2312
Kim Stanley Robinson
Tytuł oryginału: 2312
Tłumaczenie: Małgorzata Koczańska
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 600
Merkury
to planeta leżąca najbliżej Słońca w Układzie Słonecznym. Z uwagi na stosunkowo
niewielką odległość od tej potężnej gwiazdy, na powierzchni Merkurego panują
ekstremalne warunki. Temperatura waha się w bardzo szerokim zakresie, od 100 do
700 K (czyli od -173 do 427 °C). Ciśnienie atmosferyczne wynosi zaledwie 10-13
hPa (dla porównania ciśnienie ziemskie to 1013,25 hPa). Grawitacja planety jest
na tyle słaba, że niemożliwe jest utrzymanie stabilnej atmosfery przez dłuższy
okres czasu, ba, Merkury ma także bardzo mocno rozrzedzoną egzosferę, co
oznacza, że poszczególne atomy z powierzchni ulatują w przestrzeń
kosmiczną. Śladowa atmosfera sprawia, że Merkury narażony jest na
bombardowanie przez komety oraz meteoryty. Trudno wyobrazić sobie, by tak
niegościnną planetę zdołał zasiedlić człowiek, ale bardzo interesującą wizję
takiego właśnie wydarzenia prezentuje czytelnikom Kim Stanley Robinson w swojej
powieści 2312.
Urodzony
w 1952 roku Kim Stanley Robinson to amerykański pisarz science fiction, niekiedy określany mianem godnego następcy Philipa
K. Dicka. Artysta studiował na Boston University, gdzie w 1975 roku uzyskał
dyplom magistra języka angielskiego. W 1982 roku zdobył tytuł doktora z języka
angielskiego na University of California, San Diego. Opublikowana w lata
później rozprawa doktorska dotyczyła powieści Dicka (The Novels of Philip K. Dick). Kim Stanley Robinson zapisał się na
stałe w annałach fantastyki naukowej za sprawą swojej znakomitej trylogii
marsjańskiej, stworzonej w okresie 1992 – 1996. Powieści Czerwony Mars, Zielony Mars
oraz Błękitny Mars to wspaniały popis
wyobraźni autora, który stara się przedstawić obraz terraformowania [1]
Czerwonej Planety, tak by była ona zdatna do zamieszkania przez ludzkie istoty.
Wydana w 2012 roku powieść 2312 to w
pewnym sensie kontynuacja marsjańskiej trylogii – ludzkość zasiedla niemal cały
Układ Słoneczny, a Robinson stara się odmalować, jak mogłoby do tego dojść i
czym mogłoby to skutkować.
2312 to rewelacyjna powieść, której lwia część akcji
została osadzona w XXIV wieku. Główna oś fabuły obraca się wokół działalności
kobiety o imieniu Alex. W momencie rozpoczęcia utworu dowiadujemy się o śmierci
bohaterki. Nad zgonem kobiety, cenionej w niemal całym Układzie Słonecznym za
swoją aktywność polityczną i społeczną, najbardziej rozpacza rodowita
mieszkanka Merkurego, Swan Er Hong, przybrana wnuczka Alex. Od momentu
uroczystości pogrzebowych, po otrząśnięciu się z doznanego szoku spowodowanego
utratą najbliższej osoby, Swan Er Hong pragnie bliżej zapoznać się z wszystkimi
projektami, którymi zarządzała jej babka. W miarę upływu czasu Swan przekonuje
się, że od lat była przygotowywana do zastąpienia Alex i w miarę możliwości
pragnie unieść ciężar spoczywających na niej oczekiwań. Wiąże się to z licznymi
podróżami po zamieszkałych przez ludzi światach, dzięki czemu otrzymujemy
sposobność, by podziwiać wykreowany przez Robinsona obraz kolonizacji Układu
Słonecznego.
Dzieło
amerykańskiego pisarza wzbudza ogromny szacunek z uwagi na rozmach, z jakim
zostało napisane. Dzieje Swan Er Hong oraz jej przyjaciół to znakomity
pretekst, by poruszyć ogromną ilość zagadnień dotyczących najróżniejszych
tematów. W omawianych kwestiach można odnaleźć echa licznych zainteresowań Kima
Stanley’a Robinsona, wśród których warto wyróżnić ekologię i socjologię, jak
również wspinaczkę górską, poezję, muzykę oraz szeroko pojętą sztukę. Dowody
niespożytej wyobraźni Robinson daje już na pierwszych stronach utworu, kiedy
roztacza przed czytelnikiem wizję Terminatora, pierwszego miasta Merkurego.
