Pokrzepiciel
Sandor Márai
Tytuł oryginału: Erősítő
Tłumaczenie: Irena Makarewicz
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Nike
Liczba stron: 248
Nieodłącznym
elementem ludzkiej natury jest niechęć wobec tych, których zachowanie
diametralnie różni się od przyjętych wzorców. Dla wielu osobników ogromnie
istotne jest, by reszta społeczności posiadała ten sam, albo przynajmniej
bardzo zbliżony światopogląd, wyznawała te same wartości, działa podług tych
samych zasad. Człowiek zatem, już od zarania dziejów wtłacza swojego bliźniego
w ciasne ramy schematów, które zawczasu dla niego przygotował – miłość do
pobratymca trwa dopóty, dopóki ten godzi się pozostawać w tym więzieniu.
Podobną drogą podążał kościół katolicki, który obserwując postępujący rozkład
chrześcijańskiej jedności, przyznał sobie monopol na jedyną i słuszną wiarę.
Początkowo starał się on krzewić swoje wyznanie za pomocą dyskusji i perswazji,
ale kiedy eksplikacje słowne nie przynosiły oczekiwanych rezultatów, a kolejne
zastępy katarów, waldensów oraz innych odszczepieńców wzrastały w siłę,
konieczne okazało się przeniesienie środka ciężkości przytaczanych argumentów w
stronę rozwiązań siłowych. W ten oto sposób, krok po kroku, narodziła się
instytucja Świętej Inkwizycji, której funkcjonowanie, za sprawą swojego dzieła
zatytułowanego Pokrzepicie, postarał
się zobrazować i przybliżyć Sándor Márai.
Sándor Márai
to pochodzący ze słowackich Koszyc wybitny węgierski prozaik, poeta oraz
publicysta. Urodził się w 1900 roku w Austro-Węgrzech, zmarł na skutek
samobójczej śmierci w 1989 w San Diego w USA. Jako syn adwokata od najmłodszych
lat miał zapewniony szeroki dostęp do edukacji. We wczesnych latach twórczości
sporo podróżował – gościł m.in. w Berlinie, Frankfurcie oraz Paryżu. Co
ciekawe, Márai rozważał pisanie w języku niemieckim, w którym stworzył jedną
sztukę teatralną, ale ostatecznie zdecydował się na mowę ojczystą. W 1928 roku
pisarz wraz z małżonką Iloną Metzner, długoletnią towarzyszką życiowej podróży,
osiadł w Budapeszcie – wkrótce przyszły literackie sukcesy, które wywindowały Máraia
na artystyczny piedestał. Jego utwory tłumaczono na wiele języków, m.in.
fiński, chorwacki, czeski, turecki, szwedzki czy duński. Po II wojnie
światowej, w wyniku której w kraju do władzy doszli komuniści, Márai wydał 8
książek, ale w 1952 roku razem z bratem Gézą von Radványi, popularnym reżyserem
zdecydowali się na emigrację. Artysta do końca swoich dni błąkał się po
świecie, mieszkając na przemian we Włoszech oraz w USA. Życie zakończył w San
Diego strzałem w głowę, po serii nieszczęść jaka go dotknęła – w 1986 roku na
raka gardła zmarła żona Ilona, rok później odszedł brat Géza, a kilka miesięcy
później śmierć zabrała przybranego syna pisarza, Janosa. Osamotniony Sándor
Márai postanowił pożegnać się z tym światem, ale swoim czytelnikom pozostawił
bogaty dorobek artystyczny, wśród którego warto zwrócić uwagę na napisaną w
1975 roku (w Polsce wydaną dopiero w 2010) powieść Pokrzepiciel.
Akcja utworu
osadzona została w XVI-wiecznej Europie. U schyłku stulecia, w roku 1598 do
Rzymu przybywa młody karmelitański inkwizytor z Hiszpanii. Inkwizycja
hiszpańska, powołana do życia w 1480 roku przez parę królewską Ferdynanda II i
Izabelę I, ciągle jeszcze pozostawała w powijakach w stosunku do swojej
włoskiej odpowiedniczki. Dlatego też młody zakonnik, gorliwy zwolennik Świętego
Oficjum, zostaje wysłany z wizytą do Wiecznego Miasta, by poznać mechanizmy
działania bardziej doświadczonej instytucji, z której można czerpać zarówno
wzorce jak i nowe, nieznane jeszcze na hiszpańskiej ziemi metody postępowania i
rozwiązania. Inkwizycja w XVI wieku rozwija się szczególnie prężnie – w
Hiszpanii rozprawiała się z marranami
(chrześcijanami pochodzenia żydowskiego) oraz moryskami (przymusowo ochrzczonymi Maurami) podejrzanymi o
potajemne praktykowanie starej wiary, w całej zaś Europie stanowiła odpowiedź
na myślowe prądy Renesansu, które doprowadziły do zrodzenia zapoczątkowanej
przez Martina Lutra reformacji.
