Strony

wtorek, 30 lipca 2013

Niezwykłe przygody podstarzałego paralizatora

Okładka książki Dreszcz 

Dreszcz

Jakub Ćwiek


Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 296










Jakub Ćwiek, to polski pisarz, którego twórczość zaliczana jest do nurtu fantastyki. Autor sławę i rozgłos uzyskał dzięki tetralogii Kłamca, która zapewniła mu status twórcy kultowego w naszym kraju. Ponadto Ćwiek aż dziewięciokrotnie nominowany był do nagrody im. Janusza A. Zajdla, którą to udało mu się zdobyć raz, w roku 2011, za opowiadanie Bajka o trybach i powrotach. O pisarzu zrobiło się głośno również na skutek sporu z wydawnictwem Fabryka Słów, na łamach którego Ćwiek debiutował. Konflikt, określany mianem Afery Crossgate zagościł na prywatnym blogu autora i szybko zahuczało o nim w Internecie. Kolejne wpisy Ćwieka, w których ujawniał on swoją korespondencję z Fabryką Słów śledziły rzesze czytelników, bowiem pisarz, niejako mimochodem, przy okazji prowadzonego sporu, ukazywał metody funkcjonowania współczesnych wydawnictw, dla których wartością priorytetową okazuje się zysk, bez oglądania się nawet na co bardziej zasłużonych autorów. Prawda niby ogólnie znana, którą jednak warto od czasu do czasu przypomnieć, by wyzbyć się wszelkich złudzeń, które przypadkiem mogłyby zagościć w naszych naiwnych, czytelniczych sercach. Mimo dość ostrej wymiany zdań, Jakub Ćwiek nie zakończył współpracy z Fabryką Słów i w dalszym ciągu na jej łamach pojawiają się jego książki. Najnowszą powieścią, którą wydała lublińska oficyna jest Dreszcz.

Jakub Ćwiek znany jest dobrze swoim fanom z zamiłowania do Rock’n’Rolla i uczucie to w pełni prezentuje właśnie w Dreszczu. Główny bohater, Ryszard Zwierzu Zwierzchowski to podstarzały rockman, który obecnie prowadzi egzystencję ludzkiej pijawki. Hasło sex, drugs and rock’n’roll ciągle stanowi motto życiowe Rycha, ale jego pasji nie podzielają najbliżsi. Zwierzchowski od dawna prowadzi żywot samotnika, opuszczonego przez wszystkich członków rodziny, spośród których przyznaje się do niego jedynie przebywająca na emigracji w USA córka. Janina regularnie uzupełnia ziejący pustką tatusiowy portfel oraz bezskutecznie stara się znaleźć zajęcie dla swojego rodziciela, który jednak umiejętnie unika zniewolenia jakąkolwiek formą pracy zarobkowej. Godziny spędzane na słuchaniu czołowych rockowych kapel, piwo, spożywane na przyblokowym trawniku, przy akompaniamencie elektrycznej gitary, którą Zwierzchowski doprowadza do szału sąsiadów – Rychu ani myśli, by zmieniać cokolwiek w swoim wygodnickim życiu. Zmiany przychodzą zatem same. Ryszard w trakcie swojego codziennego leżakowania zostaje porażony piorunem, na skutek czego zostaje obdarzony wyjątkową mocą – odtąd potrafi on władać energią elektryczną. Brzmi znajomo i okrutnie banalnie? Może i tak, ale to nie żart – w ten oto sposób do pokaźnego grona superbohaterów, znanych doskonale z amerykańskiej literatury popularnej, dołącza Dreszcz. Oczywiście wyjątkowe zdolności nie zmieniają zbytnio charakteru Zwierzchowskiego, na skutek czego nasz polski heros wyraźnie różni się od swoich amerykańskich pierwowzorów.

W tym momencie pozwolę sobie na małą dygresję. W polskiej literaturze fantastycznej można zauważyć tendencję do tworzenia głównego bohatera wg schematu, zastosowanego przez Andrzeja Sapkowskiego, który wykreował najbardziej znaną postać polskiego fantasy, Wiedźmina. Otóż bohaterowie naszych rodzimych twórców są pewnego rodzaju herosami – walczą ze złem i występkiem, stają w obronie słabszych, nigdy nie idąc na łatwiznę, brnąc pod prąd, postępując zgodnie z moralnym obowiązkiem, starając się nie dopuścić, by krzywda i niesprawiedliwość zatryumfowały na świecie. Jednak z drugiej strony, rodzimi bohaterowie absolutnie nie są wzorami cnót wszelakich – są to najczęściej ludzie z krwi i kości, którym nie brakuje wad, przywar, słabostek, którzy często podejmują się ochrony spokojnego żywota szarych obywateli, ale mając pełną świadomość faktu, że owi potencjalnie pokrzywdzeni to najczęściej zwykły motłoch, nie potrafiący okazać wdzięczności, a w normalnych warunkach, brzydzący się innością swojego wybawiciela. Cechą najważniejszą, która wyróżnia naszych herosów to ogromne poczucie humoru, którym tryskają niczym gejzer oraz umiejętność władania ironią z równą wprawą, co mieczem, od ciosów którego pada tylu przeciwników. Żarty słowne, zgryźliwe, często wulgarne docinki, zawoalowane kpiny oraz drobne złośliwości znajdują się na podorędziu każdego, szanującego się polskiego bohatera. W ten trend doskonale wpisuje się Ryszard Dreszcz Zwierzchowski. Zwierzu ratuje przed gwałtem niewinne kobiety, ale w ramach wdzięczności oczekuje pokazania cycków. Spuszcza lanie chuliganom, zaczepiającym przypadkowych przechodniów, ale wcześniej wybiera się z nimi na piwo. Powstrzymuje przed niecnym czynami gwałcicieli, ale za chwilę dla uspokojenia zapala sobie skręta. Czy taki koleś mógłby trafić do amerykańskiego komiksu, którego bohaterowie często są wzorem postępowania dla zwykłych zjadaczy chleba, którzy swoje słabostki skrzętnie ukrywają, nawet przed samym sobą? Zwierzchowski poraża czytelnika swoją naturalnością, której nie jest w stanie zmienić ani żadna supermoc, ani żaden dzieciak-maniak komiksów, skaczący wręcz z radości, że wreszcie udało mu się znaleźć swojego superbohatera, któremu mógłby służyć.

