Głębokie rzeki
José María Arguedas
Tytuł oryginału: Los ríos profundos
Tłumaczenie: Helena Czajka
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Seria: Proza Współczesna
Liczba stron: 250
Czytanie
powieści zawierających elementy biograficzne autora to ogromna przyjemność dla
czytelników, którzy lubują się w doszukiwaniu powiązań pomiędzy otaczającą nas
rzeczywistością, a światami kreowanymi na kartach książek. W utworach, w
których w karby słów ujęte zostały autentyczne przeżycia pisarza, proces
transponowania doświadczeń z codziennego życia i zaklinania ich w literackie
szaty jest bardzo dobrze widoczny. Ponadto sam wybór tematyki, w której obracał
się dany artysta staje się bardziej zrozumiały i uzasadniony, a na kolejne
dzieła można spojrzeć bardziej przekrojowo. Z tego powodu z niekłamaną
przyjemnością oddałem się lekturze utworu Głębokie
rzeki, autorstwa José Maríi Arguedasa, peruwiańskiego pisarza, znanego mi
już dzięki interesującej powieści Lis z Gór i Lis z Nizin.
Głębokie rzeki to spisana w formie
pierwszoosobowej narracji historia nastoletniego chłopca o imieniu Ernesto.
Jest on synem białych rodziców, który z uwagi na ich zawiłe losy, spędza
dzieciństwo pośród Indian, rdzennych mieszkańców Peru. W chwili rozpoczęcia
utworu młodzieniec powraca na łono cywilizacji białego człowieka.
Przyzwyczajony do samotności, nieco zagubiony, trzymający się na uboczu, przez
lata odizolowany od środowiska, do którego trafia, staje się niemym świadkiem
konfrontacji reprezentowanej przez tubylczą ludność przeszłości oraz
teraźniejszości, uosabianej przez bogatych mieszkańców ziemskich, urzędników
oraz duchownych. Sylwetkę Ernesto bardzo łatwo jest powiązać z José Maríą
Arguedasem dzięki wielu punktom stycznym pomiędzy życiorysami obojga osobników.
Bohater Głębokich rzek, podobnie jak
peruwiański pisarz został wcześnie osierocony przez matkę oraz w pewnym sensie
opuszczony przez ojca, który jako polityczny zbieg prowadził tułaczą
egzystencją. Krewni matki nie wyrazili chęci, by zaopiekować się dzieckiem i w
konsekwencji trafiło ono na wychowanie do indiańskiej służby. Wczesne lata
życia Arguedasa nie były lżejsze – ojca, wędrownego prawnika najczęściej nie
było w domu, a macocha nie przepadała za synem swojego męża i bardzo chętnie
uprzykrzała mu byt na wszelkie możliwe sposoby. Pasierb przy każdej
nadarzającej się okazji był karany i poniżany, najczęściej poprzez zakaz
opuszczania kuchni, w której spała indiańska służba. W ten oto sposób Arguedas,
tak jak Ernesto, najpierw nauczył się władać indiańskim językiem keczua, a dopiero później opanował mowę
białego człowieka, który porozumiewał się w języku hiszpańskim. Oboje zaznali
uczucia ciepła, troski, miłości oraz zainteresowania ze strony Indian, którzy
okazali się dla nich autentyczną rodziną. Z tego powodu obu osobników oraz
rdzennych mieszkańców Andów łączyła szczególnie silna więź, która stała się
jeszcze lepiej widoczna, gdy obaj chłopcy zaczęli poznawać miasta oraz osady
swojej ojczyzny. Wielka podróż rozpoczęła się w momencie, kiedy w życiu Ernesta
ponownie pojawił się ojciec – wkraczający w wiek nastoletni protagonista
spędził kilka lat swojej młodości na wspólnym błąkaniu się ze swoim
rodzicielem, który wędrował przez peruwiańskie Andy, na krótko osiadając w
mijanych wioskach, pracując w nich w charakterze prawnika.
