Cień wschodzącego słońca
Kenzaburō Ōe, Masuji Ibuse, Haruo Umezaki, Tamiki Hara, Fumiko Hayashi
Tłumaczenie: Mikołaj Melanowicz
Wydawnictwo: Książka i Wiedza
Liczba stron: 266
II wojna światowa,
w przeciągu 6 długich lat, przez które panoszyła się po całym globie, zdołała
dać się we znaki niemal każdemu mieszkańcowi naszej planety. Arenę konfliktu
stanowiły kontynenty europejski, afrykański i azjatycki oraz wszystkie oceany. Walki dotknęły blisko 2 miliardy ludzi, a kilkadziesiąt milionów
straciło życie. Wojna odcisnęła niezatarte piętno na świadomości pokoleń, które
przeżyły jej piekło – część w obliczu przeżytych okropności pogrążyła się w
milczeniu, zamykając wszystkie wspomnienia pod grubą skorupą niepamięci; inni
natomiast odczuwali palącą potrzebę podzielenia się świadectwem upadku
moralnego człowieka, co zaowocowało bardzo obfitymi ilościami literatury o
tematyce wojennej oraz obozowej. W Polsce wydanych zostało wiele dzieł,
pozwalających zapoznać się z II wojną światową z europejskiego punktu widzenia,
ale nie brakuje publikacji, umożliwiających spojrzenia na ten krwawy konflikt z
odmiennych perspektyw. Godny uwagi jest chociażby zbiór opowiadań japońskich
pisarzy, zatytułowany Cień wschodzącego
słońca, w którym zebrano utwory poświęcone II wojnie światowej, obrazujące
jak wpłynęła ona na psychikę Japończyków.
Na tom
składa się 5 opowiadań autorstwa Kenzaburō Ōe, Haruo Umezakiego, Tamikiego Hary,
Fumiko Hayashi oraz Masujiego Ibuse. Wszystkie dzieła zostały przetłumaczone
przez znakomitego polskiego japonistę, profesora Mikołaja Melanowicza. Uważam,
że przy okazji Cienia wschodzącego słońca,
warto przybliżyć sylwetkę tego polskiego tłumacza, który w 1997 roku został uhonorowany
Orderem Świętego Skarbu, najwyższym japońskim odznaczeniem, przyznawanym
cudzoziemcom. Na ogół sylwetka osoby dokonującej przekładu danego dzieła
pozostaje poza marginesem czytelniczego zainteresowania – to tylko kolejna
składowa wielkiego projektu zwanego książką, przy tworzeniu którego biorą
udział całe zastępy ludzi. Ale postać profesora Melanowicza z pewnością
zasługuje na znacznie więcej uwagi – to właśnie dzięki temu urodzonemu w 1935
roku w Piszczacu tłumaczowi, polski czytelnik ma możliwość zapoznania się z
całą paletą współczesnych japońskich pisarzy. Melanowicz przełożył m.in. utwory
Ryűnosuke Akutagawy, Sōsekiego Natsume, Jun’ichirō Tanizakiego, Yasunariego
Kawabaty, Kenzaburō Ōe, Kōbō Abe czy Shűsaku Endō. Ponadto Melanowicz jest autorem
trzytomowej Literatury japońskiej,
najważniejszego źródła wiedzy na temat literatury z Kraju Kwitnącej Wiśni. Profesor
współpracował z licznymi polskimi wydawnictwami – Państwowym Instytutem
Wydawniczym, MUZA S.A., Wilgą czy Książką i Wiedzą. To właśnie na łamach tej
ostatniej oficyny w roku 1972 ukazał się Cień
wschodzącego słońca.
