Tańcz, tańcz, tańcz
Haruki Murakami
Tytuł oryginału: Dansu, dansu, dansu
Tłumaczenie: Anna Zielińska-Elliott
Wydawnictwo: MUZA S.A.
Liczba stron: 536
Wszystko, co ma początek, posiada
również swój koniec. W życiu człowieka wiele jest spraw, które oczekują
rozwiązania, zamknięcia, finalizacji. Rozgrzebane, otwarte, porzucone zachowują
się niczym nieznośny cierń, agresywnie napierający na człowieczą świadomość,
grożąc i strasząc, że jeśli dalej je ignorować, to wreszcie wrócą do naszej
teraźniejszości ze zdwojoną mocą, domagając się pełnej atencji i poświęcenia.
Tyle, że potyczka z przeszłością, powrót do kwestii bolesnych i niemiłych,
nigdy nie jest aktem łatwym, a tym bardziej przyjemnym. Samozaparcie,
determinacja, silna wola – oto przymioty, które należy w sobie odnaleźć, by
śmiało zanurzyć się w zimne i lepkie wody tego, co ongiś się wydarzyło, a co
ciągle żąda rozstrzygnięcia. O tym jak wygląda starcie z tym, co przychodzi i
burzy nasz mozolnie budowany porządek rzeczy, możemy przekonać się dzięki
lekturze książki Tańcz, tańcz, tańcz,
autorstwa japońskiego literata, Harukiego Murakamiego.
Tańcz, tańcz, tańcz to ostatnia część cyklu zwanego Tetralogią Szczura. Głównym bohaterem,
będącym zarazem pierwszoosobowym narratorem jest bezimienny mężczyzna bez
szczególnych właściwości. W chwili rozpoczęcia akcji jest to
trzydziestoczteroletni dziennikarz zajmujący się głównie płodzeniem tekstów na
zlecenie, orbitujących wokół miałkich tematów. Jest to człowiek pasywny,
bierny, wycofany, stroniący od życia, pozbawiony ambicji i oczekiwań, żyjący w
permanentnym okresie przejściowym.
Egzystencja protagonisty jest monotonna i schematyczna, ponadto przesycona jest
ona głębokim cieniem klęski i niepowodzenia. Rozwód, samotność, mało
satysfakcjonująca praca, poczucie jałowości istnienia – byt bohatera przywodzi
na myśl pasmo porażek. Klinem, wbitym się w dotychczasowe życie, przerywającym
jego jednostajność jest seria dziwacznych snów, w których pojawiają obrazy z
dawno przeżytych przygód – hotel Dolphin, wołanie przyjaciółki, która zniknęła
bez wieści okazują się bodźcem do konfrontacji z przeszłością i wyrwania się z
kokonu marazmu.
Tańcz, tańcz, tańcz to typowe dla Murakamiego dzieło z uwagi na wszechobecny surrealizm, wesoły
kolaż twardej i nudnej rzeczywistości oraz barwnego i niezwykłej krainy snów.
Książkowy świat przedstawiony ulega deformacji w sposób powolny, ale sukcesywny
– jest to ciąg pojedynczych, nie zawsze powiązanych ze sobą oczywistą koneksją
incydentów, które regularnie podminowują realność, zmuszając ją finalnie do
kapitulacji i odwrotu. Otoczenie nieustannie wysyła sygnały, za sprawą których
można odkryć ów świat, ukryty po drugiej stronie lustra – wystarczy wsłuchać
się w ten delikatny i cichy szmer, podążać z przypadkiem, oddać się w ręce
kapryśnego losu.