Dreszcz jest zatem całkiem zabawną powieścią o narodzinach herosa na katowickim osiedlu Tysiąclecia. Ćwiekowi należy oddać, że solidnie przyłożył się do pracy i zadbał także o detale. Nie brakuje zatem lokalnego folkloru – jedyny przyjaciela Rycha, Alojzy, to emerytowany górnik, który jak na rodowitego Ślązoka przystało, posługuje się jedynie gwarą. Ponadto pojawiają się opisy poszczególnych miejsc w Katowicach oraz w Krakowie, w miastach, w których rozgrywa się akcja powieści – to z pewnością miłe dla czytelnika, kiedy kojarzy lokalizacje, o których jest mowa w książce. Swoistą wisienką na torcie są rockowe kawałki, które Ćwiek gęsto upycha niemal na każdej stronie. Autor nie zadowala się jedynie wymienieniem utworu, który aktualnie słucha Rychu. Często pojawiają się całe zwrotki, słowa refrenu, który świetnie wpasowują się w akcję, tworząc z nią harmoniczną całość.

Ale rzeczą, która wywarła na mnie zdecydowanie najbardziej pozytywne wrażenie jest fakt wybrania staruszka na bohatera całej powieści. Rychu nie jest co prawda zramolałym, robiącym pod siebie dziadkiem, ale swoje już przeżył, tak, że bujna czupryna usiana jest wyłącznie siwymi włosami. Ćwiek uchodzi za znawcę oraz miłośnika popkultury, która w wielu kwestiach jest przecież odzwierciedleniem całej naszej zachodniej cywilizacji. W mojej opinii decyzja, by herosem stał się człowiek stary, a więc w powszechnym mniemaniu niedołężny, nieprzydatny, jest głęboko przemyślana. Ja traktuję to jako rodzaj sprzeciwu wobec współczesnego ducha kultury europejskiej, zgodnie z którym panuje bezmyślny oraz bezkrytyczny kult młodości. Z afiszów reklam atakują nas półnagie, roześmiane, piękne i młode kobiety oraz mężczyźni. Kremy przeciwzmarszczkowe dla czterdziestolatków promują dwudziestolatki. Z wielkich korporacji starsi wiekiem, ale i o wiele bardziej doświadczeni, pracownicy muszą ustępować miejsca żądnym sukcesów i bogactwa młodym wilkom. Starość chowana jest w cień, ponieważ jest niemodna. Mało się o niej mówi, a sam temat starzenia się traktuje się częściej jako swoiste tabu. Operacje plastyczne, kosmetyki, zdrowy tryb życia – wszystko ma nas uchronić przed niechcianą starością, której coraz więcej współczesnych ludzi nie potrafi zaakceptować jako naturalnej i nieuchronnej kolei rzeczy. Człowiek stary jest zatem często skazywany na egzystencję poza marginesem społeczeństwa. Jego miejsce jest w aptekach, kolejkach do lekarza lub w kościele. Ćwiek jest kolejnym polskim pisarzem, który w swojej prozie pokazuje, że wcale tak nie musi być. Dreszcza uznać można zatem, podobnie jak i sieniewiczowską Rebelię za swoistą, nie pozbawioną kpin i groteski, apoteozę starości.

Reasumując krótko, uważam, że Jakub Ćwiek zaserwował czytelnikowi porcję bardzo przyzwoitej prozy. Książka napisana jest lekkim piórem, sporo w niej scen komicznych, słownych żartów oraz ironii. Jeśli chodzi o wady, to na pierwszy plan wybija się brak spójnej fabuły – widać jak na dłoni, że powieść jest wyłącznie początkiem większej serii. Poszczególne wątki dopiero rozwijają się, tak, że panuje swoisty nieład. Ponadto część prezentowanych powiedzonek i kpin może sprawiać wrażenie niesmacznych. Gęsto jest także od wulgaryzmów oraz szyderstwa, również ze świętości. Książka jest w dodatku dosyć krótka, tak, że szybko dochodzimy do ostatniej strony, stwierdzając z rozczarowaniem, że to już naprawdę koniec.


Wasz Ambrose


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)