Dreszcz
Jakub Ćwiek
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 296
Jakub Ćwiek, to polski pisarz, którego twórczość zaliczana jest do nurtu fantastyki. Autor sławę i rozgłos uzyskał dzięki tetralogii Kłamca, która zapewniła mu status twórcy kultowego w naszym kraju. Ponadto Ćwiek aż dziewięciokrotnie nominowany był do nagrody im. Janusza A. Zajdla, którą to udało mu się zdobyć raz, w roku 2011, za opowiadanie Bajka o trybach i powrotach. O pisarzu zrobiło się głośno również na skutek sporu z wydawnictwem Fabryka Słów, na łamach którego Ćwiek debiutował. Konflikt, określany mianem Afery Crossgate zagościł na prywatnym blogu autora i szybko zahuczało o nim w Internecie. Kolejne wpisy Ćwieka, w których ujawniał on swoją korespondencję z Fabryką Słów śledziły rzesze czytelników, bowiem pisarz, niejako mimochodem, przy okazji prowadzonego sporu, ukazywał metody funkcjonowania współczesnych wydawnictw, dla których wartością priorytetową okazuje się zysk, bez oglądania się nawet na co bardziej zasłużonych autorów. Prawda niby ogólnie znana, którą jednak warto od czasu do czasu przypomnieć, by wyzbyć się wszelkich złudzeń, które przypadkiem mogłyby zagościć w naszych naiwnych, czytelniczych sercach. Mimo dość ostrej wymiany zdań, Jakub Ćwiek nie zakończył współpracy z Fabryką Słów i w dalszym ciągu na jej łamach pojawiają się jego książki. Najnowszą powieścią, którą wydała lublińska oficyna jest Dreszcz.
Jakub Ćwiek znany jest dobrze swoim fanom z zamiłowania do Rock’n’Rolla i uczucie to w pełni prezentuje właśnie w Dreszczu. Główny bohater, Ryszard Zwierzu Zwierzchowski to podstarzały rockman, który obecnie prowadzi egzystencję ludzkiej pijawki. Hasło sex, drugs and rock’n’roll
ciągle stanowi motto życiowe Rycha, ale jego pasji nie podzielają
najbliżsi. Zwierzchowski od dawna prowadzi żywot samotnika, opuszczonego
przez wszystkich członków rodziny, spośród których przyznaje się do
niego jedynie przebywająca na emigracji w USA córka. Janina regularnie
uzupełnia ziejący pustką tatusiowy portfel oraz bezskutecznie stara się
znaleźć zajęcie dla swojego rodziciela, który jednak umiejętnie unika
zniewolenia jakąkolwiek formą pracy zarobkowej. Godziny spędzane na
słuchaniu czołowych rockowych kapel, piwo, spożywane na przyblokowym
trawniku, przy akompaniamencie elektrycznej gitary, którą Zwierzchowski
doprowadza do szału sąsiadów – Rychu ani myśli, by zmieniać cokolwiek w
swoim wygodnickim życiu. Zmiany przychodzą zatem same. Ryszard w trakcie
swojego codziennego leżakowania zostaje porażony piorunem, na skutek
czego zostaje obdarzony wyjątkową mocą – odtąd potrafi on władać energią
elektryczną. Brzmi znajomo i okrutnie banalnie? Może i tak, ale to nie
żart – w ten oto sposób do pokaźnego grona superbohaterów, znanych
doskonale z amerykańskiej literatury popularnej, dołącza Dreszcz.
Oczywiście wyjątkowe zdolności nie zmieniają zbytnio charakteru
Zwierzchowskiego, na skutek czego nasz polski heros wyraźnie różni się
od swoich amerykańskich pierwowzorów.
W tym momencie pozwolę sobie na małą
dygresję. W polskiej literaturze fantastycznej można zauważyć tendencję
do tworzenia głównego bohatera wg schematu, zastosowanego przez Andrzeja
Sapkowskiego, który wykreował najbardziej znaną postać polskiego
fantasy, Wiedźmina. Otóż bohaterowie naszych rodzimych twórców są
pewnego rodzaju herosami – walczą ze złem i występkiem, stają w obronie
słabszych, nigdy nie idąc na łatwiznę, brnąc pod prąd, postępując
zgodnie z moralnym obowiązkiem, starając się nie dopuścić, by krzywda i
niesprawiedliwość zatryumfowały na świecie. Jednak z drugiej strony,
rodzimi bohaterowie absolutnie nie są wzorami cnót wszelakich – są to
najczęściej ludzie z krwi i kości, którym nie brakuje wad, przywar,
słabostek, którzy często podejmują się ochrony spokojnego żywota szarych
obywateli, ale mając pełną świadomość faktu, że owi potencjalnie
pokrzywdzeni to najczęściej zwykły motłoch, nie potrafiący okazać
wdzięczności, a w normalnych warunkach, brzydzący się innością swojego
wybawiciela. Cechą najważniejszą, która wyróżnia naszych herosów to
ogromne poczucie humoru, którym tryskają niczym gejzer oraz umiejętność
władania ironią z równą wprawą, co mieczem, od ciosów którego pada tylu
przeciwników. Żarty słowne, zgryźliwe, często wulgarne docinki,
zawoalowane kpiny oraz drobne złośliwości znajdują się na podorędziu
każdego, szanującego się polskiego bohatera. W ten trend doskonale
wpisuje się Ryszard Dreszcz Zwierzchowski. Zwierzu
ratuje przed gwałtem niewinne kobiety, ale w ramach wdzięczności
oczekuje pokazania cycków. Spuszcza lanie chuliganom, zaczepiającym
przypadkowych przechodniów, ale wcześniej wybiera się z nimi na piwo.
