Strony

niedziela, 20 kwietnia 2014

Henry James "Daisy Miller" - Nieroztropna, nierozważna, wyemancypowana

Daisy Miller

Henry James

Tytuł oryginału: Daisy Miller
Tłumaczenie: Jadwiga Olędzka
Wydawnictwo: Książka i Wiedza
Seria: Koliber
Liczba stron: 116






Sentencja irlandzkiego biskupa oraz filozofa George’a Berkeleya Esse est percipi (z łac. Być, znaczy być postrzeganym), którą przytoczyłem niedawno w nawiązaniu do twórczości Philipa K. Dicka okazuje się zaskakująco pojemna. Myśl ta miała stanowić fundamentalny dowód potwierdzający istnienie Boga, bowiem to właśnie On jest wiecznym obserwatorem swojego dzieła, a poprzez nieustanne dostrzeganie świata, świat może istnieć. Sprawa jest o tyle interesująca, że jeśli ideę pozbawić teologicznych pierwiastków oraz potraktować nieco bardziej metaforycznie, jawi się ona jako niezwykle aktualna oraz możliwa do przyłożenia także do szarej, ludzkiej codzienności, która z racji przesiąknięcia człowieczą jakże ułomną naturą, z boską doskonałością ma niewiele wspólnego. Nie jest żadną tajemnicą, że egzystencja fizyczna, którą możemy stwierdzić na podstawie funkcji życiowych organizmu nie jest równoznaczna z egzystencją towarzyską. Kultura ludzka to od zarania dziejów sieć skomplikowanych rytuałów, wierzeń, przesądów, praktyk oraz przyzwyczajeń. Każde społeczeństwo posiada własne zasady, wzorce zachowań, tradycje, które definiują daną cywilizację, ale cechą wspólną, charakteryzującą niemal wszystkie ludzkie zbiorowości jest podział na istoty bardziej wartościowe oraz zdecydowanie mniej cenne. Żywot niejednego człowieka to uporczywe dążenie do tego, by zostać zaklasyfikowanym do pierwszej ze wspomnianych grup, do której najłatwiej trafić albo z racji więzów krwi albo poprzez odpowiednio wysoki majątek. Ludzie, którzy zaczynają cieszyć się estymą otoczenia z racji zarobionych szybko i w znacznych ilościach pieniędzy określani są mianem nowobogackich, a sposób ich postrzegania, a więc swoistego formułowania ich egzystencjalnych ram, jest kwestią na tyle intrygującą, że zajęła się nią także literatura. Dobrym przykładem na potwierdzenie tej tezy jest książka Daisy Miller, autorstwa Henry’ego Jamesa.
Henry James to amerykański powieściopisarz, teoretyk literatury oraz krytyk. Urodził się w 1843 roku w Nowym Jorku, a więc w ciągle jeszcze młodym i kształtującym się państwie, jakim były wówczas Stany Zjednoczone, zmarł w 1916 roku w Londynie, czyli na Starym Kontynencie. James poznał Europę już w dzieciństwie – cała rodzina podróżowała wraz z ojcem, który z racji różnych interesów oraz przedsięwzięć często gościł w kolebce cywilizacji białego człowieka. Henry odebrał staranne wykształcenie, głównie za sprawą prywatnych nauczycieli – z uwagi na częste zmiany miejsca pobytu chłopiec rzadko uczęszczał do szkół. W latach 1869 – 1870 już jako młodzieniec, Henry James często gościł w Europie, odwiedzając Anglię, Francję, Szwajcarię oraz Włochy. Zafascynowany europejską kulturą, jej dorobkiem artystycznym osiadł na stałe w Londynie. W roku 1915, a więc krótko przed śmiercią, na skutek rozczarowania postawą Stanów Zjednoczonych w I wojnie światowej, Henry James przyjął obywatelstwo brytyjskie. W jego prozie często pojawia motyw Amerykanina zwiedzającego kontynent europejski, w swojej twórczości sporo miejsca poświęcał także kobietom, chociaż wielu biografów uważa, że artysta był mizoginem.
