Strony

poniedziałek, 23 września 2013

Cesarz o cesarzu




Cesarz

Ryszard Kapuściński

Czytelnik Warszawa 1982

Wrześniową lekturą w moim zaprzyjaźnionym oddziale DKK* był Cesarz pióra Ryszarda Kapuścińskiego, zwanego nomen omen cesarzem reportażu. Dobrze się stało, gdyż gdyby nie DKK, sam raczej bym po tę książkę nie sięgnął. Nie z powodu nieznajomości autora, ale raczej z powodu zbyt dużej podaży książek wartych poznania w stosunku do ilości czasu, którym dysponuję.

Ryszard Kapuściński (1932-2007) polski reportażysta, publicysta, poeta i fotograf, całkowicie zasłużył swym dorobkiem na zaszczytny, wspomniany wyżej przydomek. O wielkości jego pióra świadczy chociażby to, że obok Stanisława Lema jest chyba najczęściej tłumaczonym na języki obce z naszych pisarzy. Niektórzy zarzucają mu, iż współpracował z tajnymi służbami PRL, ale nie miejsce tutaj na takie bzdury. Temat realiów świata demoludów jest skomplikowany, i można o nim długo, a nawet trzeba długo, jeśli nie ma być tylko propagandowym odmóżdżaniem, ale dotyczy co najwyżej oceny człowieka. Mieszanie tej problematyki z oceną twórczości jest, delikatnie mówiąc, infantylne. To tak, jakby oceniać doskonałość konstrukcji samochodu czy piękno rzeźby przez pryzmat poglądów politycznych ich twórcy. Jest to co najmniej nielogiczne. Albo konstrukcja jest udana, albo nie. Albo rzeźba zachwyca, albo nie. Podobnie z literaturą.

Do Cesarza podszedłem niczym tabula rasa. Nie pamiętając już nawet co i kiedy było moim ostatnim czytelniczym spotkaniem z Kapuścińskim, bez dowiadywania się, o kogo chodzi w tej książce; kim jest tytułowy Cesarz i jakie zebrała ona po pierwszej publikacji (1978) recenzje. Potem, po skończonej lekturze, doczytałem, iż właśnie ten reportaż, bo to jednak reportaż, choć unikalny w formie, pozwolił Ryszardowi Kapuścińskiemu zabłysnąć w literaturze faktu na skalę międzynarodową; był to jego pierwszy naprawdę wielki sukces doceniony już przez współczesnych. To jednak tylko taka dygresja. Wróćmy do początku.

Od pierwszych stron dowiadujemy się wszystkiego; Cesarz to Haile Selassie I, władca Etiopii w latach 1930 – 1974 (zm. w 1975). Historia, o jakiej książka opowiada, to specyfika jego panowania ze szczególnym naciskiem na okres ostatni i czas upadku (w wyniku prokomunistycznego puczu wojskowego kierowanego przez Mengystu Hajle Marjama). Temat teoretycznie ciężki, jednak od samego początku poznać pióro Mistrza. Rzecz, która w innym wydaniu byłaby przygnębiająca, czyta się lekko, niczym komedię, groteskę lub bajkę. Gdyby zmienić nazwiska, nazwy i daty, równie dobrze mogłaby to być powieść science fiction, baśń lub klasyczna tragedia, antyutopia czy cokolwiek innego. Kapuściński ubrał całość w formę zbioru luźnych opowieści; wspomnień osób z personelu nieistniejącego już Pałacu, połączonych ze sobą tylko osobami dwóch cesarzy. Cesarza bohatera tych przypowieści, czasami nieledwie anegdot, oraz cesarza reportażu, który ich wysłuchał i zapisał słowa o świecie, który przeminął. Zapisał pięknie, miejscami wierszowaną prozą, pięknym zaiste stylem. Niektórym ten język wydaje się sztuczny, ale w moim odczuciu ten zabieg, celowy i przemyślany, dodaje autentyzmu. Wspominają o tym zresztą ci, którzy wypełnili książkę treścią, czyli niedobitki minionego ustroju, którzy cudem uniknęli więzienia i śmierci podczas politycznej zmiany warty. W swych opowieściach niejednokrotnie wspominają, iż Pałac wywoływał natychmiastową zmianę w zachowaniu, wyglądzie, a pewnie i wysławianiu się osoby, która doń wstępowała. Uważny obserwator widzi to i w naszych czasach, i w naszych realiach. Księdza czy polityka z niektórych kręgów można bez pudła poznać po sposobie mówienia, po rytmie i intonacji, po melodii jego języka i specyficznych formach, których używa. To właśnie, oddanie klimatu i, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, piętna kultury korporacyjnej, , udało Kapuścińskiemu udało się po mistrzowsku.

