Roland Topor. Zduszony śmiech
Frantz Vaillant
Tytuł oryginału: Roland Topor, ou le rire étranglé
Tłumaczenie: Magdalena Kowalska
Wydawnictwo: PWN
Liczba stron: 446
Postać Rolanda Topora poznałem za sprawą blogerki Miqi. W trakcie lektury recenzji Chimerycznego lokatora po raz pierwszy usłyszałem nazwisko tego francuskiego, jak wówczas sądziłem, pisarza. O tym, że słowo pisarz
jest stanowczo zbyt niewystarczające i skromne, że jest to wyraz
treściowo zbyt mało pojemny w przypadku Topora, artysty pełną gębą,
uświadomiłem sobie dopiero jakiś czas potem. Goszcząc w grodzie Kraka,
wracając syty i spełniony intelektualnie i kulturowo po jednym z Dramatoriów
Teatru BARAKAH, przechodząc obok kiosku Ruchu położonego na ulicy
Szpitalnej, w okolicy Teatru im. Juliusza Słowackiego, natknąłem się na
biografię R. Topora z serii Wielkich Biografii Wydawnictwa PWN. Chwila
zawahania, rzut okiem na stan portfela, jeszcze jeden moment poświęcony
na rozmyślania, czy warto zapłacić 24,99 zł i finalna refleksja, że
przecież nie ma lepszego sposobu na wydanie gotówki niż kupno dobrej
lektury. W ten właśnie sposób przekonałem się, że Roland Topor był
wielkim, wszechstronnym niczym szafa grająca, francuskim artystą, a nie
jak mylnie sądziłem, tylko pisarzem.
Zduszony śmiech, autorstwa
Frantza Vaillanta, francuskiego dziennikarza, wykładowcy oraz twórcy
filmów dokumentalnych, to pierwsza próba podsumowania jakże obfitej i
różnorodnej działalności artystycznej Rolanda Topora. Zmarły w 1997 roku
Topor dopiero 10 lat po śmierci doczekał się swojej biografii. Co
najciekawsze, Vaillant nie zdążył poznać Rolanda osobiście. Na początku
swojego dzieła wspomina, że spotkał kiedyś artystę przypadkiem, ale nie
miał odwagi by do niego podejść i rozpocząć rozmowę. Kto zresztą nie
stchórzył kiedykolwiek w takiej sytuacji? Nagle, zupełnie
niespodziewanie trafiamy na osobę, którą świetnie znamy przez pryzmat
jej prac, dzieł, twórczości. Marzymy o spotkaniu z nią tête-à-tête,
by dyskretnie pochwalić jej wysiłek, zademonstrować, jaką estymą się u
nas cieszy, powymieniać kilka uwag na temat kondycji kultury, a gdy los
sprawi, że nasze drogi rzeczywiście się skrzyżują, okazuje się, że
zapominamy języka w gębie, nie mamy właściwie nic sensownego do
powiedzenia, a wszystkie słowa, które w danej chwili przychodzą do głowy
(o ile jakiekolwiek się w niej pojawiają) wydają się miałkie i bez
sensu. Podobna rzecz przytrafiła się Vaillantowi, który nigdy więcej nie
miał okazji zamienić z Toporem choćby kilku słów. Parę lat po
przypadkowym spotkaniu, Roland zmarł. Być może właśnie ta
niezrealizowana sposobność, by bliżej poznać cenionego artystę, stała
się dla Vaillanta bodźcem do kilku lat ciężkiej i żmudnej pracy,
poświęconej na przeglądanie osobistych notatek Topora, rozmowach z jego
bliskimi i znajomymi, wyławianiu jego dzieł, rozsianych niczym ziarenka
piasku na pustyni, w efekcie której powstała naprawdę ciekawa oraz
wyczerpująca biografia jednego z najbardziej niebanalnych francuskich
artystów XX wieku.
