Hans Hellmut Kirst
Pies i jego pan. Opowieść o przyjacielu
tytuł oryginału: Hund mit Mann
tłumaczenie: Karol Czejarek
wydawnictwo: Interart 1994
stron 136
Hans Hellmut Kirst, urodzony 5 grudnia 1914 w Osterode w Prusach Wschodnich (obecnie Ostróda) i zmarły 23 lutego 1989 w Bremie, był niemieckim pisarzem i krytykiem filmowym. Na jego dorobek składa się ponad 50 książek, a największą sławę przyniosły mu powieści poświęcone II Wojnie Światowej i kryminały. Kiedyś zaczytywałem się tymi pierwszymi i choć było to dawno, do dziś pamiętam ich głęboką antywojenną wymowę, która zresztą sprawiła, że w Niemczech jego dorobek jest niżej oceniany niż za granicą. Z ciekawością sięgnąłem więc po powieść „Pies i jego pan. Opowieść o przyjacielu” nie bardzo w sumie wiedząc, czego się spodziewać. No i wdepnąłem.
Od pierwszej do ostatniej strony miałem wrażenie, że to nie ten Kirst, którego pamiętam choćby z „Fabryki oficerów”. Opowieść o życiu pudla, przedstawiciela rasy, której zdecydowanie nie lubię, który trafił do dość zamożnej rodziny. Nie dość, że nudna, to jeszcze w dodatku infantylna.
Jest takie przekorne powiedzenie, że wyższa forma inteligencji zawsze zdominuje niższą. Główny bohater książki, czarny pudel Mukiel, rządzi rodziną, w której się znalazł. Najskuteczniej chyba dorosłymi. Ich zachowanie to karykatura postępowania z psem, w dodatku niezamierzona niestety przez autora. Pudel, który co chwilę wyzwala się ze smyczy, nawet trzymanej w ręku przez dorosłą osobę! Miałem i boksery, i rottweilera, i za wyjątkiem sytuacji, gdy pies szarpnął z taką siłą, że rozerwał stalowe ogniwo łańcucha, którym był przypięty do drzewa, nie zdarzyło mi się coś takiego. Ze smyczy trzymanej w ręce zaś nigdy się żaden nie uwolnił. Nie ma takiej możliwości. A pudel? To nawet trudno sobie wyobrazić! Innych bezsensów, z których nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać, nie będę już nawet wymieniał. Każdego prawdziwego psoluba ta książka doprowadzi do rozpaczy, a nieobeznanego z realiami posiadania psa tylko wprowadzi na manowce. Z psią psychologią, tą prawdziwą, podobnie nawet jak z psią fizjologią, nie ma ona niczego wspólnego.
Zawsze opisując swe wrażenia staram się przedstawić uczciwie dobre i złe strony zakończonej lektury. Jestem zaszokowany, ale tym razem nie znalazłem żadnego absolutnie pozytywnego akcentu, który mógłbym przywołać. Gniot, szmira oraz totalna bzdura to i tak słowa delikatne na określenie wartości tego „dzieła”. Sam nie wiem, jak taki pisarz, w końcu znany i uznany, mógł popełnić coś podobnego. Pisałem to z prawdziwym żalem, ale takie właśnie były moje odczucia
Czytałem jego "08/15" ale oprócz oprócz tego, że byłem nią rozczarowany nic nie pamiętam. Potem po latach sięgnąłem po jego książki "heimatowskie" - "Wilki", "Pan Bóg śpi na Mazurach", "Moje Prusy Wschodnie" i "Przedziwni ludzie z Maulen", które tylko umocniły mnie w zadziwieniu na jakiej podstawie uważany jest za dobrego pisarza. Gdzie mu tam do "Dzieci Jerominów", "Muzeum ziemi ojczystej" czy "Blaszanego bębenka".
OdpowiedzUsuńNo to ta książka tym bardziej nie jest dla Ciebie :)
UsuńAtosik :) Bo też była piękna :) Czy Tina jeszcze żyje? Wiem, że jest (za) mała, ale też urocza :) Pozdrowionka
OdpowiedzUsuńTinka ma się jak pączek w maśle :) Dzięki i pozdrawiam serdecznie :)
UsuńGdzieś uciekł mój komentarz, ale to pewnie z mojej winy ;)
UsuńŁadny ten "pączuś". Trochę już o niej słyszałam, naprawdę musi być udana :) A piękna nieznajoma się przedstawiła? :) No właśnie, jak to było z Atosikiem, że przedstawiany jest jako dziecko Bo? Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego weekendu :)
Nieznajoma pozostała nieznajomą :) A Bo dostała szczeniaka rocika w prezencie, gdy się okazało, że z powodu dumy nie będzie miała własnych szczeniaków ;) Dzięki za życzenia i wzajemnie :)
Usuń"z powodu dumy..." :)) Z tego co widziałam była cudowną mamą Atosika, a że niebiologiczną to małoistotny szczegół. Jak sobie przypomnę czasy, gdy mieliśmy kota perskiego (piękna, ale złośliwa "bestia" ;) ) to też była bardzo dumna i humorzasta. Mimo, ze miała swojego osobistego i cierpliwego "szofera" to żaden pers nie był godny zostać tatusiem jej dzieci. Kiedy daliśmy ją w dobre ręce, po latach okazało się, ze ma jedno kociątko. I to z kim? Z najzwyklejszym dachowcem, ale śmiesznie wyglądał maluszek z długą trójkolorową sierścią i krótkim, spłaszczonym pyszczkiem :) No cóż - serce nie sługa i każda potwora... Pozdrowionka :)
UsuńJeśli książka jest faktycznie tak słaba, zła, nużąca i denerwująca, to jako odtrutkę polecam "Jestem kotem" genialnego japońskiego literata Natsume Sōsekiego. Pełna humoru, ironii, ale również przesiąknięta interesującymi rozważaniami filozoficznymi lektura, której pierwszoosobowym narratorem jest kot. Świetna powieść, nie tylko dla miłośników tych czworonogów :)
OdpowiedzUsuńPo Twojej recenzji cały czas o niej pamiętam :) tylko tyle jest tych rzeczy wartych przeczytania :)
UsuńRecenzja rzeczywiście zachęca do przeczytania książki, zwłaszcza takiego miłośnika "sierściuchów", jakim jestem ja ;)
UsuńMoże kiedyś się uda. Gdzieś słyszałam, że pies ma właściciela, a kot... służącego. Coś w tym jest ;) Pozdrawiam serdecznie :)
Może dlatego nie przepadam za miłośnikami śmietników;) Pozdrowionka! :)
UsuńJa też wolę "domowe" koty i białe lewki spod Łodzi - ciekawe ile maluchów będzie tym razem :) Teraz nie mamy kota, ale jak mieliśmy to bardzo lubiła "notatki Agatki", często kładła się na nich, gdy się uczyłam mrucząc demotywująco :)) Miłośniczka włochatych miłośników kanap, grzejników i włączonych lampek pozdrawia serdecznie miłośnika bokserków.... i sów :))
UsuńCiekawe czy autor bodaj przespacerował się kiedyś z psem na spacer;)
OdpowiedzUsuń:) Mam wrażenie, że nie miał w tej materii wielkiego doświadczenia :)
UsuńRzeczywiście, autor przesadził. Nigdy nie spotkałam się z sytuacją, by pies uwolnił się ze smyczy trzymanej przez człowieka.
OdpowiedzUsuńA ten piesek na zdjęciu to Twój? :)
Jeden z moich śp. piesków. Na zdjęciu jest jeszcze trochę podrośniętym szczeniakiem :)
Usuń