Ostateczni
Henryk Wiatrowski
Wydawnictwo: Spółdzielnia Pracy "Kurier Podlaski"
Liczba stron: 212
W dzisiejszej recenzji chciałbym nieco przybliżyć sylwetkę Henryka Wiatrowskiego, polskiego pisarza science fiction,
który jednak w szerszych kręgach literackich jest w ogóle nieznany, w
najlepszym razie bardzo słabo kojarzony. Urodzony w 1951 roku
zagórowianin ma w swoim dorobku 3 powieści. Współpracujący m.in. z
tygodnikiem Nurt dziennikarz spłodził swoje książki stosunkowo późno, będąc już człowiekiem dobrze po trzydziestce. Debiutancki Czas oczyszczenia ujrzał światło dzienne w 1986, dwa lata później ukazał się Rycerz światłości, a w 1991 roku wydana została ostatnia jak do tej pory powieść, Ostateczni.
Ostateczni poruszają bardzo popularny w literaturze science fiction motyw apokalipsy. Ziemia, a przynajmniej jej zdecydowanie większa część, tzw. Strefy Zakazane,
zamieniła się w siedlisko ogromnych owadów, przerośniętych gadów oraz
olbrzymich szczurów. Pośród nich swoją egzystencję próbują prowadzić
mutanci, potomkowie ludzi, którzy dopuścili do atomowej zagłady planety i
nie zdołali schronić się przed jej skutkami. Całe połacie Ziemi nie
nadają się do życia, bowiem albo zamieniły się w bezkresną pustynię,
albo też wykwitły na nich wulkany, obficie plujące rozgrzaną lawą.
Wszelakie tereny zielone, które zdołały przetrwać zamieszkuje
przerośnięta fauna, z którą zmagają się w codziennej walce o życie
mutanci. Żywot ludzkich potomków nie jest zatem łatwy. Aby jakoś
przetrwać, mutanci, którzy musieli zejść do podziemnych bunkrów,
pozostałościach po wielkiej wojnie, żyją w hordach o typowych
strukturach plemiennych, znanych nam z początków ludzkości.
Najmądrzejszy członek, cieszący się największą estymą wśród
współplemieńców oraz noszący na barkach największy bagaż doświadczeń,
pełni funkcję naczelnika, czyli przywódcy hordy. Kobiety, przesiadujące
praktycznie całymi dniami w bunkrach zajmują się przygotowaniem strawy,
pielęgnowaniem rannych, etc., natomiast najsprawniejsi mężczyźni zostają
myśliwymi, polującymi na ogromne robale.
Życie mutantów jest stosunkowo krótkie.
Najmniej ostrożni giną od szczęk owadów, wielu zaskakuje gwałtownie
zmieniająca się pogoda. Ci, którzy nie wpadną w łapy dzikich zwierząt,
których oszczędzi kapryśny klimat, umierają z powodu licznych mutacji,
okaleczających ich zdeformowane ciała. Wiatrowski powstrzymał jednak
wodze fantazji i nie podoczepiał swoim bohaterom dodatkowych kończyn,
nie dodał im żadnych specjalnych mocy. Mutacje, tak jak jest to w
rzeczywistości, w większości przypadków (chociaż nie we wszystkich!)
okazują się kompletnie nieprzydatne, w niczym nie ułatwiające codziennej
egzystencji. Są to najczęściej zmiany skórne, narosty, zgrubienia czy
deformacje narządów. Sprawia to oczywiście, że wygląd nowego plemienia
ludzkiego nie jest zbyt atrakcyjny, jednak mutanci są w stanie przekonać
się o własnej brzydocie dopiero wtedy, gdy zawita do nich ktoś spoza Stref Zakazanych.