Wraz z młodszym bratem rozdrapywałem
kawałkiem drewna pulchne, cuchnące tłuszczem i popiołem palenisko w tymczasowym
krematorium na dnie doliny. Pierwsze zdanie Zdobyczy, przesycone głębokim naturalizmem, od którego unosi się
głęboki odór przekazywanej treści, nie pozostawia żadnych wątpliwości co do
personaliów autora opowiadania otwierającego zbiór. Jest nim znany mi dobrze za
sprawą Futbolu ery Man’en oraz Sprawy osobistej, laureat literackiej
Nagrody Nobla, Kenzaburō Ōe. W Zdobyczy,
za którą otrzymał nagrodę Akutagawy, pisarz w interesujący sposób odmalowuje
życie codzienne japońskiej wsi w czasie II wojny światowej. W oczy rzuca się
izolacja mieszkańców osady, która decyduje o tym, że toczący się konflikt
zbrojny objawia się poprzez sukcesywnie ubywające ręce do pracy (wiąże się to z
powoływaniem młodych mężczyzn do armii), sporadyczne przeloty amerykańskich
samolotów oraz regularne powiadomienia z frontu o chwalebnej śmierci w obronie
ojczyzny jednego z współplemieńców. Centralnymi postaciami utworu są dzieci,
których warunki bytowe zostały starannie odmalowane. Często są one pozostawione
samopas, bez należytej opieki starszych, w związku z czym uroki życia poznają
na własną rękę. Uwagę przykuwa brak autorytetu, który wyjaśniłby, jakie
postępowanie jest właściwe, a jakie godne nagany i napiętnowania. Wiąże się z
tym postępująca demoralizacja – wulgarny język, nagie kąpiele grupowe i
towarzyszące im zabawy cudzymi narządami płciowymi, grzebanie wśród
spopielonych zwłok w celu odnalezienia kosteczek o niecodziennych kształtach,
które można by nosić jako odznakę na piersi czy oddawanie moczu przez okno to
tylko kilka przykładów. Akcja opowiadania rozpoczyna się w momencie, kiedy to
tych dwóch światów, świata dzieci oraz świata dorosłych, wkracza niespodziewany
i egzotyczny przybysz. Zdobycz
uzmysławia, że nawet w okresie walk, kiedy następuje gwałtowne
przewartościowanie moralnych reguł i zasad, gdy wróg kojarzony jest wyłącznie jako
maszyna do zabijania, pozbawiona uczuć i tożsamości, tlą się ludzkie odruchy,
które jednak brutalna wojenna rzeczywistość może zgasić jednym, gwałtownym
dmuchnięciem. Utwór to także gorzkie rozczarowanie dorosłością, która zdolna
jest poświęcać życie niewinnych istot w imię wyższych, nieraz górnolotnych, ale
przeważnie absurdalnych celów, która uprzedmiotawia i ubezwłasnowolnia
człowieka. W duszy głównego bohatera, pierwszoosobowego narratora będącego na
progu dojrzałości, jeszcze przed jej osiągnięciem, zasiane zostają ziarna
zwątpienia, podsycane dodatkowo przez poniżenie oraz doznane krzywdy. Wisienką
na torcie Zdobyczy jest wspaniałe
pióro, którym Kenzaburō Ōe posługuje się z gracją oraz ogromną wprawą. Malowane
słowem obrazy można podziwiać niespiesznie i leniwie, sycąc się ich głębią oraz
kompozycją – Niebo, smętna szarość
brzemienna w barwę pomarańczy, zaciskało się coraz niżej nad doliną.