Dzieło
posiada formę listu do jednego z współwyznawców z rodzimego klasztoru w Ávila,
pisanego przez głównego bohatera, który jako nowoprzybyły, pierwszy raz
goszczący na włoskiej ziemi, obserwuje wszystko z wyjątkowym baczeniem. Ale
niezrozumiała, szybka i melodyjna włoska mowa jak i obce obyczaje i tradycje
nie wzbudzają wyłącznie ciekawości i zainteresowania. Sándor Márai na
przykładzie swojego protagonisty prezentuje prowincjonalność oraz zaściankowość
umysłową, charakterystyczną dla większości osobników, którzy są bardzo
sceptycznie nastawieni zarówno wobec nieznanych miejsc jak i kultury. Ślepa
miłość własna każe przypuszczać bohaterowi, że jest on przedstawicielem
wyjątkowego oraz najwspanialszego narodu na świecie, z czego wynika spore
zaskoczenie z racji chłodnego przyjęcia hiszpańskich pielgrzymów na rzymskiej
ziemi – (…) miejscowi nie lubią
Hiszpanów. Jest to niezrozumiałe, wszak powszechnie wiadomym jest, że gorliwość
w świecie szerzymy my, Hiszpanie. Warto zwrócić uwagę na kreację głównego
bohatera, który jest prostoduszny oraz dość naiwny, a przede wszystkim
bezwzględnie posłuszny swoim zwierzchnikom – Sándor Márai, u którego łatwo
dopatrzyć się sceptycyzmu żywionego wobec kościoła katolickiego, pojmowanego
jako silnie zhierarchizowana instytucja, wymagająca on swoich wiernych przede
wszystkim zaufania, poddania oraz pokory, ukazuje wszelkie wady tej potężnej
machiny w sposób niebezpośredni, prezentując je w krzywym zwierciadle, przez
pryzmat entuzjazmu swojego protagonisty. Jest to zabieg zupełnie odwrotny niż
zastosował Émile Zola w swoim utworze Rzym,
w którym można doszukać się kilku cech wspólnych z Pokrzepicielem. Centralną postacią Rzymu jest młody francuski ksiądz (a więc również mamy do czynienia
z niedoświadczonym idealistą, osobą duchowną, przybywającą z zewnątrz,
obserwującą rzymskie środowisko kościelne) Piotr Froment – tyle, że bohater
Zoli jest osobnikiem znacznie bardziej krnąbrnym, cechującym się niezależnym
myśleniem. W miarę odkrywania funkcjonowania kościoła katolickiego, Froment
coraz bardziej się od niego oddala, coraz mocniej wątpiąc w sens swojego
powołania.
Protagonista
Pokrzepiciela przez osiemnaście
miesięcy pobiera nauki od włoskich inkwizytorów, które będzie można wykorzystać
do plewienia herezji na hiszpańskiej ziemi. W Wiecznym Mieście młody karmelita
trafia pod dach domu zakonnego pod wezwaniem Ścięcia Świętego Jana Chrzciciela,
zarządzonego przez padre Alessandro,
doświadczonego w bojach z apostatami duchownego, odpowiedzialnego za
przeprowadzenie całego procesu giustizii
(z włos. giustizia to sprawiedliwość, prawne postępowanie). Bohater poznaje tam confortatorich, czyli tytułowych pokrzepicieli, osobników
świeckich, wywodzących się z szeregów co zacniejszych obywateli miasta. Ich
zadanie polegało na dodawaniu bodźca tym, którzy zachwiali się w wierze – tuż
przed egzekucją heretyka, w mroku nocy, pokrzepiciele starali się wymóc akt
skruchy, nakłonić grzeszników do wyznania przewinień, pobudzić zatwardziałych
apostatów do nawrócenia, wykrzesać przywiędłą wiarę, usłyszeć krzyk samooskarżenia.
Auto-da-fé, czyli wyznanie wiary nie
pozwalało w żaden sposób uniknąć rozpalonego stosu, ale zapewniało
odszczepieńcowi spokój sumienia oraz szansę na zdobycie życia wiecznego.