Ponieważ tak jak wspomniałem na początku tekstu, w trakcie merkuriańskiego dnia
temperatura powierzchni dochodzi do 700 K, autor pokusił się o wymyślenie
miasta wędrującego ze średnią prędkością 5km/h, czyli zgodną z ruchem obrotowym
planety. Równie fantastyczny jest sam koncept siły niezbędnej do ruchu całego
miasta, które zostało umieszczone na specjalnych szynach, wykonanych z
austenitycznej (niemagnetycznej) stali nierdzewnej – rozprężenie szyn pod
wpływem ciepła zawsze spycha miasto na zachód, do zwężonych na skutek niższej
temperatury torów, pozostających w cieniu. Opór wywołany ruchem zapewnia
miastu niezbędną energię elektryczną. A podany przykład to tylko wierzchołek
góry lodowej intrygujących wynalazków, opisanych przez autora. Pod względem nowinek
technicznych 2312 to typowa hard science fiction. Egzoszkielety,
windy kosmiczne, komputery kwantowe, pogłoski o androidach tworzonych przez
sztuczną inteligencję, zmiennoimpulsowe napędy magneto-plazmowe, zamknięta
fuzja jądrowa, kontrolowana reakcja termojądrowa deuteru z trytem w pokrytym
litem rdzeniu – pomysłowość Robinsona jest imponująca i powinna zadowolić nawet
najbardziej wyrafinowanego czytelnika literatury science fiction, który w książkach tego gatunku kładzie zdecydowany
akcent na słowo naukowy.
Należy
jednocześnie nadmienić, że wiele z wymienionych powyżej idei zostało
wprowadzonych do powieści w bardzo oryginalny sposób, poprzez nieszablonową
konstrukcję utworu. 2312 składa się z
właściwych rozdziałów, zawierających opis działań podejmowanych przez Swan oraz
jej przyjaciół, które przeplatane są wycinkami
i spisami, będącymi wyciągami z
kronik i z kompendiów wiedzy, fragmentami magazynów, gazet oraz poradników, a
niekiedy mało zrozumiałymi listami słów, dobieranymi wg różnorakiego klucza. To
właśnie przy pomocy wycinków oraz spisów ukazane zostają historia
kolonizacji Układu Słonecznego, rozwój technologii, przebieg prac nad
doskonaleniem ludzkiego ciała, szczegóły dotyczące terraformowania planet i
planetoid oraz cały szereg innych zagadnień.
Wachlarz
rozwijanych przed czytelnikiem kwestii jest na tyle szeroki, że książka to
także szalenie interesująca lektura z socjologicznego oraz politycznego punktu
widzenia. Futurystyczna wizja, którą można potraktować nawet jako proroctwo
zaskakuje stopniem złożoności oraz kompletnością. Liczne poruszone aspekty
pozostają ze sobą bardzo spójne i zazębiają się tworząc mechanizm, który
fantastycznie imituje funkcjonowanie historii, która jest przecież
skomplikowaną i zawiłą siecią powiązań ogromnej liczby czynników. W moim
odczuciu Robinson pokazał prawdziwą maestrię odmalowując sytuację panującą na
najstarszym świecie ludzi, czyli Ziemi, dość wnikliwie przedstawiając jej
zmiany i fluktuacje na przestrzeni kilkunastu wieków wprzód. Bardzo śmiały,
chociaż zapewne kontrowersyjny i bardzo niepokojący jest portret Ziemi
tytułowego roku 2312, zgodnie z którym na naszej macierzystej planecie jest już
11 mld ludzi, z czego wielu egzystuje w nędzy, w ciągłym strachu o utratę
lichej i marnie opłacanej pracy. Pod tym względem powieść Robinsona ukazuje
ludzką cywilizację jako świat coraz większych kontrastów – Przestrzeńcy, czyli mieszkańcy innych ciał niebieskich niż Ziemia,
to osobnicy, których potrzeby podstawowe są w pełni zaspokojone. Są poddawani
licznym zabiegom genetycznym, a ich funkcje życiowe są nieustannie
monitorowane, dzięki czemu możliwe staje się wydłużenie wieku do ponad 200 lat.