Głębokie rzeki opisuje przejściowy okres
w egzystencji Ernesta. Jego wspólne wędrówki z ojcem dobiegają kresu, a drogi
dziecka i rodzica ponownie się rozdzielają. Ojciec, nienawykły do siedzeniu w
jednym miejscu ulega podszeptom swojej włóczykijskiej natury, ale świadom
odpowiedzialności za syna, postanawia zapewnić mu należyte wykształcenie. W
takich właśnie okolicznościach Ernesto zostaje zapisany do przyklasztornej
szkoły z internatem w niewielkiej mieścinie Abancay.
Z uwagi na
fakt, że Ernesto mimo zaledwie 14 lat, jest bardzo dojrzałym człowiekiem oraz
niezwykle bystrym obserwatorem, akcja powieści toczy się na dwóch
płaszczyznach. Na bliższym planie czytelnik poznaje smutne losy samotnie
dorastającego dziecka, które bez wsparcia najbliższych musi stawiać czoło
groźnemu światu. Ernesto jako uczeń z zewnątrz traktowany jest początkowo jak
intruz, który wkrada się w jednorodną tkankę szkolnej społeczności. Słaba
znajomość hiszpańskiego oraz zaległości w nauce dodatkowo pogarszają i tak
trudną sytuację chłopca, który szybko dorabia się łatki odmieńca, indiańskiego
pomiotu, dziwaka i włóczykija. Protagonista stopniowo przystosowuje się do
życia w nowych okolicznościach i pod tym względem utwór można traktować jako Bildungsroman, czyli dzieło o formowaniu
się osobowości dojrzewającego bohatera. Głębokie
rzeki oglądany przez pryzmat wyłącznie tej jednej perspektywy odrobinę
przypominają powieść Miasto i psy,
autorstwa innego peruwiańskiego pisarza, doskonale znanego w naszym kraju
laureata Literackiej Nagrody Nobla, Mariana Vargasa Llosy. Prezentowany świat
wypełniony jest młodocianymi wyrostkami, których charakteryzuje tępa
brutalność, bezwzględna złośliwość, dziecinne afektacje, wielkie przyjaźnie
oraz budząca się z wolna drapieżna i nieokiełznana seksualność.
Tło
wydarzeń, których bezpośrednim uczestnikiem jest Ernesto, stanowią
spostrzeżenia głównego bohatera, dotyczące nowego środowiska, w jakim wbrew
własnej woli się znalazł. Najbardziej wyrazistymi postaciami, które utożsamiają
ten świat są bogaci właściciele ziemscy oraz opiekujący się internatem księża.
Za sprawą narratora, zwracają oni czytelniczą uwagę głównie z racji wyniosłości
i pogardy, jakie odczuwane są względem rdzennych mieszkańców oraz lokalnej
kultury. Warto w tym momencie nadmienić, że naród peruwiański tworzy bardzo
różnorodna społeczność, w skład której wchodzą Indianie, Metysi oraz potomkowie
hiszpańskich kolonizatorów. Dzięki relacji Ernesta dowiadujemy się, że tubylcy oraz
ludzie o krwi mieszanej traktowani są niczym obywatele drugiej kategorii. Nie
mają oni żadnych szans, by zdobyć prestiż oraz poważanie, na które najłatwiej
zasłużyć posiadając biały odcień skóry. Niższość Indian oraz Metysów
podkreślana jest na każdym kroku – tradycje oraz wierzenia mieszkańców Andów
zostają z góry zanegowane, bez uprzedniego poznania bądź głębszego zbadania.
Wszystko, co pochodzi z odległej Europy, przywiezione przed wiekami przez
Hiszpanów uważane jest za lepsze, bardziej wartościowe, właściwsze oraz
pożyteczniejsze. Chaotyczność
prymitywnych umysłów pogańskich [1]
nie pozwala traktować Indian jak równorzędnych partnerów, będących nieodzownym
elementem, bez którego nie da się zbudować peruwiańskiej tożsamości narodowej.
