Daisy Miller
Henry James
Tytuł oryginału: Daisy Miller
Tłumaczenie: Jadwiga Olędzka
Wydawnictwo: Książka i Wiedza
Seria: Koliber
Liczba stron: 116
Sentencja
irlandzkiego biskupa oraz filozofa George’a Berkeleya Esse est percipi (z łac. Być,
znaczy być postrzeganym), którą przytoczyłem niedawno w nawiązaniu do twórczości Philipa K. Dicka okazuje się zaskakująco pojemna. Myśl ta miała
stanowić fundamentalny dowód potwierdzający istnienie Boga, bowiem to właśnie
On jest wiecznym obserwatorem swojego dzieła, a poprzez nieustanne dostrzeganie
świata, świat może istnieć. Sprawa jest o tyle interesująca, że jeśli ideę
pozbawić teologicznych pierwiastków oraz potraktować nieco bardziej
metaforycznie, jawi się ona jako niezwykle aktualna oraz możliwa do przyłożenia
także do szarej, ludzkiej codzienności, która z racji przesiąknięcia człowieczą
jakże ułomną naturą, z boską doskonałością ma niewiele wspólnego. Nie jest
żadną tajemnicą, że egzystencja fizyczna, którą możemy stwierdzić na podstawie
funkcji życiowych organizmu nie jest równoznaczna z egzystencją towarzyską.
Kultura ludzka to od zarania dziejów sieć skomplikowanych rytuałów, wierzeń,
przesądów, praktyk oraz przyzwyczajeń. Każde społeczeństwo posiada własne
zasady, wzorce zachowań, tradycje, które definiują daną cywilizację, ale cechą
wspólną, charakteryzującą niemal wszystkie ludzkie zbiorowości jest podział na
istoty bardziej wartościowe oraz zdecydowanie mniej cenne. Żywot niejednego
człowieka to uporczywe dążenie do tego, by zostać zaklasyfikowanym do pierwszej
ze wspomnianych grup, do której najłatwiej trafić albo z racji więzów krwi albo
poprzez odpowiednio wysoki majątek. Ludzie, którzy zaczynają cieszyć się estymą
otoczenia z racji zarobionych szybko i w znacznych ilościach pieniędzy
określani są mianem nowobogackich, a sposób ich postrzegania, a więc swoistego
formułowania ich egzystencjalnych ram, jest kwestią na tyle intrygującą, że
zajęła się nią także literatura. Dobrym przykładem na potwierdzenie tej tezy
jest książka Daisy Miller, autorstwa
Henry’ego Jamesa.
Henry James
to amerykański powieściopisarz, teoretyk literatury oraz krytyk. Urodził się w
1843 roku w Nowym Jorku, a więc w ciągle jeszcze młodym i kształtującym się
państwie, jakim były wówczas Stany Zjednoczone, zmarł w 1916 roku w Londynie,
czyli na Starym Kontynencie. James poznał Europę już w dzieciństwie – cała
rodzina podróżowała wraz z ojcem, który z racji różnych interesów oraz przedsięwzięć
często gościł w kolebce cywilizacji białego człowieka. Henry odebrał staranne
wykształcenie, głównie za sprawą prywatnych nauczycieli – z uwagi na częste
zmiany miejsca pobytu chłopiec rzadko uczęszczał do szkół. W latach 1869 – 1870
już jako młodzieniec, Henry James często gościł w Europie, odwiedzając Anglię,
Francję, Szwajcarię oraz Włochy. Zafascynowany europejską kulturą, jej
dorobkiem artystycznym osiadł na stałe w Londynie. W roku 1915, a więc krótko
przed śmiercią, na skutek rozczarowania postawą Stanów
Zjednoczonych w I wojnie światowej, Henry James przyjął obywatelstwo brytyjskie. W
jego prozie często pojawia motyw Amerykanina zwiedzającego kontynent
europejski, w swojej twórczości sporo miejsca poświęcał także kobietom, chociaż
wielu biografów uważa, że artysta był mizoginem.
