Dom Babel
Per Christian Jersild
Tytuł oryginału: Babels hus
Tłumaczenie: Zdzisław Wawrzyniak
Wydawnictwo: Poznańskie
Seria: Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich
Liczba stron: 346
Innym faktem wyróżniającym wielkie szpitale są liczne języki, którymi
się tam mówi. W kuchni słychać szwedzki, fiński i serbo-chorwacki. Sprzątaczki
mówią przeważnie po turecku, a na ulicach Królików, Szczurów i Świnek Morskich,
to znaczy w budynku badań naukowych, często mówi się po angielsku. Jest jeszcze
inny rodzaj pomieszania języków, które nie ma nic wspólnego z narodowościami. W
administracji szpitala mówi się nowoczesnym językiem biurokratycznym, wtrącając
terminy z żargonu budżetowego: input i output, na oddziale chirurgicznym wydaje
się krótkie metaliczne polecenia: Cięgi! Szwy! Krew! W laboratoriach mówi się
wzorami chemicznymi, językiem stakkato wielkich liter. W aptece aplikuje się
język preparatów, na oddziale komputerów słowami są cyfry, w klinice
psychiatrycznej słuchać terminologię behawioru, a w archiwum – łacinę. Pomiędzy
sobą poszczególne jednostki i kategorie osobowe prawie w ogóle nie rozmawiają [1].
Sztokholmski szpital Enskede, który na kartach swojej powieści odmalował Per
Christian Jersild to swoista Wieża Babel. Stąd też tytuł książki – Dom Babel – wydaje się jak najbardziej
adekwatny. Utwór to próba odpowiedzi na pytanie, czy w tej ogromnej kakofonii
dźwięków możliwe jest jeszcze usłyszenie głosu pacjenta.
Fabuła dzieła skonstruowana jest
w oparciu o losy Primusa Svenssona, 76-letniego emerytowanego drukarza, który w
chwili rozpoczęcia dzieła przechodzi rozległy zawał serca. Staruszek, którego
udało się wykaraskać z objęć śmierci, trafia na oddział szpitala Enskede. Pobyt
w supernowoczesnej lecznicy-molochu staje się pretekstem do odmalowania obrazu
ówczesnego szwedzkiego systemu opieki zdrowotnej, w którym coraz większe
akcenty kładzie się na technologię i biurokrację. Odbywa się to kosztem
pacjenta, który jest coraz mocniej marginalizowany – jego rola sprowadza się do
bycia źródłem danych, interesującym przypadkiem, nośnikiem schorzenia. Tym
samym deprecjonowana jest jego osobowość oraz tożsamość – jako pojedynczy
element, zostaje on zredukowany do stanu, w którym aktualnie się znajduje:
chory, rekonwalescent, wyleczony.
Jersild bardzo umiejętnie
wykorzystuje postać Primusa Svenssona, by za jej pomocą ukazać sposób
funkcjonowania lecznicy – były robotnik pełni funkcję spoiwa łączącego losy
szeregu bohaterów drugo- i trzecioplanowych, będących pracownikami placówki.
Tym sposobem czytelnik przekonuje się jak wygląda szpital oglądany z punktu
widzenia lekarzy, pielęgniarek, praktykujących studentów, salowych,
farmaceutów, naukowców, a nawet bibliotekarzy (Enskede wyposażony jest we
własne zbiory zawierające zarówno literaturę fachową jak i rozrywkową) – każdy
z protagonistów na swój sposób postrzega rzeczywistość, rejestruje zachodzące w
niej zmiany oraz analizujące pochodzące z niej bodźce; wszyscy też borykają się
z mniejszymi, bądź większymi kłopotami, związanymi z wykonywanym zawodem.
Dodatkowym atutem jest przedstawienie całego szeregu interakcji, jakie zachodzą
pomiędzy pacjentami, a tymi, którzy starają się ich wyleczyć oraz stosunków
panujących pomiędzy członkami personelu medycznego. Także na tej płaszczyźnie
można rozpatrywać tytuł powieści, bowiem jak trafnie przedstawia to Jersild,
wzajemne zrozumienie drugiego człowieka – nawet, gdy ten włada tym samym
językiem, gdy wychował się w tym samym środowisku społeczno-kulturowym oraz gdy
egzystuje w tej samej rzeczywistości – jest praktycznie niemożliwe. Niemal zawsze pomiędzy dwójką
ludzi będzie rozpościerać się płaszczyzna obcości, którą można usiłować jedynie
zmniejszyć, ale, której nie da się w pełni wyeliminować.
