Pożegnanie z Matiorą
Walentin Rasputin
Tytuł oryginału: Proszczanije s Matioroj
Tłumaczenie: Jerzy Litwiniuk
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Seria: Współczesna Proza Światowa
Liczba stron: 197
Zuchwałość
człowieka radzieckiego, który to ośmielił się chwycić za bary z matką naturą i
zawzięcie z nią mocować, jest już nieomal legendarna. Wydaje się, że okresie
Republiki Rad nie było rzeczy niemożliwej, czy technicznie niewykonalnej. W
latach 1930 – 1933 powstał Białomorsko-Bałtycki,
kanał od długości 227 km łączący Morze Bałtyckie i Morze Białe, do budowy
którego użyto głównie drewna oraz siły rozkułaczanych,
nieposłusznych chłopów (wg ostrożnych szacunków przy całym przedsięwzięciu
życie straciło ok. 25 tys. ludzi). Także w latach 30’ XX wieku rozpoczęto
wcielenie w życie idei hodowli białego
złota. Na pustynnych terenach Azji Środkowej postanowiono uprawiać bawełnę,
stosowaną wówczas do produkcji mundurów oraz materiałów wybuchowych. W latach
60’ udało się zmienić bieg rzek Amu-daria oraz Syr-daria, zasilających jezioro
Aralskie, kierując ich wody do sieci kanałów irygacyjnych, służących do
nawadniania pól bawełny. W efekcie do dnia dzisiejszego Uzbekistan jest jednym
z największych eksporterów bawełny na świecie, ale nie można zapominać o
fakcie, że całe przedsięwzięcie doczekało się miana katastrofy ekologicznej – od
kilkunastu lat poziom wody w jeziorze Aralskim systematycznie spada, przy
równocześnie rosnącym stopniu zasolenia. Morze Aralskie zanika, a wraz z nim
giną przedstawiciele wielu gatunków lokalnej fauny i flory. O kilku innych
ciekawych, chociaż fikcyjnych projektach, świadczących o nieograniczonej wręcz
fantazji radzieckiej myśli technicznej, możemy dowiedzieć się także za sprawą
lektury książki Astronauci,
genialnego polskiego pisarza, Stanisława Lema. Czytamy tam m.in.:
W roku 2003 zakończone zostało częściowe przelewanie Morza Śródziemnego
w głąb Sahary i gibraltarskie elektrownie wodne dały po raz pierwszy prąd do
sieci północoafrykańskiej. Wiele już lat minęło od upadku ostatniego państwa
kapitalistycznego. Kończył się trudny, bolesny i wielki okres sprawiedliwego
przetwarzania świata. Nędza, chaos gospodarczy i wojny nie zagrażały już
wielkim planom mieszkańców Ziemi.
Nieskrępowane przebiegiem granic rosły kontynentalne sieci wysokiego
napięcia, powstawały elektrownie atomowe, bezludne fabryki automaty i
transmutatory fotochemiczne, w których energia słońca przetwarzała dwutlenek
węgla i wodę w cukier. Proces ten od miliarda lat uprawiany przez rośliny stał
się własnością człowieka.
Nauka nigdy już nie miała wytwarzać środków
zniszczenia. W służbie komunizmu była najpotężniejszym z wszystkich narzędzi
świata.
W zupełnie
innym, zdecydowanie bardziej melancholijnym tonie utrzymana jest powieść Pożegnanie z Matiorą, autorstwa
Walentina Rasputina, która również zahacza o tematykę korygowania dokonań
natury. Walentin Grigorjewicz Rasputin
to rosyjski oraz radziecki pisarz, dramaturg, dziennikarz, działacz polityczny
i społeczny. Artysta urodził się w 1937 roku w Atałance, niewielkiej wsi,
leżącej w obwodzie irkuckim. Ogrom twórczości Rasputina poświęcony jest Wschodniej
Syberii, gdzie autor spędził dzieciństwo oraz niemałą część swojego dorosłego
życia.
Pożegnanie
z Matiorą to historia traktująca
o mieszkańcach wsi Matiora, położonej na niewielkiej wyspie, przecinającej nurt
rzeki Angary. W związku z budową olbrzymiej elektrowni wodnej, ogromne rzesze
terenu, w tym cała wyspa, mają wkrótce znaleźć się pod wodą. W chwili
rozpoczęcia akcji, trwają już ostatnie przygotowania, zmierzające do
oczyszczenia terenu oraz przesiedlenia mieszkańców. Właśnie w tym newralgicznym
momencie, który dla większości wiejskiej społeczności oznacza kres
dotychczasowego, dobrze znanego życia, na wyspę zaproszony zostaje czytelnik,
zyskując sposobność obserwacji całej różnorodności pożegnań z Matiorą.
