Strony

środa, 9 października 2013

Poza nawiasem

Okładka książki Dłoń

Dłoń

Michał Dąbrowski


Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 208







W wesołych i nadal nie tak odległych latach mojej młodości, na własnej skórze dane było mi w bardzo niewielkim stopniu przekonać się, co to znaczy być sławetnym innym, tj. osobnikiem zdecydowanie odróżniającym się na tle pozostałej części społeczeństwa. W ramach szczęśliwego zakończenia roku szkolnego kolega zaproponował, aby uhonorować to wydarzenie przefarbowaniem włosów. Po krótkim wahaniu przystałem na propozycję, ale po konsultacjach z siostrą, doszedłem do wniosku, że na pewno nie poddam się modzie zmiany koloru owłosienia głowy na banalny blond. Nie rozmyślając niemal w ogóle nad konsekwencjami mojego czynu postawiłem na fryzurę stylizowaną na irokezie z efektownym, czerwonym kogutem, ciągnącym się przez całą długość głowy. Tuż po opuszczeniu salonu fryzjerskiego oblepiły mnie chciwe i natrętne spojrzenia. Szczególnie w okresie pierwszych kilku dniu, kompletnie nie przyzwyczajony do tak jawnie okazywanej atencji, czułem niemal fizyczny dotyk oczu, które błądziły za mną gdziekolwiek się pojawiłem. Ludzie, najczęściej bezmyślnie, czasami z jawną dezaprobatą, a za każdym razem natrętnie i bez cienia skrępowania, gapili się na mnie, jakbym był obiektem, którego trudno posądzić o posiadanie uczuć. Zatem dopóki nie przywykłem do tych wścibskich spojrzeń, dosłownie płonąłem ze wstydu. Moja cała osoba w mgnieniu oka została zdegradowana do kawałka włosów na głowie, które posiadały odmienny kolor niż u statystycznego obywatela. Ta odmienność z automatu nadała prawo do ciągłego, w żadnej mierze ukradkowego spoglądania w moim kierunku każdej napotykanej przeze mnie osobie. Oczywiście, urządziłem się tak na własne życzenie, a w dodatku miałem możliwość powrotu do normalności – wystarczyło ściąć włosy i problem zniknąłby jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Co jednak z ludźmi, którzy są inni za sprawą wrodzonych wad czy dysfunkcji, nie dających się prosto bądź wcale wyeliminować?

Książka Michała Dąbrowskiego pt. Dłoń to znakomity zapis dorastania człowieka niepełnosprawnego, który od najmłodszych lat narażony jest na obstrzał spojrzeń wszelakiej maści życzliwych i ciekawskich. Pierwszoosobowy narrator, bohater książki napisanej w oparciu o doświadczenia życiowe autora, urodził się bez prawej dłoni. Dzieciństwo upłynęło mu stosunkowo beztrosko. Okres niemowlęctwa to rzecz jasna nieświadomość własnej fizycznej niedoskonałości. Ale wraz z dorastaniem, coraz wyraźniejszy i trudny do ukrycia stawał się fakt niekompletności. Chłopczyk z kikutem zamiast dłoni wyróżniał się na tle pozostałych malców, ale najczęściej był przez nie akceptowany. Po pierwszym, naturalnym i szczerym zaskoczeniu, zdawkowych komentarzach, wytykaniu palcami, bohater stawał się jednym z wielu, szkolnym kolegą, kumplem z podwórka, z którym wspólnie wspina się na ogrodzenia, czy ucieka przed rozwścieczonym sąsiadem. Niekiedy trafiały się smutne wyjątki – strach, odtrącenie, izolacja, jednak nie zdarzały się one często, a za postawą dziecięcej niechęci wobec chłopczyka bez dłoni, skrywała się najczęściej wola rodziców, by pociechy nie bawiły się z odmieńcem.

