Czwarta epoka
Kōbō Abe
Tytuł oryginału: Daiyon Kampyōki
Tłumaczenie: Mikołaj Melanowicz
Wydawnictwo: Wilga
Seria: Biblioteka Japońska
Liczba stron: 187
Za ojca
literatury science-fiction uważany
jest francuski pisarz Juliusz Verne, twórca legendarnej postaci kapitana Nemo i
równie popularnej, napędzanej elektrycznością łodzi podwodnej zwanej Nautilusem. Do rozwoju naukowej fikcji i
nabrania takiego kształtu, w jakim znamy ją obecnie, w ogromnym stopniu
przyczynił się Herbert George Wells, który w swoich dziełach pisał o podróżach
w czasie, kontaktach z obcymi cywilizacjami, wyprawach kosmicznych czy
zagładzie gatunku ludzkiego. Większość z tych zagadnień do dziś stanowi
podwaliny utworów fantastycznonaukowych. W Polsce za prekursorów fantastyki
uchodzą Władysław Umiński, Antoni Lange oraz Jerzy Żuławski (mała ciekawostka –
grób tego ostatniego artysty, poety i pisarza znanego za sprawą trylogii księżycowej, znajduje się w
mojej rodzinnej Dębicy. Pochodzący z Lipowca twórca w momencie wybuchu I wojny
światowej wstąpił do Legionów Piłsudskiego – pracował w Departamencie
Wojskowym, prowadził także działalność publicystyczną, będąc redaktorem pisma Do broni! W 1915 Żuławski trafił do
dębickiego szpitala wojskowego, gdzie zmarł na tyfus brzuszny). Swojego
pioniera w dziedzinie naukowej fikcji posiada także Kraj Kwitnącej Wiśni i jest
nim nie kto inny, jak znany doskonale na całym świecie Kōbō Abe, autor Kobiety z wydm, utworu, który na stałe
zapisał się w annałach światowej literatury. Żyjący w latach 1924 – 1993
artysta, nie bez przyczyny traktowany jest jako jeden z najbardziej
innowacyjnych autorów w powojennej Japonii oraz czołowy przedstawiciel
japońskiego modernizmu. Jego powieść Czwarta
epoka (1965 r.) uznawana jest za pierwszą japońską powieść science-fiction.
Akcja utworu
została osadzona w niedalekiej przyszłości. Człowiek, dumny i niestrudzony
konstruktor sukcesywnie zaczyna używać swoich płodów do rzeczy, które
dotychczas przypisane były jedynie rodzajowi ludzkiemu – na świecie powstają
pierwsze maszyny, które, przynajmniej pozornie, myślą. Urządzenia nie potrafią
jeszcze samodzielnie definiować problemów badawczych czy też wybierać obiektów
swojego zainteresowania, ale dzięki odpowiednio zdolnemu programiście, są one w
stanie przetwarzać otrzymane dane i na ich podstawie formułować wnioski oraz
analizy. W ten oto sposób rodzą się pierwsze maszyny prognostyczne, których
zadaniem jest ekstrapolacja – przewidywanie stanu przyszłego, którego kształt
nie jest możliwy do odgadnięcia za pomocą ludzkiej percepcji, na bazie stanu
obecnego, z wykorzystaniem aktualnych informacji oraz istniejących między nimi
korelacji. Pierwsze, zakończone sukcesem próby podejmuje Związek Socjalistyczny
Republik Radzieckich – błędy, jakimi obarczone są prognozy radzieckiej maszyny,
Moskwy 1, sukcesywnie maleją, by
wreszcie osiągnąć wartość zerową, oznaczającą stuprocentową trafność
przeprowadzanych analiz. Kolejne przewidywania, prognozy, szacunki zahaczają o
różne dziedziny nauki – na warsztat brane są kwestie gospodarcze, ekonomiczne
oraz przemysłowe. Dostrzegając zagrożenie w coraz bardziej zuchwałych
działaniach rosyjskich komunistów, każda licząca się potęga aspirująca do miana
mocarstwa rozpoczyna zakrojone na szeroką skalę programy badawcze, zmierzające
ku utworzeniu własnej maszyny prognostycznej. W trakcie, gdy powodzeniem kończą
się pierwsze próby japońskiego modelu, ZSRR dzięki Moskwie 2, udoskonalonej wersji Moskwy
1, ogłasza światu prognozę, że niedługo powstanie pierwsze społeczeństwo
komunistyczne, a niewiele później upadnie ostatnie społeczeństwo
kapitalistyczne. W odpowiedzi na te zuchwałe zapowiedzi, które można traktować
także jako pogróżki, USA orzeka, że jakiekolwiek przewidywania związane z
polityką są niemoralne oraz nieetyczne. Na międzynarodowym forum wybucha
prawdziwa burza, której skutki odczuwają wszystkie kraje posiadające swoje
maszyny prognostyczne, będące w sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. Komisje naukowe,
pod naciskiem państwowych przywódców, zabraniają przeprowadzania prognoz, które
miałyby jakikolwiek, choćby najmniejszy związek z polityką.