Sándor Márai
posłużył się kontrowersyjnym tematem Inkwizycji, by w pełnej krasie przedstawić
obraz działania systemu totalitarnego, opartego na ucisku oraz terrorze. Autor
zwraca uwagę na charakterystyczną dla tego typu ustrojów stale rosnącą potrzebę
kontroli obywateli, która wzrasta wraz z postępującym poczuciem zagrożenia dla
stabilności całego aparatu zniewolenia. Coraz bardziej bezwzględne metody
postępowania budzą naturalny opór oraz sprzeciw społeczności, co wymusza na
władzy coraz bardziej restrykcyjne postępowanie – jest to niekończąca się,
samonapędzająca się spirala, której zwieńczeniem jest zupełny i całkowity
nadzór nad każdym krokiem każdej pojedynczej jednostki, nad jej umysłem oraz
myślą. W czasach Inkwizycji nie było to oczywiście możliwe, ale i tak zrobiono
wystarczająco wiele, by całe rzesze ludzi żyło w poczuciu strachu, grozy oraz
niepewności jutra. Powszechne, bo obowiązkowe było szpiegowanie oraz donos,
praktykowane nawet w obrębie własnej rodziny. Na porządku dziennym było
wymierzanie sprawiedliwości zmarłym, którym po śmierci udowodniono apostazję.
Inkwizycja wymagała także bezwzględnego posłuszeństwa oraz aprobaty dla swoich
działań – kto nie dość gorliwie popierał tę instytucję, kto poddawał w
wątpliwość jej wyroki, kto negował sens jej praktyk, także mógł trafić na stos.
Autor
ciekawie ukazał również jak niebezpieczna potrafi być religia oraz paląca
potrzeba jej krzewienia, szczególnie wśród tych, którzy odporni są na jej
uroki. Sándor Márai zdaje się zauważać jak śmiertelnym zagrożeniem są ludzie,
ślepo i bezrozumnie podporządkowujący się wszelakiej maści nakazom i zakazom
oraz osobnicy egzystujący w przekonaniu posiadania jedynej prawdy. To ciekawe,
że idea, za którą we wczesnej fazie jej kwitnienia, wyznawcy gorliwie oddawali
życie, stopniowo przerodziła się w ideologię, w imię której życia pozbawiano
innych, którzy nie do końca bądź wcale się z nią nie zgadzali. Jezusowe
miłosierdzie zamienione zostało na litość, w imię której mordowano heretyków,
wierząc, że widmo ognia ziemskiego sprawi, że odszczepieniec przyzna się do
błędów, zachowując szansę na życie wieczne. Prostota przerodziła się w czołobitną
pokorę, wymaganą od wiernych, a możliwość interpretowania słów zawartych w
Biblii zarezerwowano wyłącznie dla dostojników kościelnych. W efekcie nawet
franciszkanów, żądających od kościoła dotrzymywania ślubów ubóstwa posądzano o
apostazję. Márai intrygująco uzmysławia jak aktywny jest człowiek, kiedy chodzi
o dobro bliźniego, jaką potrafi przejawiać troskę oraz zainteresowanie, by
drugi osobnik żył możliwie jak najlepiej. Szkoda tylko, że ludzie niemal zawsze
mierzą innych wyłącznie swoją miarą, nie uwzględniając faktu, że ludzka natura
jest cudownie różnorodna oraz niepowtarzalna.
Krótko
reasumując, Sandor Márai stworzył bardzo interesującą lekturę, której siła tkwi
w ciekawie zarysowanym problemie Inkwizycji, pojmowanej jako system
totalitarny. Węgierski prozaik wziął na warsztat jedną z kilku, by nie rzec
wielu, wstydliwych kart historii kościoła katolickiego i zaprezentował swoje
spojrzenie na tę kwestię, które jest bardzo dojrzałe oraz interesujące. Wiele
poruszanych tematów jest uniwersalnych oraz ciągle aktualnych – są to sprawy
ogólnoludzkie, dotykające człowieczej natury, psychiki, sposobu pojmowania
świata. Márai ujmuje także swoją erudycją, chociaż czujny polski wydawca
dopatrzył się i oznaczył kilka błędów merytorycznych, które w opinii surowego
historyka można by wręcz uznać za rażące. Na szczęście nie wpływają one zbytnio
na odbiór dzieła, które pobudza umysł do wzmożonego wysiłku.