Drugim
literatem, którego mamy okazję poznać jest Haruo Umezaki. Żyjący w latach 1915
– 1965 artysta był absolwentem studiów japonistycznych na Uniwersytecie
Tokijskim. Jeszcze w trakcie nauki rozpoczął on swoją karierę, debiutując w
1939 roku opowiadaniem zatytułowanym Uczta
na wietrze. W 1942 roku Umezaki został powołany do wojska, z którego jednak
został szybko zwolniony z uwagi na chorobę płuc. W 1944 roku, kiedy sytuacja na
froncie ulegała gwałtownemu pogorszeniu, Umezaki został ponownie wcielony do
armii. Tym razem nie udało mu się wywinąć od służby – jako żołnierz korpusu
piechoty morskiej w Sasebo pełnił funkcję szyfranta. Wojenne przeżycia stały
się kanwą dla dalszej twórczości Umezakiego – w oparciu o własne doświadczenia
powstało opowiadanie Wiśniowa wyspa,
które weszło w skład zbioru Cień
wschodzącego słońca. Narratorem a zarazem głównym bohaterem utworu jest
bosman Murakami, który w 1945 roku zostaje oddelegowany na Sakurajimę,
niewielką wulkaniczną wyspę, zlokalizowaną na samym południu japońskiego
archipelagu. W opinii wojskowych strategów Wiśniowa Wyspa wkrótce padnie ofiarą
amerykańskiego desantu. Odparcie ataku wroga jest niemal niemożliwe – brakuje
odpowiedniego sprzętu, zaopatrzenia, amunicji. Flota wojenna niemal przestała
istnieć, podobnie jak lotnictwo. Ostateczną bronią są już tylko samobójcy
pilotujący myśliwce oraz specjalne żywe łodzie-torpedy. Ich jednostki oraz
załoga stacjonują właśnie na Sakurajimie. Pozostali żołnierze, uzbrojeni
głównie w bagnety, podobnie jak cała ludność Japonii, powinni walczyć do
ostatniej kropli krwi, raczej ginąc, aniżeli poddać się i dostać się do niewoli
najeźdźcy. Utwór cechuje się poczuciem melancholii oraz świadomością
beznadziejności własnego położenia. Śmierć jest nieuchronna, a jej nadejście
zdaje się rychłe. Murakami, podobnie jak reszta żołnierzy przeżywa nerwowe
chwile oczekiwania na nadejście końca, pozbawiony nadziei, która powinna
przecież umrzeć ostatnia. Obok głębokiego fatalizmu, wyczuwalny jest również
pacyfistyczny wydźwięk dzieła. Wojsko kojarzy się Murakamiemu głównie z
upokorzeniami, niesprawiedliwością, niezrozumiałymi decyzjami, bezwzględną,
czasami wręcz irracjonalną dyscypliną, które sukcesywnie prowadzą do upodlenia
i odczłowieczenia jednostki, zamieniając żołnierza w armatnie mięso, bez
mrugnięcia okiem przyjmujące rozkaz o zlikwidowaniu wroga bądź podjęciu
samobójczych działań. Wiśniowa Wyspa,
przypomina próbę walki z militarnym kultem, jakim otaczani są wojenni
bohaterowie. Ludzie, którzy idą na
spotkanie śmierci z pogodą, nie zawsze robią to z kryształowym sercem i nie
zawsze w sytuacji pozbawionej dwuznaczności to swoista demitologizacja
bohaterów i herosów, bezrefleksyjnie siejących zniszczenie w imię
abstrakcyjnych celów. Wyraźnie widoczny jest także strach przed bezsensem,
nielogicznością działań kapryśnego losu – Haruo Umezaki uzmysławia, że
większość z nas podświadomie dąży do odnalezienia ładu, sensu, porządku świata,
które pozwoliłby zrozumieć, dlaczego ludzie umierają, dlaczego życiowa ścieżka
urywa się w tym, a nie innym miejscu, kiedy wydaje się, że dany osobnik miał
jeszcze tyle do zrobienia. Utwór jest bardzo przejmujący, silne odczucie
niepokoju, którego fundament stanowił prawdopodobnie rozstrój nerwowy autora,
jest wręcz namacalne, a w tle zdaje się krążyć brak wiary w ludzkość i
cywilizację, która doprowadziła do prawdziwej hekatomby, co świetnie wyrażają
słowa: Przyroda była piękna, a zgliszcza
tego, co zbudował człowiek, były pokraczne i brzydkie.