Jednym z
najpopularniejszym dzieł Henry’ego Jamesa jest krótka nowela Daisy Miller. Tytułowa bohaterka to
młoda Amerykanka, która razem z bratem oraz matką przybywa do Europy, by poznać
uroki Starego Kontynentu. Goszcząc w Szwajcarii panna Miller poznaje swojego
rodaka, niespełna trzydziestoletniego młodzieńca, Fryderyka Winterbourne’a,
który jest centralną postacią utworu. Amerykanin to dobrze wychowany,
wszechstronnie wykształcony młody człowiek, który wałęsa się po całym
kontynencie, nie robiąc jednak niczego konkretnego poza bacznym obserwowaniem
otaczającej go rzeczywistości oraz pilnym przyglądaniem się interesującym
osobnikom rodzaju ludzkiego. Nowym obiektem jego wzmożonej atencji staje się
urocza Daisy Miller, która okazuje się trudnym do zgryzienia orzechem.
Od początku
zawarcia znajomości, Winterbourne zdaje się zastanawiać, czy panna Miller to
jedynie niewinna kokietka, czy też kobieta, w pełni świadoma potęgi swojej
zmysłowości, potrafiąca zniewolić jednym spojrzeniem adorujących ją mężczyzn i
w pełni wykorzystać okazywane jej względy. Na pierwszy rzut oka Daisy Miller
jawi się jako młoda panna lubująca się w zbytku, z chęcią pławiąca się w
luksusie, który zapewnia jej ojciec kapitalista, zarabiający ogromne kwoty
pieniędzy za sprawą dobrze prosperującej firmy. Takie wrażenie potwierdzają
nieustanna paplanina na temat wszystkiego, co tylko ślina na język przyniesie,
usilne szukanie pretekstu byle tylko móc się odezwać, tak jakby nieużywany
aparat mowy zagrożony był nieodwracalnym zrośnięciem, wypowiedzi pozbawione
logiki, umysłowość nie skażona żadną głębszą refleksja, czy umiłowanie do
spędzania wolnego czasu w towarzystwie,
do którego zaliczają się głównie osoby wykwintne oraz majętne. Panna Daisy jest
przy tym krępująco wręcz swobodna oraz niepokojąco bezpośrednia, co w opinii
wielu szacownych obywateli uchodzi już za jawną wulgarność.
Działania
Winterbourne’a to w sporej mierze próba docieczenia, czy rażący brak taktu,
bezceremonialność w obyciu oraz towarzyska nieopierzoność niepospolicie pięknej
dziewczyny to przejaw niewinności czy raczej zepsucia. Postępowanie panny Daisy
w ogromnej mierze odbiega od przyjętych kanonów, zgodnie z którymi powinny
zachowywać się porządne młode damy. Zrozumiałe zatem, że europejskie matrony,
przedstawicielki „wyższych sfer” traktują ją jako gorszącą istotę, z którą nie
powinien zadawać się żaden szanujący się dżentelmen. Ale ta niejednoznaczność
charakteru, ta plątanina lekkomyślności, nieświadomości oraz nieodpartego
uroku, sprawiają, że w oczach Fryderyka panna Daisy jest zarówno intrygująca
jak i godna zawarcia bliższej znajomości. Owa mgiełka tajemniczości oraz
niepewności sprawia, że Winterbourne nie może odnaleźć stosownego schematu,
który pozwoliłby mu jednoznacznie zaszufladkować młodą Amerykankę. Niemoc
wtłoczenia jej w ciasne ramy formy sprawia, że nie wiadomo do końca jak z nią
postępować, czego się po niej spodziewać oraz gdzie przebiega ewentualna
granica nowej znajomości, której absolutnie nie można przekroczyć.