Wasz Ambrose
Jestem w szoku. Zawsze o tej porze (poniedziałkowy wieczór) pod Twoim sobotnim tekstem było aż gęsto od komentarzy. Czyżby to tematyka książki, którą opisujesz, ukazała prawdziwą twarz naszej odwiecznej tolerancji, która tak pięknie objawiła się Boyowi?
OdpowiedzUsuńCo do samej książki i wizji Inkwizycji jako służb specjalnych dyktatury Watykańskiej, to przez wielu na pewno jest ona rozumiana dosłownie, jak choćby przez naszego Jerzego Cepika.
Dla mnie niezwykle interesujący jest dominujący tu aspekt niemoralnego dobra i moralnego zła, o którym niezwykle interesująco pisze Slavoj Žižek. Temat rzeka. Nie wspomnę o ogólniejszych tematach z lektury tej wynikających.
Dotąd nie zwarłem znajomości z twórczością tego pisarza, więc bardzo jestem wdzięczny za zwrócenie na niego uwagi. Mojej i innych.
Ja nie wysuwałbym tak dalece idących wniosków :) Aspekt niemoralnego dobra i moralnego zła - brzmi to bardzo interesująco. To bardzo ciekawe, czytać o różnego typu mechanizmach działających w ludzkich społecznościach, a następnie przekonywać się o ich istnieniu na przykładzie kolejnych dzieł literatury :)
UsuńTe wnioski to taka lekka prowokacja była ;)
UsuńWiele dobrego słyszałam o prozie Maraia. Ciekawa tematyka, wieloznaczność. Czuję, że to lektura dla mnie idealna.
OdpowiedzUsuńJa również słyszałem o tym pisarzu sporo dobrego i postanowiłem przekonać się o jego talencie na własnej skórze. Test uważam za w pełni udany - temat Inkwizycji został zaprezentowany bardzo ciekawie, w sposób skłaniający do refleksji. Węgierski literat w pełni mnie do siebie przekonał, w czytelniczych planach mam już kolejne dzieła tego autora.
UsuńNabyłam sobie niedawno jego "Dziennik" i wiele dobrego czytałam o nim i również o "Wyznaniach patrycjusza". Jestem zaskoczona iż pisarz popełnił samobójstwo / nie znam jego życiorysu/. Czego w jego życiu zabrakło?, że się targnął na życie.
OdpowiedzUsuńJa pierwszy raz o Máraiu usłyszałem za sprawą wspomnianych "Wyznań patrycjusza". Przygodę z Węgrem rozpocząłem natomiast od "Pokrzepiciela", ponieważ na tę właśnie powieść natknąłem się w moim ulubionych składzie taniej książki. Zaopatrzyłem się już także w "Pokój na Itace".
UsuńJeśli chodzi o samobójstwo autora, to śmiem przypuszczać, że złożyło się na to kilka czynników - żył na emigracji, więc pewnie cały czas zmagał się z piętnem "obcości", w dodatku przydarzył mu się cały ciąg nieszczęść - śmierć żony, brata oraz przybranego syna.
W świetle tej książki, której świetną opinię tu przeczytałam muszę jednak stwierdzić, że zabrakło pisarzowi wiary i nadziei z niej wynikającej. Ona powstrzymała by go jednak przed takim krokiem.
UsuńNatomiast zgadzam się co do inkwizycji. Ale musimy brać pod uwagę fakt, że i za nią kryli się tylko ludzie.
Moje zaczytanie - masz może jakieś dane statystyczne potwierdzające, iż wierzący rzadziej popełniają samobójstwa? Chętnie bym się z nimi zapoznał ;)
UsuńZ pewnością różnimy się co do tego kogo uważamy za osobę wierzącą.
UsuńCzłowiek głębokiej wiary moim zdaniem nie popełni samobójstwa jeżeli jest przy zdrowych zmysłach.
A zatem żadne statystyki tu nam nie są potrzebne, bo Ci, którzy odebrali sobie życie może i byli ochrzczeni, ale wiary nie mieli.
Nie bardzo Cię rozumiem. Piszesz, że różnimy się co do tego, kogo uważamy za osobę wierzącą, a potem zaraz zmieniasz sens swojej wypowiedzi i piszesz, że „człowiek głębokiej wiary” nie popełni samobójstwa. Czyli nie każdy wierzący jest głębokiej wiary. Pytanie ilu jest tych głębokiej wiary? Jeden na dziesięciu wierzących? Na stu? Na tysiąc? Dla Kościoła każdy ochrzczony to wierzący. Ilu z nich prawdziwie wierzy? I co to znaczy prawdziwie wierzyć? Ilu z nich nie zabije człowieka, nawet w obronie swego dziecka? A przecież Chrystus zabronił wydobycia miecza nawet w Jego obronie. To nie są takie proste sprawy, jak się wydaje.
