622 upadki Bunga
Stanisław Ignacy Witkiewicz
Wydawnictwo: Zielona sowa
Liczba stron: 320
Słowo pisane to w moim prywatnym odczuciu jedno z największych osiągnięć ludzkości. Pismo klinowe, którego autorami byli prawdopodobnie Sumerowie, liczy sobie już ponad 5500 lat. Można zatem powiedzieć, że jako ludzkość mieliśmy całkiem sporo czasu by solidnie nauczyć się władać tym niezwykłym wynalazkiem. Na obecnym stopniu rozwoju doszliśmy już do takiej wprawy, że stosujemy różne nośniki dla tego typu informacji, począwszy od fizycznych, a na elektronicznych skończywszy. Ale co fascynujące, mimo upływu tylu stuleciu, jeśli chodzi o treść, jaką skrywa w sobie dany układ liter, czy też znaków, to człowiek nadal jest decydującym elementem tej układanki. W przypadku literatury, to właśnie autor jest swoistym demiurgiem, który powołuje do istnienia świat przedstawiony w danym utworze. Ale czy pisarz, podobnie jak Bóg powołuje do trwania rzeczy, wydobywając je z kompletnego niebytu, czy też jest bardziej budowniczym, który z dostępnych materiałów kreuje literacką rzeczywistość?
Osobiście
uważam, że artysta, a w tym konkretnym przypadku pisarz, nie jest
zupełnie wolny od bodźców zewnętrznych. Bohaterowie, akcja, fabuła rodzą
się co prawda w umyśle autora, ale podstawę dla tych elementów w
mniejszej bądź większej mierze stanowią przeżycia, wydarzenia, przygody,
rozmowy czy spotkania, będące udziałem twórcy. Rzeczywistość oplatająca
artystę okazuje się bardzo plastycznym, a przy tym wdzięcznym
tworzywem, które może zostać użyte do napisania znakomitej powieści.
Dobrym przykładem są dzieła Stanisława Ignacego Witkiewicza – chociaż on
sam, mocno poróżniony z ówczesną polską krytyką literacką głośno
postulował o oddzielenie literackiego dzieła od losów jego twórcy. Syn
wybitnego malarza, architekta oraz teoretyka sztuki Stanisława
Witkiewicza, był równie uzdolniony co ojciec, przejawiając ponadto
talent w dziedzinie literatury, fotografii czy filozofii. W wieku 26 lat
napisał swoją pierwszą powieść, 622 upadki Bunga, zawierającą
sporo wątków autobiograficznych. Oczywiście książkę można, tak jakby
życzył sobie tego Witkacy, odseparować od jego własnej osoby i czytać ją
bez znajomości kluczowych faktów z jego życia. Utwór w dalszym ciągu
pozostaje lekturą z wszech miar wartą uwagi, inspirującą oraz ciekawą –
świadczy to o umiejętnym transponowaniu własnych przeżyć i obserwacji
autora do świata literackiej fikcji oraz uniwersalności samego utworu,
poruszającego tematy newralgiczne i ważne dla każdego człowieka. Ale o
ileż bardziej interesujące i pełniejsze będą upadki tytułowego Bunga,
jeśli czytelnik chociaż liźnie życiorys niezwykłego artysty, jakim
niewątpliwie był Witkacy.
