Procedura
Harry Mulisch
Tytuł oryginału: De Procedure
Tłumaczenie: Jerzy Koch
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Don Kichot i Sancho Pansa
Liczba stron: 320
Procedura to sformułowanie reguły postępowania w danej sprawie.
Słowo pochodzi z języka łacińskiego (procedere)
i znaczy dosłownie postępować naprzód.
Potocznie używane jest do nazywania wszelkich urzędowych działań, które straszą
już samą swoją oficjalnością, a których istota opiera się na restrykcyjnym i
sumiennym przestrzeganiu stosownych dyrektyw, reguł czy przepisów. Procedura w samym swoim brzmieniu skrywa
swoisty chłód, obojętność oraz bezwzględność, bowiem każde kurczowe trzymanie
się wytycznych narzuca skojarzenia z formalizmem, równoznacznym z nieliczeniem
się z tak subiektywnymi wartościami jak ludzkie uczucia, które są przecież immanentną częścią naszej natury, pełnej sprzeczności i ułomności (a objawami
tych niedoskonałości się właśnie nieprzestrzeganie oraz niedotrzymywanie
wszelakiej maści procedur). Procedura,
wyraz o dwoistym obliczu i całkiem bogatej znaczeniowej pojemności, to także
tytuł powieści Harry’ego Mulischa, holenderskiego pisarza, uważanego za jednego
z czołowych przedstawicieli literatury niderlandzkiej.
Określenie, które przychodzi na
myśl w przypadku próby opisania Procedury
jednym krótkim zdaniem to z wszech miar udany eksperyment literacki. Dzieło
holenderskiego pisarza to twór sam w sobie, zamknięty byt, odrębna słowna
materia, która emanuje potężną mocą skrytego w niej ładunku literackiej
awangardy. Szczególnie udane są pierwsze strony książki, które są obietnicą
czegoś na miarę literackiego ABSOLUTU. Niestety z każdą kolejną kartką wrażenie
obcowania z czymś wyjątkowym zanika, by finalnie przedzierzgnąć się w
konstatację, że w ręce czytelnika wpadła tylko
bardzo dobra powieść, w której poruszono niezwykle aktualną, z perspektywy
XXI-wiecznego człowieka, tematykę.
Procedura składa się z trzech części, określanych mianem Akt. Akta
A opatrzono podtytułem Mówienie, Akta B to Korespondent, natomiast Akta
C oznaczono jako Rozmowa. Sama książka,
której struktura jest nieciągła i poszarpana, to w mniejszym lub większym
stopniu opis żywota Wiktora Werkera, holenderskiego naukowca, któremu udaje się
empirycznie udowodnić tezę, iż życie może zostać wyhodowane w próbówce, tj.
poczęte z martwej materii nieorganicznej. Przedmiotem Procedury jest szeroko rozumiana biografia naukowca – jego praca
zawodowa oraz zainteresowania i pasje, sprawy prywatne, pełne niepowodzeń,
klęsk i porażek, jak również refleksje Wiktora związane z najróżniejszymi
zagadnieniami, nie wykluczając tych najcięższego kalibru, takich jak byt,
śmierć, sztuka, metafizyka, etc.
Procedura wyróżnia się na tle innych powieści swoją oryginalną
formą. Praktycznie każdy rozdział to fragment cechujący się odmiennością stylu.
W Aktach A. Mówienie czytelnik
zostaje zaproszony do świata Mulischa za sprawą pierwszoosobowego narratora,
którym jest literat (z uwagi na moją skromną znajomość dorobku literackiego
holenderskiego artysty, nie podejmę się wysnucia tezy, iż jest to alter ego samego autora). Z racji
przyjętego sposobu snucia opowieści, na pierwszych stronach nie brakuje
apostrof, bezpośredniego zwracania się do czytelnika, dyskutowania z nim czy
odsłaniania warsztatu pisarskiego. Z tego względu Procedura przejawia charakter nouveau
roman, tj. nowej powieści, dla
której znamienny był choćby autotematyzm. Akta
B, zgodnie z podtytułem (Korespondent)
to typowa powieść epistolograficzna – w listach do dość niezwykłego adresata
Wiktor Werker przeprowadza rozrachunek i analizę swojej dotychczasowej, mimo iż
naznaczonej sukcesem zawodowym oraz licznymi wyrazami uznania na polu
prowadzonych badań, to jednak gorzkiej egzystencji. Akta C. Rozmowa razem ze swoim dość niezwykłym i zaskakującym
zakończeniem, przywodzą na myśl pastisz powieści sensacyjnej bądź kryminalnej.