Głównym
bohaterem Czwartej epoki, a zarazem
pierwszoosobowym narratorem jest doktor Katsumi z Centralnego Instytutu
Techniki Obliczeniowej. Naukowiec kieruje zespołem, który odpowiedzialny jest
za rozwój oraz doskonalenie japońskiej maszyny prognostycznej. Właściwa akcja
utworu rozpoczyna się w momencie, kiedy korzystanie z przewidującego urządzenia obłożone zostaje surowymi obostrzeniami.
Sytuacja całego programu jest bardzo niepewna oraz krucha – badacze z napięciem
wyczekują sunącego nieszczęścia, które wydaje się nieuniknione. Pytania dotyczą
tylko jego natury – może to być kolejny komunikat płynący z ZSRR, który równocześnie
będzie wyraźnym sygnałem, że ludzkość nie dojrzała jeszcze do korzystania z tak
potężnych urządzeń; w grę wchodzi także bratobójczy
ogień (tzw. friendly fire) –
istnieje ogromne ryzyko, że któraś z wybranych przez zespół dr Katsumiego
prognoz, w mniemaniu państwowych ekspertów zostanie uznana za prognozę
polityczną. Dodatkowe utrudnienie, skutecznie krępujące ruchy badaczy, stanowi
Komisja do Spraw Prognozy, specjalnie powołany twór, który czuwa nad
apolitycznością proponowanych analiz. Następne projekty wysuwane przez grupę dr
Katsumiego są sukcesywnie odrzucane, a program zaczyna z wolna uchodzić za
niepotrzebną stratę pieniędzy. Ostatnią deską ratunku, która umożliwiłaby
wyjście z patowej sytuacji, rozwiewając równocześnie widmo rozwiązania całego
projektu poświęconego maszynie prognostycznej, wydaje się przejście od skali
makro- do skali mikro-. Pomysł wydaje się idealnym rozwiązaniem, ale czy
gatunek ludzki jest gotowy na rewelacje, jakie jednocześnie zostaną ujawnione?
Kōbō Abe
stworzył arcyciekawy utwór, który odwołuje się do klasyki gatunku. Rzeczy o
których pisze autor to obecnie jedynie wytwór wyobraźni pisarza, czyli fikcja,
ale jest to fikcja naukowa – nie można jednoznacznie zaprzeczyć, że rozwój
techniki nie pójdzie w przedstawianym przez Abe kierunku. Z tego właśnie
względu prezentowane dzieło wydaje mi się tak atrakcyjne – japoński literat
daje się poznać jako futurolog, pragnący odgadnąć nie tyle kształt przyszłego
społeczeństwa oraz jego cywilizacyjnej otoczki, ale koncentrujący się bardziej
na drodze rozwoju, która doprowadza człowieka do punktu, który może uchodzić za
ślepy zaułek. Wizja snuta przez Abe nie dorównuje swoim rozmachem płodom
tytanów – naszego Stanisława Lema, czy znanego za sprawą trylogii marsjańskiej Kima Stanley’a Robinsona – ale z pewnością
jest intrygująca oraz skłaniająca do refleksji. Kōbō Abe dobrze sygnalizuje
problemy oraz dylematy, z którymi może przyjść zmierzyć się ludzkości w miarę
postępu technologicznego. Warto jednocześnie zaznaczyć, że Czwarta epoka stanowi literacki konglomerat – utwór przypomina
momentami sensację, książkę szpiegowską, pojawiają się wątki miłosne, jest tu
zdrada, zbrodnia, handel embrionami. W całą tę kolorową mozaikę zostały
wplecione zagadnienia zdecydowanie cięższego kalibru, natury ontologicznej,
dotyczącej kwintesencji człowieczego bytu.
