Pamięć i tożsamość
Jan Paweł II
(Karol Wojtyła)
Kiedy czytałem recenzje książki naszego papieża „Pamięć i tożsamość”, aż mnie rzucało. Co warta jest recenzja, jeśli krytyk od razu stawia się w pozycji malutkiego wobec wielkości autora omawianego dzieła, w dodatku zobowiązanego do uznawania jego nieomylności w sprawach wiary, jeśli deklaruje się jako katolik? Czy z tej pozycji można wytknąć choćby najbardziej jaskrawe przekłamania lub błędy? Czy można je w ogóle dopuścić do swego grzesznego umysłu? Czy podążający na wschód koń z klapkami na oczach może zauważyć piękno zachodu słońca?
„Pamięć i tożsamość”, podobnie jak inne dzieła Karola Wojtyły, można oceniać na różnych płaszczyznach odbioru. W odbiorze społecznym, masowym, ma ona takie znaczenie, jak znane publikacje innych przywódców religijnych i politycznych. Każdy się na nią może powołać, najczęściej uprzednio nie widziawszy jej na oczy, by uzasadnić jakąś nierzadko karkołomną, irracjonalną tezę. Wyrwane z kontekstu zdania, jak cytaty z Biblii, i świadome pomijanie innych fragmentów, pozwalają uzasadnić wszystko. Temat rzeka. Jest jednak zasadnicza różnica pomiędzy publikacjami Jana Pawła II czy Gandhiego, a choćby Adolfem Hitlerem czy Karolem Marksem. O ile dzieła tych ostatnich wywarły na historię świata wpływ, którego nie sposób nie zauważyć, to o naszym papieżu i innych orędownikach pacyfizmu tego samego powiedzieć nie można. Nawet w Polsce, która ma do niego stosunek szczególny, nie widać poprawy standardów moralności, do których przede wszystkim nawoływał. Nie tylko nie widać większej miłości do Boga i bliźniego swego, lecz zaryzykowałbym stwierdzenie, iż jest wręcz przeciwnie, czego potwierdzenie znajdziemy nawet w omawianej właśnie książce papieża*. Poza Polską wpływ dzieł Jana Pawła II na życie społeczeństw jest jeszcze mniejszy, a poza kręgiem zachodniego chrześcijaństwa praktycznie żaden, przy czym widać, iż z upływem czasu ta tendencja się nasila. Jeśli pojawi się papież obdarzony jeszcze większą charyzmą, lub co bardziej prawdopodobne, bardziej medialny, poza Polską i teologami do myśli i dzieł Karola Wojtyły nikt już nie powróci. Stanie się to, co spotkało wspomnianego już Mahatmę Gandhiego - większość o nim po prostu zapomni, choć, a może właśnie dlatego, że jego idee piękne, a przykład godny naśladowania.
Potraktujmy więc dzieło Jana Pawła II nie jak publikację wielkiego autorytetu religijnego, ale jak normalną książkę. Co o niej można powiedzieć?
Wydanie** prezentuje się, mimo niewielkich rozmiarów, bardzo solidnie i elegancko. Stonowana szata graficzna i ilustracje (wykorzystano znane dzieła klasyków), dobrej jakości papier i okładka, czytelna czcionka. Bez zarzutu. Szkoda tylko, że w tak niewielkim objętościowo wydaniu nie ustrzeżono się chochlika drukarskiego, który z męża czyni węża***. Ale cóż, takie mamy czasy. Komputer zastępuje człowieka, a skutki jakie są, każdy uważny widzi.