Utwór napisany jest bardzo lekkim
językiem, który jednak skrywa w sobie pewne głębiny. Mimo, że jego powierzchnia
skrzy się od wesołego stylu, który znamionuje przyjemną lekturę, do której
niemal wcale nie trzeba angażować się umysłowo, to jednak nowela zawiera kilka
smaczków, które łatwo przeoczyć. Interesujące jest już samo słowo niewinność, które bardzo często
zestawiane jest z panną Daisy. Wyraz ten pełni przy tym różne role –
utożsamiany jest z cnotą (na którą nastają złośliwe plotki i pomówienia),
niekiedy można odczytywać go w znaczeniu naiwna,
a więc głupiutka, czyli taka która
niewiele jeszcze wie o prawdziwym życiu. Niewinność odnosi się także do
ignorancji oraz niewiedzy, które przejawiają się w bardzo powierzchownym
podejściu do sztuki, niedocenianiu artystycznej działalności wybitnych twórców
Starego Kontynentu. Godne uwagi są także imiona głównych bohaterów – Daisy to z angielskiego stokrotka, z kolei Winterbourne można tłumaczyć jako zimowa granica, zimowy
potoczek czy zimowy kres.
Wydźwięk wydaje się dość jasny – kwiat jako symbol młodości, rozkwitu, pełni
sił, z kolei zima jako oznaka zmierzchu, starości oraz śmierci. Wymowne jest
również rzymskie Koloseum, na arenie którego walczyli gladiatorzy, ale gdzie
również wielu chrześcijan poniosło męczeńską śmierć.
Nowela
stanowi równocześnie świetny portret ówczesnej epoki, w której obowiązywały
skomplikowane rytuały, towarzyskie formy, ściśle określone normy zachowań w
danych sytuacjach oraz okolicznościach. Młoda, energiczna Amerykanka wkracza w
ten misternie skonstruowany świat z dumnie uniesioną głową, bezczeszcząc go
swoją bezpośredniością oraz naturalnością. Wydaje się, że utwór można
rozpatrywać na polu symboliki, zgodnie z którą jesteśmy świadkami konfrontacji
nowości ze starością, lub bardziej ogólnie Nowego Świata ze Starym Kontynentem.
Ameryka, w której nie brakowało ludzi, którzy zdobyli fortuny, ale nie
posiadali odpowiedniego, tj. rodowego nazwiska, reprezentowana przez Daisy
Miller dzięki temu, że jej działań nie krępują sztywne reguły, ograniczające
swobodę ruchów, jest znacznie bardziej kreatywna, dynamiczna. Tyle, że
świeżość, energia oraz zapał nie są w stanie uchronić Amerykanów przed krytyką
– w oczach dystyngowanych Europejczyków uchodzą oni za parweniuszy, dorobkiewiczów,
w przypadku których niemożliwe jest ukrycie swojego plebejskiego pochodzenia.
Salony towarzyskie pozostają zatem zamknięte w obawie o utratę reputacji – w
najlepszym razie Daisy Miller może liczyć na litościwą kpinę czy pobłażliwą
ironię. Europejskie matrony spoglądają z nutą wyższości oraz odcieniem pogardy
na nierozgarniętą flirciareczkę z Nowego Świata. Drugim typem Amerykanina, za
którym szczególnie zdają się nie przepadać obywatele Starego Kontynentu jest
Randolph, młodszy brat Daisy. 10-letni chłopiec zdaje się być uosobieniem
najbardziej nie lubianego typu turysty – jest hałaśliwy, wszędzie go pełno,
brak mu taktu, pyta o wszystko, zaczepia obcych ludzi, a przy tym głośno
podkreśla, że jedynie w swoim kraju czuje się dobrze, bowiem Amerykanie to
najlepszy naród na świecie. Ten typ naiwnego nacjonalizmu, który jest
charakterystyczny przede wszystkim wśród
ignorantów oraz ludzi, odczuwających silne kompleksy związane z własnym
pochodzeniem, wydaje się przy tym jednakowo mierzący w każdych okolicznościach.