Płód Harryego Mulischa jest
ogromnie specyficzny i bardzo często przypomina literacką zagadkę, rodzaj gry,
prowadzonej z czytelnikiem. O tym, że holenderski pisarz zabawia się,
nieustannie puszcza oko, do tego, który znajduje się po drugiej stronie kartki,
świadczą choćby liczne odniesienia do kanonu literatury światowej – dramat R.U.R. Karela Čapka, Czarodziejska góra Tomasza Manna, Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz
Marii Shelley, Klucz Tanizakiego czy Proces Kafki to tylko część z tytułów,
które przewijają się na łamach Procedury.
Co istotniejsze, wspomniane pozycje nie ukazują się w utworze Mulischa tylko
przy okazji dyskusji, które odbywają protagoniści – większość książek nawiązuje do fabuły Procedury,
jedne dość jasno i oczywiście, inne w sposób bardziej subtelny i zawoalowany. A
docierając już do przystanku o nazwie Aluzja
(znanego też jako Alegoryczność),
dodać należy, że karty dzieła Mulischa aż skrzą się od licznych symboli i
rebusów. Miłośnicy Kafki z pewnością doszukają się w powieści Holendra licznych
nawiązań do wspomnianego wcześniej Procesu
– poszczególne części książki posiadają miano akt, które jednoznaczne kojarzą się z sądem; anonimowe telefony i
domniemane oskarżenia kierowane pod adresem Wiktora, których jednak nikt głośno
nie artykułuje (nie pojawia się zatem żadna strona, która oficjalnie
postawiłaby Werkerowi zarzuty); wreszcie dziwny finał Procedury jest wręcz parafrazą ostatnich stron Procesu. Z kolei prace naukowe Wiktora Werkera można łatwo porównać
do działalności naukowca-filozofa Wiktora Frankensteina, usiłującego rozwikłać
zagadkę śmierci. Taka interpretacja zdaje się nasuwać pytanie o moralny
charakter tego, co robi Wiktor Werker – na przykładzie bohatera książki Mary
Shelley widać wyraźnie, że zabawa w boga, tj. powoływanie rzeczy martwych do
życia, to zajęcie piekielnie niebezpieczne, którego rezultat mogą obrócić się
przeciwko swojemu twórcy. Tłumacząc nazwisko protagonisty (Werker, z holenderskiego,
pracownik, robotnik) zbliżamy się natomiast do čapkowskiej sztuki R. U. R. (skrót
można rozszyfrować jako Roboty
Uniwersalne Rossuma), która traktuje o sztucznych ludziach nazywanych
robotami (Czech jako pierwszy
posłużył się tym terminem), produkowanych z syntetycznej materii organicznej w
celu wykonywania ludzkich zajęć. Čapkowskie roboty
nie są jednak zadowolone z funkcji, jakie im przypadają, w efekcie czego
buntują się przeciwko swoim stworzycielom, których ostatecznie unicestwiają.
Wymowa dramatu jest podobna do przesłania Frankensteina,
co naturalnie rodzi pytanie czy taki sam wydźwięk należy przypisać Procedurze (jako dodatkowy smaczek można
wspomnieć, że w pierwszej części dzieła przywołana zostaje historia praskiego rabina
Löwa, któremu wedle podań i legend udało się powołać do istnienia golema,
istotę pozbawioną duszy i mowy).
Ciekawym uzupełnieniem łamigłówek
serwowanych przez Mulischa jest hobby Wiktora Werkera, które najogólniej rzecz
ujmując sprowadza się do wyłuskiwania znaczeń skrywanych przez znaki,
odszyfrowywania wszelkich tekstów, etc. Zainteresowania biologa znakomicie
zazębiają się z pierwszymi stronami całej książki, w której występują liczne
odwołania do Księgi Stworzenia, nazywanej najwyższą
odą do pisma. W tym swoistym wstępie do właściwej treści Procedury, pierwszoosobowy narrator
prowadzi bardzo intrygujące rozważania koncentrujące się na akcie kreacji oraz
potędze słowa. Szczególnie ciekawe są przemyślenia związane z literaturą. Dla
przykładu narrator zwraca uwagę na fakt, że mimo iż pisarz jest demiurgiem, a
więc z punktu widzenia książkowego Wszechświata, istotą wszechwiedzącą,
wszechmocną i wszystko przewidującą, to sam proces tworzenia danej historii w
ostatecznym rachunku napiętnowany jest fundamentalną niepewnością, przypadkiem
oraz prawdopodobieństwem. Powoływanie do istnienia literackiej materii jest z
tego względu bardzo zbliżone do wydawania na świat potomstwa, bowiem autor nie
jest do końca świadom aktu samej kreacji (procesu zamiany zewnętrznych i
wewnętrznych bodźców w literackie tworzywo) – po krwi, bólu i męczarniach, na
świat przychodzi dzieło, którego postać ukształtowana została w sposób, nie
oznaczający całkowitej kontroli słownego architekta.