Książka składa się z wprowadzenia „Od redakcji”, pod którym nikt się nie podpisał, i właściwego dzieła w konwencji rozmowy. Każdy rozdział to pytanie (zadane przez redakcję) i odpowiedź Jana Pawła II. Tak przynajmniej można przeczytać we wstępie. Jednak uważny czytelnik zauważy dowody na to, iż tekst przypisywany Karolowi Wojtyle został przeredagowany, co poddaje w wątpliwość autentyczność fragmentów przypisywanych papieżowi****, a więc zarazem obniża wartość całości dzieła. Nie wiedząc jak głęboko sięgała ingerencja redakcji, nie możemy mówić o autorstwie papieża. Dalsze uwagi należy więc traktować nie jak krytykę myśli papieża, ale tego, co spłodziła bliżej nieokreślona redakcja, z której składu znamy tylko dwa nazwiska.
Początkowo miałem zamiar iść krok po kroku, cytat za cytatem, by wykazywać ewidentne przekłamania, błędy lub nielogiczności i przytaczać to, co godne podkreślenia. Szybko jednak stwierdziłem, że mogłaby powstać z tego mała książeczka. Pozwolę więc sobie nie podpierać się odpowiednimi fragmentami tekstu i ograniczyć się tylko do zasygnalizowania najważniejszych problemów.
Kluczowym w moim odczuciu zarzutem jest stawianie Boga w opozycji do racjonalizmu, a tego ostatniego zrównywanie z ateizmem. Ateizm jest tymczasem równie nieracjonalnym przekonaniem jak wiara w Boga, gdyż racjonalnie nie da się przeprowadzić dowodu rozstrzygającego pomiędzy tymi orientacjami.
Nie mniej odrzucające są dla mnie ewidentne manipulacje, nie tylko historią świata świeckiego, ale i realiami samego chrześcijaństwa. Choćby wmawianie, że kult niepokalanego poczęcia Maryi jest wspólny całemu chrześcijaństwu, jest ewidentnym kłamstwem. Trudno nazwać to inaczej, skoro nie uznaje go ani prawosławie, ani dziesiątki nurtów protestanckich. Nie mniejszy niesmak budzi winienie bezbożności za całe zło świata, a wszelkiego dobra poszukiwanie w wierze. Tak jakby w czasie wojen krzyżowych nie mordowano w imię Boga (i za błogosławieństwem papieży) niewiast, kobiet i starców, co biorąc pod uwagę ówczesne środki techniczne nie różniło się wiele od holocaustu. Wystarczy wspomnieć eksterminację Indian (nazwaną tutaj pewnym rodzajem wywłaszczenia!!!), czy obecne święte wojny. Te wszystkie manifestacje wiary autor konsekwentnie bagatelizuje, wciąż szermując przebrzmiałymi hasłami faszyzmu i komunizmu.
Jako prorok Jan Paweł II też raczej nie jest wiarygodny. Widział to, czego nie widzi chyba nikt rozsądny, a więc rychłą konsolidację chrześcijaństwa. Co dzień prawie obserwujemy, jak wciąż powstają nowe podziały i takie proroctwa wręcz dziwią. Co roku słyszymy o nowych sektach, a w dodatku analogicznie jest w innych wielkich religiach, jak choćby w islamie. Można nawet zaryzykować tezę, że gdyby na ziemi zapanowała jedna „słuszna” wiara, to jej wyznawcy mordowaliby się nawzajem w imię tego, która odmiana jest słuszniejsza. Widać to nawet dzisiaj, choćby na styku szyici – sunnici, gdzie pomimo wspólnego wroga chrześcijańskiego aż kipi od wzajemnej nienawiści.
Rzeczy, z którymi nie można się zgodzić, gdyż albo są ewidentną manipulacją, albo co najmniej nadinterpretacją, można mnożyć. Trzeba jednak przyznać uczciwie, że wiele myśli Jana Pawla II jest wyjątkowo cennych. Szkoda tylko, że ich właśnie nigdy się w mediach nie cytuje.