Następnym
pisarzem, z którym ma okazję zetknąć się polski czytelnik jest Tamiki Hara,
żyjący w latach 1905 – 1951. Urodzony i wychowany w Hiroszimie artysta
studiował anglistykę na Uniwersytecie Keiō w Tokio. W latach 30-ych
zaangażowany w organizacjach lewicowych, które uległy jednak zdelegalizowaniu i
niemal całkowitemu rozbiciu w obliczu agresywnego nacjonalizmu. W czasie wojny
pisarz mieszkał w Chibie, ale po śmierci małżonki w 1944 roku postanowił
powrócić do rodzimego miasta, stając się jednym z wielu świadków i uczestników
jego atomowej zagłady. O przeżytych okropnościach i chwilach rozpaczy opowiada
znakomite dzieło Kwiaty lata. Utwór z
uwagi na podejmowaną tematykę niemal z miejsca przywodzi Czarny deszcz, powieść Masujiego Ibuse traktującą o destrukcji
Hiroszimy. Kwiaty lata to równie
przejmująca relacja człowieka, którego świat uległ drastycznej i nieoczekiwanej
zmianie w przeciągu kilku piekielnych sekund – bohater a zarazem
pierwszoosobowy narrator wybiera się na spóźnioną poranną toaletę, a kiedy
udaje mu się opuścić łazienkę, okazuje się, że rodzinne miasto zamieniło się w
płonące zgliszcza. Przedmioty, które stanowiły fundament codzienności, w pewnym
stopniu definiujące tożsamość człowieka zostały obrócone w nicość, uszkodzone,
albo skazane na zagładę pośród chciwych jęzorów ognia. Proza Tamikiego Hary
fosforyzuje bezradnym gniewem wobec absurdalności, jakie gotuje dla nas los, w
obliczu bezsensownego, totalnego zniszczenia. Piekielne sceny, które składają
się na to krótkie opowiadanie, wypełnione poparzonymi i zniekształconymi
zwłokami oraz dramatem ludzi, poszukujących zaginionych bliskich zdają się
tworzyć spazmatyczny szkic nicości.
Połyskujące odłamki
i srebrzysty popiół
niby rozległa panorama –
niesamowity rytm ludzkich zwłok
spalonych,
czerwieniejących:
Czy to wszystko się wydarzyło?
Czy mogło się
wydarzyć?
Świat obdarty ze wszystkiego w jednej chwili.
Obok przewróconego tramwaju
– rozdęty brzuch konia
– i woń dymiących kabli.
W
prezentowanym zbiorze nie zabrakło także kobiecego spojrzenia na smutną wojenną
rzeczywistość, które zapewniła Fumiko Hayashi i jej Kości. Żyjąca w latach 1904 – 1951 japońska artystka to autorka o
niezwykle interesującym życiorysie. W młodości często zmieniała ona miejsce
zamieszkania z racji faktu, że zarówno jej ojciec jak i ojczym pracowali w
charakterze domokrążców. W 1922 roku Fumiko Hayashi razem z przyjacielem
osiadła w Tokio, ale idylla dwójki młodych ludzi nie trwała długo – chłopak nie
otrzymał zgody od swojej rodziny na poślubienie Fumiko, którą ostatecznie
opuścił. Hayashi pozostała w Tokio, egzystując na granicy ubóstwa, pośród
tokijskiej cyganerii. Z kręgu biedy udało jej się wyrwać dzięki własnej
twórczości, która umożliwiła także zwiedzenie Chin, Mandżurii a nawet Europy.
Jej opowiadanie Kości to historia
Michiko, wciąż młodej kobiety, która w czasie wojny straciła męża. Po ukochanym
pozostała jedynie urna na kości, w której jednak znajduje się tylko piasek. Po
zakończeniu konfliktu to na barki Michiko spada ciężar utrzymania rodziny –
małej córeczki, ciężko chorego na płuca, umierającego brata oraz przykutego do
łóżka ojca. Ale w powojennej rzeczywistości trudno jest o dobrze płatne
zajęcie, które pozwoliłoby wyżywić i zapewnić godziwy byt aż czterem osobom. Z
tego powodu sytuacja zmusza kobietę do ostatecznego rozwiązania, jakim jest
sprzedaż własnego ciała. Fumiko Hayashi dobitnie uświadamia czytelnikowi, że
wraz z zakończeniem działań wojennych, wcale nie kończą się kłopoty ludności
cywilnej, która w kraju dotkniętym zniszczeniem cały czas musi walczyć o
przetrwanie. Głód, nędza, choroby zdają się wyzierać z każdego kąta, atakując
najsłabszych, dla których egzystencja składa się z ciągłych wyrzeczeń,
niedogodności i poniżenia. Plastyczny i bolesny obraz powojennych realiów.