Kluczem, prowadzącym nas ku temu
dziwacznemu światu, może być próba redefinicji własnego bytu, której elementem
jest także konieczność zmierzenia się z demonami przeszłości. Murakami sugeruje
jednak, że większość ludzkich osobników nie potrafi odkryć własnych pragnień,
ani ustalić swoich życiowych celów. Efektem tego jest błąkanie się po
labiryntach egzystencjalnych ścieżek, któremu towarzyszy podświadome ranienie
bliźnich poprzez instrumentalne traktowanie, wynikające z faktu, że nie można
zbudować z nimi autentycznej relacji. To inwalidztwo uczuciowe dodatkowo
pogłębia dramat jednostki, która oprócz braku poczucia sensu, przytłaczana zostaje
przez izolację i wyobcowanie. Tymczasem człowiek nie może być samotną wyspą
albo biernym pyłkiem, targanym wichrem zdarzeń, który niczego nie pożąda,
któremu na niczym nie zależy – taka apatia i bezwolność prowadzą do załamania
duchowości, pogrążenia się w chaosie i dążenia do autodestrukcji.
Walkę z inercją podejmuje
protagonista utworu, tyle, że prowadzony przez niego bój nie jest działaniem
totalnym, błyskawicznym czy nerwowym. Postępowanie
bohatera oraz wyznawana przez niego filozofia życiowa, kojarzą się w pewnym
stopniu z greckimi stoikami, który uważali, że przeciwstawianie się losowi jest
możliwie wyłącznie na przestrzeni krótkiego odcinka czasu, ale w żadnym stopniu
nie wpływa to na ogólny bieg wydarzeń. Podobną zasadę wyznaje bezimienny narrator,
który poucza, że (…) trzeba poczekać, aż
sugestia nabierze kształtu, a potem odpowiednio postąpić. (…) Spokojnie poczekać, aż nadejdzie właściwy czas. Niczego na siłę nie zmieniać,
tylko przyjrzeć się, w którą stronę wszystko zmierza. A później spróbować
obiektywnie na to spojrzeć. Wtedy samo przyjdzie zrozumienie, co robić dalej
[1].
Podejście bohatera jest zatem mieszanką cierpliwości, bezruchu, wyczekiwania
oraz działania – wszystko zdaje się posiadać odpowiedni czas, właściwy moment,
który trzeba należycie wychwycić – być może dorastanie to nabieranie coraz
większej wprawy w wyłapywaniu tego typu chwil. Uosobieniem takiego stosunku do
życia jest sam tytuł utworu – taniec, jako ruch, działanie, ale i pewnego
rodzaju automatyzm, zdanie się na odruchy, to zaprzeczenie stagnacji i bezwładu,
letargu i zastoju.
Wydaje się, że na powieść Tańcz, tańcz, tańcz można w interesujący
sposób spojrzeć przez pryzmat tytułu niedawno wydanego w Polsce zbioru
Murakamiego, nazwanego Mężczyźni bez
kobiet. Sylwetki płci męskiej, które przewijają się na kartach Tańcz, tańcz, tańcz to w sporej mierze
również mężczyźni bez kobiet. Różne
są ich drogi ku samotności, ale wspólnym mianownikiem powodu, dla którego
zostali odrzuceni są najczęściej ignorancja, egoizm, brak umiejętności
poświęcenia swoich przerośniętych ambicji w imię miłości. Niejeden z bohaterów
posiada jedynie szczątkową wiedzę na temat swojej partnerki, która pełni rolę
służebną, będąc kolejnym elementem otoczenia – osobowość, charakter,
wcześniejsze przeżycia, spychane są na drugi plan. Istotna rola pierwiastka żeńskiego w dotychczasowej
egzystencji danego mężczyzny zostaje dostrzeżona dopiero wtedy, gdy towarzyszka
ulatnia się i zostaje po niej wyłącznie ogromna, ziejąca bezmiarem pustka. Tymczasem
kobiety, które występują w dziele Tańcz,
tańcz, tańcz pełnią rozmaite funkcje, począwszy od przewodniczek, osób
zapewniających realne wsparcie i podejmujących konkretne działania, a na
pocieszycielkach skończywszy. Bardzo znaczący jest także fakt, że kobiety
pomagają w sposób wręcz niezauważalny, bardzo subtelny – w rezultacie ogrom
wykonywanej przez nie pracy staje się w pełni widoczny dopiero po ich
zniknięciu.