UsuńOsobny problem, to wygłaszać twierdzenia, że się samobójstwa nie popełni, gdy wszystko jest pięknie. Psychologia społeczna daje liczne dowody na to, że tylko człowiek pełen pychy mówi, co by zrobił, a czego nie, zanim przejdzie próbę. Jak mówiła Szymborska "Tyle o nas wiemy, ile nas sprawdzono". I dotyczy to tylko zdrowych psychicznie.
Co z chorymi? Czy jesteś pewna, że osoba prawdziwie wierząca nie popełni samobójstwa w związku z chorobą, która odbierze jej tożsamość? A przecież dusza jest odrębna od ciała, więc nie powinno być takiej choroby, takiego narkotyku, czy takiego strachu, który by sprawił, żeby wcześniej w pełni wierzący popełnił samobójstwo.
Jeszcze inny aspekt, to samobójstwo cudzymi rękami. Sprowokowanie sytuacji, w której ktoś inny nam odbierze życie. Gdy robi to niewierzący, jest to samobójstwo. Gdy robi wierzący - męczeństwo. I nie mówię tylko o chrześcijaństwie.
Zresztą wielu twierdzi, że każdy samobójca w tym momencie znajduje się w specjalnym stanie świadomości.
Z samobójstwem jak z dezercją. Łatwo siedząc w fotelu z kawką w ręku zarzekać się, że wszyscy być może, ale ja nie. Prawda jest jednak taka, że nikt uczciwy nie powinien tak mówić, bo dopiero w konkretnej sytuacji okazuje się, jak jest naprawdę. I to tylko w tej jednej, Bo w następnej ten sam człowiek może zachować się inaczej.
Samobójstwo popełnia się najczęściej będąc w stanie depresji, a depresja jest chorobą, która - tak jak nowotwór i cukrzyca - atakuje każdego bez względu na to, czy to wierzący, czy niewierzący.
UsuńAbsolutnie się zgadzam. Jednak nawet w wypadku depresji w większości przypadków zachodzi pytanie, czy to depresja prowadzi do samobójstwa, czy też to czynniki zewnętrzne (w Zimbardowskiej nomenklaturze Sytuacja i System) prowadzą równolegle i do wystąpienia/nasilenia depresji i do samobójstwa. Za tą drugą tezą może przemawiać nasilenie częstotliwości samobójstw po upublicznieniu samobójstwa znanych osób, zwłaszcza idoli.
UsuńChętnie zaczęłabym poznawanie twórczości Máraia właśnie od "Wyznań patrycjusza", ale "Pokrzepiciel" również przykuwa moją uwagę. :)
OdpowiedzUsuńMnie te "Wyznania ..." też kusiły, ale skutecznie odstraszyła mnie cena. Ale dzięki twardym prawom ekonomii poznałem nieco mniej znaną część twórczości tego literata :)
UsuńZ prawdziwą przyjemnością przeczytałam informacje na temat pisarza, który mnie od jakiegoś czasu intryguje. Zapewne sięgnę po "Dziennik", ale planuję też dalszą znajomość. Styl pisarza, który znam jedynie z jego debiutanckiej "Pierwszej miłości" tak mnie zachwycił, że od razu zrozumiałam dlaczego został "wwindowany na artystyczny piedestał" :)
OdpowiedzUsuńJa w dalszej perspektywie czasowej również planuję lektura "Dziennika", który uchodzi za opus magnum Máraia. Ale szybciej zapewne zapoznam się z "Pokojem na Itace", który już wygrzewa się na mojej bibliotecznej półce. Mnie styl tego literata również b. przypadł do gustu :)
UsuńPrzyznam, że mam opory przed sięgnięciem po Maraia, głównie z powodu tego, co wypisywał o Henrym Millerze. Jakoś mi tym podpadł.
OdpowiedzUsuńTa książka po Twoim opisie kojarzy mi się trochę z "Zapiskami oficera Armii Czerwonej" Piaseckiego.
Ha, ja na szczęście o niczym takim nie wiedziałem. Swoją drogą to bardzo interesujące, jak często i jak wiele mają do powiedzenia pisarze na temat kolegów po piórze.
Usuń"Zapisków ..." nie znam, ciężko mi więc porównać, ale widzę, że właśnie zyskałem kolejną lekturę, po którą warto sięgnąć :)