Strony

niedziela, 23 grudnia 2012

Topor, Nie-Francuz, Nie-Polak, Nie-Żyd, Artysta

Okładka książki Roland Topor. Zduszony śmiech 

Roland Topor. Zduszony śmiech

Frantz Vaillant


Tytuł oryginału: Roland Topor, ou le rire étranglé
Tłumaczenie: Magdalena Kowalska
Wydawnictwo: PWN
Liczba stron: 446





Postać Rolanda Topora poznałem za sprawą blogerki Miqi. W trakcie lektury recenzji Chimerycznego lokatora po raz pierwszy usłyszałem nazwisko tego francuskiego, jak wówczas sądziłem, pisarza. O tym, że słowo pisarz jest stanowczo zbyt niewystarczające i skromne, że jest to wyraz treściowo zbyt mało pojemny w przypadku Topora, artysty pełną gębą, uświadomiłem sobie dopiero jakiś czas potem. Goszcząc w grodzie Kraka, wracając syty i spełniony intelektualnie i kulturowo po jednym z Dramatoriów Teatru BARAKAH, przechodząc obok kiosku Ruchu położonego na ulicy Szpitalnej, w okolicy Teatru im. Juliusza Słowackiego, natknąłem się na biografię R. Topora z serii Wielkich Biografii Wydawnictwa PWN. Chwila zawahania, rzut okiem na stan portfela, jeszcze jeden moment poświęcony na rozmyślania, czy warto zapłacić 24,99 zł i finalna refleksja, że przecież nie ma lepszego sposobu na wydanie gotówki niż kupno dobrej lektury. W ten właśnie sposób przekonałem się, że Roland Topor był wielkim, wszechstronnym niczym szafa grająca, francuskim artystą, a nie jak mylnie sądziłem, tylko pisarzem.

Wróżka
Zduszony śmiech, autorstwa Frantza Vaillanta, francuskiego dziennikarza, wykładowcy oraz twórcy filmów dokumentalnych, to pierwsza próba podsumowania jakże obfitej i różnorodnej działalności artystycznej Rolanda Topora. Zmarły w 1997 roku Topor dopiero 10 lat po śmierci doczekał się swojej biografii. Co najciekawsze, Vaillant nie zdążył poznać Rolanda osobiście. Na początku swojego dzieła wspomina, że spotkał kiedyś artystę przypadkiem, ale nie miał odwagi by do niego podejść i rozpocząć rozmowę. Kto zresztą nie stchórzył kiedykolwiek w takiej sytuacji? Nagle, zupełnie niespodziewanie trafiamy na osobę, którą świetnie znamy przez pryzmat jej prac, dzieł, twórczości. Marzymy o spotkaniu z nią tête-à-tête, by dyskretnie pochwalić jej wysiłek, zademonstrować, jaką estymą się u nas cieszy, powymieniać kilka uwag na temat kondycji kultury, a gdy los sprawi, że nasze drogi rzeczywiście się skrzyżują, okazuje się, że zapominamy języka w gębie, nie mamy właściwie nic sensownego do powiedzenia, a wszystkie słowa, które w danej chwili przychodzą do głowy (o ile jakiekolwiek się w niej pojawiają) wydają się miałkie i bez sensu. Podobna rzecz przytrafiła się Vaillantowi, który nigdy więcej nie miał okazji zamienić z Toporem choćby kilku słów. Parę lat po przypadkowym spotkaniu, Roland zmarł. Być może właśnie ta niezrealizowana sposobność, by bliżej poznać cenionego artystę, stała się dla Vaillanta bodźcem do kilku lat ciężkiej i żmudnej pracy, poświęconej na przeglądanie osobistych notatek Topora, rozmowach z jego bliskimi i znajomymi, wyławianiu jego dzieł, rozsianych niczym ziarenka piasku na pustyni, w efekcie której powstała naprawdę ciekawa oraz wyczerpująca biografia jednego z najbardziej niebanalnych francuskich artystów XX wieku.