Okres dzieciństwa, kiedy naiwnie wierzymy, że świat to w gruncie rzeczy prosty mechanizm, a wokół siebie nie dostrzegamy żadnych ograniczeń, naznaczony był również marzeniami, że brakująca kończyna samoistnie odrośnie. Nadzieje podsycali sami rodzice, którzy odwiedzali z chłopcem różnych specjalistów. Część lekarzy kategorycznie stwierdzała, że odzyskanie dłoni jest niemożliwe, ale pojawiali się i mniej sceptyczni eksperci, którzy swoimi opiniami dawali podstawy bytu dziecięcym rojeniom. Sny o odrodzeniu ręki nie chciały się jednak ziścić. Zamiast nich coraz częściej pojawiała się niechęć wobec własnej niekompletności. Młody chłopiec zaczął coraz wyraźniej dostrzegać, że jego fizyczny brak wywołuje wiele skrajnych emocji, stąd próby maskowania kalectwa. Prawa ręka wciśnięta głęboko w kieszeń, czy koszulki z długimi rękawami zaczęły skrywać mroczną tajemnicę, z którą bohater wcale nie miał się ochoty dzielić w obawie, że zostanie wyśmiany, bądź odtrącony.

Dorastający chłopiec przyjmował różne postawy wobec własnego kalectwa. Od błogiej nieświadomości, która była stanem immanentnym, poprzez głęboką samokrytykę połączoną z próbami ukrycia niedostatków do samoakceptacji. Co interesujące, niezależnie od traktowania problemu przez samego zainteresowanego, postawa osób postronnych, a więc ludzi takich jak my, którzy na co dzień napotykają na ulicy niepełnosprawnego niemal wcale się nie zmienia. To smutne, ale bez względu na fakt, czy młody człowiek udźwignie poważne brzemię, jakim na podstawie lektury wydaje się niepełnosprawność, czy też nie, ludzie zdrowi wykazują dokładnie ten sam brak zrozumienia wobec prywatnego nieszczęścia. Najdotkliwiej przekonał się o tym bohater w okresie dojrzewania. Nowe twarze, nowe znajomości, zawierane na kolejnych imprezach, na które przyjaciele często siłą musieli wyciągać swojego niepełnosprawnego kolegę. Schemat prezentował się mniej więcej tak samo. Próba przedarcia się przez błonę konwenansów, zamiar niemal brutalnego wtargnięcia do centrum znajomości bez tego całego cyrku, którego nieodzownym składnikiem jest ceremonialny uścisk dłoni. Czasem się udawało, ale częściej nie. Niekiedy przychodziła więc pora na osobiste poznanie się – ręka wyciągnięta w stronę bohatera i uśmiech przyklejony do ust. A potem żarliwe przepraszam, nie wiedziałem, naprawdę mi przykro, etc. Bezustanne samobiczowanie się, zaklinanie rzeczywistości oraz obwinianie o niezręczność, która wynikała przecież z niewiedzy oraz była zupełnie niezamierzona. Zamiast prostej zmiany tematu często następowało jego sukcesywnie i bezlitosne drążenie. Taki delikwent kolejnymi pytaniami wywiercał ogromną dziurę w prywatności głównego bohatera, pragnąc dowiedzieć się jak to właściwie jest żyć bez jednej ręki. Nie mogło również zabraknąć dociekań o naturę kalectwa – czy jest to stan permanentny, czy też wada nabyta, np. na skutek nieszczęśliwego wypadku. A później chyba najgorsze – cała litania, najczęściej wyimaginowanych znajomych, którzy także są niepełnosprawni, ale pomimo tego jakoś w życiu sobie radzą. I tak bez końca.

Okazuje się, że człowiek niepełnosprawny niesłusznie degradowany jest niemal wyłącznie do wady, która stała się jego udziałem. Na dalszy plan spychane zostają osobowość, charakter, pasje czy zainteresowania. Zamiast tego pierwsze skrzypce zaczyna grać wada, znamię, piętno odróżniające bohatera od całej reszty ludzkości. Nie jest on już wartościowym człowiekiem, z którym można omówić dowolną sprawę, po prostu, po ludzku porozmawiać. Z góry czyni się założenie, że kwestią, jaką winno poruszać się w towarzystwie osoby niepełnosprawnej jest właśnie jego niekompletność i niesymetryczność. Stąd tematy-bumerangi, powracające do głównego bohatera z budzącą szewską pasję regularnością: sztuczna ręka oraz wstyd i łapka. Z jednej strony wujek rozwodzący się nad zaletami protez, ich coraz większą doskonałością w imitowaniu prawdziwych narządów, a z drugiej ciotka bez ustanku kłapiąca o konieczności pogodzenia się z sobą i porzucenia wstydu za swoją łapkę.