Tańcz, tańcz, tańcz to także utwór, w którym zaskakująco często
pojawiają się bardzo interesujące konstatacje dotyczące społeczeństwa
konsumpcyjnego oraz samego kapitalizmu. Z jednej strony, tradycyjnie już, na
kartach swoje dzieła Murakami porusza temat izolacji i wyobcowania, mimo
egzystencji w ogromnej ludzkiej ciżbie. Protagonista jest mieszkańcem Tokio,
wielomilionowej metropolii, a mimo to śmiało można określić go mianem odludka –
ogrom miasta tylko podkreśla alienację mężczyzny. Z drugiej zaś strony,
anonimowy protagonista słusznie stwierdza, że kapitał to rodzaj idei, w obliczu
której spalają się takie wartości jak sprawiedliwość, moralność czy prawa
jednostki – kiedy w grze są zbyt wielkie pieniądze, to tylko one posiadają
realne znaczenie, to im podporządkowywane są działania, ludzie, myśli i czyny.
Równie ciekawe jest wyznanie narratora, który odnotowuje: Znalezienie pracy w tym mrowisku kapitalizmu nie przedstawia większych
trudności, oczywiście pod warunkiem, że nie ma się wymagań dotyczących jej
rodzaju i treści [2].
W książce uwydatniane są także takie przymioty jak fabrykowanie iluzji,
kreowanie potrzeb, stymulowanie chęci posiadania. Wszystko może stać się
towarem, produktem – wystarczy dobrać stosowną nazwę oraz elegancie opakowanie,
odpowiednio zareklamować, ukazując w pozytywnym świetle, a potem sprzedać i
liczyć zyski. Tyle, że taka polityka prowadzi do sytuacji, w której członkowie
społeczności konsumpcyjnej na ogół dostają niemal wszystko, czego pragną, ale
nie otrzymują tego, na czym im najbardziej zależy, a szczególnie tego, co
ulotne i niewyrażalne, niemożliwie do zamknięcia w klatce pieniądza.
Podobnie jak w przypadku innych
dzieł Murakamiego, ogromną rolę w powieści odgrywa język, którym posługuje się
japoński twórca. Proste i niewyszukane słownictwo wykorzystywane jest do
odmalowania tego, co niezwykłe, baśniowe, nierealne i surrealistyczne. Tym co
znamienne dla Tańcz, tańcz, tańcz są
także odniesienia i aluzje, mniej lub bardziej zawoalowane, do dzieł światowej
literatury – policyjne przesłuchanie w trakcie którego bohatera wspomina o Procesie Franza Kafki, częste
sformułowania odnoszące się do Alicji w Krainie
Czarów czy napomknięcia o książkach Faulknera czy Philipa K. Dicka to
bardzo miłe akcenty powieści. Ciekawym ozdobnikiem okazały się także rozważania
na temat natury telefonu – z podobnymi analizami można zetknąć się w utworze Nuda autorstwa Alberto Moravii. Wg
włoskiego literata telefon jest środkiem
komunikacji utrudniającym komunikację, narzędziem kontroli niepozwalającym
dowiedzieć się niczego konkretnego; maszyną łatwą w obsłudze, która okazywała
się coraz bardziej zawodna i kapryśna [3].
U Murakamiego telefon jest niczym czysta
idea, którą uwięziono w niezręcznym kształcie cielesnym [4].
Telefon jest także antynomicznym symbolem reprezentującym zarówno potencjał,
ogrom możliwości, bezlik szans, jak i ułomność, niezdarność, niemożność oraz
niekompletność komunikacji z bliźnim.