Ale próba zupełnego odcięcia się od korzeni nie może przecież skończyć się
niczym dobrym. Tę dumę i nieprzychylność zahaczającą wręcz o awersję, bardzo
dobrze symbolizuje katedra w Cuzco, do której ojciec zaprowadza Ernesta. W
opinii protagonisty budowla, w zamyśle mieszkanie miłosiernego i litościwego
Boga, jest zbyt wielka, w efekcie czego przytłacza swą glorią tych, co cierpią
praktycznie przez całe swoje życie, nie niosąc ani odrobiny pocieszenia czy
nadziei.
Ernesto,
jako młodzieniec o białym kolorze skóry, ale wychowany wśród Indian, od których
zaznał wiele ciepła i miłości, odznaczający się w dodatku głęboką wrażliwością
oraz zmysłem obserwacji, bardzo wiele miejsca poświęca indiańskiej biedocie.
Celem jego spacerów oraz przechadzek są najczęściej karczmy i knajpy, w których
można spotkać tubylców oraz osiedla nędzy, zamieszkiwane przez robotników
najemnych, pracujących u ziemskich właścicieli. Narrator zwraca uwagę na
ogromne ubóstwo, w jakim wegetują Indianie, bardzo dokładnie portretując ludzi
poniżanych, oszukiwanych i bezwzględnie wykorzystywanych. Warto podkreślić, że
Indianie są zastraszeni, upodleni i zdemoralizowani – nie potrafią oni walczyć
o swoje prawa, o godziwe zarobki czy warunki mieszkaniowe. W związku z tym to
właśnie Ernesto staje się głosem tej żyjącej w ciągłym niedostatku
społeczności, jej orędownikiem oraz powiernikiem.
W wyraźnej
opozycji do miejskich zabudowań, nędzarskich osiedli oraz wystawnych pałaców
ziemskich włodarzy stoi przyroda, z którą Ernesto potrafi egzystować w niemal
doskonałej harmonii. Wyniosłe szczyty Andów, zielone doliny potężnych rzek
zostają pięknie opisane za pomocą języka skrzącego się od wszelakiej maści
figur stylistycznych, ozdabiających narrację. Ernesto chętnie korzysta z
zabiegów animizacji przyrody, stosuje liczne metafory oraz porównania. Oprócz
tego pierwszoosobowa narracja momentami przeradza się w drugoosobową, jeszcze
mocniej przykuwając czytelniczą uwagę.
Reasumując
krótko, kolejna książka José Maríi Arguedasa, którą miałem przeczytać, okazała
się równie zajmująca jak pierwsza lektura zatytułowana Lis z Gór i Lis z Nizin. Autor ponownie daje poznać się jako
niebywale wrażliwy literat, który jednak z uwagi na rozbudowany aparat
percepcyjny, narażony jest na niezrozumienie i ostracyzm ogółu. Ponadto narrator
chętnie eksploruje mroczne strony człowieczej egzystencji, ukazując związane z
nią rozczarowania i cierpienia. Podejście Ernesta do otaczającego go świata
bardzo dobrze wyrażają słowa księdza dyrektora, który w rozmowie ze swoim
wychowankiem stwierdza: Niech twój umysł
znajdzie spokój na tej nierównej ziemi. Ty zbyt wiele cieni na niej dostrzegasz
[2].
I właśnie z racji na to uparte spoglądanie w ciemność, w mrok, w cień, opowieść
snuta przez Ernesta jest raczej smutna i melancholijna. Unoszący się w książce Weltschmerz to także efekt
przedstawiania świata, który powoli odchodzi, przemija – w tekście bardzo wiele
miejsca poświęcono wierzeniom, przesądom, mitom oraz tradycjom indiańskim, na
których wychowany został główny bohater. Interesującym uzupełnieniem całej
lektury jest przedmowa autorstwa, wspomnianego w tekście Mariano Vargasa Llosy.
W chwili obecnej to właśnie Llosa cieszy się w naszym kraju ogromną sławą,
podczas gdy książki Arguedasa, spoczywające głównie na bibliotecznych półkach,
zdążyły pokryć się cienką warstewką kurzu. Ja jednak uważam, że proza obu panów
jest bardzo wartościowa i zdecydowanie warto po nią sięgać.