Sprawy dotyczące ekonomii są dla pojedynczych jednostek nużące i o wiele mniej
zajmujące niż choćby te dotykające własnej egzystencji. Długowieczność okazuje
się pociągać za sobą szereg problemów, które dręczą niejednego Przestrzeńca – metafizyczna nuda oraz
poczucie pustki i jałowości determinują konieczność odszukania i precyzyjnego
zdefiniowania celu własnego żywota, który po dziesiątkach lat staje się bardzo
mglisty i niewyraźny. Ciekawe są także założenia, zgodnie z którymi osiąganie
sędziwego wieku wiąże się także z kuracjami hormonalnymi, nie pozostającymi bez
wpływu na płciowość człowieka. Na kartach 2312
pojawiają się całe zastępy gynadromorfów i androgynów, a majstrowanie przy
swoich narządach płciowych czy rozmiarach całego ciała są stałą praktyką. Co
interesujące, Przestrzeńcom towarzyszy
silny lęk przed śmiercią, z którą coraz trudniej jest się oswoić. Nie zmienia
to faktu, że zmartwienia przeciętnego mieszkańca Układu Słonecznego stoją w
wyraźnej opozycji do trosk zwykłego Ziemianina, przytłaczanego bardziej, nomen omen,
przyziemnymi troskami. Pod tym względem utwór Robinsona jest bardzo
realistyczny – ludzka cywilizacja podbija Kosmos, potrafi produkować tanią
energię, tworzy całe rezerwaty zwierząt dano wymarłych na specjalnie
przystosowanych planetoidach, terraformuje całe planety, a mimo to na Ziemi
nadal panoszą się bieda i głód oraz cała rzesza innych nierozwiązanych
problemów. Ten trudny do racjonalnego wytłumaczenia charakter kolebki ludzkości
fantastycznie oddaje wyrażenie kloaka
postępu, użyte, by ukazać pogmatwane relacje panujące na naszej rodzimej planecie,
uniemożliwiające korzystanie wszystkim ludziom z dobrodziejstw osiągnięć nauki
i techniki. Warto oczywiście dodać, że takie trzeźwe spojrzenie na potencjalną
przyszłość, bez popadania w naiwny huraoptymizm czy dystopijne czarnowidztwo,
wskazuje na to, że Kim Stanley Robinson to wspaniały obserwator współczesnego
świata i kłopotów, które nieprzerwanie go toczą. Ta umiejętność wychwytywania i
syntezy ważkich i kluczowych zagadnień świadczą nie tylko o niespożytej
pomysłowości autora, ale także o jego głębokiej erudycji.
Mocnym
punktem powieści, decydującym o jej niejednorodnym charakterze (panoramiczna
wizja przeszłości przechodząca w trzymający w napięciu thriller) jest kreacja
głównej bohaterki, Swan Er Hong. Kobieta to idealny przykład Przestrzeńca, który dość niezdarnie
radzi sobie z otrzymanym darem długowieczności. Hong odznacza się przeładowaną osobowością, będącą
rezultatem poszukiwań sensu swojego bytu. Liczne korekty narządów płciowych,
połykanie obcych form życia, modyfikacje DNA, rozwinięcie części płata
skroniowego odpowiedzialnego za religijne uniesienia, instalacja quostki, czyli
podskórnego chipa komputerowego powodują, że Swan to dość nieznośna
protagonistka, do której niejeden czytelnik odczuje szczerą antypatię. Kobieta
jest kapryśna, rozchwiana i niestabilna emocjonalnie, nadpobudliwa, pełna
życia, co często prowadzi do nierozważnych działań, uparta, bardzo samodzielna,
impulsywna i pełna humorów.
Reasumując
krótko, 2312 to znakomita powieść,
którą można odczytywać na wielu poziomach. Książka to przede wszystkim popis
nie znającej granic wyobraźni autora – polot i finezja w kreowaniu
futurystycznych wizji mieszają się z bezkresną pomysłowością, przejawiającą się
w zakresie technologicznych i technicznych nowinek. Kim Stanley Robinson nie
unika także filozoficznych dygresji, które swoim zasięgiem obejmują zagadnienia
bardziej obszerne jak kwestie przemian społecznych czy ewolucja gatunku
ludzkiego oraz tematy dość szczegółowe, ale póki co trudne do przewidzenia, jak
rozwój sztucznej inteligencji oraz wpływy i oddziaływania zachodzące pomiędzy
nią a gatunkiem ludzkim. W utworze nie brakuje także głębokiej krytyki wobec
naszego współczesnego świata – amerykański twórca bezlitośnie obnaża
krótkowzroczność polityków, chciwość i bezwzględność kapitalistów czy
bezmyślność przejawiającą się w nieustannym niszczeniu środowiska, w którym
żyjemy. Pozycja
obowiązkowa dla każdego miłośnika science
fiction!
[1] proces zmiany warunków
panujących na planecie, księżycu lub innym ciele kosmicznym do podobnych, jakie
panują na Ziemi, dzięki czemu miałoby być możliwe zamieszkanie go przez
człowieka – utworzenie kolonii.
Kiedyś zaczytywałem się fantastyką, ale potem chyba mi się przejadła. Może wpływ na to miał zalew infantylnej w większości fantasy. Z twórczością tego pisarza chyba się nie spotkałem, ale teraz znów poczułem smak na SF :)
OdpowiedzUsuńU mnie sprawy mają się podobnie. Od pewnego czasu tylko sporadycznie sięgam po science fiction. W trakcie urlopu przełamałem się i przeczytałem książki Robinsona oraz Jeffa Noona. Polecam Ci szczególnie tego pierwszego autora, o którym wspominam w powyższym tekście - jego utwory są niezwykle przemyślane i świetnie napisane. Poziomem porównałbym go nawet do naszego Staszka Lema :)
UsuńWow! Niesamowita historia! Z rzadka czytam SF, robię raz po raz podejścia do tego gatunku z różnym skutkiem. Z jednej strony obawiam się twardego SF, że z powodu braków w wiedzy technicznej, nie zrozumiem treści, z drugiej ciągnie mnie bardzo.