Lektura książki Pera Christiana
Jersilda jest o tyle przyjemna, że szwedzki pisarz – z wykształcenia lekarz –
to realista, który trzeźwo patrzy na świat, nie ulegając złudzeniom oraz
mirażom, jakimi przepełnione jest społeczeństwo konsumpcyjne. Przekonujemy się
o tym już na początku dzieła, kiedy w krótkiej przedmowie autor raczy nas
swoimi refleksjami dotyczącymi m.in. zapadalności na raka. Jersild słusznie
zauważa, że dopóki nie skoncentrujemy się na podłożu zachorowań, które w
ogromnej mierze leży w czynnikach środowiskowych, samo poznawanie mechanizmu
choroby jest jałowe. Cóż się stanie
wtedy, gdy wbrew przypuszczeniom badania zostaną uwieńczone sukcesem? Gdy jakiś
laureat nagrody Nobla ogłosi, iż rak polega na tym, że X łączy się z Y, i pod
wpływem Z powstaje nowotwór? Efekt takiego odkrycia pozostanie marginalny –
dopóki nie uzdrowimy naszego środowiska. A to, o czym wie nawet małe dziecko,
jest kwestią polityczną [2].
Stąd dość brutalne stwierdzenie: Wszystko
to pokazuje, że znajomość przyczyn i skutków chorób i urazów nie ma większego
znaczenia. Kto twierdzi, iż samo poznanie przyczyn jakiejś choroby prowadzi do
jej zlikwidowania, nie ma racji [3].
Osobną sprawą, o której Jersild wspomina już w powieści, jest kondycja
współczesnej nauki, która ulega ogromnemu rozdrobnieniu na skutek zamknięcia w
bardzo wąskich dziedzinach i specjalizacjach. Powstanie tego typu enklaw
skutkuje tym, że na dane problemy i zagadnienia spogląda się z mocno
ograniczonej perspektywy, która uniemożliwia wychwycenie i dostrzeżenie
wszystkich zmiennych oraz zależności, jakie pomiędzy nimi zachodzą. Odcięcie
się od badań prowadzonych w innych
dziedzinach, skutkuje także tym, że część rozwiązań jest powielanych,
odkrywanych powtórnie. Nie mniej istotną kwestią jest tkwienie w schematach,
obracanie się w kręgu myślowych szablonów czy ślepa wiara w autorytety –
Jersild przytacza bardzo ciekawe przykłady, świadczące o tym jak trudno jest
zaprzeczyć słowom wielkich tuz, nawet, jeśli prezentowane przez nich poglądy są
ewidentnie fałszywe. Artysta zwraca również uwagę na interesujący aspekt
dotyczący poszukiwań relacji przyczyna-skutek, które w dobie coraz mocniej
rozwiniętej cywilizacji, są coraz trudniejsze. Próby odnalezienia wzajemnych
powiązań są karkołomne, ponieważ nici interakcji są coraz bardziej splątane
oraz subtelne, tonąc przy tym w nadmiarze informacyjnego szumu.
Obcowanie z płodem Jersilda jest doświadczeniem
niezwykle miłym, jako że utwór utrzymany jest w eleganckim stylu. Zdania są
kwieciste, a serwowane opisy dokładne i rozbudowane. Zdarzają się także
oryginalne porównania (Słowa mają bardzo
krótki czas kwitnienia i szybko zasychają. Kto pracuje w poważnej firmie, musi
trzymać się z dala od powiędłych odpadków i słowa wymieniać w porę [4]),
ale cechą znamienną pozostaje staranność i dbałość o detal. Warto przy tym
zaznaczyć, że pisarzowi udało się zachować odpowiedni balans, dzięki czemu
książka nie jest rozwlekła, ani przegadana.
Reasumując, Dom Babel to bardzo ciekawa powieść, którą warto czytać przez
pryzmat polskich realiów. Szwed punktuje niedoskonałości i niedociągnięcia
systemu edukacji, ostrzega przed dehumanizacją placówek leczniczych oraz
sygnalizuje zagrożenie ze strony koncernów farmaceutycznych – interesującym (chociaż
na pewno dość smutnym) doświadczeniem jest porównanie opisywanej rzeczywistości
z polskimi warunkami.
