Ewangelia według Jezusa Chrystusa
José Saramago
Tytuł oryginału: O Evangelho Segundo Jesus Cristo
Tłumaczenie: Cezary Długosz
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Seria: Mistrzowie Literatury
Liczba stron: 460
Książki kupuję namiętnie oraz
regularnie, rzadko się jednak zdarza, bym świeżo nabytą pozycję
przeczytał od razu, niejako z marszu. Większość moich najnowszych
zakupów musi cierpliwie odleżeć swoje na półce, dojrzeć, napęcznieć, nim
zdecyduję się po nie sięgnąć. Nie mam zielonego pojęcia, z czego to
wynika, jest to działanie bardziej podświadome, którego nie jestem w
stanie wytłumaczyć żadną konkretną teorią. Reguła ta tyczy się zarówno
powieści, które później mnie zachwyciły i na stałe wryły się w moją
pamięć jak i tych słabszych. Podobny los dzielą dzieła autorów już mi
znanych oraz lubianych. Nawet taka Książka dla Manuela
autorstwa cenionego przez mnie nade wszystko Julio Cortázara odsiedziała
jakieś pół roku, nim z radością zagłębiłem się w jej lekturze. Po tym
przydługim wstępie, możecie uzmysłowić sobie, z jakim zdziwieniem
stwierdziłem, że zaraz po wejściu w posiadanie Ewangelii według Jezusa Chrystusa,
palę się wręcz z niecierpliwości, by dowiedzieć się, co też pogardzany
przez władze Kościoła katolickiego, portugalski pisarz, laureat Nagrody
Nobla, José Saramago ma do powiedzenia na temat życia oraz działalności
Jezusa Chrystusa, jednej z najbardziej znanych oraz wpływowych postaci w
całej historii ludzkości.
Oczywiście, że oczekiwałem skandalu. Nie
była to jednak przyczyna, dla którego chciałem przeczytać tę pozycję.
Wiedziałem, bowiem Saramago jest mi znany za sprawą Miasta białych kart,
że powieść na pewno nie będzie ociekać blichtrem ani tanią sensacją.
Spodziewałem się po prostu diametralnie innego podejścia do sylwetki
najpopularniejszego Nazarejczyka od tego, które prezentują ojcowie
Kościoła. Byłem niezmiernie ciekaw, jak Saramago przedstawił te lata z
życia Jezusa, o których nie wspomniano żadnym słowem w Nowym Testamencie
oraz dlaczego jego książka, uznana zresztą za bluźnierczą, tak
rozsierdziła kościelnych monarchów.
Tekst z okładki książki zapewnia nas, że otrzymujemy opowieść o życiu Jezusa z Nazaretu w jego najbardziej ludzkim wymiarze, jakiego nigdy nie odważamy się objąć wyobraźnią.
Saramago w sposób diabelnie ciekawy wykorzystał i wypełnił swoimi
umysłowymi tworami wspomnianą przeze mnie lukę w życiu Jezusa,
rozciągającą się od jego wczesnej młodości aż do 33 roku życia, kiedy to
rozpoczął on swoje nauczanie. Chrystus został zatem przedstawiony jako
stuprocentowy człowiek, borykający się na co dzień z przytłaczającą
niekiedy ilością przyziemnych problemów, natomiast Maria oraz Józef
zostali odarci z mitologicznych szat, w które są przywdziewani. Pisarz
zaprezentował momentami trudne i niełatwe relacje panujące w rodzinie,
nakreślił swoich bohaterów w obliczu podejmowania ciężkich dla nich
decyzji, wreszcie, namalował nam obraz Jezusa jako młodzieńca żywiącego
urazę i pretensję zarówno do swojego ojca jak i matki oraz jako
człowieka potrzebującego miłości i wsparcia, popełniającego błędy i
pomyłki.
Co do skandalizującej otoczki, to
rzeczywiście człowiek głęboko wierzący ma się prawo momentami poczuć się
urażony. Saramago z gracją walca dosłownie przemielił dogmat o
niepokalanym poczęciu, zburzony został również obraz idealnej świętej
rodziny, oberwało się także i to solidnie, modelowi 2 + 1. Jednym
słowem, portugalski pisarz w niczym nie ograniczał swojej wyobraźni, nie
krępując się zupełnie przyjętymi wzorcami, które od lat stosujemy w
odniesieniu do Jezusa, Maryi czy Józefa. Z punktu widzenia wiary zabieg
ten jest dość okrutny i pewnie przez wielu uważany za bezpodstawny,
trzeba jednak przyznać, że w kilku przypadkach nadaje on większego
realizmu kreślonym postaciom, które stają się nam o wiele bliższe.