Ostatnim
autorem, który uzupełnia zbiór jest Masuji Ibuse. Jego sylwetkę przybliżyłem
przy okazji lektury znakomitej powieści Czarny deszcz, będącą kroniką atomowej zagłady Hiroszimy. W tomie Cień wschodzącego słońca zaprezentowano
opowiadanie Dowódca, które dotyka
zupełnie innej tematyki. Głównym bohaterem utworu jest Yűichi Okazaki, tytułowy dowódca, który w trakcie wojny,
na skutek nieszczęśliwego wypadku, doznał poważnego urazu głowy, skutkującego
pomieszaniem zmysłów. Okazaki, jako niezdolny do dalszej walki, zostaje
odesłany do rodzimej wioski, ale nawet po zakończeniu wojny, do poszkodowanego
zdają się nie docierać informacje, że jest już po wszystkim. W umyśle
Okazakiego konflikt cały czas trwa, a pojawiające się co pewien czas majaki
oraz ułudy sprawiają, że życie młodych mężczyzn z wioski jest regularnie
zakłócane przez nieobliczalnego szaleńca, zagorzałego sługę cesarza, który w
dodatku uwielbiam urządzać ideologiczne pogadanki. Opowiadanie Masujiego Ibuse
jest gorzkie, ale i mocno ironiczne. Yűichiego Okazakiego można uznać za symbol
japońskiego militaryzmu (To był teatr pomyleńców. Chór mężczyzn w
długich butach),
który ostatecznie doprowadził Japonię do kosztownej klęski, diametralnie zmieniającej
oblicze całego kraju, a wielu jego mieszkańców zmuszając do pełnej wyrzeczeń
wegetacji.
Zbiór jako
całość prezentuje się wybornie. Wszystkie opowiadania zazębiają się wzajemnie, splatając się w wielowymiarowy i przenikliwy obraz wojennej oraz powojennej rzeczywistości, która
wypełniona jest cierpieniem oraz poczuciem doznanych krzywd z rąk straszliwego
żywiołu, rozpętanego przez człowieka. Tomik potwierdza także bolesną, ale
odwieczną i niezmienną prawdę, że skutki wszelkiego typu konfliktów oraz walk
zbrojnych najdotkliwiej odczuwają najsłabsi i najbiedniejsi, a sama wojna nie
jest niczym innym jak tylko napierającą falą dehumanizacji, zezwierzęcenia oraz
brutalności. Człowiek zostaje przez nią porwany, wchłonięty – nawet jeśli uda mu
się cało opuścić tryby tej okrutnej machiny, to na psychice zawsze pozostaje
głęboka skaza.
Lubię takie książki. Bardzo są potrzebne, choćby jako otrzeźwienie po lekturze „patriotycznych” „dzieł”. Tematyka zaś wieloaspektowej degeneraci, jakiej podlegają wszystkie państwa biorące udział w wojnie, na świecie coraz odważniej podnoszona, u nas jakoś nie może się przebić.
OdpowiedzUsuńJa też jestem fanem pozycji, które w pełni obnażają bezsens prowadzonych wojen, a w szczególności ich "krwawe" oblicze. Degeneracja, odczłowieczenie, dehumanizacja, jakkolwiek to nazwać, to proces ten kwitnie szczególnie bujnie w trakcie działań wojennych, które działają niczym katalizator wyzwalający najniższe człowiecze instynkty.
UsuńBędę chciała to przeczytać, choć żałuję, że tylko jedno opowiadanie z tego zbioru wyszło spod pióra kobiety.
OdpowiedzUsuńKenzaburo Oe tematykę wojenną poruszył też we wstrząsającej książce pt. "Zerwać pąki, zabić dzieci", którą bardzo Ci polecam :)
No niestety, japońskie pisarki nie cieszą się zbytnią popularnością na naszym rynku. Regularnie wydawana jest Hiroki Kawakami, przetłumaczono także dwie powieści Banany Yoshimoto, PIW wydał też jeden utwór Hisako Matsubary. Reszta to opowiadania ukryte w zbiorach.