[1] Per Christian Jersild, Dom Babel, przeł. Zdzisław Wawrzyniak,
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1984, s. 14 – 15
[2] Tamże, s. 8
[3] Tamże, s. 9
[4] Tamże, s. 66
Książka ciekawie nawiązuje do Biblii - zamiast wieży Babel, mamy dom, który okazuje się szpitalem. Historia wydaje się bardzo aktualna, ponieważ wciąż tak mało wiemy o chorobach, a sama znajomość przyczyn, nie jest równoznaczna z umiejętnością ich leczenia. Widzę też pewne podobieństwa do prozy Margaret Atwood, która w trylogii MaddAddam pokazywała skutki tego, jak może się skończyć nieetyczne postępowanie koncernów farmaceutycznych.
OdpowiedzUsuńTak, nawiązanie dość wyraźne, szczególnie z uwagi na mnogość języków, jakimi porozumiewają się (czy raczej próbują się porozumiewać) ludzie przebywający w szpitalu. Jersild zwraca uwagę, że dopóki pacjencji oraz personel będą mówić w sposób różny, niezrozumiały dla siebie nawzajem, to o żadnym skutecznym leczeniu nie może być mowy.
UsuńA proza Atwood została już przeze mnie napoczęta, chociaż twórczość obejmująca klimaty utopijne dopiero przede mną :)
Gdy tylko zaczęłam czytać recenzję, od razu przyszła mi na myśl sytuacja opieki zdrowotnej w Polsce. Książkę na pewno przeczytam, bo jestem żywo zainteresowana prozą związaną z moją przyszłą pracą, szczególnie gdy proza ta odnosi się krytycznie do systemu opieki zdrowotnej. Mam tylko wrażenie, że łatwo tu przesadzić, gdy nie zna się realiów od wewnątrz, dlatego bardzo mnie ucieszyło, że Jersild jest lekarzem. Nie tak jak Vega ze swoim nowym "Botoksem" - nie wiem czy czytałeś recenzje, bo zakładam, że nie oglądałeś, skoro kiedyś pisałeś, że mało filmów oglądasz. Ja zresztą też mało filmowa jestem, więc "Botoksu" nie widziałam, zwłaszcza że naczytałam się recenzji, a po nich stwierdziłam, że z pewnością będę bojkotować ten film i go nie obejrzę nigdy.
OdpowiedzUsuńLektura może okazać się gorzkim doświadczeniem, bowiem Jersil sporo narzeka, ale kiedy weźmie się pod uwagę poziom lecznictwa w Szwecji i porówna się go do tego, co mamy w Polsce, to ręce same się załamują.
UsuńO "Botoksie" słyszałem, ale nie zagłębiałem się w recenzje tego dzieła. Nie czułem się specjalnie zainteresowany. A co do mojej miłości do ruchomych obrazów to wszystko się zgadza - masz b. dobrą pamięć, bo faktycznie, filmy oglądam sporadycznie :)
Po przeczytaniu recenzji zrodziło się we mnie pytanie - czy te rozważania to dodatek do fabuły, czy może fabuła to nośnik dla tych rozważań?
OdpowiedzUsuńHa, samo słowo wstępne to zdecydowanie rozważania, ale dalej mamy już pełnokrwistą powieść zbudowaną w oparciu o wspaniały koncept.
UsuńBardzo lubię tę książkę. Autor wspaniale ukazał pracę w szpitalu, wprowadził czytelnika nawet w tak mało znane zakamarki jak łóżkownia, czyli miejsce, gdzie myje się łóżka. :)
OdpowiedzUsuńHa, opis funkcjonowania łóżkowni był dla mnie absolutnym hitem. Jersildowi udało się przedstawić szpital jako żywy organizm, który funkcjonuje wedle ściśle określonych zasad.
UsuńNie kusi Cię, żeby zrobić zestawienie typu top 10 literatury szpitalnej? Trochę tego rodzaju pozycji przewinęło się już przez blog, stąd takie skojarzenie.
OdpowiedzUsuńOd Jersilda jak dotąd czytałem świetną "Wyspę dzieci". Z jednej strony sprawdziłbym chętnie coś jeszcze z bibliografii, ale "Dom Babel" odstrasza mnie zawałowymi perypetiami głównego bohatera. Nie jestem w stanie czytać o tego rodzaju dolegliwościach, zaraz sam dostaję palpitacji i nie wiadomo czego jeszcze. Tylko z tego powodu porzuciłem lekturę "Kocham cię, Lilith" Radka Raka.
Jakimś cudem umknął mi gdzieś ten komentarz. Pomysł zacny i ciekawy. Jak znajdę gdzieś chwilę może wrócę do niego.
Usuń