Strony

piątek, 15 maja 2015

"Głębokie rzeki" José María Arguedas - Wody przeszłości

Głębokie rzeki

José María Arguedas

Tytuł oryginału: Los ríos profundos
Tłumaczenie: Helena Czajka
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy

Seria: Proza Współczesna

Liczba stron: 250







Czytanie powieści zawierających elementy biograficzne autora to ogromna przyjemność dla czytelników, którzy lubują się w doszukiwaniu powiązań pomiędzy otaczającą nas rzeczywistością, a światami kreowanymi na kartach książek. W utworach, w których w karby słów ujęte zostały autentyczne przeżycia pisarza, proces transponowania doświadczeń z codziennego życia i zaklinania ich w literackie szaty jest bardzo dobrze widoczny. Ponadto sam wybór tematyki, w której obracał się dany artysta staje się bardziej zrozumiały i uzasadniony, a na kolejne dzieła można spojrzeć bardziej przekrojowo. Z tego powodu z niekłamaną przyjemnością oddałem się lekturze utworu Głębokie rzeki, autorstwa José Maríi Arguedasa, peruwiańskiego pisarza, znanego mi już dzięki interesującej powieści Lis z Gór i Lis z Nizin.

Głębokie rzeki to spisana w formie pierwszoosobowej narracji historia nastoletniego chłopca o imieniu Ernesto. Jest on synem białych rodziców, który z uwagi na ich zawiłe losy, spędza dzieciństwo pośród Indian, rdzennych mieszkańców Peru. W chwili rozpoczęcia utworu młodzieniec powraca na łono cywilizacji białego człowieka. Przyzwyczajony do samotności, nieco zagubiony, trzymający się na uboczu, przez lata odizolowany od środowiska, do którego trafia, staje się niemym świadkiem konfrontacji reprezentowanej przez tubylczą ludność przeszłości oraz teraźniejszości, uosabianej przez bogatych mieszkańców ziemskich, urzędników oraz duchownych. Sylwetkę Ernesto bardzo łatwo jest powiązać z José Maríą Arguedasem dzięki wielu punktom stycznym pomiędzy życiorysami obojga osobników. Bohater Głębokich rzek, podobnie jak peruwiański pisarz został wcześnie osierocony przez matkę oraz w pewnym sensie opuszczony przez ojca, który jako polityczny zbieg prowadził tułaczą egzystencją. Krewni matki nie wyrazili chęci, by zaopiekować się dzieckiem i w konsekwencji trafiło ono na wychowanie do indiańskiej służby. Wczesne lata życia Arguedasa nie były lżejsze – ojca, wędrownego prawnika najczęściej nie było w domu, a macocha nie przepadała za synem swojego męża i bardzo chętnie uprzykrzała mu byt na wszelkie możliwe sposoby. Pasierb przy każdej nadarzającej się okazji był karany i poniżany, najczęściej poprzez zakaz opuszczania kuchni, w której spała indiańska służba. W ten oto sposób Arguedas, tak jak Ernesto, najpierw nauczył się władać indiańskim językiem keczua, a dopiero później opanował mowę białego człowieka, który porozumiewał się w języku hiszpańskim. Oboje zaznali uczucia ciepła, troski, miłości oraz zainteresowania ze strony Indian, którzy okazali się dla nich autentyczną rodziną. Z tego powodu obu osobników oraz rdzennych mieszkańców Andów łączyła szczególnie silna więź, która stała się jeszcze lepiej widoczna, gdy obaj chłopcy zaczęli poznawać miasta oraz osady swojej ojczyzny. Wielka podróż rozpoczęła się w momencie, kiedy w życiu Ernesta ponownie pojawił się ojciec – wkraczający w wiek nastoletni protagonista spędził kilka lat swojej młodości na wspólnym błąkaniu się ze swoim rodzicielem, który wędrował przez peruwiańskie Andy, na krótko osiadając w mijanych wioskach, pracując w nich w charakterze prawnika.