Jednym z najpopularniejszym dzieł Henry’ego Jamesa jest krótka nowela Daisy Miller. Tytułowa bohaterka to młoda Amerykanka, która razem z bratem oraz matką przybywa do Europy, by poznać uroki Starego Kontynentu. Goszcząc w Szwajcarii panna Miller poznaje swojego rodaka, niespełna trzydziestoletniego młodzieńca, Fryderyka Winterbourne’a, który jest centralną postacią utworu. Amerykanin to dobrze wychowany, wszechstronnie wykształcony młody człowiek, który wałęsa się po całym kontynencie, nie robiąc jednak niczego konkretnego poza bacznym obserwowaniem otaczającej go rzeczywistości oraz pilnym przyglądaniem się interesującym osobnikom rodzaju ludzkiego. Nowym obiektem jego wzmożonej atencji staje się urocza Daisy Miller, która okazuje się trudnym do zgryzienia orzechem.
Od początku zawarcia znajomości, Winterbourne zdaje się zastanawiać, czy panna Miller to jedynie niewinna kokietka, czy też kobieta, w pełni świadoma potęgi swojej zmysłowości, potrafiąca zniewolić jednym spojrzeniem adorujących ją mężczyzn i w pełni wykorzystać okazywane jej względy. Na pierwszy rzut oka Daisy Miller jawi się jako młoda panna lubująca się w zbytku, z chęcią pławiąca się w luksusie, który zapewnia jej ojciec kapitalista, zarabiający ogromne kwoty pieniędzy za sprawą dobrze prosperującej firmy. Takie wrażenie potwierdzają nieustanna paplanina na temat wszystkiego, co tylko ślina na język przyniesie, usilne szukanie pretekstu byle tylko móc się odezwać, tak jakby nieużywany aparat mowy zagrożony był nieodwracalnym zrośnięciem, wypowiedzi pozbawione logiki, umysłowość nie skażona żadną głębszą refleksja, czy umiłowanie do spędzania wolnego czasu w towarzystwie, do którego zaliczają się głównie osoby wykwintne oraz majętne. Panna Daisy jest przy tym krępująco wręcz swobodna oraz niepokojąco bezpośrednia, co w opinii wielu szacownych obywateli uchodzi już za jawną wulgarność.
Działania Winterbourne’a to w sporej mierze próba docieczenia, czy rażący brak taktu, bezceremonialność w obyciu oraz towarzyska nieopierzoność niepospolicie pięknej dziewczyny to przejaw niewinności czy raczej zepsucia. Postępowanie panny Daisy w ogromnej mierze odbiega od przyjętych kanonów, zgodnie z którymi powinny zachowywać się porządne młode damy. Zrozumiałe zatem, że europejskie matrony, przedstawicielki „wyższych sfer” traktują ją jako gorszącą istotę, z którą nie powinien zadawać się żaden szanujący się dżentelmen. Ale ta niejednoznaczność charakteru, ta plątanina lekkomyślności, nieświadomości oraz nieodpartego uroku, sprawiają, że w oczach Fryderyka panna Daisy jest zarówno intrygująca jak i godna zawarcia bliższej znajomości. Owa mgiełka tajemniczości oraz niepewności sprawia, że Winterbourne nie może odnaleźć stosownego schematu, który pozwoliłby mu jednoznacznie zaszufladkować młodą Amerykankę. Niemoc wtłoczenia jej w ciasne ramy formy sprawia, że nie wiadomo do końca jak z nią postępować, czego się po niej spodziewać oraz gdzie przebiega ewentualna granica nowej znajomości, której absolutnie nie można przekroczyć.
Utwór napisany jest bardzo lekkim językiem, który jednak skrywa w sobie pewne głębiny. Mimo, że jego powierzchnia skrzy się od wesołego stylu, który znamionuje przyjemną lekturę, do której niemal wcale nie trzeba angażować się umysłowo, to jednak nowela zawiera kilka smaczków, które łatwo przeoczyć. Interesujące jest już samo słowo niewinność, które bardzo często zestawiane jest z panną Daisy. Wyraz ten pełni przy tym różne role – utożsamiany jest z cnotą (na którą nastają złośliwe plotki i pomówienia), niekiedy można odczytywać go w znaczeniu naiwna, a więc głupiutka, czyli taka która niewiele jeszcze wie o prawdziwym życiu. Niewinność odnosi się także do ignorancji oraz niewiedzy, które przejawiają się w bardzo powierzchownym podejściu do sztuki, niedocenianiu artystycznej działalności wybitnych twórców Starego Kontynentu. Godne uwagi są także imiona głównych bohaterów – Daisy to z angielskiego stokrotka, z kolei Winterbourne można tłumaczyć jako zimowa granica, zimowy potoczek czy zimowy kres. Wydźwięk wydaje się dość jasny – kwiat jako symbol młodości, rozkwitu, pełni sił, z kolei zima jako oznaka zmierzchu, starości oraz śmierci. Wymowne jest również rzymskie Koloseum, na arenie którego walczyli gladiatorzy, ale gdzie również wielu chrześcijan poniosło męczeńską śmierć.
