Dom przy Alien Avenue
Andrzej Dudziński
Wydawnictwo: Videograf II
Liczba stron: 255
Emigracja to dobrowolne opuszczenie
granic swojego kraju. Część spośród tych, którzy się na nią decydują, są
motywowani przyczynami politycznymi, jednak zdecydowana większość gnana
jest powodami ekonomicznymi. Niektórzy ludzie rozstają się ze swoimi
rodzinami licząc, że uda im się znaleźć godziwe zajęcie, które
pozwoliłoby odłożyć nieco grosza i tryumfalnie powrócić do ojczyzny, w
blasku nabytych bogactw. Jeszcze inni z kolei zakładają stałą zmianę
miejsca zamieszkania, w którym można zacząć od początku całe swoje
życie. Nieznane kusi wachlarzem możliwości, które w zupełnie nowej
lokalizacji wydają się wprost nieograniczone. Zjawisko emigracji nie
jest obce i naszej ojczyźnie. Polacy migrowali z przyczyn politycznych,
np. po upadku kolejnych, nieudanych powstań oraz ekonomicznych. Ten
drugi typ emigracji był szczególnie popularny za czasów PRL, kiedy to
kraje zachodnie roiły się jako raje, krainy opływające mlekiem i miodem.
Niewątpliwie jednym z mitycznych lądów, do którego wstęp mieli niestety
tylko nieliczni wybrańcy, były Stany Zjednoczone Ameryki Północnej.
Sny i marzenia mają to do siebie, że
niestety, ale rzadko kiedy się one spełniają. Nie inaczej jest w
przypadku emigracji. O tym jak wygląda jej prawdziwe oblicze, o tym, że w
życiu na obczyźnie jest zdecydowanie więcej cieni niż blasków traktuje
książka Dom przy Alien Avenue polskiego pisarza osiadłego w Chicago, Andrzeja Dudzińskiego.
Jerzy, główny bohater powieści, której
akcja rozgrywa się w latach ’80 XX wieku, to student filologii oraz
początkujący pisarz, mający już za sobą literacki debiut. Jego ojciec
Józef, uznany krakowski kardiochirurg, decyduje się na wyjazd za
granicę, do Stanów Zjednoczonych, kuszony wizją niebotycznych zarobków,
dzięki którym jego rodzina mogłaby żyć na jeszcze lepszym poziomie niż
dotychczas. Opiekujący się matką Jerzy, po 5 latach, które upłynęły od
wyjazdu odwiedza swojego tatę w trakcie wakacji, pragnąc na własne oczy
przekonać się jak wygląda życie w mitycznej Ameryce. Mimo, że obraz,
który zastaje po przyjeździe, od samego początku szokuje oraz przeczy
jego dotychczasowym wyobrażeniom, Jerzy postanawia zostać w kraju
pierwszej na świecie konstytucji na dłużej.
Ojciec Jerzego mieszka w Chicago,
mieście, stanowiącym największą polską kolonię w USA. Niestety kłopoty
językowe, problemy z przedłużeniem wizy oraz brak odpowiednich
znajomości, które szczególnie na początku pobytu są niezbędne,
dotychczasowy lekarz, będący świetnym fachowcem w swoim zawodzie,
zmuszony jest podjąć się ciężkiej i męczącej pracy fizycznej. Robota na
budowie okazuje się jedynym zajęciem, na jakie może liczyć emigrant bez
języka oraz z nieważną wizą. Aby powiązać jakoś koniec z końcem, tj. by
opłacić wszelkie rachunki, uiścić opłatę za lokum oraz by wysłać jeszcze
kilkaset dolarów rodzinie, Józef zmuszony jest podjąć się dodatkowego
zajęcia. W efekcie, przy 16 godzinach pracy na dobę, czasu starcza mu
jedynie na to, by zjeść szybki posiłek pomiędzy jedną robotą, a drugą
oraz wyspać się przed kolejnym, męczącym dniem. O nauce języka nie ma
właściwie co marzyć. Brakuje czasu, brakuje gotówki, brakuje przede
wszystkim sił. Życie Józefa, pogrążonego w wirze codziennej harówki,
powoli przecieka między palcami. Egzystencja to suma mechanicznych
odruchów, jedzenie, sen, picie, na której i tak ledwie starcza energii.
Nietrudno wyobrazić sobie, jaki wizerunek ojca ogląda Jerzy po 5 latach
takiej mordęgi. Nie jest to zadbany i elegancki kardiochirurg z
delikatnymi dłońmi, które wprawnie dzierżą skalpel. Obecnie, w rękach,
kiedy nie są one zajęte pracą, najczęściej gości kieliszek wódki. Każdy
łyk alkoholu uśmierza nieco ból i zmęczenie oraz pozwala zapomnieć o
trudnej sytuacji, z jaką boryka się Józef. O powrocie do ojczyzny nie ma
na razie mowy – zaoszczędzonych pieniędzy wciąż jest za mało, by móc
pokazać się w domu z podniesioną głową.
Relacja, jaka panuje pomiędzy ojcem a
synem tuż po przyjeździe Jurka jest dosyć chłodna. Pierwszy z nich ma
świadomość, jak wygląda w oczach swojego syna, wymizerowany, wycieńczony
i zarośnięty, drugi nie potrafi ukryć rozczarowania oraz lekkiej
pogardy. Józef, wiedząc, że jest już praktycznie bez szans na poprawę
swojego losu, ale świadom równocześnie możliwości, jakich w jego
mniemaniu daje Ameryka, namawia usilnie swojego potomka, by rozpoczął
intensywną naukę języka oraz kontynuował karierę pisarską po angielsku.