Ostatnim, chociaż równie istotnym
elementem Procedury, który przykuł
moją uwagę jest temat międzyludzkich
stosunków. Relacje prezentowane na łamach omawianej pozycji są rachityczne,
kulawe, niedopowiedziane, ułomne. Żadne kluczowe słowa nie mogą zostać
wyartykułowane, telefony tylko podkreślają zagubienie człowieka w plątaninie
technologii, natomiast listy zdają się nie docierać do prawidłowych adresatów.
Porozumienie, dialog, kontakt z drugim człowiekiem są czymś abstrakcyjnym,
czymś pożądanym, do czego usilnie się dąży, ale czego nie można osiągnąć. Ową
niemożność zadzierzgnięcia autentycznej relacji podkreśla przytoczona w Procedurze powieść Klucz, autorstwa japońskiego mistrza słowa Jun'ichirō Tanizakiego, (dzieło, w którym dwoje
bohaterów pisze pełne pruderii i sztuczności dzienniki osobiste, będąc w pełni
świadom faktu, że partner czytuje potajemnie te prywatne zapiski).
Reasumując, Procedura Harryego Mulischa to bardzo dobra lektura. Sprawnie
napisana oraz zawierająca interesujące przesłanie. W dobie pędzącego na łeb na
szyję postępu technologicznego, za którym absolutnie nie nadąża stała i
niezmienna ludzka natura, powieść Holenderskiego pisarza wydaje się być
ostrzeżeniem przed zbytnią pychą i zadufaniem we własne możliwości – zbyt silna
wiara gatunku ludzkiego w swoją potęgę może zakończyć się bardzo nieprzyjemną
lekcją, z której nie będzie okazji wysnuć wniosków na przyszłość. Egipski
Sfinks, a więc uosobienie tajemnicy, i rozciągająca się za nim bezkresna
pustynia, świetnie wyrażają obawę przed szaleńczą ciekawością, poznaniem
absolutnie wszystkiego – bezrefleksyjne uleganie żądzy wiedzy może zwieść
człowieka na manowce, doprowadzić do ślepego zaułka w mrocznym labiryncie,
gdzie na definitywne dlaczego? nie ma
już żadnej odpowiedzi, poza bezkresną pustką.
Wasz Ambrose
Rozumiem, że początkowo byłeś pewien, że trafiłeś na arcydzieło, po czym przeżyłeś rozczarowanie, ale od razu zaskakujesz stwierdzeniem, że książka jest tylko bardzo dobra… O, matko! Żebyśmy trafiali na same „tylko bardzo dobre” książki;)
OdpowiedzUsuńWidzę, że powieść stanowi interesującą mieszankę konwencji (gra z czytelnikami odnosząca się do dzieł literackich) i oryginalnej formy. Brzmi ciekawie!
Ha, widzę, że udało mi się całkiem klarownie opisać moje przeżycia, bowiem było dokładnie tak jak piszesz :) Pierwsze strony powieści to wręcz obietnica kontaktu z ABSOLUTEM, później książka schodzi na nieco niższy poziom, ale to wciąż bardzo, bardzo dobra i interesująca lektura. Stąd to moje "tylko" zostało zapisane kursywą.
UsuńJeszcze nie znam tego pisarza. Książka o naukowcu. To rzadko spotykane w literaturze obyczajowo-psychologicznej. Może pisarzom wydaje się, że naukowiec to postać dla czytelników nieciekawa. W książce, o której piszesz, interesowałyby mnie uwagi na temat procesu twórczego. Jak rozumiem, autor porównuje proces pisania książki do wydawania na świat potomstwa. Takie porównanie widzę bardzo często i nie do końca się z nim zgadzam. Nie wierzę, by pisanie książki było aż tak bolesne i męczące jak urodzenie prawdziwego dziecka :) Poza tym na to, jakie to dziecko będzie (te z krwi i kości), matka nie ma żadnego wpływu, a na jakość dziecka książkowego rodzic ma wpływ bardzo, bardzo duży.