O tym, że
Matiora jakoby miała znaleźć się pod wodą, plotkowano już od dawna, ale jakoś
nikt nie mógł dać wiary podobnym banialukom. Owszem, wielu młodych opuszczało swoje
domostwa, przenosząc się na prawy brzeg rzeki do nowopowstającego osiedla, ale
wiadomo, że młodego zawsze do nieznanego ciągnie, że ciekawy on świata. Starym
natomiast nigdzie nie spieszno, bo jak powiadają – co nagle, to po diable.
Zresztą starych drzew się nie przesadza, pozwalając im zemrzeć na ziemi, w
której wzrosły. Wkrótce jednak gruchnęła oficjalna nowina, że Matiorę za prąd
sprzedali – na rzece postawią tamę, wieś zaleją i z tego wszystkiego
elektryczność będzie dla innych. W obliczu nagich faktów, matiorskiej
społeczności nie pozostało nic innego jak spakować manatki i poszukać szczęścia
tam, gdzie oczy poniosą. Ale o tym, by z dnia na dzień swoje domostwo porzucić
nie mogło być mowy – kartofle już dawno zasadzone, na łące trawa czeka cierpliwie
na sianokosy, w perspektywie jeszcze żniwa. Żaden kołchoz nie mógłby pozwolić
sobie na takie marnotrawstwo – ludzie zyskali zatem kilka miesięcy – całe lato
i początek jesieni – by napatrzyć się na ziemię, na której wzrastali. Ale
większość osobników żyje w rozkroku. Jedną nogą są już na nowym,
przysposabiając do zamieszkania otrzymane siedziby, w których aż roi się od
cudów – woda samoistnie ciurkająca ze ściany, czy piec, pod który wcale nie
trzeba dokładać, by coś na nim ugotować to zaledwie wierzchołek góry lodowej.
Druga noga ciągle jednak sterczy na wyspie – tutaj to pozostawiono większość
starzyków, którzy doglądają chat, dbają o żywy inwentarz, pielą grządki,
utrzymują ciepło domowego ogniska, chroniąc wieś przed zbytnim zaniedbaniem.
Przez całą powieść
czytelnik śledzi losy kurczącej się mikrospołeczności za sprawą niespiesznej,
trzecioosobowej narracji. Klimat książki buduje zastosowany język, stylizowany
na wiejską gwarę. W tym momencie warto pochwalić pracę tłumacza Jerzego
Litwiniuka, który posłużył się bogatą staropolszczyzną, prezentując jej urok
oraz piękno w pełnej krasie. Znakomita jest również przyjęta forma opisu świata
przedstawionego. Narrator, niczym ciekawski chochlik odwiedza wszystkich pozostałych
na wyspie mieszkańców wsi. Zagląda przez okno, prześlizguje się przez szparę w
drzwiach, albo nasłuchuje ze stryszku, na który właśnie się wdrapał – gości
przez chwilę w każdym domostwie, bacznie nadstawia ucha, próbując przekonać się
jak zachowują się poszczególni osobnicy w obliczu nadciągającego kataklizmu.
Wydaje się bowiem, że właśnie w takich kategoriach należy rozpatrywać
zatopienie Matiory, szczególnie z punktu widzenia staruszków, którzy na wyspie mieszkają
niemal do samego dnia zagłady. Z ich perspektywy koniec świata, którym od
wieków straszono ciemny lud, staje się nagle bardzo konkretny i bliski, ba,
wręcz namacalny. Autor świetnie uchwycił ludzką tendencję do antropocentryzmu –
człowiek uważa się za oś, wokół której toczą się losy całego Wszechświata, rości
sobie prawo do władzy nad całą przyrodą, na wszystko spogląda przez pryzmat
własnej osoby. Z tego względu wiek wioski, która liczy sobie już ponad 300 lat,
sprawia wrażenie bardzo sędziwego – wydaje się, że osada będzie trwać po wsze
czasy i nikt przy zdrowych zmysłach nie przypuszcza, że może stać się świadkiem
zgonu rodzimego siedliska. Tymczasem okazuje się, że to, co jeszcze niedawno jawiło
się jako odwieczne, trwałe, niczym głaz z wielkim hukiem musi ustępować nowemu,
niepojętemu, niezrozumiałemu. Niemal każdy człowiek postawiony w podobnej
sytuacji czuje się zaskoczony oraz nieprzygotowany.
Rasputin
przedstawił także zmiany postrzegania rzeczywistości zachodzące wraz z
dojrzewaniem człowieka. W tym celu posłużył się trzypokoleniową rodziną
Piłaginów. Warto w tym momencie nadmienić, że oprócz bohatera zbiorowego, jakim
są mieszkańcy Matiory, utwór posiada centralną postać, którą jest Daria Piłagin.