Niewypowiedzianym
pytaniem, który zdaje się krążyć nad całym utworem niczym widmo jest kwestia,
czy człowiek jest wystarczająco dojrzały (moralnie?), by podźwignąć ciężar
odpowiedzialności za dzieła, które tworzy. Czy jest on w stanie w pełni
uświadomić sobie wszelkie zagrożenia oraz niebezpieczeństwa, jakie one za sobą
niosą? Dość przerażający jest także fakt, który wielu autorów science-fiction traktuje po macoszemu,
zbytnio go upraszczając – ludzkość jako twór jednolity, który posiada swoich
reprezentantów, wyrażających wolę wszystkich jednostek nie istnieje. W tej
materii Czwarta epoka prezentuje się
wyjątkowo dobrze – w prozie Japończyka wyłaniają się stronnictwa, organizacje,
frakcje, które niejako walczą o własne interesy oraz przyszły kształt
ludzkości.
Bardzo
ciekawie zarysowano także pozostałe tematy, bez których trudno wyobrazić sobie
współczesną science-fiction. Abe
porusza choćby znany z opowiadania Raport
mniejszości (1956 r.) autorstwa Philipa K. Dicka, motyw możliwości
przewidywania popełnienia przestępstw oraz wykroczeń przez danego osobnika. Na
pierwszy rzut oka sposobność uniemożliwienia zbrodni jawi się jako niezwykle
atrakcyjna, ale jak wpływa to na niezależność jednostki ludzkiej, która ponoć
obdarzona jest wolną wolą? Profilaktyka, prewencja, zapobieganie – czy nie jest
to w pewnym sensie uwłaszczanie naszej ludzkiej, grzesznej przecież od zarania,
naturze? W utworze pojawia się także koncept, który możemy odnaleźć w opowiadaniu
Terminus (1961 r.) autorstwa S. Lema,
tj. bytu ludzkiego zamkniętego w obwodach zimnego i martwego przecież
urządzenia – u Kōbō Abe przyjmuje on postać równania osobowego, utrwalonego w
pamięci maszyny diagnostycznej. Z miejsca zaczynają wykwitać pytania dotyczący
natury takiego żywota – czy jest to egzystencja pełnoprawna, zasługująca na
taką samą ochronę, jaką zapewnia się życiu ludzkiemu?
Najmocniejszy
punkt utworu stanowi bezpośrednie uderzenie w ludzki antropocentryzm, z którym Kōbō
Abe bezwzględnie się rozprawia. Autor zwraca uwagę na podświadome i naturalne
wręcz przekonanie, że człowiek, w obecnej formie, stanowi najwyższą formę
ewolucyjnego rozwoju, osiągnąwszy doskonałość pod każdym względem. Pisarz
zaczyna delikatnie kruszyć to monolitowe przeświadczenie, dając subtelnie do
zrozumienia, że być może podmiotem ewolucyjnego postępu jest sam rozum, a
ludzka powłoka, w takiej postaci, jaką znamy ją obecnie jest wyłącznie jednym z
przejściowych etapów rozwoju. Ponadto japoński artysta świetnie rozstrzyga spór
nad charakterem przyszłości, która wg różnych wizji jest pozytywna bądź
negatywna. Kōbō Abe przedstawia ją jako obcą, po części nie zrozumiałą, trudną
do zaakceptowania, niemożliwą do pełnej oceny z perspektywy tu i teraz, a z
tego powodu okrutną. W Czwartej epoce
autor zastosował także bardzo ciekawy zabieg, mianowicie, za sprawą maszyny
prognostycznej, zaprezentował przyszłość jako stronę sądzącą, która wtargnęła w
teraźniejszość. Ocenie podlega mikroskopijna ciągłość, zwana codziennością czasu
teraźniejszego – ludzie żyjący w przekonaniu o trwałym i niezmiennym
charakterze własnej egzystencji traktowani są jako niebezpieczne relikty,
usiłujące za wszelką cenę utrzymać status
quo. Z tego względu zostają oni obarczeni winą, za którą spotyka ich konieczna,
z punktu widzenia przyszłości, a jednocześnie niesprawiedliwa przez pryzmat
teraźniejszości kara.
