Strony

sobota, 28 czerwca 2014

" Pożegnanie z Matiorą" Walentin Rasputin - Jakże smutno jest odchodzić

Pożegnanie z Matiorą

Walentin Rasputin

Tytuł oryginału: Proszczanije s Matioroj
Tłumaczenie: Jerzy Litwiniuk 
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Seria: Współczesna Proza Światowa
Liczba stron: 197
 
 
 
 
 
Zuchwałość człowieka radzieckiego, który to ośmielił się chwycić za bary z matką naturą i zawzięcie z nią mocować, jest już nieomal legendarna. Wydaje się, że okresie Republiki Rad nie było rzeczy niemożliwej, czy technicznie niewykonalnej. W latach 1930 – 1933 powstał  Białomorsko-Bałtycki, kanał od długości 227 km łączący Morze Bałtyckie i Morze Białe, do budowy którego użyto głównie drewna oraz siły rozkułaczanych, nieposłusznych chłopów (wg ostrożnych szacunków przy całym przedsięwzięciu życie straciło ok. 25 tys. ludzi). Także w latach 30’ XX wieku rozpoczęto wcielenie w życie idei hodowli białego złota. Na pustynnych terenach Azji Środkowej postanowiono uprawiać bawełnę, stosowaną wówczas do produkcji mundurów oraz materiałów wybuchowych. W latach 60’ udało się zmienić bieg rzek Amu-daria oraz Syr-daria, zasilających jezioro Aralskie, kierując ich wody do sieci kanałów irygacyjnych, służących do nawadniania pól bawełny. W efekcie do dnia dzisiejszego Uzbekistan jest jednym z największych eksporterów bawełny na świecie, ale nie można zapominać o fakcie, że całe przedsięwzięcie doczekało się miana katastrofy ekologicznej – od kilkunastu lat poziom wody w jeziorze Aralskim systematycznie spada, przy równocześnie rosnącym stopniu zasolenia. Morze Aralskie zanika, a wraz z nim giną przedstawiciele wielu gatunków lokalnej fauny i flory. O kilku innych ciekawych, chociaż fikcyjnych projektach, świadczących o nieograniczonej wręcz fantazji radzieckiej myśli technicznej, możemy dowiedzieć się także za sprawą lektury książki Astronauci, genialnego polskiego pisarza, Stanisława Lema. Czytamy tam m.in.:
W roku 2003 zakończone zostało częściowe przelewanie Morza Śródziemnego w głąb Sahary i gibraltarskie elektrownie wodne dały po raz pierwszy prąd do sieci północoafrykańskiej. Wiele już lat minęło od upadku ostatniego państwa kapitalistycznego. Kończył się trudny, bolesny i wielki okres sprawiedliwego przetwarzania świata. Nędza, chaos gospodarczy i wojny nie zagrażały już wielkim planom mieszkańców Ziemi.
 
Nieskrępowane przebiegiem granic rosły kontynentalne sieci wysokiego napięcia, powstawały elektrownie atomowe, bezludne fabryki automaty i transmutatory fotochemiczne, w których energia słońca przetwarzała dwutlenek węgla i wodę w cukier. Proces ten od miliarda lat uprawiany przez rośliny stał się własnością człowieka.
 
