Strony

piątek, 25 października 2013

"John Piekło" Didier Decoin - Trzy boki miłości

 Okładka książki John Piekło

John Piekło

Didier Decoin 

Tytuł oryginału: John L'Enfer
Tłumaczenie: Malina Stachurska-Wyglądałowa
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Wydawnictwo: Współczesna Proza Światowa
Liczba stron: 305





Książki są niczym ludzie – wielu z nas zwraca uwagę na ich prezencję, wygląd zewnętrzny, chociaż doskonale zdajemy sobie sprawę, że najistotniejsza jest treść. Słowa, zdania, wyrazy, myślowe konstrukcje – to one zawierają sedno idei, które autor pragnie przekazać czytelnikowi. Okładka może jednak w pewien sposób tę wewnętrzną wartość podkreślać, komponować się z nią i harmonicznie współgrać. Zdarzają się okładki, które zazębiają się z powieścią niemal doskonale, stanowiąc jej uzupełnienie, czy nawet swego rodzaju możliwy klucz interpretacyjny. Niewątpliwie wspaniałym wyglądem może poszczycić się powieść John Piekło, dzieło francuskiego prozaika, laureata nagrody Goncourtów, Didiera Decoina, wydana na łamach Państwowego Instytutu Wydawniczego. Czarne niczym smoła niebo, na którym zarysowują się potężne acz niewyraźne sylwetki drapaczy chmur, wesoło skrzące się feerią barw, spoglądające na czytelnika kolorowymi oczami okien – wszystko to znakomicie oddaje ducha powieści. Budynki, czy raczej ich kontury, nocne obrysy skrywają w sobie tajemnice, które noszą w sobie ich byty. W końcu mrok od zawsze kojarzy się z nieznanym, niezbadanym, a przez to szczególnie godnym uwagi, prowokującym do poznania. Jak te potężne budowle prezentują się w świetle dnia? Czy faktycznie sięgają nieba? Czy faktycznie plączą się wzajemnie w miłosnych uściskach?
 
Podobne sekrety noszą w sobie bohaterowie powieści Didiera Decoina. Francuski twórca wybiera trójkę przypadkowych ludzi, których losy splata ze sobą za sprawą czystego przypadku, zwykłego trafu. Dzięki owemu wszechmocnemu fatum, czytelnik staje się świadkiem niezwykłych interakcji, jakie zachodzą pomiędzy piękną, tymczasowo niewidomą kobietą, a dwójką zauroczonych w niej mężczyzn. Autor stopniowo odkrywa przed nami co skrywają za sobą meandry ludzkiej psychiki. Uzmysławia ile ton piaszczystych wspomnień, burzliwych życiowych doświadczeń wpływa na podejmowane w danym momencie działania, wybory, decyzje.
 
Tytułowy bohater, Indianin John Piekło, ogląda świat z perspektywy, która podwójnie różni się od naszego sposobu postrzegania świata. John spogląda na niego z wysokości, z bezkresu drapaczy chmur, chciwie pnących się coraz wyżej i wyżej. Jako czyściciel szyb wieżowców Indianin obserwuje ludzką społeczność bardziej jako gromadę, grupę istot ściśle ze sobą powiązanych, żyjący w symbiozie z ogromnym organizmem Miasta, którego trzewia zaludnia. Być może ta perspektywa utrudnia zadzierzganie głębszych relacji z ludźmi, których John nie umie traktować jako bytów indywidualnych, niepowtarzalnych i wyjątkowych. Owszem, ludzie różnią się pomiędzy sobą tak jak drzewa, czy trawy, ale wraz z mocniejszym podmuchem wiatru rośliny potulnie kurczą się pod jego naciskiem. Podobnie człowiek, mimo iż nie jest wierną kopią pozostałych przedstawicieli swojego gatunku, to jednak wachlarz jego zachowań, reakcji oraz działań jest ściśle określony przez własną naturę.
 