Nowela stanowi równocześnie świetny portret ówczesnej epoki, w której obowiązywały skomplikowane rytuały, towarzyskie formy, ściśle określone normy zachowań w danych sytuacjach oraz okolicznościach. Młoda, energiczna Amerykanka wkracza w ten misternie skonstruowany świat z dumnie uniesioną głową, bezczeszcząc go swoją bezpośredniością oraz naturalnością. Wydaje się, że utwór można rozpatrywać na polu symboliki, zgodnie z którą jesteśmy świadkami konfrontacji nowości ze starością, lub bardziej ogólnie Nowego Świata ze Starym Kontynentem. Ameryka, w której nie brakowało ludzi, którzy zdobyli fortuny, ale nie posiadali odpowiedniego, tj. rodowego nazwiska, reprezentowana przez Daisy Miller dzięki temu, że jej działań nie krępują sztywne reguły, ograniczające swobodę ruchów, jest znacznie bardziej kreatywna, dynamiczna. Tyle, że świeżość, energia oraz zapał nie są w stanie uchronić Amerykanów przed krytyką – w oczach dystyngowanych Europejczyków uchodzą oni za parweniuszy, dorobkiewiczów, w przypadku których niemożliwe jest ukrycie swojego plebejskiego pochodzenia. Salony towarzyskie pozostają zatem zamknięte w obawie o utratę reputacji – w najlepszym razie Daisy Miller może liczyć na litościwą kpinę czy pobłażliwą ironię. Europejskie matrony spoglądają z nutą wyższości oraz odcieniem pogardy na nierozgarniętą flirciareczkę z Nowego Świata. Drugim typem Amerykanina, za którym szczególnie zdają się nie przepadać obywatele Starego Kontynentu jest Randolph, młodszy brat Daisy. 10-letni chłopiec zdaje się być uosobieniem najbardziej nie lubianego typu turysty – jest hałaśliwy, wszędzie go pełno, brak mu taktu, pyta o wszystko, zaczepia obcych ludzi, a przy tym głośno podkreśla, że jedynie w swoim kraju czuje się dobrze, bowiem Amerykanie to najlepszy naród na świecie. Ten typ naiwnego nacjonalizmu, który jest charakterystyczny  przede wszystkim wśród ignorantów oraz ludzi, odczuwających silne kompleksy związane z własnym pochodzeniem, wydaje się przy tym jednakowo mierzący w każdych okolicznościach.
Co interesujące, chociaż książka powstała w drugiej połowie XIX wieku, to jej tematyka jest jak najbardziej aktualna. Henry James uzmysławia czytelnikowi, że pozycja społeczna zajmowana przez daną jednostkę w ogromnej mierze zależy od sposobu, w jaki jest ona postrzegana przez otoczenie. W każdej społeczności istnieją pewne wzorce, do których należy się dostosować, by być odpowiednio poważanym. Łamanie przyjętych schematów niemal zawsze wiąże się z wykluczeniem, wyrzuceniem poza towarzyski nawias, niezależnie od tego, czy zachowanie niepokornego osobnika jest w jakimkolwiek stopniu szkodliwe dla pozostałych. Piętnujący jest już sam fakt świadomej odmienności, celowego niedostosowania się do utartych zwyczajów. Henry James świetnie zobrazował również niszczące działanie plotki, oszczerstwa, obmowy, półprawdy, pomówienia, które niczym pasożyty żywią się dobrym imieniem pechowca, który zostaje wzięty na języki. Pisarz unaocznia również, że własna reputacja to rzecz niezwykle ważna (równie istotna co bezcenne zdrowie, czy materialne dobra) dla każdego człowieka, nawet dla świadomego buntownika, prowadzącego wyczerpującą, żmudną, wręcz syzyfową batalię z Formą. Książka mimo, że wiekowa to podejmująca bardzo aktualną tematykę, co charakterystyczne dla utworów wybitnych, na których czas nie objawia swego korozyjnego działania.
Wasz Ambrose