OdpowiedzUsuńBędę pamiętać o tej książce :)
Mnie kreacja głównego bohatera odrobinę skojarzyła się z protagonistą "Cząstek elementarnych", powieści autorstwa francuskiego skandalisty Michela Houellebecq'a. Ale masz rację - motyw naukowca jako głównej postaci nie jest w literaturze zbyt częsty.
UsuńA co do "rodzenia" książek, to wydaje mi się, że nie do końca udane porównanie można wytłumaczyć faktem, że Harry Mulisch to mężczyzna, nie zna więc bólu, jaki przeżywa kobieta w trakcie porodu :)
Otóż to. Mężczyźni nie powinni czynić takich porównań, bo nie wiedzą, co mówią.
UsuńKobiety też lubią się wypowiadać na tematy, o których nie mają pojęcia ;) Obie płcie mają w tym upodobanie :)
UsuńAutotematyzm, liczne odwołania do literatury, rozszyfrowywanie znaczeń? Brzmi fascynująco od strony czysto literackiej.
OdpowiedzUsuńI tak też jest - czas spędzony z tą książką to naprawdę dobra zabawa, przynajmniej z literackiego punktu widzenia. Autor zmusza czytelnika do odrobiny intelektualnego wysiłku, ale w zamian oferuję rozrywkę na wysokim poziomie :)
UsuńJestem pełna podziwu, że umiesz znaleźć te wszystkie literackie odniesienia. Bardzo ciekawa wydaje się budowa tego utworu.
OdpowiedzUsuńHa, tak się akurat zdarzyło, że książki do których nawiązywał Mulisch albo czytałem, albo dość dobrze kojarzyłem. A sama "Procedura", nawet bez tych literackich nawiązań, jest dziełem bardzo ciekawym.
UsuńLubię takie filozoficzne książki i lubię znajdować w książkach odniesienia do innych książek. Taki "łańcuszek" zawsze jest inspirujący: najlepiej, oczywiście, gdy się dany tytuł zna, ale w przeciwnym wypadku, można skutecznie nabrać ochoty na lekturę. Wielu pisarzy poznałam w ten właśnie sposób - z "polecenia" innych pisarzy (ale to było przed erą blogów, teraz moje czytelnicze zachcianki częściej biorą się z blogowych inspiracji).
OdpowiedzUsuńWerker skojarzył mi się z "Frankensteinem" Mary Shelley. A okładka "Procedury" - z przerażającym thrillerem. Skąd ten strach w okładkowym oku, skoro autor, jak piszesz, ostatecznie nie zdradza odpowiedzi na wszystkie ważne, dręczące ludzkość pytania?
Ja też cenię sobie tego typu "meta-dzieła" i również traktuję je jako świetne źródło książek, po które w bliższej lub dalszej przyszłości warto sięgnąć.
UsuńCo do okładki, to ten strach może w pewnym sensie nawiązywać do fabuły powieści i losów głównego bohatera - jego perypetie można porównać do dziejów Józefa K. z "Procesu" Kafki. Więcej zdradzić nie mogę. Drugim wytłumaczeniem jest fakt, że wiedza to nierzadko ból, cierpienie, a więc i strach - poznając człowieczą naturę, odkrywamy również jej mroczne strony.
Czytałam już tak dawno, że nie pamiętam fabuły,ale wrażenie pamiętam. Mulisch zawsze był mistrzem misternych konstrukcji. Nawet w De Aanslag z 1982 roku, powieści która zapewniła mu światową sławę, prowadził narrację wielotorową, jeszcze bez odniesień do filozofii, nie mniej jednak jest to świetna literacko książka. Która w przeciwieństwie do bodajże najsłynniejszej powieści Mulischa De Ontdekking van de Hemel (Okrycie Nieba?, jest o niebo lepsza od De Ontdekking? (pun zamierzony). A Procedura? Jest gdzieś między De Ontdekking i De Aanslag, z tym, że do De Aanslag lubię wracać, do Procedury już nie. A z De Ontdekking najbardziej lubię początek :)
OdpowiedzUsuńZapytam z czystej ciekawości - czytasz dzieła Mulischa w oryginale? Jeśli tak to szczerze zazdroszczę takiej możliwości :)
Usuń"Procedura" to moja pierwsza styczność z tym autorem. Mam nadzieję, że sięgnę też po powieści, o których piszesz. Póki co wypożyczyłem z biblioteki "Czarne światło".
Chyba lepiej powiedzieć, że czytałam. Obecnie mój niderlandzki wystarcza na lekturę Toona Telegena :) Nie znam polskich tłumaczeń, mam nadzieję że są lepsze niż angielskie, w których kompletnie zniknęła poezja frazy.
Usuń