Nauka nigdy już nie miała wytwarzać środków zniszczenia. W służbie komunizmu była najpotężniejszym z wszystkich narzędzi świata.
W zupełnie innym, zdecydowanie bardziej melancholijnym tonie utrzymana jest powieść Pożegnanie z Matiorą, autorstwa Walentina Rasputina, która również zahacza o tematykę korygowania dokonań natury. Walentin Grigorjewicz Rasputin to rosyjski oraz radziecki pisarz, dramaturg, dziennikarz, działacz polityczny i społeczny. Artysta urodził się w 1937 roku w Atałance, niewielkiej wsi, leżącej w obwodzie irkuckim. Ogrom twórczości Rasputina poświęcony jest Wschodniej Syberii, gdzie autor spędził dzieciństwo oraz niemałą część swojego dorosłego życia.
Pożegnanie z Matiorą to historia traktująca o mieszkańcach wsi Matiora, położonej na niewielkiej wyspie, przecinającej nurt rzeki Angary. W związku z budową olbrzymiej elektrowni wodnej, ogromne rzesze terenu, w tym cała wyspa, mają wkrótce znaleźć się pod wodą. W chwili rozpoczęcia akcji, trwają już ostatnie przygotowania, zmierzające do oczyszczenia terenu oraz przesiedlenia mieszkańców. Właśnie w tym newralgicznym momencie, który dla większości wiejskiej społeczności oznacza kres dotychczasowego, dobrze znanego życia, na wyspę zaproszony zostaje czytelnik, zyskując sposobność obserwacji całej różnorodności pożegnań z Matiorą.
O tym, że Matiora jakoby miała znaleźć się pod wodą, plotkowano już od dawna, ale jakoś nikt nie mógł dać wiary podobnym banialukom. Owszem, wielu młodych opuszczało swoje domostwa, przenosząc się na prawy brzeg rzeki do nowopowstającego osiedla, ale wiadomo, że młodego zawsze do nieznanego ciągnie, że ciekawy on świata. Starym natomiast nigdzie nie spieszno, bo jak powiadają – co nagle, to po diable. Zresztą starych drzew się nie przesadza, pozwalając im zemrzeć na ziemi, w której wzrosły. Wkrótce jednak gruchnęła oficjalna nowina, że Matiorę za prąd sprzedali – na rzece postawią tamę, wieś zaleją i z tego wszystkiego elektryczność będzie dla innych. W obliczu nagich faktów, matiorskiej społeczności nie pozostało nic innego jak spakować manatki i poszukać szczęścia tam, gdzie oczy poniosą. Ale o tym, by z dnia na dzień swoje domostwo porzucić nie mogło być mowy – kartofle już dawno zasadzone, na łące trawa czeka cierpliwie na sianokosy, w perspektywie jeszcze żniwa. Żaden kołchoz nie mógłby pozwolić sobie na takie marnotrawstwo – ludzie zyskali zatem kilka miesięcy – całe lato i początek jesieni – by napatrzyć się na ziemię, na której wzrastali. Ale większość osobników żyje w rozkroku. Jedną nogą są już na nowym, przysposabiając do zamieszkania otrzymane siedziby, w których aż roi się od cudów – woda samoistnie ciurkająca ze ściany, czy piec, pod który wcale nie trzeba dokładać, by coś na nim ugotować to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Druga noga ciągle jednak sterczy na wyspie – tutaj to pozostawiono większość starzyków, którzy doglądają chat, dbają o żywy inwentarz, pielą grządki, utrzymują ciepło domowego ogniska, chroniąc wieś przed zbytnim zaniedbaniem.
Przez całą powieść czytelnik śledzi losy kurczącej się mikrospołeczności za sprawą niespiesznej, trzecioosobowej narracji. Klimat książki buduje zastosowany język, stylizowany na wiejską gwarę. W tym momencie warto pochwalić pracę tłumacza Jerzego Litwiniuka, który posłużył się bogatą staropolszczyzną, prezentując jej urok oraz piękno w pełnej krasie. Znakomita jest również przyjęta forma opisu świata przedstawionego. Narrator, niczym ciekawski chochlik odwiedza wszystkich pozostałych na wyspie mieszkańców wsi. Zagląda przez okno, prześlizguje się przez szparę w drzwiach, albo nasłuchuje ze stryszku, na który właśnie się wdrapał – gości przez chwilę w każdym domostwie, bacznie nadstawia ucha, próbując przekonać się jak zachowują się poszczególni osobnicy w obliczu nadciągającego kataklizmu. Wydaje się bowiem, że właśnie w takich kategoriach należy rozpatrywać zatopienie Matiory, szczególnie z punktu widzenia staruszków, którzy na wyspie mieszkają niemal do samego dnia zagłady. Z ich perspektywy koniec świata, którym od wieków straszono ciemny lud, staje się nagle bardzo konkretny i bliski, ba, wręcz namacalny. Autor świetnie uchwycił ludzką tendencję do antropocentryzmu – człowiek uważa się za oś, wokół której toczą się losy całego Wszechświata, rości sobie prawo do władzy nad całą przyrodą, na wszystko spogląda przez pryzmat własnej osoby. Z tego względu wiek wioski, która liczy sobie już ponad 300 lat, sprawia wrażenie bardzo sędziwego – wydaje się, że osada będzie trwać po wsze czasy i nikt przy zdrowych zmysłach nie przypuszcza, że może stać się świadkiem zgonu rodzimego siedliska. Tymczasem okazuje się, że to, co jeszcze niedawno jawiło się jako odwieczne, trwałe, niczym głaz z wielkim hukiem musi ustępować nowemu, niepojętemu, niezrozumiałemu. Niemal każdy człowiek postawiony w podobnej sytuacji czuje się zaskoczony oraz nieprzygotowany.