Usuń"Zerwać pąki, zabić dzieci" - odkąd tylko przeczytałem Twoją recenzję, mam zamiar przeczytać ten utwór :)
Nie pisałam recenzji tej książki, ale chwaliłam ją w komentarzach :)
UsuńZ japońskich pisarek wydawanych u nas kojarzę jeszcze Natsuo Kirino i Yōko Ogawę.
Ops, chyba trochę poniosła mnie fantazja :) Musiałem pomylić się z tekstem Sebastiana, poświęconym tej lekturze i przypisać go Tobie. Przepraszam :)
UsuńFaktycznie, zapomniałem o Yōko Ogawie (O "Muzeum ciszy" na pewno pisałaś), a Natsuo Kirino tworzy chyba kryminały :)
Literatura japońska. Brzmi egzotycznie, choć problem poruszany w książce taki nie jest. Przy nadarzającej się okazji na pewno przeczytam :)
OdpowiedzUsuńTak, wojna to temat ponadczasowy oraz międzynarodowy, który dotyka niemal każdej nacji, powodując te same moralne spustoszenia. Wydaje mi się, że to ciekawe, spojrzeć na tę tematykę z różnych, nawet nieco egzotycznych, perspektyw. Serdecznie polecam :)
UsuńTo też dość często sięgam po wojenną i historyczną literaturę. Tak się składa, że mój ojciec ma bardzo bogatą biblioteczkę, z której z chęcią korzystam. Ja czytam jego książki, a on moje. I tak się wymieniamy. Z resztą to właśnie on zaraził mnie pasją czytania.
UsuńPozdrawiam :)
Prześwietna recenzja! Jak tylko skończyłem czytać od razu w swojej biblio zamówiłem książkę. Nie wiem czy zostanie przeczytana teraz (nie chciałbym się dołować jeszcze bardziej), ale jak zostanie zamówiona to będzie o sobie przypominać. A z literatury japońskiej to ja czytałem tylko Murakamiego, będzie dobra okazja poszerzyć horyzonty.
OdpowiedzUsuńO rany, bardzo dziękuję za miłe słowa, czuję się mocno zmotywowany :) Bardzo się cieszę, że skusiłeś się na tę książkę, bowiem zbiór wydaje mi się bardzo, bardzo dobry. Teraz z niecierpliwością czekam na Twoje wrażenia płynące z lektury. Mam nadzieję, że utwór będzie dla Ciebie równie intrygujące, co dla mnie :)
UsuńA co Murakamiego, to przygodę z prozą japońską także zaczynałem od lektury jego dzieł, ale przekonałem się, że pan Haruki to tylko wierzchołek góry lodowej :)
Jak ważny może być tłumacz, świadczy to, że coraz częściej przyznaje się nagrody właśnie za przekład książek. Przyznam, że coraz częściej zwracam uwagę na nazwiska osób, które dokonują tłumaczeń. Choć z drugiej strony często słyszy się o tym, że wydawnictwa wolą zatrudniać studentów, niż osoby, które czegoś już dokonały - bo tak jest taniej...
OdpowiedzUsuńW polskich wydawnictwach, oczywiście nie wszystkich, od pewnego czasu można zauważyć tendencję do koncentrowania się właśnie na tym "bo tak jest taniej" - przy czym oszczędności nie ogranicza się wyłącznie do tłumacza. Koszty kroi się także na redakcji, korekcie, a w konsekwencji jakość produktu końcowego (tak, w takich przypadkach należy mówić o produktach, towarach, etc.), jakim jest książka drastycznie spada. Niestety, ale oszczędności szuka się poprzez mniejsze wydatki związane z procesem wydawania książek i zapomina się, że w ten sposób łatwo stracić potencjalnego odbiorcę, jakim jest czytelnik. Ech, co tu dużo gadać, polski rynek wydawniczy to niezły bajzel, chociaż samo czytelnictwo, przynajmniej moim zdaniem, wbrew temu co usilnie lansuje się w mediach oraz prasie, trzyma się na całkiem niezłym poziomie.
UsuńJa od pewnego czasu również przywiązują większą uwagę do nazwisk tłumaczy, szczególnie jeśli dana pozycja nie jest przekładana z języka angielskiego :)
Od literatury japońskiej jesteś już ekspertem...