Na pierwszy plan wysuwa się zatem niezdarność i nieporadność w kontaktach z głównym bohaterem, które przejawiają osoby szczerze zainteresowane jego dobrem. Nawet najbliższa rodzina ma problem ze zrozumieniem całkiem oczywistego faktu, że stanowczo zbyt wiele czasu poświęcają tematowi kalectwa chłopca, zapominając o jego ludzkim obliczu. Okazuje się bowiem, że młody człowiek jest o wiele bardziej zainteresowany opinią swojego wujka na temat niedawno przeczytanej książki niż sztuczną ręką, którą ten stara się mu usilnie wcisnąć. Zrozumiałe jest, że takie przedstawienie zagadnienia kalectwa uzmysławia chłopcu, że postrzegany jest on jako osobnik niekompletny, z którym nawiązanie normalnych, zdrowych i szczerych interakcji będzie możliwe dopiero w momencie, gdy stanie się on pełnoprawnym, a więc pełnosprawnym człowiekiem. Idąc dalej tym rozumowaniem, można stwierdzić, że brakująca kończyna przybiera materialną postać stygmatu, jakim naznaczony zostaje główny bohater. Dojmująca pustka, doskwierający brak uniemożliwiają pełną i swobodną egzystencję, zarówno w wymiarze fizycznym – inwalidztwo wiąże się z kłopotami oraz niedogodnościami w codziennym życiu; jak i społecznym – bohaterowi odmawia się pełni człowieczeństwa, brak ręki utożsamiany jest z brakiem pełni praw do funkcjonowania w normalnym, zdrowym ludzkim zbiorowisku. Inwalida jest z założenia dysfunkcyjny, nienaturalnym jest zatem w jego przypadku zarówno pomaganie innym jak i samemu sobie, posiadanie nałogów, czy choćby wszczynanie konfliktów. W efekcie prostego sumowania oraz odejmowania, dochodzi się do absurdalnych wniosków, że osoby niepełnosprawne mogą pozwolić sobie jedynie na oczekiwanie litości oraz pomocy. Co gorsza, kiedy powyższe skonfrontujemy z rzeczywistością, okazuje się, że owe wnioski, o zgrozo, bardzo często próbuje się wcielać w życie, nie bacząc przy tym jak są one bzdurne oraz jak krzywdzą ludzi, którzy z racji pewnych niedoborów, braków, czy odchyleń od statystycznej normy często uważani są za podludzi.

Krótko reasumując, Dłoń, która jest powieściowym debiutem Michała Dąbrowskiego to wyborna lektura. Beznamiętnym, niemal pozbawionym emocji tonem narrator uświadamia czytelnikowi, jak trudno żyje się osobie niepełnosprawnej w naszym kraju. Czyni to bez płaczliwego tonu, nie formułując zbędnych oskarżeń i zarzutów pod adresem całego świata, a jedynie delikatnie gani za ignorancję i niezdarność. Dąbrowski zastosował w swojej narracji prosty język, który jasno i precyzyjnie formułuje uczucia podmiotu lirycznego. Ciekawym zabiegiem było również pozbawienie imion wszystkich bohaterów powieści – narrator do końca książki pozostaje bezimiennym, natomiast poszczególne postacie pojawiające się w trakcie lektury mogą liczyć tylko na pierwszą literę imienia. Aktorzy dramatu pozostają zatem anonimowi, a więc w pewnym sensie i niekompletni, podobnie jak chłopiec bez ręki. Kolejnym bardzo oryginalnym chwytem było wprowadzenie dodatkowej narracji z punktu widzenia brakującej, prawej dłoni. Jej niebyt, fizyczna nieobecność zostaje jeszcze bardziej wzmocniona, ponieważ jest ona jedyną, nierozerwalną towarzyszką głównego bohatera, świadkiem wszystkich jego przeżyć oraz dramatów, które komentuje z własnego punktu widzenia. Z niecierpliwością czekam na dalsze dzieła pana Dąbrowskiego.


