Wojna mrówek (2012)
tytuł oryg. Krieg der Ameisentytuł franc. La Guerre des Fourmis
czas trwania 60 min.
prod. Niemcy
W sobotę, przypadkiem, jak to u mnie często bywa, trafiłem w telewizji na film, który niezwykle mnie zainteresował, choć w pierwszej chwili niewiele wskazywało na to, iż tak się stanie. Tytuł sugeruje może, że mamy do czynienia z jakimś SF, tym bardziej, że było już trochę produkcji z mrówkami zabójcami, ale wgląd w notatkę upewnił mnie, że to pozycja jak najbardziej popularno-naukowa. Na szczęście nie jest to także kolejna propozycja adresowana tylko do miłośników programów o owadach.
Od jakiegoś już czasu mam wrażenie, że mrówki są jednymi z najciekawszych organizmów, jakie żyją na ziemi, że wspomnę choćby o tym, że niektóre hodują pod ziemią grzyby, inne prowadzą uprawę roślin, a jeszcze inne zwierząt. Ten materiał, choć traktuje o Linepithema humile, gatunku niepozornym, bo liczącym w przypadku robotnic 2 do 3 mm długości, zasługuje jednak na uwagę każdego widza, nie tylko miłośników przyrody czy ekologów.
Nie wiemy jak i kiedy mrówki argentyńskie, bo o nich mowa, zostały przywleczone z Ameryki Południowej do Europy, ale od tej chwili trwa ich nieprzerwany, tryumfalny pochód od południa kontynentu na północ. W przeciwieństwie do innych gatunków mrówek, których każda kolonia jest wrogo nastawiona do innych, nawet własnego gatunku, mrówki argentyńskie w Europie traktują wszystkie osobniki swego gatunku jak swoją własną kolonię; w pewnym sensie są jednym wielkim mrowiskiem mającym już kilka tysięcy kilometrów długości. Jakie to ma znaczenie? To proste – nie ma kolonii, która potrafiła by z nimi walczyć. Przewaga liczebna mrówek argentyńskich w każdej wojnie jest niewyobrażalna.
W pewnym zakresie wszystkie mrówki argentyńskie w Europie można traktować jako jeden wielki organizm. Drapieżny organizm – największy na Ziemi. Na terenie, którym włada, praktycznie nie istnieją już inne gatunki mrówek. Na mrówkach się jednak nie kończy. Wiadomo, że silnie oddziałują również na inne mechanizmy ekosystemu Europy, nie tylko życie owadów. Dewastują stopniowo różne elementy naszego otoczenia, ale trudno jeszcze orzec, jak będzie wyglądała dalsza przyszłość tego procesu.
Fascynujący seans, który pięknie otwiera oczy. Pokazuje bardzo dosadnie, że zmiany w środowisku, potencjalnie zabójcze dla homo sapiens, mogą przyjść w każdej chwili i z najbardziej nieoczekiwanej strony. Nie musi nas zgubić uderzenie asteroidy, broń A, B ani C, wybuch wulkanu ani żadna inna widowiskowa katastrofa. Może będzie to jakiś niepozorny gatunek. Mrówki może nas nie wykończą, choć kto wie? Na wyspach, jak Nowa Zelandia, kiedyś opanowanych przez te maluchy, były one niezwyciężone – ludzie nie potrafili ich wytępić ani powstrzymać. Tam na szczęście liczebność kolonii w jakiś czas po zdominowaniu całej wyspy samoistnie się załamywała. Może powodem był brak różnorodności genetycznej. Czy tak jednak będzie w Europie? Tego nikt nie wie – inwazji na taką skalę nie mieliśmy jeszcze nigdy okazji obserwować, a Europa to jednak trochę większa wyspa, w dodatku połączona z Azją. To na pewno będzie jeden z najciekawszych procesów, jaki ludzkości było dane badać. Tymczasem warto obejrzeć Wojnę mrówek, bo na pewno jeszcze o Linepithema humile usłyszymy
Wasz Andrew
O mrówkach była najbardziej traumatyczna książka mojego dzieciństwa: 'Dzielny Marcin'. Napisał ją jakiś rosyjski pisarz, więc wiadomo, że będzie strasznie. Życie tam jest straszne, więc dlatego. Książka opowiada historię mrówka, któremu powódź wywiała dom.
OdpowiedzUsuń