UsuńA co do książek, może gdy zaczniemy więcej narzekać na jakość, to coś się zmieni. W końcu jest duża konkurencja i nie tak łatwo utrzymać się na rynku, więc warto kupować tylko u najlepszych.
Ha, ale z tym narzekaniem czy nawet konstruktywną krytyką wcale nie jest tak łatwo, bowiem wydawnictwa bardzo mocno dbają o swoje dobre imię. Wystarczy wspomnieć przypadek pewnej blogerki związany krytyczną recenzją poświęconą "Pamiętnikowi Diabła", książce opublikowanej na łamach oficyny Novae Res czy niedawne przygody Andrew z "Republiką Piratów" (ostatecznie tekst Andrew nie ukazał się jako oficjalna recenzja na portalu Lubimy Czytać, jak to początkowo było planowane).
UsuńNa 100% zachwyciłabym się tym zbiorem :) Możliwe, że nie dostrzegłabym tylu szczegółów w nich, jak Ty, ale pewna jestem, że wiele dobrego wyniosłabym z ich lektury. Jak zwykle czytałam Twoja recenzję z ogromną przyjemnością!
OdpowiedzUsuńŚmiem przypuszczać, że lektura faktycznie przypadłaby Ci do gustu :) Zebrane opowiadania posiadają wspólny mianownik, którym jest wojna, ale w żadnej mierze nie są do siebie bliźniaczo podobne czy utkane wg tego samego schematu. Każdy utwór to kolejna interesująca perspektywa, a całość wybornie się uzupełnia. Serdecznie polecam i dziękuję za miłe słowa :)
UsuńPoczytać o doznaniach wojennych Japończyków to z pewnością świetna sprawa, w końcu o rzadko czyta się książki wojenne pisane z perspektywy "wroga". Na dodatek na Japonię patrzymy głównie przez pryzmat Pearl Harbor, Hiroshimy i innych wyrywkowych zdarzeń. Zbiór zaznaczam do przeczytania.
OdpowiedzUsuńOd czasu do czasu w TVP Kultura zobaczyć można niezły film animowany "Grobowiec świetlików", także dotyczący II wojny światowej. On także pomaga spojrzeć na problem z innej perspektywy.
Ha, z tym wrogiem to tak nie do końca. Japończycy walczyli po stronie Niemców, ale jeszcze przed wybuchem I Wojny Światowej, w trakcie rosyjsko-japońskiego konfliktu, nawiązana została polsko-japońska współpraca, która trwała nawet po IX 1939 roku.
UsuńA "Grobowiec świetlików" oglądałem parę lat temu i film wywarł na mnie ogromne wrażenie. Szczególnie podoba mi się jego wydźwięk, w moim mniemaniu mocno pacyfistyczny - świetnie ukazano straszliwą cenę, jaką za wojenne działania musi zapłacić ludność cywilna. Nie miałem pojęcia, że ta anime była emitowana w TVP Kultura - stacja zyskuje u mnie w tym momencie bardzo dużego plusa :)
Patrzę na problem z szerszej perspektywy niż polska, bo nasz udział w wojnie był raczej skromny. Japończycy przez lata byli przedstawiani w b. negatywnym świetle (oczywiście mowa o historii) i mam wrażenie, że to przekonanie wciąż jest żywe. Tak czy owak, czytanie o wojnie z japońskiej perspektywy jest dla mnie dużą odmianą.
UsuńTVP Kultura wiele fajnych rzeczy pokazuje, niestety łatwo umykają uwadze.;(
Tłumaczenia często nie oddają wartości oryginału. Wiele razy już zetknęłam się z przetłumaczonymi pozycjami znając wcześniej oryginał i mogę odważnie stwierdzić, że niestety wybrano do przekładu nieodpowiednią osobę.
OdpowiedzUsuńHa, trudno oceniać mi pracę prof. Melanowicza, bowiem kompletnie nie znam języka japońskiego, ale uhonorowanie Orderem Świętego Skarbu jest chyba gwarantem dobrej roboty, wykonywanej przez tego Pana :)
Usuń