Jednym z takich gości o idealnie
gładkiej cerze, pozbawionej jakichkolwiek wad jest Je. Tajemnicza
przybyszka, brutalnie zgwałcona przez mutantów, pozostawiona została
niczym zużyta zabawka na pastwę bezlitosnych owadów. Uratował ją myśliwy
Sa, członek hordy darzącej kobiety znacznie większą estymą. Czytelnik
zresztą szybko przekonuje się, że plemię, do którego należy Sa było
celem wyprawy Je, więc absolutnie nie można powiedzieć, że trafiła ona
do niego przypadkowo. Ofiarę oraz wybawiciela połączy swoista więź,
będąca w stanie przezwyciężyć nawet wzajemne poczucie obcości oraz
odmienności. Wydaje się, że jednym ze skutków tego dziwnego uczucia jest
szczerość Je, która wyznaje myśliwemu, że paczki żywności, leków oraz
innych niezbędnych drobiazgów, znacznie ułatwiających ekstremalnie
trudną egzystencję, pojawiające się od czasu do czasu w okolicy, wcale
nie są darami od bogów, ani żadnych innych pomniejszych bóstw. Natomiast
ściana świata, za którą trafiać mają zmarli, by wieść szczęśliwy żywot
wieczny, wcale nie jest dziełem boskiego demiurga. Stworzyli ją ludzie,
którzy zdołali uchronić się przed skutkami atomowej katastrofy,
odgradzając się raz na zawsze od Stref Zakazanych z ich mutantami, dziką i nieokiełznaną przyrodą oraz szalejącym klimatem.
Nie zdradzając zbytnio dalszej części
fabuły, rzeknę jeszcze, że Sa zostanie swego rodzaju prorokiem, którego
marzeniem, czy raczej celem, będzie poprowadzenie swojego okaleczonego,
odrzuconego oraz niechcianego ludu do należnej im ziemi obiecanej. Co
chyba oczywiste, jeśli weźmie się pod uwagę odwieczną skłonność
ludzkości do konformizmu, roszczenia sobie prawa do decydowania o losach
innych oraz przewrażliwienie na punkcie bycia najinteligentniejszą
formą życia na planecie, wielka wyprawa ku bramom raju zakończy się
fatalnym finałem.
Książka Wiatrowskiego jest trochę zbyt
krótka. W pewnym momencie zdarzenia zaczynają się rozgrywać
błyskawicznie, a finał został maksymalnie skrócony, brutalnie wyciśnięty
niczym soczysta pomarańcza, przez co szklanka satysfakcji napełniła się
jedynie w połowie. Można odnieść wrażenie, jakby Wiatrowski brzydził
się opisywać niegodziwości, do których zdolni są posunąć się ludzie w
imię fałszywych idei, tak, że przez opis ten postanowił przebrnąć jak
najszybciej, jak najbrutalniej, paląc wręcz wszystkie mosty, odbierając
ofiarom każdą, najmniejszą nawet nadzieję na przetrwanie.
Powieść ma oczywiście kilka zalet,
którymi skutecznie się broni, pomimo drastycznie amputowanego
zakończenia. Dość interesująco został opisany świat, czy raczej jego
pozostałości. Apokaliptyczna wizja przyszłości jest przy tym dość spójna
i mało wydumana. Autor zastosował się zdecydowanie do brzytwy Ockhama i
nie mnożył bytów ponad miarę. Ludzie, mutanci, będący jedynie ofiarami
promieniowania oraz przerośnięta fauna – to wszystkie gatunki
zamieszkujące Ziemię po katastrofie. Autor uraczył nas także ciekawymi
opisami urządzeń, czy technik, których mógłby używać człowiek
przyszłości.
Jednak zdecydowanie najsilniejszym
punktem lektury jest wnikliwa refleksja na temat człowieka. Wiatrowski
bardzo celnie ukazał jak niechętnie ludzkość bierze odpowiedzialność za
własne czyny, za szkody wyrządzane czy to planecie, czy to środowisku,
czy też innym formom życia. Ludzie posiadają wręcz naturalne poczucie
wyższości nad pozostałymi istotami rozumnymi, przez co przypisują sobie
prawo traktowania ich jako obiekty eksperymentów, decydowania o ich
losach, wreszcie bez mrugnięcia okiem są w stanie zgładzić wszelkie
gatunki, które mogą w jakimkolwiek stopniu zagrażać ich dominacji.
Finalnie to właśnie ludzkość okazuje się najgroźniejszą, najbardziej
okrutną formą życia na planecie. W swoim postępowaniu kieruje się
głównie strachem oraz egoizmem, co w połączeniu z inteligencją, której
owocami są broń, wszelakie formy zniewolenia, techniki uśmiercania,
etc., prowadzi do krwawej oraz bezsensownej hekatomby. Wiatrowski
poprzez podwójną zbrodnię ludzi stara się udowodnić, że człowiek nie
jest w stanie uczyć się na bazie popełnianych błędów, że choćby bez
przerwy powielał te same schematy, to nadal pozostanie najgłupszym
okazem, nie potrafiącym wyciągnąć żadnych konstruktywnych wniosków.
Krytyka bardzo ostra, ale jakże celna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)