Głębokie rzeki opisuje przejściowy okres w egzystencji Ernesta. Jego wspólne wędrówki z ojcem dobiegają kresu, a drogi dziecka i rodzica ponownie się rozdzielają. Ojciec, nienawykły do siedzeniu w jednym miejscu ulega podszeptom swojej włóczykijskiej natury, ale świadom odpowiedzialności za syna, postanawia zapewnić mu należyte wykształcenie. W takich właśnie okolicznościach Ernesto zostaje zapisany do przyklasztornej szkoły z internatem w niewielkiej mieścinie Abancay.
Z uwagi na fakt, że Ernesto mimo zaledwie 14 lat, jest bardzo dojrzałym człowiekiem oraz niezwykle bystrym obserwatorem, akcja powieści toczy się na dwóch płaszczyznach. Na bliższym planie czytelnik poznaje smutne losy samotnie dorastającego dziecka, które bez wsparcia najbliższych musi stawiać czoło groźnemu światu. Ernesto jako uczeń z zewnątrz traktowany jest początkowo jak intruz, który wkrada się w jednorodną tkankę szkolnej społeczności. Słaba znajomość hiszpańskiego oraz zaległości w nauce dodatkowo pogarszają i tak trudną sytuację chłopca, który szybko dorabia się łatki odmieńca, indiańskiego pomiotu, dziwaka i włóczykija. Protagonista stopniowo przystosowuje się do życia w nowych okolicznościach i pod tym względem utwór można traktować jako Bildungsroman, czyli dzieło o formowaniu się osobowości dojrzewającego bohatera. Głębokie rzeki oglądany przez pryzmat wyłącznie tej jednej perspektywy odrobinę przypominają powieść Miasto i psy, autorstwa innego peruwiańskiego pisarza, doskonale znanego w naszym kraju laureata Literackiej Nagrody Nobla, Mariana Vargasa Llosy. Prezentowany świat wypełniony jest młodocianymi wyrostkami, których charakteryzuje tępa brutalność, bezwzględna złośliwość, dziecinne afektacje, wielkie przyjaźnie oraz budząca się z wolna drapieżna i nieokiełznana seksualność.
Tło wydarzeń, których bezpośrednim uczestnikiem jest Ernesto, stanowią spostrzeżenia głównego bohatera, dotyczące nowego środowiska, w jakim wbrew własnej woli się znalazł. Najbardziej wyrazistymi postaciami, które utożsamiają ten świat są bogaci właściciele ziemscy oraz opiekujący się internatem księża. Za sprawą narratora, zwracają oni czytelniczą uwagę głównie z racji wyniosłości i pogardy, jakie odczuwane są względem rdzennych mieszkańców oraz lokalnej kultury. Warto w tym momencie nadmienić, że naród peruwiański tworzy bardzo różnorodna społeczność, w skład której wchodzą Indianie, Metysi oraz potomkowie hiszpańskich kolonizatorów. Dzięki relacji Ernesta dowiadujemy się, że tubylcy oraz ludzie o krwi mieszanej traktowani są niczym obywatele drugiej kategorii. Nie mają oni żadnych szans, by zdobyć prestiż oraz poważanie, na które najłatwiej zasłużyć posiadając biały odcień skóry. Niższość Indian oraz Metysów podkreślana jest na każdym kroku – tradycje oraz wierzenia mieszkańców Andów zostają z góry zanegowane, bez uprzedniego poznania bądź głębszego zbadania. Wszystko, co pochodzi z odległej Europy, przywiezione przed wiekami przez Hiszpanów uważane jest za lepsze, bardziej wartościowe, właściwsze oraz pożyteczniejsze. Chaotyczność prymitywnych umysłów pogańskich [1] nie pozwala traktować Indian jak równorzędnych partnerów, będących nieodzownym elementem, bez którego nie da się zbudować peruwiańskiej tożsamości narodowej. Ale próba zupełnego odcięcia się od korzeni nie może przecież skończyć się niczym dobrym. Tę dumę i nieprzychylność zahaczającą wręcz o awersję, bardzo dobrze symbolizuje katedra w Cuzco, do której ojciec zaprowadza Ernesta. W opinii protagonisty budowla, w zamyśle mieszkanie miłosiernego i litościwego Boga, jest zbyt wielka, w efekcie czego przytłacza swą glorią tych, co cierpią praktycznie przez całe swoje życie, nie niosąc ani odrobiny pocieszenia czy nadziei.