Jurek, owszem zostaje w Stanach, ale z biegiem czasu jego życie zaczyna
bardziej przypominać życie ojca.
Dzięki Jurkowi, który jak na porządnego
pisarza przystało, jest bardzo wrażliwym obserwatorem otaczającej go
rzeczywistości, otrzymujemy wnikliwą analizę zachowań ludzi
przebywających poza granicami swojego kraju. Pierwsze, co rzuca się w
oczy, to oczywiście rozluźnienie kontaktów międzyludzkich. W przypadku,
kiedy ukochana żona jest odległa o kilka tysięcy kilometrów, a człowiek
przez kilka lat pozostaje sam, naturalne jest, że zaczyna on poszukiwać
ciepła oraz troski u innych osób. Ponadto, wielu przybyłych do USA karmi
się świadomością, że są oni tutaj tylko przejazdem, chwilowo. Skok w
bok, zdrada, łatwo zatem ujdą na sucho. Trudno przecież na poważnie
przyjmować krytykę, czy wyrazy potępienia od ludzi, których
prawdopodobnie spotyka się pierwszy i ostatni raz w życiu. Wielu
emigrantów zaczyna prowadzić podwójne życie. Długie i tęskne listy do
ukochanej bądź ukochanego przeplatane są intymnymi chwilami, spędzanymi z
osobami, które są tu i teraz, do których można się przytulić, z którym
można porozmawiać twarzą w twarz. Co ciekawe, egzystencjalny dualizm
jest dostrzegany i krytykowany dopiero dla postronnych, nowoprzybyłych
obserwatorów. Dla tych, którzy w USA są już dłużej, efemeryczne związki
to naturalna kolej rzeczy.
W oczy rzuca się również fakt, że
emigracyjna rzeczywistość jest o wiele bardziej bezwzględna i brutalna
niż jej peerelowski odpowiednik. Człowiek bez wizy jest traktowany w
Stanach gorzej niż zwierze. Nie ma on żadnych praw, nie przysługują mu
żadne przywileje. Trzeba się pilnować na każdym kroku, należy również
uważać na innych ludzi. Wystarczy jeden telefon do Urzędu Deportacyjnego
i cała przygoda dobiega końca. Człowiek żyje zatem w ciągłym napięciu,
bezustannie towarzyszy mu strach oraz niepewność jutra. Oczywiście
pośród takich desperatów zawsze znajdą się osobnicy, którzy potrafią
bezwzględnie wykorzystać naiwność swoich rodaków. W polonijnym
środowisku roi się od oszustów oraz naciągaczy. Papiery niezbędne do
legalnego pobytu – proszę bardzo, ale należy się liczyć z kosztami,
które mogą w każdej chwili niespodziewanie wzrosnąć. Szuka pani pracy –
służę uprzejmie, tylko sama pani wie, potrzebuję troszkę środków, by
jakoś zadziałać w tej kwestii tu i tam. Potrzebuje pan prawnika – znam
znakomitego fachowca, który za stosowną kwotę zajmie się pana sprawą.
Lewe dokumenty za horrendalne opłaty, ocierające się o handel
niewolnikami pośrednictwo na rynku pracy – oto obraz Polaków za granicą,
którzy starają się naciągnąć swoich rodaków w każdy możliwy sposób.
Dudziński uzmysławia czytelnikowi z bezwzględną szczerością, że Polacy
największej krzywdy poza granicami swojego kraju doznają ze strony
swoich ziomków.
Świadomość chwili, epizodyczność pobytu w
miejscu, w którym jesteśmy anonimowy okazuje się również asumptem do
wyzbycia się wszelkich skrupułów. Większość pragnie nachapać się do
przesytu w możliwie jak najkrótszym czasie. Kradzież towarów z miejsca
pracy, nie płacenie rachunków, zaciąganie kredytów, których nie ma
zamiaru się spłacić, fałszowanie zaświadczeń niezbędnych do wyłudzenia
ubezpieczenia należą do całego wachlarzu działań, pozwalających osiągnąć
upragnione pieniądze, które to przecież są najświętszym celem
zamorskich wojaży.
Książka ma charakter obrazów
codzienności z życia Jurka oraz poznanych przez niego osób. Kolejne,
dosyć krótkie rozdziały, noszą tytuły imion bohaterów, których sylwetki
przybliża nam autor. Jest to bardzo adekwatna forma kompozycji, która
umożliwia czytelnikowi wielowymiarowe spojrzenie na polonijną
rzeczywistość.
Reasumując, Andrzej Dudziński stworzył
naprawdę przejmującą powieść, którą czyta się z niekłamaną niechęcią
oraz obrzydzeniem. Większość wykreowanych bohaterów jest zła i zepsuta
do szpiku kości. Dominuje fałsz, obłuda oraz zimna obojętność. Na
podstawie lektury książki życie na emigracji jawi się jako egzystencja w
dżungli, w której na każdym kroku czyha na nas niebezpieczeństwo.
Ludzkie uczucia, pokroju przyjaźni, czy szczerości są tutaj na wagę
złota, niestety trafiają się niezmiernie rzadko. Dudziński odmalowuje
bardzo negatywny obraz Polaków na obczyźnie. Emigracja przypomina
hazardową rozgrywkę – zdecydowana większość graczy przegrywa, tracąc
zdrowie, pieniądze, a niekiedy i życie, a tylko niektórym, albo
prawdziwym szczęściarzom, a najczęściej zwykłym niegodziwcom udaje się
osiągnąć sukces.
P.S. Książkę nabyłem w księgarni Matras w promocyjnej cenie 9,90 zł.
Wasz Ambrose
Wasz Ambrose
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)