Nie warto być małym
Ferdynand Goetel
Wydawnictwo: Arcana
Liczba stron: 248
Książka Nie warto być małym to
ostatnia pozycja w dorobku pisarskim Ferdynanda Goetla. Pisana już na
emigracji, opublikowana została na łamach londyńskiego Veritasu jeszcze
za życia pisarza, jednak w Polsce jej wydanie przeszło niemal bez echa. Z
tego względu powieść ta należy do najmniej znanych spośród wszystkich
spłodzonych przez Goetla. A okoliczności jej powstania z pewnością były
ciekawe, śmiało rzec można, że wręcz dramatyczne. W roku 1957, 67-letni,
schorowanemu Goetelowi doskwierała błyskawicznie postępująca jaskra,
która powodowała ślepotę pisarza, zamieniając codzienne życie w pasmo
udręk. Problemem był powrót do domu z kawiarni, a cóż dopiero czytanie
czy pisanie jakichkolwiek tekstów. Z tego powodu Nie warto być małym
powołane zostało do bytu w sposób dość niecodzienny – Goetel dyktował
treść książki. Warunki powstania powieści odbiły na niej swoje piętno.
Wg krytyków książka w przeciwieństwie do pozostałych utworów jest
zwięzła oraz szorstka. Trafnie ujęła to Maria Danilewicz-Zielińska,
która stwierdziła, że recenzowana pozycja została obmyślona w ciemnościach nocy i niewiele łaskawszym mroku dnia.
Akcja rozpoczyna się w czerwcu 1909 roku
wspólnie z początkiem piątego sezonu „Zielonego Balonika”, popularnego
kabaretu literackiego założonego przez krakowskich artystów, a kończy
tuż po wybuchu I Wojny Światowej. Wydarzenia rozgrywają się w zaborze
rosyjskim oraz austriackim: w Krakowie, Zakopanem, Warszawie oraz
Lwowie. Podczas lektury, podobnie jak w przypadku „Nocy i dni”
Marii Dąbrowskiej, czuć wyraźnie atmosferę przełomu oraz zmian, która
towarzyszy głównym bohaterom. Wszyscy zdają się być przekonani, że nowa
epoka przyniesie ogromną metamorfozę, nikt chyba jednak nie spodziewa
się jak bardzo będzie to burzliwy, krwawy i niespokojny okres w
dziejach.
Bohaterami powieści są w większości młodzi inteligenci, którzy prowadzą burzliwe dyskusje w Reducie, w domu państwa Steckich na krakowskich Dębnikach. Z chwilą rozpoczęcia książki jesteśmy świadkami ostatniego spotkania, w trakcie którego poznajemy prawie doktorantkę filozofii, żydówkę Wandę Taffet, malarza Gawędę, marksistę Redena, początkującego pisarza i publicystę Stanisława Sarniaka, córkę gospodarzy wyzwoloną inteligentkę Irenę Stecką oraz najspokojniejszego z całego towarzystwa geologa Bajera. Wszyscy to buntownicy, którzy w swojej młodości i nieopierzeniu nie potrafią zrozumieć pokolenia swoich rodziców oraz wartości przez nich wyznawanych. Czują, że niosą nad sobą sztandar postępu, uwolnienia się od skostniałych i przestarzałych konwenansów; gardzą religią i bogobojnością, podobnie jak całym konserwatywnym Krakowem.
Geotel znakomicie odmalował niemożność nawiązania kontaktu między pokoleniami. Irena Stecka nie potrafi zrozumieć swojej matki-pozytywistki, chociaż delektuje się lekturami Żeromskiego. Sprawą, która przeleje czarę goryczy w stosunkach matki i córki okaże się prostytutka Hanka. Irena będzie patrzyć na jej problem poprzez pryzmat dramatu jednostki, natomiast matka będzie pragnąć wyrzucić ją z dzielnicy jako źródło chorób wenerycznych. Z kolei Stanisław Sarniak jest poważnie skłócony z ojcem, od kiedy to zdecydował się opuścić seminarium oraz rodzinną wieś. Mimo że obu wzajemnie na sobie zależy, interesują się swoim losem, każdy z nich boi się jednak przyznać do popełnionego błędu i jako pierwszy wyciągnąć prawicę na zgodę. Dopiero Irenie uda się pogodzić zwaśnione strony.
Książka to także fantastyczny obraz nowej epoki. Geotel świetnie naszkicował ziarna zmian i katastrof, które przyniesie witany z tak wielkimi nadziejami wiek XX. Podczas rozmowy Wandy Taffet ze swoim dziadkiem, antykwariuszem, starym Żydem, przekonamy się, że na horyzoncie widać już wzburzone fale antysemityzmu, które wkrótce zaleją nie tylko II Rzeczpospolitą. Wypowiedzi i dywagacje Redena zaczynają cuchnąć bolszewickim fanatyzmem, doskonale wiemy, że już za niedługo wzniosłe idee zostaną zatopione w odmętach krwi. Wszystko to wyraźnie koliduje z optymistycznymi nastrojami oraz nadziejami wiązanymi z nowym wiekiem.
