Kilka dni temu moja mama poszła na cmentarz złożyć kwiaty na grobie znajomego, który niedawno odszedł do lepszego świata. Akurat by wypadały jego urodziny. Na cmentarzu zaczepił ją młody człowiek i zapytał, czy może od niej dostać jakieś pieniądze na chleb. Spojrzała na niego, wyglądał porządnie, ale nauczona smutnym doświadczeniem, iż większość pieniędzy z żebrów idzie na wódkę i inne patologie, powiedziała, że nie może mu dać pieniędzy. Widząc jego załamaną minę dodała, iż akurat idzie do niedalekiego supermarketu i jeśli mu zależy, to może z nią iść, a ona mu kupi bochenek chleba. O dziwo poszedł. Po drodze opowiedział, że był brukarzem, układał kostkę i pracował na czarno, a gdy przyszedł dzień wypłaty, prywaciarz zadzwonił, że zbankrutował i więcej się nie pojawił. Wszyscy robotnicy zostali bez wypłaty.
Gdy doszli na miejsce, żebrak został przed sklepem. Mama myślała, że pewnie się zmyje nim ona skończy zakupy, ale na wszelki wypadek do swojej listy sprawunków dodała jeszcze jeden dodatkowy chleb i paczkę białego sera. Jakież było jej zdziwienie, gdy się okazało, że chłopak nie tylko na nią czekał, ale bardzo grzecznie i gorąco podziękował za chleb i ser, a przed odejściem pocałował ją w rękę.
Pamiętam, że żebracy byli zawsze. Chyba są wszędzie i w każdym ustroju, nawet w najbogatszych społeczeństwach. No może poza „,mniej cywilizowanymi” społecznościami. Byli nawet za komuny, kiedy trzeba było się mocno natrudzić, by wymigać się od pracy, zwłaszcza, gdy się było zdrowym, a nawet można było za to trafić za kraty. Ale nie żebrali zdrowi i pracujący. Takie sytuacje były nie do pomyślenia jeszcze kilkanaście lat temu. To chyba znak naszych czasów i tego, że coś w tym kraju jest nie tak.
Twoja mama trafiła na b. uprzejmego żebraka, to rzadkość.
OdpowiedzUsuńNiestety kilkanaście lat temu, a nawet za poprzedniego ustroju, żebrali także zdrowi i pracujący (choć pewnie nie na taką skalę jak dzisiaj). Do dzisiaj pamiętam reportaż w Trójce o stołecznych żebrakach i historię jednego, który "do pracy" dojeżdżał samochodem. Zwykłe cwaniactwo, w którym nasz naród przoduje niestety.
U mnie w mieście zdarzyło się, że panie zbeształy pana eksponującego szpotawą nogę w ruchliwym miejscu, ponieważ wiedziały, że pracuje, ma rodzinę i całkiem godnie żyje. Ot, taka anegdota.
To niestety też pewien aspekt składający się na całość żebractwa.
UsuńPodziwiam Twoją mamę, że nie poszła na łatwiznę, na którą często decyduje się wielu ludzi - rzucić parę groszy, żeby zagłuszyć wyrzuty i zapomnieć o całej sprawie.
UsuńJeśli chodzi o żebractwo, o którym wspomina Anka to chyba śmiało można je określić mianem zawodu. W końcu już w średniowiecznych miastach istniały cechy żebraków (wspomina nawet o nich Kraszewski w swoich Zygmuntowskich czasach), a miejsce do zbierania datków najczęściej trzeba było opłacić. Co interesujące dzisiaj sytuacja, szczególnie w większych miasta, wygląda bardzo podobnie. Kilka stów zarobku trzeba odpalić "opiekunowi" - moja dziewczyna była już dwa razy świadkiem takiej sytuacji w Krakowie.
No właśnie. A między giną ci, którym naprawdę warto pomóc.
UsuńMało tego, w dużych miastach żebracy są b. roszczeniowi, kilka razy zostałam zrugana za odmowę datku.
UsuńW ogóle mam wrażenie, że ci, którzy naprawdę pomocy potrzebują, wstydzą się swojego ubóstwa i prosić o wsparcie finansowe, a żebrania nie biorą pod uwagę.
Dokładnie. Tym bardziej, że właśnie tym, którzy naprawdę potrzebują, i którzy wsparcia by nie zmarnowali, z reguły się odmawia. Bo nie wyglądają tak źle.
UsuńO, tak. Coś w tym jest. To temat rzeka... Trzeba łapać każdą chwilę, bo życie jest piękne :) Pozdrowionka :)
OdpowiedzUsuń:)
Usuń