Reasumując, Tańcz, tańcz, tańcz to dobre zwieńczenie Tetralogii Szczura. W ostatniej części cyklu Haruki Murakami
koncentruje się na nakreśleniu sylwetki człowieka współczesnego, który otacza
się materialnymi przedmiotami, podczas gdy wewnętrznie pozostaje pusty i
samotny. Mocno wyeksponowana zostaje sztuczność współczesnego świata,
oferującego płytkie rozrywki, które wzmacniają jedynie przekonanie o jałowości
istnienia. Głębokiej krytyce poddano nowo rodzące się mity szczęścia i miłości
– Murakami obnaża ich prawdziwe oblicze, starając się uzmysłowić czytelnikowi,
że obecne wyznaczniki sukcesu, prestiżu, spełnienia to w ogromnej mierze pułapka,
bezmyślna pogoń za mirażami i złudzeniami. Automatyzm, mechanizacja,
sprowadzenie codziennego bytu do garści odruchów i bezwarunkowych reakcji to
dramat, dotykający członków konsumpcyjnych cywilizacji – coraz większa grupa z
nas to ludzie, którzy zajmują się odśnieżaniem,
a więc zajęciem koniecznym, ale prowadzonym bezmyślnie i bezrefleksyjnie. A
kiedy zajęci jesteśmy realizacją tych
fałszywych mitów dobrobytu, prawdziwe życie przecieka nam bezpowrotnie przez
palce. Właśnie dlatego warto zatrzymać się i odważnie spojrzeć w głąb siebie,
odkryć mrok, który skrywa nasza dusza i śmiało zanurzyć się w jego głębię, tak
by dotrzeć do samego sedna własnego ja.
[1] Haruki Murakami, Tańcz, tańcz, tańcz, przeł. Anna
Zielińska-Elliott, wydawnictwo MUZA S.A., Warszawa 2013, s. 339;
[2]
Tamże, s. 29;
[3]
Alberto Moravia, Nuda, przeł. Monika
Woźniak, wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2009, s. 177;
[4] Haruki Murakami, Tańcz, tańcz, tańcz, przeł. Anna
Zielińska-Elliott, wydawnictwo MUZA S.A., Warszawa 2013, s. 168.
Haruki Murakami jest u nas dość popularnym autorem, ale najbardziej zaskoczyło mnie jak bardzo skomplikowana i złożona jest tak książka. Nie znam tego cyklu, więc czuję się zachęcona do sięgnięcia po "Tetralogię Szczura".
OdpowiedzUsuńIm bardziej zagłębiam się w prozę Murakamiego, tym mocniej przekonuję się, że jego twórczość (może poza wyjątkiem najnowszego dzieła - "Bezbarwny Tsukuru Tazaki...") jest całkiem złożona i interesująca. A "Tetralogia szczura" to pozycja, która w pełni zasługuje na czytelniczą uwagę - polecam :)
UsuńZnam Murakamiego pobieżnie (pisałam kiedyś o moim zachwycie "Norwegian Wood" i rozczarowaniu kolejnymi powieściami), ale chyba wystarczająco, żeby zauważyć ogromny kontrast między wizją człowieka i świata w japońskiej literaturze a obrazem tego dalekiego kraju w mass-mediach. Japonia to w mojej głowie cukierkowo-różowy obrazek z TV, pełen postaci jak z bajki (manga, Hello Kitty), kosmicznych gadżetów i feerii kolorów w sklepach, na ulicach i strojach przechodniów. Sami Japończycy jawią mi się jako przemili, radośni optymiści z ogromną ciekawością życia. A tutaj - klops, bo wystarczy przeczytać "Tańcz, tańcz, tańcz", żeby zobaczyć zupełnie inną Japonię i jej mieszkańców: samotnych, pogubionych, nieszczęśliwych... Ciekawa jestem, który z tych dwóch obrazów jest bliższy prawdy.
OdpowiedzUsuńA jeśli interesuje Cię Japonia nie tylko od literackiej, ale i od kulturowo-obyczajowej strony, to polecam książki Joanny Bator ("Japoński wachlarz" i "Rekin z parku Yoyogi"). To w tej ostatniej Bator pisze o pokoleniu samotnych Japończyków, zatracających się w sztucznym świecie gier komputerowych i postaci z komiksów (co współgra z obserwacjami z powieści Murakamiego). Chyba nie taka Japonia wspaniała i różowa, jak nam się wydaje...