Cesarstwo Haile Selassie upadło. Przeminęły i rządy tych, którzy mu władzę odebrali. Ustrój, w którym żył i tworzył Kapuściński też już nie istnieje. Wszystko przemija, a książka ta budzi w czytelniku nie mniej żywy odzew niż w roku 1978. Dlaczego?

Cesarz to opowieść o władzy. Wydawać się nam może groteskowy, jego świat okrutny, a rozstrzygnięcia decydentów idiotyczne. Do czasu jednak, aż spojrzymy dookoła i skonstatujemy, iż biorąc pod uwagę nasze realia, położenie geograficzne, uwarunkowania historyczne i ekonomiczne, być może jesteśmy świadkami i uczestnikami jeszcze większej degrengolady niż ta, która poprzedziła upadek Cesarstwa Etiopii. Łatwo zobaczyć, że mechanizmy sprawowania władzy pokazane w Cesarzu, niczym w krzywym zwierciadle, są ponadczasowe, podobnie jak obojętność tych na górze wobec problemów tych na dole. To samo było w Cesarstwie Rzymskim, to samo w IVRP. Oczywiście entourage się zmienia, ale szkielet i maszyneria, która wprawia go w ruch, pozostają wciąż, od tysiącleci, te same. Nie zmienił tego ani Jezus, ani Stalin. Nie dała temu rady żadna rewolucja. Jedyna szansa być może w ewolucji, w czymś na wzór szwedzki, ale jak mawiał Lenin, warunkiem tej drogi jest bogactwo, więc dla większości jest zamknięta. I choć Kapuściński tak daleko nie sięga, a może właśnie dlatego, że powstrzymuje się od wszelkich ocen i komentarzy pozwalając opowiadać swym rozmówcom tak, jak oni wszystko widzą lub chcą widzieć, książka absolutnie się nie zestarzała. Wręcz przeciwnie. Każda mijająca epoka, która tak naprawdę niczego nie zmieniła z wyjątkiem zmiany lukru na wielkim torcie zwanym władzą, dodaje Cesarzowi nowej aktualności i większej autentyczności. Jest to też opowieść o istocie natury ludzkiej, którą dużo trudniej zmienić na lepsze niż ustrój, o tym co przemija, i o tym, co zmienić jest prawie niemożliwym. Książka, która każdemu daje do myślenia i która nikogo nie pozostawi bez reakcji. I choć refleksje na pewno są różne, a może właśnie dlatego

absolutnie i zdecydowanie polecam


Wasz Andrew




* Dyskusyjny Klub Książki

18 komentarzy:

  1. Właśnie skończyłam czytać "Lapidarium VI" Kapuścińskiego - jestem pod wrażeniem jego umiejętności zebrania myśli zwięźle, niezwykle trafnie, po prostu po mistrzowsku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dodatku za każdym razem jest nieco inny. W tym również nieco przypomina Lema.