Vaillant zabiera czytelnika w
interesującą podróż po dziwnym, karykaturalnym i nieco przerażającym
świecie Rolanda Topora. Lektura, zgodnie z chronologicznym początkiem
rzeczy zaczyna się od przedstawienia rodziców Rolanda, Abrama Jechiela
oraz Zlaty Topor. Oboje byli polskimi Żydami, którzy wykorzystali roczne
stypendium Abrama, rzeźbiarza i absolwenta Akademii Sztuk Pięknych w
Warszawie, by wyrwać się z Polski i spróbować lepszego życia na
zachodzie Europy. Osiedlili się w mieście zakochanych, miejscu,
stworzonym dla artystów i sztuki, stolicy Francji, w Paryżu. Jednak
konieczność utrzymania rodziny, niedocenianie rzeźbiarskich zdolności
Abrama (a przynajmniej brak aprobaty w takim stopniu, by dało się z tego
wyżyć), skłoniły ojca Rolanda do odłożenia na bok sztuki i zajęcia się
kaletnictwem (po wcześniejszej nieudanej przygodzie w zakładzie
przemysłowym w Lotaryngii), które może nie syciło artystycznej duszy
Abrama, ale pozwalało zdobyć środki niezbędne do nasycenia wygłodniałych
żołądków. Vaillant, zarysowując dość dokładne dzieje rodzica Rolanda,
ukazuje nam głowę rodziny Toporów, jako niespełnionego artystę, który
musiał się poświęcić dla dobra swoich najbliższych. Dzięki temu
zabiegowi łatwiej jest nam zrozumieć, dlaczego Roland, praktycznie od
momentu narodzin traktowany był jako osoba szczególna, mogąca liczyć na
przychylność oraz pomoc, również materialną ze strony rodziców. Oboje
gorąco wierzyli, że ukochany syn wyrośnie na prawdziwego artystę ze
zdolnościami na miarę talentu swojego ojca. Oczywiście rodzice
zamierzali poruszyć niebo i ziemię, by Roland mógł ten talent godnie
spożytkować. W ten oto sposób Vaillant złożył piękny hołd państwu Topor,
wyraźnie podkreślając, że sukces Rolanda, to w ogromnej mierze również
ich zasługa.
A rzec trzeba, że Topor odniósł sukces,
mniejszy lub większy, praktycznie w każdej dziedzinie, w której
postanowił spróbować swoich sił. Rysownik, malarz, grafik, reżyser
zarówno teatralny jak i filmowy, przygodny aktor, scenarzysta,
scenograf, pisarz, twórca opowiadań, sztuk teatralnych, wiecznie
eksperymentujący i łączący ze sobą nieprzystające formy sztuki, mający
daleko w dupie wszelkie tematy tabu – oto obraz Topora, która wyłania
się z biografii pióra Vaillanta. Przekonujemy się, że Roland,
zainspirowany surrealizmem stworzył swój własny niepowtarzalny styl,
oparty na głębokich wodach czarnego humoru z wirami groteski i absurdu.
Vaillant uświadamia nam, kim w rzeczywistości był Topor – artystą,
bacznie obserwującym podlegający ciągłym zmianom obraz świata, żywo na
te zmiany reagującym. Zmysł obserwacji z pewnością wyostrzyły mu wojenne
przeżycia, które uczyniły go neurotykiem i nadwrażliwcem. Roland bez
cienia zażenowania podglądał zatem społeczeństwo, odnotowywał sobie jego
ułomności i przywary, by za chwilę wypluć z odmętów swojej wyobraźni
kolejne dzieło karykaturyzujące owe wady do granic absurdu, zaskakując i
szokując publiczność, niekiedy nawet wywołując skrajne obrzydzenie. Być
może z tego powodu pierwsze prace Topora rysownika, nie cieszyły się
zbyt wielkim uznaniem. Owszem, uważano jest za specyficzne i oryginalne,
ale jakoś nikt nie miał ochoty płacić za nie godziwych pieniędzy. Z
czasem sytuacja zaczęła się zmieniać, tworzący bez chwili przerwy Topor
zaczął otrzymywać coraz więcej zleceń, stawał się coraz bardziej
popularny w kolejnych kręgach artystycznych, by wreszcie, całkiem
niedostrzegalnie i płynnie dorobić się statusu twórcy kultowego.
Historię tych bardzo licznych drobnych
kroków, które doprowadziły Rolanda na sam szczyt odnajdziemy na
kolejnych kartach biografii autorstwa Vaillanta. Muszę jednak przestrzec
potencjalnych czytelników, że dalsza podróż w świat Rolanda Topora to
już tylko zagłębianie się w coraz gęstszym i mroczniejszym lesie.
Kolejne rozdziały, serwowane w porządku chronologicznym są dość krótkie,
ale bardzo treściwe, często okraszane cytatami, wspomnieniami bliskich,
fragmentami wywiadów. Nie brakuje również zabawnych anegdot,
historyjek, ciekawostek – dowiadujemy się np., że Topor rysował dla
polskich czasopism oraz odwiedził Warszawę, która nie wywarła na nim
najlepszego wrażenia. I kiedy łapczywie połykamy następne strony, nagle,
z niemym zdziwieniem konstatujemy, że zaczynamy być zasypywani przez
lawinę absurdu, choć początkowo brodziliśmy tylko po kostki w tej
groteskowej historii, która wciąga nas coraz bardziej, zarówno śmiesząc
jak i porażając.
Książka napisana jest bardzo ciekawie,
tak, że jej lektura nie jest nużąca, jak to niekiedy bywa z biografiami.
