Strony

środa, 20 lutego 2013

Tak, to ten



Tak, to ten


Jerzy Sosnowski

Wydawnictwo Literackie 2006

Po powieść Tak, to ten pióra Jerzego Sosnowskiego, pisarza i dziennikarza radiowego, sięgnąłem w ramach planowej lektury mojego oddziału DKK. Z początku książka mnie urzekła, potem wnerwiła, potem zaciekawiła, zniechęciła, zaintrygowała, wkurzyła… Wymieniać dalej? Lepiej nie. Miast recytować tę niekończącą się huśtawkę przejdę może od razu do sedna.

Tak, to ten jest opowieścią wielowątkową i wielotematyczną, umiejscowioną głównie w klimatach Kołobrzeskich, choć nie tylko. Mamy sprawę przeszłości Kołobrzegu; czasów Hitlera, a nawet wcześniejszych, mamy sprawę Polski dzisiejszej i społeczne problemy wynikające z przemian ustrojowych, które do niej doprowadziły. Mamy wątek radia prowadzącego audycję dla nocnych marków i ich zwierzenia na antenie. Blogi jako ersatz kontaktów międzyludzkich. Wszystkich nie będę wymieniał. Kto chce przeczyta i sam zobaczy. Problem w tym, że jest ich dużo, ale przeskoki między nimi, podobnie jak przeniesienia w czasie i przestrzeni, nie są zaznaczone w sposób zwykle praktykowany, co utrudnia lekturę. Ja osobiście odniosłem wrażenie, iż autor po prostu chciał zrobić na złość czytelnikowi. Tym bardziej, iż do tego dochodzi dziwna maniera – w książce nie ma chyba ani jednego przypisu tłumaczącego, choć roi się w niej od wstawek w językach obcych, łącznie z całymi tekstami piosenek. Czytelnik nie znający biegle języków ma do wyboru czytanie po łebkach, albo szukanie tłumaczeń. Po co taki zabieg? Taka konstrukcja w ogóle mnie nie przekonuje. Podobnie forma absolutnie, przynajmniej w moim odczuciu, nie przystaje do treści. Miejscami tekst rozsypany, miejscami posklejany. Takie praktyki można spotkać również u uznanych światowych autorów, ale tam współgrają one z rytmem narracji, z klimatem lub treścią. Tutaj, w moim odczuciu, opowieść sobie, a forma sobie. W dodatku, w przeciwieństwie do formatowania tekstu, które miejscami jest sztucznie udziwnione, styl jest monotonny i nie zmienia się niezależnie od okoliczności i zdarzeń.

Trzeba przyznać, że jest w powieści kilka wątków, które cały czas dobrze rokują i każdy z nich sam mógłby starczyć innemu pisarzowi na materiał do dobrej książki. Niestety, oczekiwanie na to, że się jakoś splotą i zakończą nie spełni się. Całość sprawia wrażenie niedokończonej zabawy; jakby malarz zaczął mieszać farby i bazgrać coś na płótnie, aż całe je zasmarował, ale koniec końców pozostawił zamalowane płótno, które nie jest obrazem. Domniemywam, że zabieg ten był celowy, ale ja tego nie kupuję.

Jak wspomniałem, wiodącym motywem jest Kołobrzeg jako miejsce reprezentatywne dla Ziem Wyzyskanych, ze wszelkimi tego reperkusjami, jak roszczeniami Wypędzonych, niepewnością Polaków, itd. Tutaj niestety Sosnowski poległ. Dla mnie, jako miłośnika i wieloletniego mieszkańca kilku takich miejsc, zarówno z północy jak i południa dzisiejszej Polski, autor nie chwycił klimatu tych terenów, mentalności tych ludzi, przez co stracił wiele z wiarygodności swej narracji.

W historii literatury wiele było dzieł, których twórcy wysilili się na oryginalność formy. Ja jednak jestem zwolennikiem tezy, iż forma bez treści jest niczym, lepsza jest już treść bez formy. Stąd byłby już tylko krok do zmieszania książki z błotem, gdyby nie… No właśnie.

Gdyby tą powieść pokroić na kawałki, wykroić z niej opowiadania czy inne krótkie formy, byłby całkiem ciekawy zbiorek. Szczególnie opowieść o Świętym Zabajonku (str. 370), gdyby zaistniała jako samodzielny tekst pseudohagiograficzny, byłaby prawdziwym majstersztykiem. Szkoda, że takie perełki zaginą w przyszłości literatury ze względu na nieudany, w mojej ocenie, eksperyment z formą. Nie mam śmiałości zachęcać nikogo do tej lektury, tym bardziej, iż nie da się jej przebrnąć szybko, ale i zniechęcać nie mam zamiaru. Jeśli nie boicie się szczególnej maniery, o której wspominałem, jeśli macie więcej wolnego czasu, niż zwykle trzeba poświęcić powieści o tej objętości, jest to być może książka dla Was. Nawet jednak jeśli nie chcecie jej czytać, ale jakoś do Was trafi, albo jeśli czytając, w pewnym momencie będziecie chcieli rzucić ją w kąt, co jak słyszałem wielu się przydarza, przeczytajcie wspomniany fragment o Świętym Zabajonku. Naprawdę warto, o czym Was zapewniam

Wasz Andrew

Tak to ten [Jerzy Sosnowski]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

5 komentarzy:

  1. Hmmm czasami jednak warto wziąć sobie do serca powiedzenie, że co za dużo to niezdrowo. Na początku gdy przeczytałam, że to powieść zahaczająca o przeszłość i to jeszcze przedwojenną i wojenną pomyślałam - o chcę:) Ale teraz nie jestem pewna. Tym bardziej, że fragmenty obcojęzyczne są nietłumaczone co mnie potwornie irytuje, bo jednak lubię wiedzieć co czytam. Z tego co piszesz nasuwa mi się wniosek, że autor być może lepiej by się czuł w krótkich formach a niekoniecznie w powieści. I to jest ta część, która jednak mnie kusi. Kto wie może sięgnę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Najlepiej samemu się przekonać, ale na własne ryzyko :)

      Usuń
  2. Czy podejmę ryzyko jeszcze nie wiem, ale zanotuję sobie tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie namawiam. Bardzo trudno odgadnąć komu się spodoba, a komu nie :)

      Usuń
  3. Pewno bym poległa wiec nawet bym nie próbowała takiego konglomeratu przebrnąć.)

    OdpowiedzUsuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)