OdpowiedzUsuńAndrew, czy czytacie SF na DKK-u? Jeśli tak, jak udało się przekonać klubowiczki (bo najczęściej to sfeminizowane środowiska są)?
Już wrzucam na listę :)
Tak, dzieła pisane piórem K.S. Robinsona robią wrażenie - wyobraźnia tego autora zdaje się być niespożyta :) Chociaż przyznaję, że część jego powieści wymaga bieżącego uzupełniania braków w wiedzy technicznej - wydaje mi się jednak, że ta drobna niedogodność jest w pełni zrekompensowana przez wspaniałe pomysły, kreślone na kartach utworu. Oprócz "2312" polecam "Trylogię marsjańską" oraz "Antarktykę".
UsuńNa DKK ostatnimi czasy SF nie było, ale dawniej podobno się zdarzało. Dzięki za pomysł. Rzucę na najbliższym spotkaniu. Inna sprawa, że wybierać można tylko z tego, co jest w magazynach klubowych, a większość klubów preferuje literaturę w stylu harlequina.
UsuńJestem szczerze zachwycona tą pozycją i najchętniej już bym pobiegła do biblioteki by ją wypożyczyć.Nie jestem fanką science fiction a i na swoim czytelniczym koncie mam, o ile pamięć mnie nie myli, dwie pozycje z tego gatunku. Ale tym opisem naprawdę jestem oczarowana i podekscytowana jej treścią. Ogólnie większość rzeczy, o których piszesz wzbudzają moją ciekawość i uznaję je za warte przeczytania i pewnie po większość sięgnę, ale ta niespodziewanie bardzo mnie pociąga. Samą siebie zaskoczyłam. Może jeszcze uda mi się w tym roku. Dzięki:)
OdpowiedzUsuńJa zdobyłem tę pozycję podczas ubiegłorocznej wymiany książek, zorganizowanej przez LC w trakcie Krakowskich Targów Książki. Zdecydowałem się wybrać tę powieść z uwagi na nazwisko autora, które kojarzy mi się bardzo dobrze, ale utwór przeleżał blisko rok na mojej półce, zanim postanowiłem się z nim zapoznać :) Nie wiedzieć czemu, nie obiecywałem sobie po tym dziele zbyt wiele, a tymczasem książka okazała się rewelacyjna - to z pewnością jedno z największych zaskoczeń literackich "in plus", jakie spotkało mnie w tym roku czytelniczym. Polecam i czekam z niecierpliwością na Twoje wrażenia :)
UsuńZgadzam się w całej rozciągłości. Pięknie napisana, mądra powieść. Brawa należą się też pani Małgorzacie Koczańskiej, która potrafiła ładnie oddać urokliwe opisy, jak na przykład ten:
OdpowiedzUsuń"Pomarańczowe wstęgi rozbijają się w lewo i w prawo od punktu, z którego padają, jakby ogień płonący za horyzontem rozprzestrzeniał się na północ i południe. A wtedy płaszcz fotosfery, powierzchni słońca, zamigocze i znieruchomieje, po czym powoli rozleje się na północy i na południu. Wraz ze zmianą w filtrach twarzoosłony powierzchnia gwiazdy przekształcać się będzie od błękitnego wiru przez pomarańczową pulsującą masę w prosty biały krąg."
Nic dodać, nic ująć. Nie wspomniałem ani słowa o tłumaczce, a faktycznie należą się jej wyrazy uznania za dobrze wykonaną pracę.
UsuńTrylogię marsjańską Robinsona pamiętam jak przez mgłę. Wiem jedynie, że podobała mi się bardzo. I tam też świetnie opisywał stosunki społeczne, postęp cywilizacyjny i problemy jakie z tym się wiążą (było też o długowieczności). Dzięki za ten świetny wpis. Spróbuję przełamać mój czytelniczy marazm i być może książka Robinsona będzie się do tego świetnie nadawała.
OdpowiedzUsuńHa, ja "Trylogię marsjańską" także czytałem dość dawno temu i cały czas planuję do niej wrócić, żeby ją sobie odświeżyć. "2312" to mój powrót do Robinsona po dłuższej przerwie i bardzo się cieszę, że odświeżyłem znajomość z tym twórcą. No i rzecz jasna, komu jak komu, ale Tobie, z całego serca polecam to dzieło - jestem niemal pewny, że przypadnie Ci ono do gustu :)
Usuń