John, który nadaje szybom należyty blask, ścierając z nich cały kurz oraz miejski brud, jest także wiecznym podglądaczem, bacznie śledzącym sekrety ludzkiego żywota zza szklanej, przeźroczystej kurtyny, będąc zawieszonym nad przepaścią. Przestrzeń, którą zapełnia sprawia, że John jest obserwatorem oraz wiecznym samotnikiem. Izolacja od reszty ludzkości jest stanem naturalnym, Indianin mimowolnie roztacza wokół siebie dystans, który nie pozwala na bliższą znajomość. Możliwe, że właśnie z tego powodu John nie był w stanie utworzyć stałego związku z żadną, napotkaną dotychczas kobietą. Indianin w kontaktach z kolejnymi partnerkami ogranicza się zatem do spełniania własnych seksualnych potrzeb. Doświadczenie zdobyte w poprzednim zawodzie, pracy w charakterze asystenta w laboratorium, gdzie opiekował się zwierzętami, nad którymi prowadzono wszelakiej maści, a niekiedy i bardzo bolesne badania, służy mu w tych przelotnych relacjach. Delikatność, czułość, uspokajający dotyk są narzędziami, dzięki którym John uzyskuje od kobiet zaspokojenie swoich pragnień oraz seksualnego pożądania.
 
Pewnego deszczowego wieczoru John trafia do szpitala, do którego sprowadzają go zawodowe obowiązki. Oczekując na koniec ulewy, która uniemożliwia czyszczenie szyb, Indianin spotyka w męskim szalecie zabłąkaną kobietę z przepaską na oczach. Pomagając dotrzeć jej do kawiarni John w zupełności ulega urokowi, który roztacza bezradna i piękna nieznajoma, na co dzień profesorka socjologii miejskiej. Na skutek wypadku na desce surfingowej, uległa ona chwilowej ślepocie, która ma trwać jeszcze kilka miesięcy. Kobieta wywiera na nim takie wrażenie, że Czejen, mimo sprzyjającej sytuacji, jest w stanie opanować swoją seksualną żądzę, której przecież mógłby dać upust, bez obawy, że ofiara rozpozna swojego napastnika. Odprowadzając Miss Dorothy Kayne do sali, w której leży spotyka trzeci bok miłosnego trójkąta. Aszton Misza to marynarz polskiego pochodzenia, który życie związał z morzem, uciekając przed zawieruchą II wojny światowej, która była szczególnie mało łaskawa dla Żydów. Starszy człowiek został przykuty do szpitalnego łoża za sprawą wyrostka robaczkowego, który uniemożliwił mu odpłynięcie ze swoją jednostką. Podobnie jak John Piekło, Aszton Misza również ulega zniewalającej bezradności swojej szpitalnej sąsiadki, Dorothy Kayne. Od tego momentu los trojga ludzi łączy się ze sobą w sposób nierozerwalny.
 
Powieść jest historią nietypowego starcia dwóch samotników w walce o względy niewidomej kobiety. Jej schorzenie, tymczasowa ślepota w mgnieniu oka czyni z niej istotę kruchą i jakże zależną od innych, którym, jeśli odważy się na nich zdać, musi bezgranicznie zaufać. Przypomina to akt oddania się, szczególnie, że opiekunami są mężczyźni. Ale John i Aszton, poza tym, że obaj są czcicielami ciszy, przekładający milczenie ponad próby wyjaśniania czegokolwiek, nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego. Co prawda obaj to wyrzutki, outsiderzy, egzystujący poza społecznym nawiasem, ale dla przykładu John Piekło to typ człowieka, który w kłopoty pakuje się głową naprzód, w przeciwieństwie do Asztona Miszy, który ucieka od nich wpław. Indianin jest człowiekiem czynu, stawia działanie i akcję ponad słowa, w których moc tak głęboko wierzy Polak z Pińska. Co ciekawe jednak, w przypadku Dorothy Kayne John Piekło ogranicza się jedynie do gestów, uścisków dłoni oraz spokojnej mowy ciała, nie będąc w stanie wykazać takiego zdecydowania jak Misza. Indianin jest za to wcieleniem cierpliwości oraz nieuchronności, z czego doskonale zdaje sobie sprawę Aszton, pragnąc maksymalnie wykorzystać dany mu przez los szczęśliwy czas. W całym tym miłosnym trójkącie najzabawniejszy jest fakt, że z biegiem czasu cała trójka staje się przyjaciółmi, którzy nie potrafią się od siebie oderwać. Ich żywoty scalają się ze sobą, dodając temu dziwnemu dramatowi swoistej groteski.
 