622 upadki Bunga czyli demoniczna kobieta,
bo tak brzmi pełny tytuł debiutu literackiego Witkiewicza koncentruje
się na dwóch aspektach – niełatwych relacjach młodego bohatera z płcią
piękną oraz równie trudnych i zawiłych stosunkach ze sztuką. Bungo, to
podobnie jak Witkacy w momencie pisania powieści, młody człowiek,
artysta, a przy tym student Akademii Sztuk Pięknych. Życie dopiero
odkrywa przed Bungiem swoje sekrety, poczynając jednak od prezentacji
swojej zdecydowanie mroczniejszej strony. Dojrzewający młodzieniec
odznacza się niepospolitym życiem duchowym oraz intensywnymi przeżyciami
wewnętrznymi. Kwestią, która mocno nurtuje Bunga jest autodefinicja,
wyznaczenie ścisłych ram własnej osobowości jak również ścisłe
określenie swojego sposobu pojmowania sztuki. W takim właśnie stanie,
tj. w trakcie duchowych rozterek, metafizycznych oraz artystycznych
poszukiwań, gdy Bungo zatopiony jest w samym sobie, dopada go pani Akne
Montecalfi, czyli tytułowa demoniczna kobieta. Pani Akne jest uznaną
śpiewaczką operową, ale niesłabnącą salonową sławę zapewniają jej liczne
romanse oraz potężny, wręcz legendarny wpływ, który wywiera na swoich
kochanków, przyciągając ich niczym magnes, nie pozwalając im wyjść z
orbity swoich destrukcyjnych oddziaływań.
Zestawienie
ze sobą (to określenie jest chyba najbardziej adekwatne szczególnie w
przypadku Bunga, który zdaje się być marionetką w rękach
trzecioosobowego narratora, zsyłającego z sadystycznym umiłowaniem na
swoją kukiełkę kolejne ciężkie doświadczenia) Bunga oraz Akne wywołuje
silny efekt komiczny, charakteryzujący się równocześnie mocnym odcieniem
tragizmu. Bungo to zblazowany młody człowiek, szukający kolejnych
podniet, ekscytujących doświadczeń i przeżyć, będący w istocie zadufanym
w sobie chłystkiem, któremu imponuje własna inteligencja i głębia. Z
naiwnością godną najszczerszej litości prezentuje on pani Akne swoje
zawiłe poglądy wierząc w krystalicznie czyste uczucie, które miałoby
połączyć tę dwójkę. Bungo wraz z kolejnymi miłosnymi deklamacjami oraz
„poważnymi rozmowami”, do których przejawia denerwującą wręcz swą
intensywnością tendencję, jawi się coraz bardziej jako bezbronny a przy
tym zupełnie nieświadomy chłopczyk, postawiony w obliczu ociekającego
seksapilem hormonalnego (i niewyżytego) monstrum. Bungo, który
szczególnie na początku utworu sprawia wrażenie tchórza bojącego się
realnych zmian oraz zwykłej świni, ze swoimi skłonnościami do cynizmu,
złośliwości, bezwzględności, oschłości i instrumentalnego traktowania
innych dotkliwie przekonuje się, że kłamstwo, czy intryga to broń
obosieczna.
Akne
Montecalfi starsza od Bunga zarówno wiekiem jak i doświadczeniem
okazuje się kamieniem, na którym stępiła się już niejedna kosa. Co
interesujące bardzo wielu cech tej demonicznej postaci użyczyła
popularna aktorka dwudziestolecia międzywojennego, Irena Solska, z którą
młodszy o 8 lat Witkacy miał burzliwy romans. Reperkusje tego związku
widoczne są zarówno w literaturze, czego najlepszym przykładem jest
omawiany utwór oraz w sztuce – istnieje całkiem sporo portretów pani
Solskiej pędzla Witkiewicza (nie brakuje na nich złośliwych dopisków).
Postać Akne, wykreowana w 622 upadkach Bunga jest doprawdy
demoniczna. Artystka została przedstawiona jako istny sukkub, wodzący na
pokuszenie wszystkich mężczyzn, którzy chociaż w najmniejszym stopniu
zainteresują panią Akne. Jest ona niczym kolekcjonerka oryginalnych
okazów – przedstawicieli męskiego rodu, a przy tym odważna i bezwzględna
poskramiaczka samczych natur. Cieszy ją zarówno sam akt uwodzenia,
oddania się w ramiona mężczyzny, wystarczająco silnego by ją posiąść
(wyłącznie fizycznie, bowiem zawładnięcie psychiczne jest tylko dobrze
udawaną iluzją) jak i wzbudzanie zazdrości u swojego faworyta. Pani Akne
gra na najniższych instynktach swoich ofiar, którymi zdaje się szczerze
pogardzać. Za sprawą pióra Witkacego jawi się jako groźny,
niebezpieczny i śmiertelnie jadowity płaz, który połknął już niejednego
nierozważnego śmiałka czy groźne, trujące zielsko, ciasno oplatające
swoich wybranków, nie dając żadnych szans na ucieczkę.