To właśnie na podstawie Darii, jej syna Pawła oraz wnuka Andrieja, czytelnik ma
sposobność poznać stosunek trzech ostatnich pokoleń Matiory do trwających
przemian. Łatwo zauważyć, że ludzie młodzi, których przedstawicielem jest
Andrzej, wykazują skłonności do pojmowania człowieka w kategoriach mocarza,
władcy, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Jego działania ograniczają
wyłącznie bariery psychiczne, obce osobnikom wybitnym, mądrym, czy odważnym. Na
kwestię ludzką zupełnie inaczej spogląda Daria, która tak jak większość ludzi
starszych, poprzez pryzmat własnego więdnącego ciała, zanikających sił, w
człowieku widzi słabeusza, nędznego robaka, czy pyłek unoszony wichrami
historii. Istota ludzka jest co prawda butna i ogromnie pewna siebie, ale w rzeczywistości
stanowi ona wyłącznie niewielki kawałek natury, który wkrótce przeminie,
odejdzie w niepamięć. W obliczu potęgi przyrody, czy upływającego czasu,
człowiek jest słaby, bezsilny, maluczki.
Bardzo
ciekawy jest także obraz wiejskiego życia, toczącego się w Matiorze. Ginący
świat odmalowany na wyspie stoi w wyraźnej opozycji do współczesnych modeli
egzystencji ludzkich gromad. Dzisiejszego człowieka charakteryzuje przede
wszystkim pośpiech, nieustanna pogoń za wyimaginowanym celem, dziki pęd, bez
tchu, na złamanie karku, tak, że brakuje czasu, by obejrzeć się za siebie, by
przystanąć i zamyślić się, czego właściwie pragniemy, czego tak usilnie
poszukujemy. Tymczasem mieszkańcy Matiory, szczególnie Ci starsi prowadzą
proste, ale pracowite życie, biegnące w rytmie natury, w zgodzie z mądrością
przodków, oparte na solidnych wartościach moralnych. Wszystko toczy się powoli,
swoim niespiesznym, ale odwiecznym biegiem. Ludzie nie żyją ze sobą w idealnej
harmonii, występują pomiędzy nimi nieuchronne zgrzyty i tarcia, ale zawsze są
gotowi pośpieszyć z sąsiedzką pomocą, a prywatne waśnie i spory gasną w obliczu
rzeczy, zagrażających całej wsi. Śmierć Matiory może mieć zatem znaczenie
symboliczne – autor zdaje się słusznie zauważać, że podobne społeczności zdają
się sukcesywnie odchodzić, ustępując miejsca miejskim dżunglom, skupiskom
ludzkim, przywodzącym na myśl kłębowiska indywidualistów, egzystujących w
swoich ciasnych światkach, w których bardzo trudno doszukać się miejsca dla
innego człowieka.
Reasumując, Pożegnanie z Matiorą
to interesująca lektura. Ponieważ bohaterowie powieści w sposób definitywny
żegnają się ze swoją rodzimą wioską, z doskonale znanym zakątkiem ziemi,
stanowiącym niemal cały świat, nastrój utworu jest bardzo melancholijny,
sentymentalny oraz smutny. W tle zachodzących zdarzeń, zaprezentowane zostały
wspomnienia mieszkańców oraz historia wyspy. Niemal każda karta powieści tchnie
powagą, spokojem, charakterystycznymi wobec rzeczy ostatecznych,
nieodwracalnych. W utworze, który stanowi swoistą apoteozę wiejskiego życia,
można doszukać się także refleksji, dotyczących takich interesujących tematów
jak starość, przemijanie, ludzka godność, rozwój duchowy człowieka w kontekście
postępu technicznego, czy automatyzacja codziennego życia. Na uwagę zasługują
także znakomite opisy przyrody, która odgrywa w utworze niepoślednią rolę.
Ponadto autor serwuje ciekawe spostrzeżenia dotyczące człowieczej natury, które
najczęściej wygłaszają ludzie starsi, a więc bardziej doświadczeni życiowo,
bogatsi o mądrość wynikającą z bacznej obserwacji otaczającego świata. Co
interesujące, mimo, iż książka napisana została w 1976 roku, powieść pozbawiona
jest jakichkolwiek peanów pochwalnych, na cześć panującego ustroju.
Wasz Ambrose
Wioska, która istniała aż trzysta lat, ma zniknąć... Bardzo to smutne.
OdpowiedzUsuńWielokrotnie brałam tę książkę do ręki i zastanawiałam się: czytać, nie czytać? Odstraszała mnie data jej napisana. Ale skoro twierdzisz, że nie ma w peanów pochwalnych na temat panującego ustroju, chętnie się skuszę.