Rasputin przedstawił także zmiany postrzegania rzeczywistości zachodzące wraz z dojrzewaniem człowieka. W tym celu posłużył się trzypokoleniową rodziną Piłaginów. Warto w tym momencie nadmienić, że oprócz bohatera zbiorowego, jakim są mieszkańcy Matiory, utwór posiada centralną postać, którą jest Daria Piłagin. To właśnie na podstawie Darii, jej syna Pawła oraz wnuka Andrieja, czytelnik ma sposobność poznać stosunek trzech ostatnich pokoleń Matiory do trwających przemian. Łatwo zauważyć, że ludzie młodzi, których przedstawicielem jest Andrzej, wykazują skłonności do pojmowania człowieka w kategoriach mocarza, władcy, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Jego działania ograniczają wyłącznie bariery psychiczne, obce osobnikom wybitnym, mądrym, czy odważnym. Na kwestię ludzką zupełnie inaczej spogląda Daria, która tak jak większość ludzi starszych, poprzez pryzmat własnego więdnącego ciała, zanikających sił, w człowieku widzi słabeusza, nędznego robaka, czy pyłek unoszony wichrami historii. Istota ludzka jest co prawda butna i ogromnie pewna siebie, ale w rzeczywistości stanowi ona wyłącznie niewielki kawałek natury, który wkrótce przeminie, odejdzie w niepamięć. W obliczu potęgi przyrody, czy upływającego czasu, człowiek jest słaby, bezsilny, maluczki.
Bardzo ciekawy jest także obraz wiejskiego życia, toczącego się w Matiorze. Ginący świat odmalowany na wyspie stoi w wyraźnej opozycji do współczesnych modeli egzystencji ludzkich gromad. Dzisiejszego człowieka charakteryzuje przede wszystkim pośpiech, nieustanna pogoń za wyimaginowanym celem, dziki pęd, bez tchu, na złamanie karku, tak, że brakuje czasu, by obejrzeć się za siebie, by przystanąć i zamyślić się, czego właściwie pragniemy, czego tak usilnie poszukujemy. Tymczasem mieszkańcy Matiory, szczególnie Ci starsi prowadzą proste, ale pracowite życie, biegnące w rytmie natury, w zgodzie z mądrością przodków, oparte na solidnych wartościach moralnych. Wszystko toczy się powoli, swoim niespiesznym, ale odwiecznym biegiem. Ludzie nie żyją ze sobą w idealnej harmonii, występują pomiędzy nimi nieuchronne zgrzyty i tarcia, ale zawsze są gotowi pośpieszyć z sąsiedzką pomocą, a prywatne waśnie i spory gasną w obliczu rzeczy, zagrażających całej wsi. Śmierć Matiory może mieć zatem znaczenie symboliczne – autor zdaje się słusznie zauważać, że podobne społeczności zdają się sukcesywnie odchodzić, ustępując miejsca miejskim dżunglom, skupiskom ludzkim, przywodzącym na myśl kłębowiska indywidualistów, egzystujących w swoich ciasnych światkach, w których bardzo trudno doszukać się miejsca dla innego człowieka.
Reasumując, Pożegnanie z Matiorą to interesująca lektura. Ponieważ bohaterowie powieści w sposób definitywny żegnają się ze swoją rodzimą wioską, z doskonale znanym zakątkiem ziemi, stanowiącym niemal cały świat, nastrój utworu jest bardzo melancholijny, sentymentalny oraz smutny. W tle zachodzących zdarzeń, zaprezentowane zostały wspomnienia mieszkańców oraz historia wyspy. Niemal każda karta powieści tchnie powagą, spokojem, charakterystycznymi wobec rzeczy ostatecznych, nieodwracalnych. W utworze, który stanowi swoistą apoteozę wiejskiego życia, można doszukać się także refleksji, dotyczących takich interesujących tematów jak starość, przemijanie, ludzka godność, rozwój duchowy człowieka w kontekście postępu technicznego, czy automatyzacja codziennego życia. Na uwagę zasługują także znakomite opisy przyrody, która odgrywa w utworze niepoślednią rolę. Ponadto autor serwuje ciekawe spostrzeżenia dotyczące człowieczej natury, które najczęściej wygłaszają ludzie starsi, a więc bardziej doświadczeni życiowo, bogatsi o mądrość wynikającą z bacznej obserwacji otaczającego świata. Co interesujące, mimo, iż książka napisana została w 1976 roku, powieść pozbawiona jest jakichkolwiek peanów pochwalnych, na cześć panującego ustroju. 
 