Są jednak kwestie, które budzą pewne zastrzeżenia. Po sposobie, w jaki
Vaillant prezentuje sylwetkę Topora, łatwo się zorientować, że
dziennikarz należał do jego zagorzałych fanów. Vaillant rzadko wspomina o
wadach Rolanda, a gdy musi już wymienić jakąś jego negatywną cechą,
zawsze stara się ją racjonalnie wytłumaczyć, tak, by niejako obciążyć
odpowiedzialnością za jej posiadanie kogoś innego. Nakreślony przez
Vaillanta obraz jest zatem zbyt jaskrawy, na pierwszy rzut oka Roland
Topor to naprawdę klawy gość, facet do rany przyłóż, dobry na każde
schorzenie. Dopiero po pewnym czasie zaczynamy zachodzić w głowę,
dlaczego aż tak nie układało mu się w życiu towarzyskim, a wreszcie
przez portret autorstwa Vaillanta zaczyna sączyć się prawdziwy Topor,
który momentami wydaje się niezwykle infantylny. Dowiadujemy się zatem,
że Roland wymagał nieustannej opieki ze strony innych, często zachowywał
się jak dziecko. Jego partnerki musiały odznaczać się niebywałą wręcz
cierpliwością, by sprostać wszystkim kaprysom Topora, by tolerować jego
nocne wypady do paryskich knajpek, w trakcie których ochoczo stawiał
następne kolejki, nie licząc się z wydatkami. Do zadań wybranki serca
Topora należały również walki z urzędem podatkowym, dłużnikami,
komornikami, z którymi Rolandowi nigdy nie było po drodze.
Ponadto przebija się wizja człowieka,
który panicznie bał się śmierci. Wydaje się, że ten strach, którego
źródła prawdopodobnie należy doszukiwać się traumatycznych przeżyciach
wojennych, przejawiał się w niemal każdym działaniu Rolanda. Na uwagę
zasługuje m.in. fakt, że zawsze wiązał się on z młodymi lub bardzo
młodymi kobietami. W swojej twórczości próbował on chyba ten lęk nieco
oswoić, złagodzić, nadając śmierci cechy absurdu, ironizując ją,
przedstawiając jako coś śmiesznego i nielogicznego, a więc jako rzecz
niegroźną.
Co najważniejsze jednak, Roland Topor,
tak jak zresztą sobie założył, w pewien sposób przechytrzył swojego
najgroźniejszego przeciwnika, wygrał z nim poprzez wdarcie się do
panteonu największych sław wśród dwudziestowiecznych twórców. Oczywiście
określanie Topora mianem wielkiego artysty do dziś budzi kontrowersje. W
mniemaniu niektórych bardziej pasuje do niego łatka ogromnego
skandalisty. A o tym, dlaczego Topor do dziś wywołuje tak skrajne opinie
niech poświadczy poniższy cytat na temat koncepcji zwierzęcości w
człowieku:
Wydaje mi się, że cywilizacja, która
neguje naturalne potrzeby człowieka, która neguje jego zwierzęcość,
jest cywilizacją opresywną. Chciałem doprowadzić do zderzenia. Z jednej
strony Gioconda, Mao i Kultura, cały kult osobowości, elegancji,
wielkości, ideologie, wszystko, co jest odcieleśnione, czyste. A z
drugiej gówno. Co dziwne, gówno każdemu wydaje się o wiele bardziej
przerażające niż Mao i Hitler. Gdyby zrobić sztukę o Hitlerze i gównie, z
pewnością to właśnie z powodu gówna nie przeszłaby w telewizji, a nie z
powodu Hitlera, Tymczasem, o ile mi wiadomo, gówno zabiło znacznie
mniej ludzi niż Hitler...
Krótko reasumując, dziś nie mam absolutnie żadnych wątpliwości, że 24,99 zł, które kosztowała mnie książka Zduszony śmiech,
to dobrze wydane pieniądze. Biografia zaserwowana przez francuskiego
dziennikarza, Frantza Vaillanta jest bardzo wyczerpująca, zdradzająca
niemal wszystkie sekrety Rolanda Topora, począwszy od jego dzieciństwa, a
na ostatnim okresie żywota skończywszy, a ponadto napisana została
bardzo dobrym stylem. Obraz Topora w wykonaniu Vaillanta jest może zbyt
idealistyczny, ale przecież Topor zawsze wzbraniał się przed złapaniem w
sztywne ramy formy, a przez to nie jest łatwo w wyczerpujący, treściwy i
obiektywny (?) sposób opowiedzieć o tym niezwykłym człowieku.
Obecnie 46,49 zł. A do tego przynależność R.T. do loży masońskiej. Zastanowię się, po raz n-ty czytając Bal na ugorze.
OdpowiedzUsuń46,49 zł to cena książki wydanej przez W.A.B. Wydawnictwo PWN zakupiło prawa do tej serii i wydało własną, zatytułowaną "Wielkie Biografie" w nieco mniejszym formacie, ale i w niższej cenie (24,99 zł). Prezentowana pozycja to 45. tom PWN-wskiej serii :)
Usuń