Ernesto, jako młodzieniec o białym kolorze skóry, ale wychowany wśród Indian, od których zaznał wiele ciepła i miłości, odznaczający się w dodatku głęboką wrażliwością oraz zmysłem obserwacji, bardzo wiele miejsca poświęca indiańskiej biedocie. Celem jego spacerów oraz przechadzek są najczęściej karczmy i knajpy, w których można spotkać tubylców oraz osiedla nędzy, zamieszkiwane przez robotników najemnych, pracujących u ziemskich właścicieli. Narrator zwraca uwagę na ogromne ubóstwo, w jakim wegetują Indianie, bardzo dokładnie portretując ludzi poniżanych, oszukiwanych i bezwzględnie wykorzystywanych. Warto podkreślić, że Indianie są zastraszeni, upodleni i zdemoralizowani – nie potrafią oni walczyć o swoje prawa, o godziwe zarobki czy warunki mieszkaniowe. W związku z tym to właśnie Ernesto staje się głosem tej żyjącej w ciągłym niedostatku społeczności, jej orędownikiem oraz powiernikiem.
W wyraźnej opozycji do miejskich zabudowań, nędzarskich osiedli oraz wystawnych pałaców ziemskich włodarzy stoi przyroda, z którą Ernesto potrafi egzystować w niemal doskonałej harmonii. Wyniosłe szczyty Andów, zielone doliny potężnych rzek zostają pięknie opisane za pomocą języka skrzącego się od wszelakiej maści figur stylistycznych, ozdabiających narrację. Ernesto chętnie korzysta z zabiegów animizacji przyrody, stosuje liczne metafory oraz porównania. Oprócz tego pierwszoosobowa narracja momentami przeradza się w drugoosobową, jeszcze mocniej przykuwając czytelniczą uwagę.
Reasumując krótko, kolejna książka José Maríi Arguedasa, którą miałem przeczytać, okazała się równie zajmująca jak pierwsza lektura zatytułowana Lis z Gór i Lis z Nizin. Autor ponownie daje poznać się jako niebywale wrażliwy literat, który jednak z uwagi na rozbudowany aparat percepcyjny, narażony jest na niezrozumienie i ostracyzm ogółu. Ponadto narrator chętnie eksploruje mroczne strony człowieczej egzystencji, ukazując związane z nią rozczarowania i cierpienia. Podejście Ernesta do otaczającego go świata bardzo dobrze wyrażają słowa księdza dyrektora, który w rozmowie ze swoim wychowankiem stwierdza: Niech twój umysł znajdzie spokój na tej nierównej ziemi. Ty zbyt wiele cieni na niej dostrzegasz [2]. I właśnie z racji na to uparte spoglądanie w ciemność, w mrok, w cień, opowieść snuta przez Ernesta jest raczej smutna i melancholijna. Unoszący się w książce Weltschmerz to także efekt przedstawiania świata, który powoli odchodzi, przemija – w tekście bardzo wiele miejsca poświęcono wierzeniom, przesądom, mitom oraz tradycjom indiańskim, na których wychowany został główny bohater. Interesującym uzupełnieniem całej lektury jest przedmowa autorstwa, wspomnianego w tekście Mariano Vargasa Llosy. W chwili obecnej to właśnie Llosa cieszy się w naszym kraju ogromną sławą, podczas gdy książki Arguedasa, spoczywające głównie na bibliotecznych półkach, zdążyły pokryć się cienką warstewką kurzu. Ja jednak uważam, że proza obu panów jest bardzo wartościowa i zdecydowanie warto po nią sięgać.