Wasz Ambrose
[1] José María Arguedas, Głębokie rzeki, przeł. Helena Czajka,
Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1973, s. 29
[2] tamże, s. 248
Jaki oryginalny życiorys miał autor tej książki! Widzę, że biali ludzie wypadają w tej książce bardzo źle, Indianie sprawiają o wiele lepsze wrażenie. Ernesto wiele im zawdzięcza. Strach się zastanawiać, jak wyglądałoby jego życie, gdyby się nim - wcześnie osieroconym przez matkę, odrzucanym przez macochę - nie zaopiekowali...
OdpowiedzUsuńTak, życiorys Arguedasa jest niezwykle zajmujący, choć kończy się on tragicznym akcentem - pisarz popełni samobójstwo, o czym wspominałem przy okazji lektury "Lis z Gór i Lis z Nizin". Ale te zawiłe losy sprawiły, że peruwiańscy Indianie doczekali się artysty, który z pieczołowitością i zrozumieniem nakreślił ich problemy. Zgadza się, biali przewijający się na kartach książki to głównie duchowni oraz wielcy właściciele ziemscy - dominują wśród nich obłudnicy i hipokryci, którzy nie potrafią ukryć pogardy wobec rdzennych mieszkańców. Indianie to tylko tania siła robocza, niespokojna masa, którą mieszaniną gróźb i obietnic, należy utrzymać w ryzach.
UsuńMyślałam, że teraz uraczysz nas tekstem o literaturze czeskiej a tutaj zaskoczenie i znowu iberoamerykańska perełka. Bardzo ciekawa tematyka i już po Twoim opisie widać, że faktycznie z przedstawicieli indygenizmu bardziej pociąga Ciebie proza Arguedasa.Szkoda, że to kolejna pozycja, która jest pełna smutku i melancholii. Ach najwyraźniej wrażliwość pisarzy szybciej reaguje na czyjeś nieszczęście niż radość.
OdpowiedzUsuńTak na marginesie okładka jest zachwycająca, choć raczej nie dobieram pod tym względem lektur.
Na Czechów przyjdzie jeszcze pora - urządziłem sobie coś a la czeski maj, ale teksty poświęcone tym książkom pojawią się później :) Ha, zgadza się, Arguedas podoba mi się znacznie bardziej - jego proza jest żywsza, bardziej osobista i zdecydowanie mocniej porusza struny duszy. A im człowiek wrażliwszy tym łatwiej przychodzi mu wyłapywać niesprawiedliwość świata, nędzę otoczenia, itd. Tak mi się przynajmniej wydaje :)
Usuń"Proza Światowa" ma bardzo interesujące okładki - moim numerem jeden jest zdecydowanie "Kobieta z wydm" :)
U mnie pojawi się Czech, prawdopodobnie dzisiaj:)
UsuńA okładka "Kobiety z wydm" bardzo dosłowna:), ja się jej trochę boję:)
Czesi rządzą :)
UsuńWygląda na to, że w książce jest wiele interesujących aspektów i wątków prowokujących refleksje. Mnie między innymi szczególnie interesuje specyfika różnych kultur, których zderzenie tu widać. Specyfika widoczna nawet we wpływie na sposób postrzegania świata, wewnętrznej moralności i widzeniu swego miejsca w świecie u pojedynczych, wyrwanych ze społeczności ludzi. Ja jednak na razie po tę lekturę nie sięgnę, gdyż wpadłem w sidła Tribal Wars 2 na Androida :)
OdpowiedzUsuńHa, faktycznie, ostatnimi czasy rzadziej pojawiają się recenzje Twojego autorstwa - teraz przynajmniej znam przyczynę :)
UsuńMasz świętą rację. Doszukiwanie się elementów biograficznych w powieściach sprawia często nie tylko największą frajdę, ale stanowi nieoceniony walor utworu literackiego. Widzę, że autor tworzy na kartach książki barwny fresk społeczny i zawarł sporo elementów, które pozwalają całkiem dobrze ten egzotyczny świat poznać...
OdpowiedzUsuń