczenie: Kalina Wojciechowska
Wydawnictwo: Książka i Wiedza
Liczba stron: 256
Szczęście, to jedno z tych imponderabiliów, których szczególnie pożądamy. Niemal każdy pragnie odczuwać
radość, przyjemność, satysfakcję, spełnienie, ale niewielu potrafi spojrzeć na
swój byt z perspektywy, która umożliwiłaby jego ocenę jako coś udanego i wartościowego,
co jest jednym z warunków koniecznych do zadowolenia płynącego z własnego
życia. Jednocześnie to, czego nie posiadamy, i czego nie potrafimy zdobyć,
wzbudza w nas ten rodzaj żalu, który w sprzyjających warunkach może przerodzić
się w zazdrość przemieszaną z nienawiścią. O tym, że pielęgnacja małego,
prywatnego szczęścia może być rzeczą trudną, wręcz karkołomną, boleśnie
przekonują się bohaterowie Dzikich palm,
powieści pióra Williama Faulknera, amerykańskiego noblisty.
Protagoniści, Charlotte Rittenmeyer
oraz Harry Wilbourne, to para kochanków pochodzących z Nowego Orleanu, których
spala potężna miłosna emocja. Nie jest to jednak uczucie wzniosłe i patetyczne,
która sprawia, że egzystencja dwójki ludzi staje się bytem usłanym różami, a
droga, jaką powinni kroczyć – prosta i oczywista. Nić, jaka łączy Charlotte
oraz Harry’ego to skomplikowana i burzliwa relacja – obie postacie są niczym (…) smagane wiatrem korony palm, kołyszące
się z dzikim, suchym i gorzkim szelestem nad błyszczącą wodą [1],
bowiem kochankowie muszą zmagać się ze społeczną presją, która nie pozwala w
pełni cieszyć się sobą nawzajem.
Akcja utworu, umiejscowiona na
obszarze niemal całych Stanów Zjednoczonych, osadzona została w 1938 roku, w okresie,
kiedy wciąż niepokój i zdumienie wywołuje kobieta świadoma nie tylko swoich
praw, ale i atrybutów, jakimi została obdarzona, i których nie waha się
wykorzystywać (Ona chodzi w spodniach (…)
nie w żadnej pidżamie plażowej tylko w prawdziwych męskich spodniach. To znaczy
takich, które są za ciasne akurat w odpowiednich miejscach, tak że się to
podoba każdemu mężczyźnie, ale kobiecie nie, chyba że sama je nosi [2]).
Tak dobrane czas oraz miejsce, w jakich rozgrywa się fabuła, umożliwia pełne
ukazanie ludzkiej obłudy i hipokryzji, które objawiają się w najróżniejszy
sposób – miłość niesformalizowana małżeńskimi więzami jako temat plotek i
zgorszenia; kobieta nie godząca się z narzuconą jej rolą, ograniczającą ją do
spełniania funkcji posługaczki, na każdym kroku usiłującej odgadnąć i spełnić zachcianki
swojego męskiego partnera jako obiekt pogardy i gniewu; patrzenie przez palce,
świadome niezauważanie rzeczy głośno określanych mianem niegodnych, dopóki
płynie z tego określona korzyść to tylko niektóre z wielu przykładów, jakie
przytacza Faulkner.
Zakłamanie oraz dwulicowość
zostają zaprezentowano także na poziomie bardziej uniwersalnym, który nie
ogranicza się wyłącznie do przytaczanych w książce konkretnych warunków
społeczno-kulturowych. Faulkner zwraca uwagę, że obiektem niechęci, nienawiści,
awersji, ostracyzmu stają się wszyscy, którzy ośmielają się wyłamać i zanegować
panujące konwenanse (To kwestia
wypadnięcia z rytmu. Człowiek rodzi się pogrążony w nieprzebranym tłumie
bezimiennych istnień swego czasu i pokolenia, maszerujących zgodnym rytmem w
bezimiennym pochodzie. Jedna zmiana rytmu, jeden fałszywy krok i giniesz
stratowany przez innych [3])
– przywiązanie do zasad, uświęconych przez wieki panowania, bezmyślne trwanie w
matni stereotypów nakazują potępiać wszelkie przejawy odmienności, zbytniej
niezależności, itd.
Przedstawiona przez Faulknera
historia jest o tyle interesująca, że amerykański pisarz ukazuje narzędzia
opresji, jakie stosuje ludzka gromada wokół tych, którzy mają czelność negować
bądź odrzucać powszechnie przyjęte normy – jak wyznaje Harry: Użyto przeciwko mnie pieniędzy, kiedy
spałem, bo tutaj można było mnie zranić. Potem obudziłem się, poradziłem sobie
z pieniędzmi i myślałem, że jestem górą, aż do tego wieczora, kiedy
dowiedziałem się że chcą ze mnie zrobić małżonka pełnego mieszczańskich cnót, a
to trudniej pokonać niż pieniądze [4].