Vaillant zabiera czytelnika w interesującą podróż po dziwnym, karykaturalnym i nieco przerażającym świecie Rolanda Topora. Lektura, zgodnie z chronologicznym początkiem rzeczy zaczyna się od przedstawienia rodziców Rolanda, Abrama Jechiela oraz Zlaty Topor. Oboje byli polskimi Żydami, którzy wykorzystali roczne stypendium Abrama, rzeźbiarza i absolwenta Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, by wyrwać się z Polski i spróbować lepszego życia na zachodzie Europy. Osiedlili się w mieście zakochanych, miejscu, stworzonym dla artystów i sztuki, stolicy Francji, w Paryżu. Jednak konieczność utrzymania rodziny, niedocenianie rzeźbiarskich zdolności Abrama (a przynajmniej brak aprobaty w takim stopniu, by dało się z tego wyżyć), skłoniły ojca Rolanda do odłożenia na bok sztuki i zajęcia się kaletnictwem (po wcześniejszej nieudanej przygodzie w zakładzie przemysłowym w Lotaryngii), które może nie syciło artystycznej duszy Abrama, ale pozwalało zdobyć środki niezbędne do nasycenia wygłodniałych żołądków. Vaillant, zarysowując dość dokładne dzieje rodzica Rolanda, ukazuje nam głowę rodziny Toporów, jako niespełnionego artystę, który musiał się poświęcić dla dobra swoich najbliższych. Dzięki temu zabiegowi łatwiej jest nam zrozumieć, dlaczego Roland, praktycznie od momentu narodzin traktowany był jako osoba szczególna, mogąca liczyć na przychylność oraz pomoc, również materialną ze strony rodziców. Oboje gorąco wierzyli, że ukochany syn wyrośnie na prawdziwego artystę ze zdolnościami na miarę talentu swojego ojca. Oczywiście rodzice zamierzali poruszyć niebo i ziemię, by Roland mógł ten talent godnie spożytkować. W ten oto sposób Vaillant złożył piękny hołd państwu Topor, wyraźnie podkreślając, że sukces Rolanda, to w ogromnej mierze również ich zasługa.

A rzec trzeba, że Topor odniósł sukces, mniejszy lub większy, praktycznie w każdej dziedzinie, w której postanowił spróbować swoich sił. Rysownik, malarz, grafik, reżyser zarówno teatralny jak i filmowy, przygodny aktor, scenarzysta, scenograf, pisarz, twórca opowiadań, sztuk teatralnych, wiecznie eksperymentujący i łączący ze sobą nieprzystające formy sztuki, mający daleko w dupie wszelkie tematy tabu – oto obraz Topora, która wyłania się z biografii pióra Vaillanta. Przekonujemy się, że Roland, zainspirowany surrealizmem stworzył swój własny niepowtarzalny styl, oparty na głębokich wodach czarnego humoru z wirami groteski i absurdu. Vaillant uświadamia nam, kim w rzeczywistości był Topor – artystą, bacznie obserwującym podlegający ciągłym zmianom obraz świata, żywo na te zmiany reagującym. Zmysł obserwacji z pewnością wyostrzyły mu wojenne przeżycia, które uczyniły go neurotykiem i nadwrażliwcem. Roland bez cienia zażenowania podglądał zatem społeczeństwo, odnotowywał sobie jego ułomności i przywary, by za chwilę wypluć z odmętów swojej wyobraźni kolejne dzieło karykaturyzujące owe wady do granic absurdu, zaskakując i szokując publiczność, niekiedy nawet wywołując skrajne obrzydzenie. Być może z tego powodu pierwsze prace Topora rysownika, nie cieszyły się zbyt wielkim uznaniem. Owszem, uważano jest za specyficzne i oryginalne, ale jakoś nikt nie miał ochoty płacić za nie godziwych pieniędzy. Z czasem sytuacja zaczęła się zmieniać, tworzący bez chwili przerwy Topor zaczął otrzymywać coraz więcej zleceń, stawał się coraz bardziej popularny w kolejnych kręgach artystycznych, by wreszcie, całkiem niedostrzegalnie i płynnie dorobić się statusu twórcy kultowego.

Palec
Historię tych bardzo licznych drobnych kroków, które doprowadziły Rolanda na sam szczyt odnajdziemy na kolejnych kartach biografii autorstwa Vaillanta. Muszę jednak przestrzec potencjalnych czytelników, że dalsza podróż w świat Rolanda Topora to już tylko zagłębianie się w coraz gęstszym i mroczniejszym lesie. Kolejne rozdziały, serwowane w porządku chronologicznym są dość krótkie, ale bardzo treściwe, często okraszane cytatami, wspomnieniami bliskich, fragmentami wywiadów. Nie brakuje również zabawnych anegdot, historyjek, ciekawostek – dowiadujemy się np., że Topor rysował dla polskich czasopism oraz odwiedził Warszawę, która nie wywarła na nim najlepszego wrażenia. I kiedy łapczywie połykamy następne strony, nagle, z niemym zdziwieniem konstatujemy, że zaczynamy być zasypywani przez lawinę absurdu, choć początkowo brodziliśmy tylko po kostki w tej groteskowej historii, która wciąga nas coraz bardziej, zarówno śmiesząc jak i porażając.