Miłość,
jaką Witkacy serwuje czytelnikowi na kartach swojej powieści to
straszliwe uczucie, które przybiera postać aktu zawładnięcia ukochaną
osobą, sprowadza się do tego, by posiąść ją niemal na własność. To
silnie toksyczny stan emocjonalny, który podsycany zazdrością oraz
chęcią ubezwłasnowolnienia umiłowanego człowieka działa niezwykle
destrukcyjnie, błyskawicznie rujnując osobowość obu ludzi, tworzących
związek. Kluczowym czynnikiem scalającym ze sobą dwie niemal otwarcie
walczące ze sobą strony jest fizyczne pożądanie, które jest niczym
potężny, burzący wszystko na swojej drodze żywioł. Chuć sprawia wrażenie
miękkiej, lepkiej i obrzydliwej substancji, czy też błony dokładnie
pokrywającej bezradne ofiary, które nie są w stanie wyrwać się ze stanu
nieustannego seksualnego głodu.
Drugim
istotnym, a przy tym niezwykle ciekawym tematem, poruszanym przez
Witkacego jest szeroko rozumiana sztuka. Kim właściwie jest artysta? Czy
artystą należy się urodzić, czy można tak po prostu się nim stać? Jak
daleko sztuka powinna sięgać do codzienności? W jakim stopniu ją
odzwierciedlać? Czy w ogóle może się do niej odnosić? A może sztuka to
tylko dzieło samo w sobie, dekoracja, nie mająca punktów stycznych z
rzeczywistością, która rodzi się z nicości, będąc zatem tworem w pełni
autonomicznym (na wzór nowej powieści, o której niezależność postulowali
twórcy na czele z Robbe-Grilletem)?
A może jednak artysta to w pewnym sensie osoba odpowiedzialna, nie
mająca prawa tworzyć w zupełnym oderwaniu od wydarzeń, procesów
dziejowych, których jest świadkiem, bądź uczestnikiem? Zatem czy artysta
to duchowy przywódca, osoba zaangażowana w kulturę, która winna stać
się udziałem również innych, czy bardziej wilk samotnik, nieczuły na
losy poszczególnych jednostek?
Warstwą,
która przykuwa szczególną uwagę jest z pewnością nietuzinkowy język
oraz niepowtarzalny styl Witkacego. Wśród bogatej składni prym wiodą
efektowne przydawki, które silnie akcentują stany, w jakich znajdują się
bohaterowie, podkreślają ich cechy, zarówno fizyczne jak i psychiczne.
Witkacy lubuje się w przymiotnikach obrazowych oraz wyrazistych – wyrazy
dziki, straszliwy, absolutny, bezdenny, wściekle, potworny, odmienione przez niemal wszystkie przypadki gęsto okraszają kolejne zdania, tworząc zapadające w pamięć kompozycje (bestialski, a święty uśmieszek jej ust).
Jednocześnie mnogość określników, ich mieniąca się wielość zdaje się
podkreślać niemożność pełnego wyrazu uczuć, które targają artystą.
Forma, w jaką twórca pragnie wtłoczyć słowa okazuje się stanowczo za
ciasna. Być może stąd to ciągłe maltretowanie, miażdżenie, niszczenie,
szarpanie, tj. babranie się w sobie, wywalanie metafizycznych bebechów
oraz nieustanne plątanie się w jelitach niespokojnego umysłu, które
momentami przywodzi na myśl pełne stękania uzewnętrznianie się,
bełkotliwe rzyganie treścią.