Ale wspomniani ludzie to nie jedyni bohaterowie powieści. Jedną z pierwszoplanowych postaci jest z pewnością Miasto. Nowy Jork lat siedemdziesiątych to równie ciekawy aktor całej historii. Za sprawą pióra Didiera Decoina ogromna metropolia nabiera na wskroś ludzkich cech. Wydaje się, że jedynym, który potrafi dostrzec szklane oczy wieżowców, czy podziemne trzewia metra w ich pełnej postaci jest John Piekło. Dzięki swojej wrażliwości Indianin jest również w stanie zdiagnozować zły stan Miasta, które w jego opinii jawi się jako starzejący się i z wolna rozsypujący się staruszek. John pielęgnuje zewnętrzną powłokę Nowego Jorku, czule pieści ogromne maszty drapaczy chmur, ale Miasto toczy choroba od wewnątrz – w wielu budynkach zaczyna brakować życia, bowiem ludzie nie chcą już w nich egzystować. Zatem potężne budowle gniją i murszeją. Swój smutek i żal wyrażają za pomocą niedostrzegalnych dla niewprawnego oka znaków, jęków oraz pomruków, które w pełni interpretuje John Piekło. Indianin nie może jednak liczyć na zrozumienie ze strony białego człowieka, który miasto rozpatruje wyłącznie jako matematyczną kwestię współczynników wytrzymałości oraz ciąg parametrów ekonomicznych, finansowych, socjologicznych i architektonicznych. Miasto jako żywy organizm, posiadający wrażliwe tkanki, podatne na uszkodzenia i zranienia to wizja zbyt śmiała, by mogły zaakceptować je na wskroś logiczne umysły.
 
Powieść John Piekło to wg mnie kwintesencja literatury francuskiej, która słynie ze znakomitej prozy psychologicznej. Didier Decoin kreśli przed czytelnikiem niezwykłe frapujące postacie, których losy śledzi się nieśpiesznie, ale z ogromnym zaciekawieniem. Na uwagę zasługuje również akcja powieści, która prowadzona jest dwutorowo. Na bliższym planie obserwujemy losy trójki życiowych rozbitków, których łączy skomplikowana z psychologicznego punktu relacja. Z kolei w szerszej panoramie śledzimy perypetie miasta, które zdaje się sukcesywnie pogrążać w śmiertelnej agonii. Całe dzieło jest przemyślane od początku do końca. W Ameryce, która dla wielu stanowi synonim wolności oraz wielokulturowości, rozgrywa się spektakl, w którym uczestniczą Czejen, a więc rdzenny mieszkaniec północnoamerykańskiego lądu, szukający spokojnego portu dla swojej starości Polak, pozostający bez ojczyzny, odcięty od rodzinnych stron oraz na wskroś współczesna i typowa Amerykanka, która zanim oślepła prowadziła standardową egzystencję anonimowego członka ogromnej miejskiej metropolii. Czy dokonywane przez nich wybory są w pełni zależne wyłącznie od nich samych? Co sprawia, że losy tych trojga ludzi splatają się ze sobą tak mocno? Wisienką na torcie, która każe mi bardzo wysoko oceniać dzieło francuskiego artysty jest wspaniały język, którym Decoin posługuje się z niezwykła wprawą. W trakcie lektury niemal czuć słony zapach morza, przeplatany mieszaniną rybiego fetoru oraz odoru statkowych wydzielin. Prawie namacalna staje się również brudna noc, unosząca się z gazomierzy fabrycznych kominów, tłusta noc przyklejająca się do szyb. W mojej opinii nostalgiczna powieść znakomicie nadaje się na coraz dłuższe, ale wciąż ciepłe jesienne wieczory.

2 komentarze:

  1. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej książce, a wydaje się ona bardzo ciekawa. Wciągnę ją na listę moich lektur. Tylko jest jedno pytanie, kiedy ja to wszystko, co chcę, zdążę przeczytać ? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczesna Proza Światowa to dla mnie kopalnia właśnie takich książek - ciekawych, wartościowych, intrygujących, ale nierzadko zapomnianych czy niemal nieznanych.

      Heh, problem stale rozrastającej się listy tytułów do przeczytania znam z autopsji - trzeba czytać, co się da, i nie przyglądać się rozmiarom tego powiększającego się stosu :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)