Książka napisana jest bardzo ciekawie, tak, że jej lektura nie jest nużąca, jak to niekiedy bywa z biografiami. Są jednak kwestie, które budzą pewne zastrzeżenia. Po sposobie, w jaki Vaillant prezentuje sylwetkę Topora, łatwo się zorientować, że dziennikarz należał do jego zagorzałych fanów. Vaillant rzadko wspomina o wadach Rolanda, a gdy musi już wymienić jakąś jego negatywną cechą, zawsze stara się ją racjonalnie wytłumaczyć, tak, by niejako obciążyć odpowiedzialnością za jej posiadanie kogoś innego. Nakreślony przez Vaillanta obraz jest zatem zbyt jaskrawy, na pierwszy rzut oka Roland Topor to naprawdę klawy gość, facet do rany przyłóż, dobry na każde schorzenie. Dopiero po pewnym czasie zaczynamy zachodzić w głowę, dlaczego aż tak nie układało mu się w życiu towarzyskim, a wreszcie przez portret autorstwa Vaillanta zaczyna sączyć się prawdziwy Topor, który momentami wydaje się niezwykle infantylny. Dowiadujemy się zatem, że Roland wymagał nieustannej opieki ze strony innych, często zachowywał się jak dziecko. Jego partnerki musiały odznaczać się niebywałą wręcz cierpliwością, by sprostać wszystkim kaprysom Topora, by tolerować jego nocne wypady do paryskich knajpek, w trakcie których ochoczo stawiał następne kolejki, nie licząc się z wydatkami. Do zadań wybranki serca Topora należały również walki z urzędem podatkowym, dłużnikami, komornikami, z którymi Rolandowi nigdy nie było po drodze.

Ponadto przebija się wizja człowieka, który panicznie bał się śmierci. Wydaje się, że ten strach, którego źródła prawdopodobnie należy doszukiwać się traumatycznych przeżyciach wojennych, przejawiał się w niemal każdym działaniu Rolanda. Na uwagę zasługuje m.in. fakt, że zawsze wiązał się on z młodymi lub bardzo młodymi kobietami. W swojej twórczości próbował on chyba ten lęk nieco oswoić, złagodzić, nadając śmierci cechy absurdu, ironizując ją, przedstawiając jako coś śmiesznego i nielogicznego, a więc jako rzecz niegroźną.

Hand Zonder titel
Co najważniejsze jednak, Roland Topor, tak jak zresztą sobie założył, w pewien sposób przechytrzył swojego najgroźniejszego przeciwnika, wygrał z nim poprzez wdarcie się do panteonu największych sław wśród dwudziestowiecznych twórców. Oczywiście określanie Topora mianem wielkiego artysty do dziś budzi kontrowersje. W mniemaniu niektórych bardziej pasuje do niego łatka ogromnego skandalisty. A o tym, dlaczego Topor do dziś wywołuje tak skrajne opinie niech poświadczy poniższy cytat na temat koncepcji zwierzęcości w człowieku:

Wydaje mi się, że cywilizacja, która neguje naturalne potrzeby człowieka, która neguje jego zwierzęcość, jest cywilizacją opresywną. Chciałem doprowadzić do zderzenia. Z jednej strony Gioconda, Mao i Kultura, cały kult osobowości, elegancji, wielkości, ideologie, wszystko, co jest odcieleśnione, czyste. A z drugiej gówno. Co dziwne, gówno każdemu wydaje się o wiele bardziej przerażające niż Mao i Hitler. Gdyby zrobić sztukę o Hitlerze i gównie, z pewnością to właśnie z powodu gówna nie przeszłaby w telewizji, a nie z powodu Hitlera, Tymczasem, o ile mi wiadomo, gówno zabiło znacznie mniej ludzi niż Hitler...

Krótko reasumując, dziś nie mam absolutnie żadnych wątpliwości, że 24,99 zł, które kosztowała mnie książka Zduszony śmiech, to dobrze wydane pieniądze. Biografia zaserwowana przez francuskiego dziennikarza, Frantza Vaillanta jest bardzo wyczerpująca, zdradzająca niemal wszystkie sekrety Rolanda Topora, począwszy od jego dzieciństwa, a na ostatnim okresie żywota skończywszy, a ponadto napisana została bardzo dobrym stylem. Obraz Topora w wykonaniu Vaillanta jest może zbyt idealistyczny, ale przecież Topor zawsze wzbraniał się przed złapaniem w sztywne ramy formy, a przez to nie jest łatwo w wyczerpujący, treściwy i obiektywny (?) sposób opowiedzieć o tym niezwykłym człowieku.

2 komentarze:

  1. Obecnie 46,49 zł. A do tego przynależność R.T. do loży masońskiej. Zastanowię się, po raz n-ty czytając Bal na ugorze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 46,49 zł to cena książki wydanej przez W.A.B. Wydawnictwo PWN zakupiło prawa do tej serii i wydało własną, zatytułowaną "Wielkie Biografie" w nieco mniejszym formacie, ale i w niższej cenie (24,99 zł). Prezentowana pozycja to 45. tom PWN-wskiej serii :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)