Wasz Ambrose

[1] José María Arguedas, Głębokie rzeki, przeł. Helena Czajka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1973, s. 29
[2] tamże, s. 248

9 komentarzy:

  1. Jaki oryginalny życiorys miał autor tej książki! Widzę, że biali ludzie wypadają w tej książce bardzo źle, Indianie sprawiają o wiele lepsze wrażenie. Ernesto wiele im zawdzięcza. Strach się zastanawiać, jak wyglądałoby jego życie, gdyby się nim - wcześnie osieroconym przez matkę, odrzucanym przez macochę - nie zaopiekowali...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, życiorys Arguedasa jest niezwykle zajmujący, choć kończy się on tragicznym akcentem - pisarz popełni samobójstwo, o czym wspominałem przy okazji lektury "Lis z Gór i Lis z Nizin". Ale te zawiłe losy sprawiły, że peruwiańscy Indianie doczekali się artysty, który z pieczołowitością i zrozumieniem nakreślił ich problemy. Zgadza się, biali przewijający się na kartach książki to głównie duchowni oraz wielcy właściciele ziemscy - dominują wśród nich obłudnicy i hipokryci, którzy nie potrafią ukryć pogardy wobec rdzennych mieszkańców. Indianie to tylko tania siła robocza, niespokojna masa, którą mieszaniną gróźb i obietnic, należy utrzymać w ryzach.

      Usuń
  2. bookiemonster15 maja 2015 12:47

    Myślałam, że teraz uraczysz nas tekstem o literaturze czeskiej a tutaj zaskoczenie i znowu iberoamerykańska perełka. Bardzo ciekawa tematyka i już po Twoim opisie widać, że faktycznie z przedstawicieli indygenizmu bardziej pociąga Ciebie proza Arguedasa.Szkoda, że to kolejna pozycja, która jest pełna smutku i melancholii. Ach najwyraźniej wrażliwość pisarzy szybciej reaguje na czyjeś nieszczęście niż radość.
    Tak na marginesie okładka jest zachwycająca, choć raczej nie dobieram pod tym względem lektur.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Czechów przyjdzie jeszcze pora - urządziłem sobie coś a la czeski maj, ale teksty poświęcone tym książkom pojawią się później :) Ha, zgadza się, Arguedas podoba mi się znacznie bardziej - jego proza jest żywsza, bardziej osobista i zdecydowanie mocniej porusza struny duszy. A im człowiek wrażliwszy tym łatwiej przychodzi mu wyłapywać niesprawiedliwość świata, nędzę otoczenia, itd. Tak mi się przynajmniej wydaje :)
      "Proza Światowa" ma bardzo interesujące okładki - moim numerem jeden jest zdecydowanie "Kobieta z wydm" :)

      Usuń
    2. bookiemonster15 maja 2015 14:33

      U mnie pojawi się Czech, prawdopodobnie dzisiaj:)
      A okładka "Kobiety z wydm" bardzo dosłowna:), ja się jej trochę boję:)

      Usuń
  3. Wygląda na to, że w książce jest wiele interesujących aspektów i wątków prowokujących refleksje. Mnie między innymi szczególnie interesuje specyfika różnych kultur, których zderzenie tu widać. Specyfika widoczna nawet we wpływie na sposób postrzegania świata, wewnętrznej moralności i widzeniu swego miejsca w świecie u pojedynczych, wyrwanych ze społeczności ludzi. Ja jednak na razie po tę lekturę nie sięgnę, gdyż wpadłem w sidła Tribal Wars 2 na Androida :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, faktycznie, ostatnimi czasy rzadziej pojawiają się recenzje Twojego autorstwa - teraz przynajmniej znam przyczynę :)

      Usuń
  4. Masz świętą rację. Doszukiwanie się elementów biograficznych w powieściach sprawia często nie tylko największą frajdę, ale stanowi nieoceniony walor utworu literackiego. Widzę, że autor tworzy na kartach książki barwny fresk społeczny i zawarł sporo elementów, które pozwalają całkiem dobrze ten egzotyczny świat poznać...

    OdpowiedzUsuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)