 
Wasz Ambrose

16 komentarzy:

  1. Wioska, która istniała aż trzysta lat, ma zniknąć... Bardzo to smutne.
    Wielokrotnie brałam tę książkę do ręki i zastanawiałam się: czytać, nie czytać? Odstraszała mnie data jej napisana. Ale skoro twierdzisz, że nie ma w peanów pochwalnych na temat panującego ustroju, chętnie się skuszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rasputin sprytnie podszedł do kwestii komunizmu - panujący ustrój potraktował jako rzecz immanentną, tak jak choćby słońce, czy klimat - nad takimi kwestiami się raczej nie dyskutuje, one po prostu są. Pozwoliło to uniknąć wszelakiej maści kwiatków, które tak często psują radziecką prozę :) Wydaje mi się zatem, że warto jednak tę książkę przeczytać. Śmiem twierdzić, że mogłaby Ci przypaść do gustu :)

      Usuń
    2. Wobec tego na pewno przeczytam :) A na razie przede mną "Ostatni pokłon" Astafiewa - opowieść o dzieciństwie spędzonym na Syberii.

      Usuń
  2. Chętnie przeczytam chociażby ze względu na ukazany stosunek pokoleń do zachodzących zmian...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że godne uwagi są jeszcze opisy przyrody oraz sam język, jakim napisana została powieść :) Polecam!

      Usuń
  3. Zaintrygowało mnie to, że nie ma w tej książce wychwalania ustroju... Ten motyw zmieniania natury w ZSRR pojawił się też w niedawno czytanej przeze mnie książce "Big Dick". Zresztą warto też się przyjrzeć"Archipelagowi GUŁag", gdzie jest dokładnie opisane, jakie koszty to wszystko za sobą pociągnęło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Archipelag GUŁag" to pozycja, która od dawna widnieje na mojej liście zakupowej - bardzo podobał mi się "Oddział chorych na raka" oraz "Kochaj rewolucję!", a tego najsłynniejszego cyklu Sołżenicyna jakoś ciągle nie mogę przeczytać :)

      Usuń
  4. O tym, jak władze radzieckie podchodziły do natury czytałam na przykład w reportażu Bartka Sabeli, ale to spojrzenie z perspektywy czasu i jednak z zewnatrz. "Pożegnanie z Matiorą" mogłoby być ciekawe dla porównania:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niewątpliwie, tym bardziej, że autor urodził się na Syberii, tam też spędził dzieciństwo oraz sporą część dorosłego życia - książka opowiada zatem o środowisku doskonale znanym, z którym jest bardzo zżyty :)

      "Może (morze) wróci" wydaje się kuszącą lekturą - słyszałem o niej sporo dobrego :)

      Usuń
    2. Nie jest wybitna w formie, ale czytało się dobrze i dowiedziałam się z niej wiele nowego :) Mogę polecać;)

      Usuń
  5. No popatrz, jakie zmiany, tak stara wioska i zniknie. Świetna książka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce też jest kilka takich miejsc, jak wioski zatopione przez sztuczne zbiorniki wodne.

      Usuń
    2. Ha, najlepsze, że zapora (Boguczańska Elektrownia Wodna) o której jest mowa w książce została uruchomiona dopiero niedawno - w okresie ZSRR nie udało się zamknąć inwestycji, a po upadku molocha zabrakło funduszy. Pieniądze znalazły się dopiero niedawno :)

      Usuń
  6. Tekst jak zwykle ciekawy, a i książka wygląda na bardzo interesującą. Musze jednak zauważyć, że to nie komuniści ani ZSRR mieli monopol na dewastację natury. Reszta świata wcale nie była w tym gorsza. Ta tendencja obecnie ma się chyba jeszcze lepiej, w tym naszym kapitalizmie i demokracji. Wynikałoby z tego, iż jest to cecha nie tyle ustroju, co natury ludzkiej. I jeśli tego nie zmienimy, nie będzie nam potrzebny koniec świata - sami nań pracujemy. Ciekawe tezy, które dotyczą przyczyn takich zachować są przedstawione w filmie Zeitgeist: Moving Forward o którym jakiś czas temu pisałem i który można obejrzeć online.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście w tym względzie autorowi nie można nic zarzucić - w żaden sposób nie stwierdza ani nie sugeruje, że to w ZSRR dochodziło do największych katastrof ekologicznych, czy cokolwiek w tym rodzaju. Rasputin po prostu opisuje znany zakątek świata, który za sprawą ludzkiej ręki ulega nieuchronnym zmianom. Tak jak wspomniałem pod koniec tekstu, pisarz w ogóle unika komentowania panującego wówczas systemu :)

      Usuń
    2. Nie miałem na myśli, że pisarz to sugeruje, tylko że pewnie spora część czytelników nawet nie pomyśli o tym, że sami aktywnie uczestniczą w dewastowaniu naszej planety, i ustrój nie ma nic do tego. Na tysiąc różnych sposobów zresztą uczestniczą.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)