Książka
to z pewnością prawdziwa gratka dla miłośników dwudziestolecia
międzywojennego. Na kartach powieści pojawia się wielu bohaterów
wzorowanych na znajomych oraz przyjaciołach Witkacego vel Bunga.
Oczywiście pierwszoplanową rolę gra Irena Solska jako Akne Montecalfi,
ale to nie jedyna osoba, która użyczyła swoich rys charakterologicznych.
Tadeusz Miciński wcielił się w rolę dziwacznego proroka, Maga
Childeryka, głoszącego służebną rolę sztuki oraz niosącego pomoc
zdruzgotanemu związkiem z Akne Bungowi. Matematyk oraz teoretyk sztuki
Leon Chwistek posłużył za pierwowzór dla barona de Buffadero-Bluff, dla
którego praca artystyczna stanowi przeciwwagę dla matematycznej
działalności na polu logiki. Podróżnik oraz antropolog Bronisław
Malinowski posiada natomiast rysy księcia Nevermore, zblazowanego
arystokraty, pogrążonego w studiach nad istotą życia, która to istota przecieka mu jednak przez palce.
Reasumując 622 upadki Bunga
to książka niezmiernie interesująca, przy czym jej lektura wcale nie
była taka prosta. Powieść tak jak złośliwy polip przyczepia się do
umysłu czytelnika, zachowując się niczym demoniczna kobieta. Tak jak
złośliwa i chytra hetera, która zapewnia swoją ofiarę o niesłabnącym
uczuciu, by za chwilę patrzeć z nieskrywaną satysfakcją jak delikwent
spala się od rozpalonej do białości żądzy, której jednak nie ma zamiaru
ugasić, tak i powieść zwodzi, a niekiedy i męczy swojego czytelnika.
Oscyluje ona od stanów apatii, stagnacji, kiedy zwyczajnie wieje nudą.
Ale kiedy już, już bliscy jesteśmy powzięcia zamiaru definitywnego
rozstania się z lekturą, jak na zawołanie pojawia się wątek, który
pobudza wyobraźnię, stawiając na baczność wszystkie zmysły, nie
pozwalając oderwać się od tekstu. Zatem podobnie jak i Bungo niekiedy
jesteśmy niczym bezradna muszka, schwytana w sieci okrutnego i
bezlitosnego pająka, stanowiąc jego zabawkę.
Momenty,
kiedy fabuła zdaje się kręcić w kółko w pełni wynagradzają świetne
opisy, którymi raczy czytelnika autor. Na jaw wychodzą zdolności
Witkacego w dziedzinie malarstwa, które bardzo sprawnie są adaptowanego
do tworzenia literackich pejzaży. Akcja utworu rozgrywa się głównie w
mieście (Warszawie?) oraz w górach (Tatrach?). Przyroda bardzo często
służy Witkacemu do podkreślania stanów emocjonalnych, w jakich aktualnie
znajdują się jego postacie. Harmonizuje ona z nastrojami bohaterów,
sprawiając, że są one jeszcze bardziej plastyczne, wręcz namacalne.
Witkiewiczowski
debiut jest w mojej opinii pozycją godną uwagi. Zabawne, że sam autor
zajmował się powieściopisarstwem niejako przy okazji, nie będąc do niego
w pełni przekonanym. Twierdził, że ta forma literacka jest w stanie
wyłącznie fragmentarycznie wyrazić metafizyczne doznania, które artysta
pragnie przedstawić. Będąc po lekturze Pożegnania jesieni, Nienasycenia oraz 622 upadków Bunga
śmiało stwierdzam, że te przygodne kontakty Witkiewicza z powieścią
okazały się niezwykle płodne – są o niebo lepsze od dzieł niejednego
współczesnego artysty, który uważa się za pisarza przez wielkie P.
Polecam przede wszystkim poszukiwaczom transcendentalnej jedności Bytu.
Wasz Ambrose
Wasz Ambrose
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)