Świetna,
pełnokrwista proza, która odrobinę przeraża bezwzględnością zaprezentowanej w
niej wizji. Serdecznie polecam wszelkim poszukiwaczom czytelniczych uczt
intelektualnych.
Wasz Ambrose
Tekst bierz udział w wyzwaniu Japonica:
Czytelnicza uczta intelektualna to jest to, czego zaczęłam się już spodziewać, kiedy widzę, że znowu wytachałeś skądś jakiegoś Japończyka :) Abe to dla mnie wspomniana "Kobieta z wydm", "Czwartej epoki" jeszcze nie czytałam, ale kusi. Szczególnie ze względu na kwestię moralności.
OdpowiedzUsuńA na marginesie - polecam Ci Ryu Murakamiego, jeśli jeszcze go nie znasz :)
Ha, ten Japończyk nie był znowu aż tak anonimowy, żebym musiał go aż tak mocno targać za uszy, by przedstawić go szerszej publiczności, chociaż przyznaję, że trochę czasu zajęło mi, zanim wszedłem w posiadanie tej lektury. Jeśli chodzi o tego jegomościa to mam jeszcze na stanie "Schadzkę", poluję także na "Urwisko czasu".
UsuńO drugim Murakamim słyszałem, od pewnego czasu rozglądałem się za "Dziećmi ze schowka", dlatego z przyjemnością przeczytam Twój tekst poświęcony tej powieści :)
No no no- bardzo ciekawa książka. Akurat tak się trafiło, że z ostatniej lektury wynotowałem tylko jeden cytat (na jutro) i akurat o poznawaniu przyszłości.
OdpowiedzUsuńPoza wszystkimi walorami tej gałęzi SF i książki, o której piszesz, budzą jednak mój sprzeciw dwa fałszywe założenia wynikające trochę z błędnych dogmatów naszej judeo-chrześcijańskiej tradycji. Można było takie założenia czynić w przeszłości, ale obecnie... Pierwsze to oddzielenie Człowieka od ciała (niezbędny warunek umieszczenia go w maszynie, w równaniu, unieśmiertelnienia). Nie jest to możliwe, gdyż ciało jest nierozerwalnie związane z umysłem, duszą, niepotrzebnie skreślić. Drugie to możliwość przewidywania przyszłości. Nie ma czegoś takiego. Są tylko prawdopodobieństwa. Jeśli położymy się spać, to pewnie się obudzimy. Czy tak się jednak stanie, tego nie wiemy. Owszem, jest to następstwo o największym prawdopodobieństwie i można się o nie zakładać, ale nie zawsze tak się zdarza w istocie. I nie chodzi tylko o nas samych. Może być trzęsienie ziemi, wybuch gazu, spadnie samolot, itd. itp.
A ustawowe ograniczanie przewidywania przyszłości? Już to mamy. GUS zbiera informacje między innymi po to, by przewidywać. Ale ustawowo narzucone ma narzędzia najbardziej fałszywie opisujące rzeczywistość (średnia arytmetyczna) zamiast tych, które na przykład potrafią pokazać jak naprawdę wyglądają zarobki większości Polaków (dominanta czyli moda), ale są ustawowo dla tej instytucji zakazane. Wypaczenie opisu i analizy od razu wypacza i prognozy.
Dziwnie się życie z science fiction przeplata :)
Oczywiście miało być „Drugie to możliwość poznawania przyszłości".. że też nie można w blogerze edytować własnych komentarzy...
UsuńAbe dość sprytnie zaszachował czytelnika swoją wizją, która jest de facto prognozą maszyny. Urządzenie dopiero prezentuje bohaterom jak będzie wyglądała cywilizacja przyszłości, ale w trakcie lektury ta wizja nie podlegnie weryfikacji, nie ziści się - nie jest zatem powiedziane, że prognoza jest trafna. Chociaż muszę się zgodzić w jednym - ta idealnie trafna ekstrapolacja przyszłości w wykonaniu Moskwy 2 także wywołała u mnie pewien zgrzyt (nawet jeśli były to makrotrendy, którymi łatwiej jest operować).
