Strony

środa, 22 sierpnia 2012

Rroaghr, czyli czas na debiut

Rroaghr 

Rroaghr

Jakub Dziwior

Wydawnictwo: My Book
Liczba stron: 197








Powieść Rroaghr to oficjalny debiut pisarski Jakuba Dziwiora. Sam autor to, przynajmniej póki co, persona raczej anonimowa w książkowym światku, chociaż co do jego zdolności władania piórem nie można mieć żadnych wątpliwości, szczególnie, gdy miało się styczność z artykułami jego autorstwa, publikowanymi na łamach satyrycznego serwisu internetowego Wielka Rzeczpospolita pod pseudonimem Red_81. Płodzone przez niego teksty zawsze charakteryzowały się lekkością oraz specyficznym humorem. Nie inaczej jest w przypadku jego pierwszej powieści.

Rroaghr, bo z pewnością pierwsze, co przykuwa czytelniczą uwagę, jest szalenie zagadkowy i równie trudny do odczytania tytuł, to imię głównego bohatera, młodego drwala z plemienia Swargów. Uprzedzając pytanie o to niewątpliwie dziwaczne zawołanie, wyjawię, że w książce pojawia się kilka wersji na temat jego pochodzenia, z czego zdecydowanie najlepsza w moim mniemaniu brzmi następująco: Inni twierdzili, że gdy po trzech dniach narodzin syna świętowaniu ojciec Rroaghra przed kapłanem stanął, jedynie to w stanie z siebie był wydusić, zanim w świńskim korycie ukojenie żołądka sfatygowanego był znalazł. W każdym bądź razie, rodzina oraz znajomi zwracają się zdrobniale do bohatera Rory. Młodzian ów charakteryzuje się niezbyt wysoką lotnością umysłu i, o gorzka ironio, wyraźnie wbrew swojej woli zostaje wplątany w intrygę bogów, którzy nie mogąc prowadzić ze sobą bezpośredniej walki, decydują się wyjaśnić swoje animozje za pomocą rąk zwykłych i zawsze w takich sytuacjach pokrzywdzonych śmiertelników.

W takich właśnie okolicznościach autor zabiera nas w równie ciekawą, co zabawną podróż po wielkiej krainie Allemanii. Wspólnie z narratorem będziemy świadkami serii konfliktów, które targną cesarstwem Allemanii, krwawą walką o sukcesję po przedwcześnie zmarłym, prawowitym władcy, doskonale znaną nam z historii europejskich dworów. Wędrować będziemy po świecie ogarniętym wojenną zawieruchą, weźmiemy udział w niejednym starciu zbrojnym. Co ciekawe, znajdziemy się także poza krańcami oficjalnie uznawanego świata, skąd zresztą sam Rory pochodzi.

Ponadto dzięki powieści dowiemy się także, jak to się mogło stać, że we wspomnianym kraju cały panteon bóstw został zastąpiony przez wiarę w Jedynego i Wielkiego. Światło dzienne ujrzy sekret, jakim cudem Lucek, czyli były bóg spadających szyszek został tym owym Wielkim i Jedynym. Być może dla niektórych czytelników, ta właśnie niezwykła, a przy tym arcykomiczna forma ewolucji religii politeistycznej w monoteistyczną, okaże się jedynie słuszną.

Wydaje mi się, że na szczególną uwagę zasługuje styl, w jakim napisana została powieść. Reprezentatywną próbkę mamy w przytoczonym wyżej cytacie objaśniającym pochodzenia imienia Rroaghr. Mnie osobiście początkowo drażnił nieco zastosowany szyk przestawny budowanych zdań, które gęsto ukwiecone są archaizmami, ale dość szybko bystry czytelnik zorientuje się, że jest to zabieg celowy, mający dodatkowo podkreślić i uwydatnić absurd, przebijający się przez każdą stronnicę księgi. Sama proza przypomina nieco książki Terry’ego Pratchetta, przy czym z pewnością Jakubowi Dziwiori nie można stawiać obraźliwych i niesłusznych zarzutów o nieudolne próby imitacji angielskiego twórcy Świata Dysku. Po prostu pióro polskiego pisarza jest równie lekkie, a lektura wywołuje u czytającego równie częste i podniosłe salwy śmiechu.

Ciepłe słowa należą się także samym wykreowanym bohaterom. Co prawda motyw nieco przygłupawego, acz silnego i posiadającego gołębie serce, herosa jest starym chwytem literackim, ale Rory budzi u czytelnika autentyczną sympatię, który z uprzejmym zainteresowaniem śledzi jego dalsze losy. Bardzo szybko polubimy z pewnością też kompanów Rorego, spotykanych po drodze: sprytny i przebiegły Unro, opanowany i spokojny Wieprzysław oraz pragnący rabować, gwałcić i palić wszystko, co się rusza, zbój Isztvan to postacie nieszablonowe, a każda z nich dostarczy niejednego powodu do śmiechu. Następny literacki szablon, tym razem związany z napotykaniem przez głównego bohatera kolejnych towarzyszy podróży, znany dobrze choćby z Alicji w Krainie Czarów, został umiejętnie wykorzystany oraz wpleciony w fabułę powieści.

Krótko podsumowując należy uczciwie przyznać, że debiut literacki Jakuba Dziwiora wypadł dobrze. Nie chcę gloryfikować powieści Rroagrh ponad miarę, ponieważ doskonale zdaję sobie sprawę, że przemawia przeze mnie sympatia oraz szacunek, którymi darzę autora w oparciu o jego dotychczasową twórczość i wkład w rozwój portalu Wielka Rzeczpospolita. Stąd mniemam, że moja opinia z pewnością zabarwiona jest niejedną nutką subiektywizmu. Ale jedno mogę rzec z pełnym przekonaniem: książka Rroagrh, którą możemy nabyć zarówno w formie tradycyjnej jak i cyfrowej, to z pewnością dobrze wydane pieniądze (a nie tak jak zasugerował mi autor w dedykacji: najgorzej zainwestowane 24 zł w Twoim życiu). Powieść gwarantuje miło spędzony czas oraz niejeden uśmiech.


Wasz Ambrose

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)