Ekonomiczna podległość, przypinanie gęby,
wykluczenie ze struktur towarzyskich powodują, że niezwykle trudno jest
zachować swobodę działania i postępować według własnego, wewnętrznego kodeksu.
Faulkner serwuje również
czytelnikom interesujące rozważania dotyczące najwznioślejszego (wedle
ludzkości) uczucia. Bohaterowie przekonują się, (…) że miłość i cierpienie to jedno i to samo i że wartość miłości
mierzy się sumą, jaką trzeba za nią zapłacić [5]. Co więcej Harry zauważa, że we współczesnym,
konsumpcyjnym społeczeństwie miłość jest zjawiskiem marginalnym – Nie ma dla niej miejsca w dzisiejszym
świecie, nawet w Utah. Usunęliśmy ją ze świata. Zabrało nam to wiele czasu, ale
człowiek jest nieskończenie pomysłowy i zaradny, toteż wreszcie uwolniliśmy się
od miłości, tak jak uwolniliśmy się od Chrystusa. Mamy radio zamiast głosu
Bożego, i zamiast gromadzić nasze wzruszenia przez miesiące i lata, czekając na
ten dzień, kiedy będziemy mogli wydać całą sumę na wszelkie uczucie, trwonimy
ją na groszowe seksualne podniety kupowane w kiosku z gazetami na każdym roku
ulicy, jak guma do życia albo czekolada z automatu. Gdyby Chrystus wrócił dziś
na ziemię, musielibyśmy co prędzej ukrzyżować Go na nowo we własnej obronie,
dla usprawiedliwienia i ocalenia cywilizacji, nad którą trudziliśmy się przez
dwa tysiące lat, cierpiąc i umierając wśród języków i przekleństw bezsilnej
wściekłości, po to, żeby stworzyć ją i udoskonalić na obraz i podobieństwo
człowieka. Gdyby wróciła Wenus, przybrałaby postać plugawego typa,
sprzedającego ukradkiem pornograficzne obrazki w pisuarach kolejki podziemnej [6].
Człowiek nowoczesny zadowala się substytutami, namiastkami, surogatami, a nawet
lichymi imitacjami, bojąc się sięgnąć po to, co autentyczne, potężne i szczere.
Pisząc o książce Faulknera, nie
sposób nie wspomnieć o znamiennym stylu, jaki posługuje się autor. Jego
wyznacznikami są potężne słowne konstrukty, które wznoszone są bez umiaru i bez
opamiętania, ale z zachowaniem nienagannego języka i elegancji. Zdania
wielokrotnie złożone, poprzecinane licznymi wtrąceniami, nawiasami oraz
dygresjami sprawiają, że lektura wymaga koncentracji, ale jednocześnie przynosi
ogrom przyjemności i satysfakcji.
Reasumując, Dzikie palmy to bardzo dobra powieść, którą można uznać za uniwersalną
przypowieść traktującą o konfrontacji indywidualizmu z masą. Faulkner pisze o
starciu, którego z perspektywy jednostki nie można wygrać, a mimo to
protagoniści szarpią się, walczą, nie poddają się, za wszelką cenę starając się
nie dać wtłoczyć w przygotowany schemat.
[1] William Faulkner, Dzikie palmy,
przeł. Kalina Wojciechowska, Wydawnictwo Książka i Wiedza, Warszawa 1977, s. 11
[2] Tamże, s. 9
[3] Tamże, s. 57
[4] Tamże, s. 136
[5] Tamże, s. 50
[6] Tamże, s. 131 – 132
U mnie ta książka wywołała duży dyskomfort, miałam mieszane wrażenia po lekturze. Natomiast b. ciekawie pisali o niej panowie w komentarzach pod postem na moim blogu - okazuje się, że ta książka może być ważna.
OdpowiedzUsuńJuż wcześniej czytałem wspomniane komentarze i faktycznie są one b. interesujące. Ja chyba jeszcze nie przeczytałem książki, która wywarłaby na mnie aż tak duże wrażenie, i która towarzyszyłaby mi niemal przez całe dorosłe życie.
UsuńSam nie wiem - z jednej strony wygląda ciekawie, ale z drugiej mam wrażenie, że to niezbyt rozrywkowa pozycja, a nie mam melodii nie ciężkie tematy w dodatku opakowane w niewesołe historie...
OdpowiedzUsuńZgadza się, do pozycji rozrywkowej sporo tej książce brakuje. Za to b. dobrze pokazuje jak trudno jest żyć dokładnie tak jak się chce, szczególnie jeśli ten styl życia znacząco odbiega od przyjętych standardów.
UsuńSzczęście to stan tymczasowy, który w dodatku wyczerpuje sam siebie. Ja od pewnego czasu uważam, że dużo ważniejszy w życiu jest spokój. Ale w literaturze... wręcz przeciwnie i dlatego Faulkner ten ciekawie się zapowiada.
OdpowiedzUsuńHa, ja też b. cenię sobie spokój. Może w pogoni za szczęściem (pojęciem b. wieloznacznym), zbyt wielu ludziom umyka to, co już mają, a czego nie potrafią docenić ;)
Usuń