UsuńA z tym równaniem, no cóż, to, że czemuś (np. informacji) wydaje się, że jest człowiekiem czy jego umysłem, bądź duszą, niekoniecznie oznacza, że tak jest w istocie :)
Zatrzymałam się na "Kobiecie wydm", nigdy nie spotkałam się z innym tytułem. A niesłusznie, jak widzę. Science-fiction w wersji japońskiej... to brzmi bardzo egzotycznie. Co do Żuławskiego - jego cykl czytałam lata świetlne temu, ale jemu zawdzięczam pociąg do fantasy... "Na srebrnym globie" już wtedy nieco trąciło myszką, ale psychologia postaci bardzo mnie wtedy ujęła. Mimo "fantastycznych" dekoracji. A może właśnie przez nie. Gdziekolwiek człowiek nie zawędruje - nigdy nie ucieknie przed swoją samotnością...
OdpowiedzUsuńJa po "Kobietę z wydm" sięgnąłem niedawno, ale od razu przypadł mi do gustu styl pisarza, co stało się bodźcem do poszukiwania dalszych lektur tego artysty. Oczywiście również nie spodziewałem się, że Abe to autor pierwszej japońskiej powieści science fiction - taka mała, ale i miła niespodzianka :)
UsuńCo do "fantastycznej" dekoracji, to Lem uważał, że dzięki niej do literatury można przemycić najbardziej rewolucyjne treści, bez obaw o interwencję cenzury :)
Uwielbiam japońską literaturę. Zachwyca mnie ta bezwzględność! Świetny wpis.
OdpowiedzUsuńJa też bardzo ją sobie cenię, dlatego regularnie do niej wracam. Żałuję tylko, że polskie wydawnictwa nie wykazują zbytniej chęci, by sięgać po te starsze nazwiska jak Tanizaki, Natsume czy choćby Kōbō Abe. Jest jeszcze kilka tytułów, które sprawiają wrażenie ogromnie interesujących, a które nie doczekały się polskiego przekładu :)
Usuń"Czwarta epoka" zapowiada się interesująco. Do tej pory science-fiction po japońsku kojarzyło mi się jedynie z Godzillą...
OdpowiedzUsuńHa, ja nie miałem żadnych skojarzeń, w ogóle nie zastanawiałem się nad tym, że Japończycy także mają swoich przedstawicieli tego literackiego nurtu. O wszystkim dowiedziałem się przypadkiem, poszukując kolejnych utworów Abe, po które można sięgnąć w polskim tłumaczeniu. Informacja wydała mi się przy tym na tyle interesująca, że nie mogłem się oprzeć, by o niej nie wspomnieć :) Utwór faktycznie jest b. interesujący, a przy tym odrobinę niepokojący :)
UsuńWidzę, że autor poruszył tu wiele ważkich tematów. Czytałam dawno temu jego "Kobiety z wydm" i muszę przyznać, że lektura zrobiła na mnie duże wrażenie.
OdpowiedzUsuńNa mnie lektura "Kobiety z wydm" także wywarła ogromne wrażenie, tyle tylko, że ja tę książkę czytałem niedawno i niemal od razu zacząłem rozglądać się za kolejnymi dziełami Abe dostępnymi na polskim rynku. W ten sposób wszedłem w posiadanie "Czwartej epoki" oraz "Schadzki". Póki co bardzo się cieszę, że zdecydowałem się pogłębiać moją znajomość z tym pisarzem, bo jak na razie b. pozytywnie mnie zaskakuje :)
UsuńSama treść książki, którą tutaj przedstawiłeś aż tak mnie nie intryguje, jak wyciągane przez Ciebie wnioski. Szkoda, że jeszcze nie czytałam tej książki, bo Twoje recenzje są wspaniałymi materiałami do dyskusji:)
OdpowiedzUsuńZaintrygowały mnie jeszcze te płody, głowy nie dam, ale zdaje się, że w prawie każdej recenzji, masz jakiś taki umiłowany wyraz:)
Jesteś b. uważną czytelniczką, bowiem faktycznie mam kilka słów, których używam ze szczególnym pietyzmem, a "płody" to jeden z nich :)
UsuńHa, miło mi czytać, że moje wnioski uważasz za ciekawsze od treści, ale świadczy to chyba o tym, że niezbyt dobrze zarysowałem fabularne tło, bowiem jest ono doprawdy b. interesujące :)