Rasputin sprytnie podszedł do kwestii komunizmu - panujący ustrój potraktował jako rzecz immanentną, tak jak choćby słońce, czy klimat - nad takimi kwestiami się raczej nie dyskutuje, one po prostu są. Pozwoliło to uniknąć wszelakiej maści kwiatków, które tak często psują radziecką prozę :) Wydaje mi się zatem, że warto jednak tę książkę przeczytać. Śmiem twierdzić, że mogłaby Ci przypaść do gustu :)
UsuńWobec tego na pewno przeczytam :) A na razie przede mną "Ostatni pokłon" Astafiewa - opowieść o dzieciństwie spędzonym na Syberii.
UsuńChętnie przeczytam chociażby ze względu na ukazany stosunek pokoleń do zachodzących zmian...
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że godne uwagi są jeszcze opisy przyrody oraz sam język, jakim napisana została powieść :) Polecam!
UsuńZaintrygowało mnie to, że nie ma w tej książce wychwalania ustroju... Ten motyw zmieniania natury w ZSRR pojawił się też w niedawno czytanej przeze mnie książce "Big Dick". Zresztą warto też się przyjrzeć"Archipelagowi GUŁag", gdzie jest dokładnie opisane, jakie koszty to wszystko za sobą pociągnęło.
OdpowiedzUsuń"Archipelag GUŁag" to pozycja, która od dawna widnieje na mojej liście zakupowej - bardzo podobał mi się "Oddział chorych na raka" oraz "Kochaj rewolucję!", a tego najsłynniejszego cyklu Sołżenicyna jakoś ciągle nie mogę przeczytać :)
UsuńO tym, jak władze radzieckie podchodziły do natury czytałam na przykład w reportażu Bartka Sabeli, ale to spojrzenie z perspektywy czasu i jednak z zewnatrz. "Pożegnanie z Matiorą" mogłoby być ciekawe dla porównania:)
OdpowiedzUsuńNiewątpliwie, tym bardziej, że autor urodził się na Syberii, tam też spędził dzieciństwo oraz sporą część dorosłego życia - książka opowiada zatem o środowisku doskonale znanym, z którym jest bardzo zżyty :)
Usuń"Może (morze) wróci" wydaje się kuszącą lekturą - słyszałem o niej sporo dobrego :)
Nie jest wybitna w formie, ale czytało się dobrze i dowiedziałam się z niej wiele nowego :) Mogę polecać;)
UsuńNo popatrz, jakie zmiany, tak stara wioska i zniknie. Świetna książka.
OdpowiedzUsuńW Polsce też jest kilka takich miejsc, jak wioski zatopione przez sztuczne zbiorniki wodne.
UsuńHa, najlepsze, że zapora (Boguczańska Elektrownia Wodna) o której jest mowa w książce została uruchomiona dopiero niedawno - w okresie ZSRR nie udało się zamknąć inwestycji, a po upadku molocha zabrakło funduszy. Pieniądze znalazły się dopiero niedawno :)
UsuńTekst jak zwykle ciekawy, a i książka wygląda na bardzo interesującą. Musze jednak zauważyć, że to nie komuniści ani ZSRR mieli monopol na dewastację natury. Reszta świata wcale nie była w tym gorsza. Ta tendencja obecnie ma się chyba jeszcze lepiej, w tym naszym kapitalizmie i demokracji. Wynikałoby z tego, iż jest to cecha nie tyle ustroju, co natury ludzkiej. I jeśli tego nie zmienimy, nie będzie nam potrzebny koniec świata - sami nań pracujemy. Ciekawe tezy, które dotyczą przyczyn takich zachować są przedstawione w filmie Zeitgeist: Moving Forward o którym jakiś czas temu pisałem i który można obejrzeć online.
OdpowiedzUsuńNa szczęście w tym względzie autorowi nie można nic zarzucić - w żaden sposób nie stwierdza ani nie sugeruje, że to w ZSRR dochodziło do największych katastrof ekologicznych, czy cokolwiek w tym rodzaju. Rasputin po prostu opisuje znany zakątek świata, który za sprawą ludzkiej ręki ulega nieuchronnym zmianom. Tak jak wspomniałem pod koniec tekstu, pisarz w ogóle unika komentowania panującego wówczas systemu :)
UsuńNie miałem na myśli, że pisarz to sugeruje, tylko że pewnie spora część czytelników nawet nie pomyśli o tym, że sami aktywnie uczestniczą w dewastowaniu naszej planety, i ustrój nie ma nic do tego. Na tysiąc różnych sposobów zresztą uczestniczą.
Usuń