      Usuń
  2. Był mistrzem słowa - to prawda. Stwierdzam to po dwukrotnym czytaniu "Szachinszacha". "Cesarza nie czytałam. Mam "Imperium" i wreszcie muszę przeczytać, a kiedyś czytałam jego "Wojnę futbolową".
    Znakomicie zachęcasz do czytania jego książek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zacznę od tego, że czekałem na tę recenzję, ponieważ byłem bardzo ciekaw Twojej opinii na temat tej książki oraz, że się bardzo cieszę, że Ci się spodobała.

    A prawdziwych mistrzów prozy można poznać właśnie po tym, że ich utwory nie są jednosezonowymi bestsellerami, o których pamięć szybko zanika. To dzieła zawierające treści uniwersalne, często opisujące mechanizmy od zawsze działające w populacjach ludzkich, dzięki czemu treść ciągle pozostaje aktualna. Kapuścińskiego, przynajmniej ja, do takich mistrzów zaliczam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z natanną, faktycznie znakomicie zachęcasz do czytania jego książek. Mi w natłoku lektur i braku czasu (chociaż nie wiem, czy to nie bzdura i z tym brakiem czasu nie ponosi mnie fantazja) Kapuściński cały czas schodzi na dalszy plan i takim to sposobem nie czytałam ani jednego jego dzieła. [coś tam fragmentami na polskim, ale to się absolutnie nie liczy]. Mam co nadrabiać. Cudownie

    Pozdrawiam Cię, Andrew :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) A na Kapuścińskiego, zwłaszcza na Cesarza, warto kiedyś znaleźć chwilę. Czyta się łatwo i szybko :) Pozdrowionka ;)

      Usuń
  5. Ja w czasie najbliższych miesiącach mam w planach aż try książki Kapuścińskiego. Niestety nie ma wśród nich "Cesarza", bo akurat ta książka jest niezwykle popularna i trzeba na nią długo czekać w bibliotece, ale widzę, że warto.

    OdpowiedzUsuń
  6. czytałam tylko Imperium, ale tak mnie zachwyciło, że po jednej książce stał się moim ulubionym pisarzem, a "cesarza" mam w planach, więc namawiać mnie nie musisz :D Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To ja się wyłamię. Mnie „Cesarz" nie zachwycił. :( Styl Kapuścińskiego na początku mi się podobał, ale z czasem odniosłam wrażenie, że wszyscy mówią w taki sam, charakterystyczny sposób. Nie mówiąc już o tym, że autor stworzył dość jednostronny obraz cesarza, a rzeczywistość była trochę bardziej złożona. Pisze o tym w swojej powieści m.in. etiopska pisarka Maaza Mengiste.
    Natomiast Twoja recenzja jest bardzo zachęcająca. Gdybym książki nie czytała, pewnie bym po nią sięgnęła. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak napisałem w recenzji - moim zdaniem to podobieństwo stylu wypowiadania się wszystkich ludzi z Pałacu było zamierzone by oddać faktyczną sytuację. U nas też są grupy ludzi, którzy wypowiadają się w ten sam sposób i nawet jeśli zmienią orientację, sposób wysławiania się zdradza ich korzenie :)

      Nie do końca obraz cesarza jest jednostronny. Trzeba tylko uważnie się wczytać. Z drugiej strony wypowiadają się tylko ludzie z Pałacu, co sprawia, iż takie wrażenie może wystąpić. Ja jednak wolę wyraźnie subiektywne wypowiedzi - znając stanowisko mówiącego można brać poprawkę. W ocenie ludzi obiektywizm się nie sprawdza, przynajmniej do wystawiania oceny, ale to temat na dłuższy felieton :)

      Usuń
  8. Widać, że egzemplarz książki był wielokrotnie w czytaniu - takie są najlepsze - moim zdaniem. I też się podpisuję pod tym, co piszesz.. Jeśli powiem, że to wartościowa lektura, będzie zdecydowanie za mało. Wolałabym, żeby była obowiązkowa (z dobrej woli, nie z przymusu).

    OdpowiedzUsuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)