Wasz Ambrose


 

4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawa recenzja, pewnie książka równie dobra.
    No właśnie, te stereotypy związane z niepełnosprawnością i uważanie nas przez niektórych za dziwadła, a czy naprawdę jesteśmy inni? Przecież nie. Na szczęście nie wszyscy są tacy i ja na szczęście spotykam większość osób myślących niestereotypowo :) Wydaje mi się, że i tak już się zmienia podejście naszego społeczeństwa do tej kwestii.
    Trzeba się cieszyć tym co jest i łapać każdą chwilę, bo nikt nie wie ile nam tego życia zostało - chory, zdrowy. Nie ma co na siłę naprawiać świata tylko nauczyć się żyć i akceptować siebie i innych takich jakimi są, nie zamykać się na nowe znajomości, przyjaźnie, a wtedy to już połowa sukcesu w drodze do szczęścia :)
    Fajnie, że ukazałeś również tą tematykę, dzięki. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie to wszystko ujęłaś, wielkie dzięki za ten świetny komentarz! Szczególnie podoba mi się to zdanie na temat naprawiania świata - tylu ludzi chętnie rozpoczęłoby jego udoskonalanie od innych, zamiast skoncentrować się na sobie i swoim najbliższym otoczeniu.

      Pozdrawiam serdecznie, a książkę rzecz jasna szczerze polecam :)

      Usuń
  2. Szkoda, że blox.pl, z którego przenosiłeś stare recenzje do tego bloga, nie oferuje możliwości przenoszenia również komentarzy. Przeklejam więc mój stary:

    „Jeśli książka jest napisana choćby z takim wyczuciem, jak Twój felietonik, bo to już nie jest tylko recenzja, to musi być naprawdę dobra. Biorąc pod uwagę, że napisana przez Polaka - podwójnie warta uwagi.

    Od siebie pragnę tylko dodać, że ten medal (odmienność) ma dwa końce. Może być wadą, jeśli posiadacz tej cechy sam o sobie tak myśli, a może być i atutem (cokolwiek to znaczy), jeśli ktoś sam do końca akceptuje swoją odmienność i potrafi z niej korzystać. Oczywiście to trudniejsze niż korzystanie z atutów i rzadziej się takie osoby zdarzają.

    Może wrzuć ten tekst na LC? Ostatnio jakby mniej ich lubię, ale jednak mają dużo odwiedzających, a takie rzeczy trzeba upowszechniać.”

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za uznanie :) Jak sami siebie nie zaakceptujemy to jak mają uczynić to inni wobec nas? Tacy ludzie, którzy uważają siebie za najlepszych, najpiękniejszych i najwspanialszych, krytykujący innych zawsze będą, a my musimy ocenić z kim tak naprawdę warto się trzymać.
    Wydaje mi się, że ta odmienność może być atutem w takim sensie, że w związku ze sporym bagażem doświadczeń, choćby na tle zdrowotnym, ludzie niepełnosprawni troszkę inaczej patrzą na świat. Cóż z tego, że można mieć pieniądze, piękny dom, pracować na wysokim stanowisku, jeśli tak naprawdę przez to zabieganie nie umie się nawiązać relacji z innymi i jest się samemu, choćby otaczało nas mnóstwo ludzi. Choroba, nagła, czy długotrwała jednak przewartościowuje życie człowieka, najważniejsze są dla niego zdrowie, rodzina i prawdziwi, wierni przyjaciele, choć oczywiście nie jest ona usprawiedliwieniem braku działania, walki z nią, starając się w jak najlepszy z możliwych sposobów ją wyhamować. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że i ludzie niepełnosprawnie nie są identyczni, inaczej postrzegają swoje schorzenia, ja jeżdżę na wózku od urodzenia i nie znam rzeczywistości z perspektywy osoby chodzącej, ale czy to źle? Zdaję sobie sprawę ze swych ograniczeń i najważniejsze, by nie było gorzej :)
    Zgadzam się z Andrew, ten felieton powinni przeczytać inni. Pozdrawiam z uśmiechem, tak na przekór pogodzie :)

    OdpowiedzUsuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)