W przeciągu 5 lat, na które rozciągnięta jest akcja powieści, w bohaterach zachodzi wiele zmian. Wydaje się, że z całego towarzystwa najbardziej dojrzewa Irena Stecka, która z młodej, nieco rozpuszczonej i niepokornej damy przeradza się w osobę zaangażowaną politycznie w sprawę odradzającego się państwa polskiego oraz miłośniczkę wsi i prowadzonego na niej prawdziwego życia. Stecka filozoficzne przebudzenie przeżyje w momencie, gdy ujrzy ojca Sarniaka leżącego krzyżem w kościele – człowieka padającego na twarz przed Absolutem, reprezentowanym tutaj przez Boga w przeciwieństwie do współczesnych myślicieli bijących pokłony przed ludzkością, czyli przed samą sobą. Stecka odrzuci nadęty i buntowniczy humanizm oraz cyniczny i pogardliwy intelektualizm na rzecz wartości trwałych i wyższych, takich jak Ojczyzna, czy życie rodzinne.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na bohatera zbiorowego książki, którym niewątpliwie jest Polska. Początkowo jest ona jedynie mglistą ideą, marzeniem egzystującym jedynie w sercach ludzi, którzy czują się Polakami. Konspiratorzy z napięciem śledzą ostatnie doniesienia na temat wszelakich spięć i awantur, wyczekując wielkiego konfliktu zbrojnego, niczym kania dżdżu. Geotel ciekawie przedstawił nam światek patriotów, którym na sercu leżało jedynie dobro Ojczyzny. Światek, w którym od początku nie brakowało podziałów i niesmaków, scysji na temat formy, w jaką powinna przyoblec się odrodzona Polska oraz na jakiej drodze niepodległość odzyskać. Niespokojni zwolennicy użycia siły ścierali się z intelektualistami, którzy dowodzili, że najlepszą ścieżką jest edukacja młodzieży oraz patriotyczne wychowanie. Autentyzmu powieści z pewnością daje zabieg wplecenia w akcję postaci historycznych jak towarzysz Ziuk (w późniejszym okresie lepiej znany marszałek Józef Piłsudski), czy posiadający chłopski rodowód poeta Władysław Orkan. Wybornie uzupełniają się z nimi bohaterowie wykreowani przez Goetla, w przypadku których należy podkreślić wielką precyzję oraz talent, jakich należało użyć by stworzyć tak dobre portrety psychologiczne.
Autor bardzo dobrze kreuje różne podejścia do kształtu Polski, która dopiero co miała się odrodzić. Goetel świetnie ukazał jak sprawa ta dzieliła Polaków, podkreślił równocześnie, że w momencie wybuchu I Wojny Światowej, rodacy potrafili zapomnieć o różnicy poglądów i spróbować wykorzystać nadarzającą się okazję do odzyskania niepodległości (jak wiemy z własnego doświadczenia, próba ta zakończyła się sukcesem).
Dobrze nakreślone zostały również postacie drugoplanowe. Ze szczególnym pietyzmem Geotel opisał bohaterów, których śmiało można określić mianem narodowych romantyków. Szczególnie wzrusza sylwetka Narbuta, szlachcica, który niepomny na szczęście prywatne, oddaje się służbie Ojczyzny. To właśnie on w rozmowie z Ireną wypowiada tytułowe słowa powieści. Pisarz umiejętnie przedstawił także proces tworzenia się legendy na przykładzie Klimka-Bachledy, taternika oraz ratownika TOPR-u, tłumacząc słowami Narbuta w trakcie dyskusji ze Steckim, że ludzie potrzebują bohaterów, aby nie stracić wiary w sens życia.
Grzechem byłoby również nie wspomnieć o opisach tatrzańskiej przyrody, które są z pewnością największą ozdobą całej książki. Na kartach powieści Geotel przelał swoją pasję – górskie wędrówki, prowadzone wspólnie z bratem Walerym oraz liczną kampanią (wśród której znalazła się nawet bratanica Marii Skłodowskiej-Curie - Maria, późniejsza żona Walerego) były jednym z ulubionych zajęć pisarza.
Reasumując Nie warto być małym to z pewnością lektura wyborna. Napisana w świetnym stylu, w którym Goetel ujawnił cały swój pisarski kunszt, porusza kwestie ważne i interesujące. Oprócz panoramy epoki, mamy do czynienia z nieszablonowymi bohaterami, rozdartymi pomiędzy wiarą w człowieka i indywidualizm a oddanie się sprawie walki o niepodległą Polskę. Sam styl jest również bardzo interesujący – książka balansuje na granicy kilku gatunków literackich, począwszy od sensacji, poprzez romans, na powieści obyczajowej skończywszy.
Podpisuję się obiema rękami pod tym, co napisałeś. Książka niedawno wpadła mi w ręce i byłem absolutnie zaskoczony gawędziarskim, przeinteligentnym stylem Goetla. Czyta się świetnie.
OdpowiedzUsuńCiekawe, książka chyba też, ale skąd ten tytuł?
OdpowiedzUsuń