Daisy Miller [Henry James]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

9 komentarzy:

  1. Radosnego przeżywania świąt wielkanocnych, czyli szczęśliwego Alleluja!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe spostrzeżenie, że zarówno niewinność jak i zepsucie mogą objawiać się w ten sam sposób. Daje do myślenie i przynajmniej w moim przypadku zachęca do lektury dzieł pisarza, do których od dłuższego czasu się przymierzam, ale jeszcze nie nadszedł ten dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko przez różne punkty widzenia, czy też różne pryzmaty, których używamy do oglądania otaczającej nas rzeczywistości - w konsekwencji to co dla jednych jest niewinne, dla innych kwalifikuje się już jako wulgarne :)

      Ja szczerze powiedziawszy nie przymierzałem się jakoś szczególnie do tego pisarza. Po prostu dziewczyna zostawiła u mnie tę książeczkę i z ciekawości, co też takiego ma do zaoferowania pan James, sięgnąłem po nią :)

      Usuń
  3. Esse est percipi - od razu kojarzy mi się z Kotem Schrödingera. Tym bardziej, że w społeczeństwie jest nawet ciekawiej niż w świecie kwantowym - kot może być żywy i martwy jednocześnie nawet w trakcie i po dokonaniu oceny.

    Fakt, że dobra literatura jest ponadczasowa, ale chyba nie ma się z czego tak do końca cieszyć. Ten cud udaje się po części dzięki temu, że pewne złe rzeczy wcale nie chcą się zmienić na dobre.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, ale dobra literatura rzadko kiedy prezentuje cukierkową rzeczywistość. Najczęściej koncentruje się ona na ludzkich przywarach, a że te nie wykazują żadnych tendencji do zmian, to w rezultacie powieści wydają się ponadczasowe :)

      Usuń
  4. Rzeczywiście - wartościowe dzieła bronią się przed upływem czasu. "Daisy Miller" trochę mi się kojarzy z "Wielkim Gatsbym".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Wielkiego Gatbsy'ego" nie miałem jeszcze okazji przeczytać, chociaż to tytuł, szczególnie ostatnimi czasy, bardzo popularny.

      Usuń
  5. W fascynującej książce „Wyspa klucz" Małgorzaty Szejnert znajduje się poparte odpowiednimi cytatami stwierdzenie, iż jedną z kluczowych okoliczności, które wpłynęły na naturalizowanie się Henry'ego w UK, był szok, jakiego doznał po wizycie na Ellis Island w roku 1904, który był również przyczynkiem do powstania „The American Scene" w roku 1907. Jest to bardzo przekonujące i wskazuje na to że, jak zwykle zresztą. motywy naszych wyborów są często bardziej złożone, niż się na pozór może wydawać.

    OdpowiedzUsuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)