Wszystko to sprawia wrażenie błahostki,
jeśli przyjrzymy się, jak ciężkiego kalibru oskarżenia zostały wytoczone
przez Saramago samemu Bogu. Trzeba jednak uprzednio przyznać pisarzowi,
że obraz Jahwe, który zostanie poddany bezlitosnej krytyce, wcale nie
jest aż tak wydumany oraz fantazyjny, został po prostu stworzony w
oparciu o księgi Starego Testamentu. Wydaje się, że Saramago wyłuskał z
nich wszystkie negatywne cechy Jestem, który jestem i użył ich
do kreacji Najwyższego. Bóg jawi się zatem jako mściwy, apodyktyczny
tyran, pamiętający krzywdę do kolejnych kilku pokoleń, okrutny,
bezlitosny dla wyznawców innych bożków, chłepcący bez umiaru krew
zabijanych co rusz zwierząt ofiarnych, małostkowy i dumny, przekonany o
własnej racji. Saramagowski Stwórca to egocentryk bez umiaru, skłonny do
poświęcenia milionów istnień w celu umocnienia swojego panowania. O
wiele bardziej ludzki wydaje się już diabeł, kornie błagający o
przebaczenie Boga, świadom krwawej i bezsensownej ofiary, którą będzie
musiała złożyć ludzkość w obronie wiary w Chrystusa oraz jego Ojca
Niebieskiego. Przerażające, prawda?
Całość została napisana surowym i
miejscami zawiłym stylem, dość dobrze imitującym ten znany z ewangelii.
Ciekawa jest również sama forma: bardzo długie zdania, w których opisy
przeplatane są z dialogami, oddzielanymi jedynie za pomocą przecinków,
potrafią ciągnąć się wręcz w nieskończoność. Od czasu do czasu, całkiem
niespodziewanie, niczym oaza na pustyni, trafiają się jeziora ironii,
które tak znakomicie wkomponowane są w całość, że niekiedy, pogrążeni w
monotonii kolejnych słów, możemy przejść obok nich, kompletnie ich nie
zauważając.
Saramago kreując świat przedstawiony w Ewangelii według Jezusa Chrystusa
kieruje się logiką oraz przyczynowością. Niemal każde zdarzenie istotne
dla fabuły zostaje szczegółowo objaśnione, wiele faktów znanych nam z
Nowego Testamentu zostaje niejako dopowiedzianych. Opisywane są
precyzyjnie konsekwencje wynikające z czynionych przez Jezusa cudów i
często przekonujemy się, że łamanie zasad fizyki, które na co dzień
rządzą światem to tylko jedna, ta jaśniejsza strona medalu. Można
odnieść także wrażenie, że portugalskiemu pisarzowi bardzo zależy na
ukazaniu logicznej pułapki, wynikającej z przyjęcia zasady, że Bóg jest
siłą wszechmogącą, z racji której wszystko istnieje i żyje, a każdy
ruch, myśl, uczynek jest Bogu doskonale znany, bowiem nie ma dla niego
ani przyszłości, ani przeszłości, ani teraźniejszości – jest tylko czas,
który przed własnym Stwórcą nie skrywa żadnych tajemnic. Przystając na
takie założenie, zaczynają rodzić się niewygodne pytania, których
Saramago nie omieszkał nam, tj. czytelnikowi, zadać. Oczywiście polecam
zapoznać się z nimi osobiście i następnie ocenić ich zasadność. Lub
bezzasadność.
Krótko reasumując, rzeknę, że dla mnie
lektura książki José Saramago okazała się niezwykłą przygodą
intelektualną. Uważam, że oskarżenia o obrazoburczość są nieco na
wyrost. Powieść jest z pewnością prowokująca i skłaniająca do refleksji,
momentami godzi w dogmaty wiary chrześcijańskiej, ale pisarza zawsze
możemy bronić stwierdzeniem, że prezentowana przez niego wizja to
jedynie fikcja literacka, autorska interpretacja Nowego Testamentu, do
której nie można przecież odebrać mu prawa. Z pewnością jednak znajdą
się i tacy, którzy po przeczytaniu Ewangelii według Jezusa Chrystusa stwierdzą: Wszędzie
są kanalie, dla których nie ma nic świętego. Oni w swoich szpetnych
gębach mają zawsze dość śliny, aby opluć cudze świętości. Wszystko jest
dla nich możliwe do splugawienia.
P.S.
Mały konkurs, bez nagród – z jakiej sztuki pochodzą ostatnie, cytowane zdania na temat kanalii i plugawienia?
P.S.2
Konkurs nie cieszył się zbytnim zainteresowaniem, ale mimo wszystko podaję odpowiedź. Cytowane słowa pochodzą ze sztuki Projekt Mesjasz
autorstwa Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk. Dramat znaleźć w
październikowym magazynie literackim Radar (2012), który w całości
został poświęcony twórczości oraz osobie Brunona Schulza.
Najczęściej to ludzie słabej wiary są oburzeni rzekomo obrazoburczym przedstawieniem świętego/świętej. A paradoksalnie pokazanie takiej postaci od ludzkiej strony może przybliżyć ją.
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu dłuższego fragmentu "Ewangelii..." mam przeczucie graniczące z pewnością, że powieść spodoba mi się.;)
Bardzo trafne spostrzeżenie. W momencie kiedy święty zstępuje z piedestału i udowadnia, że jemu także nie brakowało słabostek, trudnych chwil wahania i zwątpienia, okazuje się, że on także był/jest człowiekiem, a nie tylko marmurowym posągiem.
UsuńMam nadzieję, że to przeczucie Cię nie zawiedzie :)
Co do Jezusa, to kiedyś czytałem w „Wiedzy i Życiu” świetny artykuł o Jezusie Nazorejczyku przedstawiający piękną hipotezę stworzoną przez polskiego naukowca. Niestety nie zapisałem ani nazwiska autora,a ani numeru i rocznika, w którym to się pojawiło. W archiwach niczego nie znalazłem. Może ktoś pomoże?
OdpowiedzUsuń