Ha, jestem właśnie w trakcie lektury "Norwegian Wood" i przyznaję, że jest to całkiem dobra powieść. Z przeczytanych jak dotąd książek nie do końca przypadła mi do gustu jedynie "Bezbarwny Tsukuru Tazaki ...".
UsuńJeśli zaś chodzi o portret Japonii w mass-mediach, to przyznam szczerze, że kompletnie go nie znam. Nie interesuję się popkulturą, nie lubię czytać zapisków emigrantów na temat krajów, w którym przyszło im żyć (dlatego nieszczególnie pasjonują mnie wrażenia "obcych" na temat Japonii), nie jestem fanem mangi. Z tego względu moje wyobrażenia o Japonii buduję wyłącznie w oparciu o tamtejszą literaturę, chociaż przyznaję, że zestawienie obrazu literackiego z rzeczywistością mogłoby okazać się całkiem ciekawym doświadczeniem.
Prozą Bator kojarzę głównie za sprawą mojej dziewczyny, która lubi zarówno jej powieści jak i eseje, ale jak, póki co, nie mogę się przełamać :)
Ciągle sięgasz po tego autora a mnie wciąż z nim jakoś nie po drodze. Ta książka jednak wydaje mi się szczególnie interesująca i wartościowa ze względu na analizę obecnej kondycji naszej cywilizacji, o której wspominasz w końcówce... to chyba naprawdę rewelacja...
OdpowiedzUsuńHa, w Polsce wydano tak dużo książek Murakamiego, że siłą rzeczy, stykając się z literaturą japońską, musiałem wpaść w jego sidła :)
UsuńA co do "Tańcz, tańcz, tańcz" to przyznam, że właśnie owe perełki, tj. refleksje dotyczące kapitalistycznego systemu najbardziej przypadły mi do gustu.
Ta część z przedstawionych przez Ciebie wydaje mi się najbardziej interesująca. Myślę, że cała Tetralogia spodobałaby się mojemu Mężowi a po tej recenzji jestem wręcz o tym przekonana.
OdpowiedzUsuńMnie do gustu najbardziej przypadły pierwsze dwie części, ale generalnie cała Tetralogia trzyma świetny poziom i każda książka zasługuje na uwagę. Ciekaw jestem opinii Twojego męża na temat Murakamiego - czytał w ogóle coś tego pisarza?
Usuńtak jak w zasadzie nie czyta, to akurat Murakami przypadł mu do gustu. Zwłaszcza zbiory opowiadań:)
UsuńTego autora znam słabo. Czytuję książki japońskie, ale raczej te mniej znane. To ciekawe, że Murakami robi aluzje do pisarzy europejskich i amerykańskich (Kafka, Faulkner i inni), a nie do japońskich :)
OdpowiedzUsuńHa, masz rację, Murakamiego faktycznie ciężko określić mianem "mało znanego" - obecnie to chyba jeden z głównych towarów eksportowych Japonii. Ja jeśli chodzi o literaturę japońską to czytam wszystko jak leci.
Usuń"Tańcz, tańcz, tańcz" to jedna z najlepszych powieści Murakamiego. "Norwegian Wood" i "Kafka na brzegu" są bardziej przystępne, ale "Tańcz..." chyba najbardziej mnie poruszyło. Ciekawe jest to, że momentami trudno mi było określić dokładnie, dlaczego. Murkami potrafi po prostu niezauważalnie grać na emocjach.
OdpowiedzUsuńA co do fabrykowania iluzji i Murakamiego - od razu do głowy przyszła mi antropomorfizacja Johnniego Walkera.
Mnie podobała się cała Tetralogia Szczura. Oprócz tego szczerą sympatią darzę "Kafkę nad morzem" i "Kronikę ptaka nakręcacza". "Norwegian Wood" skończyłem czytać przedwczoraj i uważam, że to całkiem dobra lektura. A co do "magii" Murakamiego, to do mnie najbardziej przemawia to charakterystyczne zeskrobywanie rutyny z codzienności i ukazywanie tego, co niezwykłe i na ogół ukryte :)
Usuń