Powstrzymuje przed niecnym czynami gwałcicieli, ale za chwilę dla
uspokojenia zapala sobie skręta. Czy taki koleś mógłby trafić do
amerykańskiego komiksu, którego bohaterowie często są wzorem
postępowania dla zwykłych zjadaczy chleba, którzy swoje słabostki
skrzętnie ukrywają, nawet przed samym sobą? Zwierzchowski poraża
czytelnika swoją naturalnością, której nie jest w stanie zmienić ani
żadna supermoc, ani żaden dzieciak-maniak komiksów, skaczący wręcz z
radości, że wreszcie udało mu się znaleźć swojego superbohatera, któremu
mógłby służyć.
Dreszcz jest zatem całkiem
zabawną powieścią o narodzinach herosa na katowickim osiedlu
Tysiąclecia. Ćwiekowi należy oddać, że solidnie przyłożył się do pracy i
zadbał także o detale. Nie brakuje zatem lokalnego folkloru – jedyny
przyjaciela Rycha, Alojzy, to emerytowany górnik, który jak na
rodowitego Ślązoka przystało, posługuje się jedynie gwarą. Ponadto
pojawiają się opisy poszczególnych miejsc w Katowicach oraz w Krakowie, w
miastach, w których rozgrywa się akcja powieści – to z pewnością miłe
dla czytelnika, kiedy kojarzy lokalizacje, o których jest mowa w
książce. Swoistą wisienką na torcie są rockowe kawałki, które Ćwiek
gęsto upycha niemal na każdej stronie. Autor nie zadowala się jedynie
wymienieniem utworu, który aktualnie słucha Rychu. Często pojawiają się
całe zwrotki, słowa refrenu, który świetnie wpasowują się w akcję,
tworząc z nią harmoniczną całość.
Ale rzeczą, która wywarła na mnie zdecydowanie najbardziej pozytywne wrażenie jest fakt wybrania staruszka
na bohatera całej powieści. Rychu nie jest co prawda zramolałym,
robiącym pod siebie dziadkiem, ale swoje już przeżył, tak, że bujna
czupryna usiana jest wyłącznie siwymi włosami. Ćwiek uchodzi za znawcę
oraz miłośnika popkultury, która w wielu kwestiach jest przecież
odzwierciedleniem całej naszej zachodniej cywilizacji. W mojej opinii
decyzja, by herosem stał się człowiek stary, a więc w powszechnym
mniemaniu niedołężny, nieprzydatny, jest głęboko przemyślana. Ja
traktuję to jako rodzaj sprzeciwu wobec współczesnego ducha kultury
europejskiej, zgodnie z którym panuje bezmyślny oraz bezkrytyczny kult
młodości. Z afiszów reklam atakują nas półnagie, roześmiane, piękne i
młode kobiety oraz mężczyźni. Kremy przeciwzmarszczkowe dla
czterdziestolatków promują dwudziestolatki. Z wielkich korporacji starsi
wiekiem, ale i o wiele bardziej doświadczeni, pracownicy muszą
ustępować miejsca żądnym sukcesów i bogactwa młodym wilkom. Starość
chowana jest w cień, ponieważ jest niemodna. Mało się o niej mówi, a sam
temat starzenia się traktuje się częściej jako swoiste tabu. Operacje
plastyczne, kosmetyki, zdrowy tryb życia – wszystko ma nas uchronić
przed niechcianą starością, której coraz więcej współczesnych ludzi nie
potrafi zaakceptować jako naturalnej i nieuchronnej kolei rzeczy.
Człowiek stary jest zatem często skazywany na egzystencję poza
marginesem społeczeństwa. Jego miejsce jest w aptekach, kolejkach do
lekarza lub w kościele. Ćwiek jest kolejnym polskim pisarzem, który w
swojej prozie pokazuje, że wcale tak nie musi być. Dreszcza uznać można zatem, podobnie jak i sieniewiczowską Rebelię za swoistą, nie pozbawioną kpin i groteski, apoteozę starości.
Reasumując krótko, uważam, że Jakub
Ćwiek zaserwował czytelnikowi porcję bardzo przyzwoitej prozy. Książka
napisana jest lekkim piórem, sporo w niej scen komicznych, słownych
żartów oraz ironii. Jeśli chodzi o wady, to na pierwszy plan wybija się
brak spójnej fabuły – widać jak na dłoni, że powieść jest wyłącznie
początkiem większej serii. Poszczególne wątki dopiero rozwijają się,
tak, że panuje swoisty nieład. Ponadto część prezentowanych powiedzonek i
kpin może sprawiać wrażenie niesmacznych. Gęsto jest także od
wulgaryzmów oraz szyderstwa, również ze świętości. Książka jest w
dodatku dosyć krótka, tak, że szybko dochodzimy do ostatniej strony,
stwierdzając z rozczarowaniem, że to już naprawdę koniec.
Wasz Ambrose
Wasz Ambrose
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)