Co
interesujące, chociaż książka powstała w drugiej połowie XIX wieku, to jej
tematyka jest jak najbardziej aktualna. Henry James uzmysławia czytelnikowi, że
pozycja społeczna zajmowana przez daną jednostkę w ogromnej mierze zależy od
sposobu, w jaki jest ona postrzegana przez otoczenie. W każdej społeczności
istnieją pewne wzorce, do których należy się dostosować, by być odpowiednio
poważanym. Łamanie przyjętych schematów niemal zawsze wiąże się z wykluczeniem,
wyrzuceniem poza towarzyski nawias, niezależnie od tego, czy zachowanie
niepokornego osobnika jest w jakimkolwiek stopniu szkodliwe dla pozostałych. Piętnujący
jest już sam fakt świadomej odmienności, celowego niedostosowania się do
utartych zwyczajów. Henry James świetnie zobrazował również niszczące działanie
plotki, oszczerstwa, obmowy, półprawdy, pomówienia, które niczym pasożyty żywią
się dobrym imieniem pechowca, który zostaje wzięty na języki. Pisarz unaocznia
również, że własna reputacja to rzecz niezwykle ważna (równie istotna co bezcenne
zdrowie, czy materialne dobra) dla każdego człowieka, nawet dla świadomego
buntownika, prowadzącego wyczerpującą, żmudną, wręcz syzyfową batalię z Formą.
Książka mimo, że wiekowa to podejmująca bardzo aktualną tematykę, co
charakterystyczne dla utworów wybitnych, na których czas nie objawia swego
korozyjnego działania.
Wasz Ambrose
Radosnego przeżywania świąt wielkanocnych, czyli szczęśliwego Alleluja!
OdpowiedzUsuńDzięki i oczywiście wzajemnie! Pozdrawiam :)
UsuńCiekawe spostrzeżenie, że zarówno niewinność jak i zepsucie mogą objawiać się w ten sam sposób. Daje do myślenie i przynajmniej w moim przypadku zachęca do lektury dzieł pisarza, do których od dłuższego czasu się przymierzam, ale jeszcze nie nadszedł ten dzień.
OdpowiedzUsuńWszystko przez różne punkty widzenia, czy też różne pryzmaty, których używamy do oglądania otaczającej nas rzeczywistości - w konsekwencji to co dla jednych jest niewinne, dla innych kwalifikuje się już jako wulgarne :)
UsuńJa szczerze powiedziawszy nie przymierzałem się jakoś szczególnie do tego pisarza. Po prostu dziewczyna zostawiła u mnie tę książeczkę i z ciekawości, co też takiego ma do zaoferowania pan James, sięgnąłem po nią :)
Esse est percipi - od razu kojarzy mi się z Kotem Schrödingera. Tym bardziej, że w społeczeństwie jest nawet ciekawiej niż w świecie kwantowym - kot może być żywy i martwy jednocześnie nawet w trakcie i po dokonaniu oceny.
OdpowiedzUsuńFakt, że dobra literatura jest ponadczasowa, ale chyba nie ma się z czego tak do końca cieszyć. Ten cud udaje się po części dzięki temu, że pewne złe rzeczy wcale nie chcą się zmienić na dobre.
No niestety, ale dobra literatura rzadko kiedy prezentuje cukierkową rzeczywistość. Najczęściej koncentruje się ona na ludzkich przywarach, a że te nie wykazują żadnych tendencji do zmian, to w rezultacie powieści wydają się ponadczasowe :)
UsuńRzeczywiście - wartościowe dzieła bronią się przed upływem czasu. "Daisy Miller" trochę mi się kojarzy z "Wielkim Gatsbym".
OdpowiedzUsuń"Wielkiego Gatbsy'ego" nie miałem jeszcze okazji przeczytać, chociaż to tytuł, szczególnie ostatnimi czasy, bardzo popularny.
UsuńW fascynującej książce „Wyspa klucz" Małgorzaty Szejnert znajduje się poparte odpowiednimi cytatami stwierdzenie, iż jedną z kluczowych okoliczności, które wpłynęły na naturalizowanie się Henry'ego w UK, był szok, jakiego doznał po wizycie na Ellis Island w roku 1904, który był również przyczynkiem do powstania „The American Scene" w roku 1907. Jest to bardzo przekonujące i wskazuje na to że, jak zwykle zresztą. motywy naszych wyborów są często bardziej złożone, niż się na pozór może wydawać.
OdpowiedzUsuń