Papież wielokrotnie zwraca uwagę na zjawisko, które i ja obserwuję na każdym kroku, a mianowicie zatracanie tożsamości i człowieczeństwa w kapitalizmie. Za komuny społeczeństwo wsłuchiwało się krytycznie w słowa elit, a teraz łyka wszystko jak karmny gąsior gałki. Po równo peany o demokracji, reklamy nowych komórek i szczęścia z posiadania. Tego, że papież, podobnie jak starożytni, przestrzegał przed możliwymi wypaczeniami naszego obecnego ustroju, nikt nie chce pamiętać.
Gdy słucham niektórych niedzielnych kazań, pełnych nienawiści, pychy i nietolerancji, mam wrażenie, że naszemu klerowi, o większości wiernych nie wspomnę, obca jest jedna z wiodących myśli nie tylko tej książki, ale całego pontyfikatu Jana Pawła II – Miłość ponad wszystko. Nawet ci, którzy mówią o miłości, zapominają, co tak często podkreślał papież, że miłość do której zobowiązany jest chrześcijanin obejmuje wszystkich, również, a może przede wszystkim, nieprzyjaciół, czyli też niewierzących, bo to przecież wrogowie numer 1.
Ewidentnie już na kłamstwa wyglądają słowa wielokrotnie padające z ambon co niedzielę w całej Polsce, iż bez Kościoła nie ma zbawienia. W „Pamięci i tożsamości” wyraźnie bowiem czytamy, iż człowiek jest drogą Kościoła, a nie Kościół drogą człowieka. Jak to ujęto w Konstytucji duszpasterskiej Gaudium et spes, przytaczanej wielokrotnie przez Jana Pawła II, „sięganie do głębi tajemnicy Słowa Wcielonego, odnosi się „nie tylko do chrześcijan, lecz także do wszystkich ludzi dobrej woli, w których sercu w niewidzialny sposób działa łaska. Skoro bowiem Chrystus umarł za wszystkich i skoro ostatecznie powołanie człowieka jest w istocie jedno, mianowicie Boskie, powinniśmy utrzymywać, że Duch Święty wszystkim daje możliwość uczestniczenia w tym misterium paschalnym w tylko Bogu znany sposób””. W tylko Bogu znany sposób, więc nie klerowi oceniać kto bliżej, a kto dalej od Boga.
Co z tego wszystkiego wynika? Niestety nic dobrego. Dobrzy nadal będą dobrzy, może trochę wzmocnieni w swej wierze, a źli przy pomocy cytatów z tej książki będą mogli uzasadniać swe nieprawości. Chowając się za autorytetem papieża będą swe podejrzane persony czynić nietykalnymi. W dodatku „Pamięć i tożsamość” pogłębia rosnącą wciąż przepaść między wiarą, a racjonalizmem i wymaga naprawdę wyrobionego, krytycznego i uważnego czytelnika, by brać z niej to, co dobre, a odrzucić to, co złe. To książka tylko dla odważnych umysłów, które samodzielnie potrafią zmierzyć się z tak wielkim autorytetem i z presją większości. Co zrobią z nią pozostali czytelnicy, poza tym, że będą ją chwalić, nie rozumiejąc ani nie usiłując, tego nie chcę się nawet domyślać
Wasz Andrew
* str. 150 „W okresie samoobrony przed totaliryzmem marksistowskim ta część Europy (demoludy – przyp. AW) przebyła drogę duchowego dojrzewania, dzięki czemu pewne istotne dla życia ludzkiego wartości mniej się tam zdewaluowały niż na Zachodzie.”
** Wszystkie cytaty wg wydania Wydawnictwa św. Stanisława BM, Kraków 2011
*** 159 „Mówi tak do węża: „Wprowadzam nieprzyjaźn między ciebie a niewiastę...”
**** najbardziej ewidentny: str. 50 „ Przedtem jeszcze osobną encyklikę poświęciłem (...) ukazała się z pewnym opóźnieniem z powodu zamachu na życie papieża”. Końcówka ewidentnie została dodana do tekstu oryginalnego, lub w istotny sposób zmieniona.
Jesteś pewnie jednym z nielicznych osób w Polsce, które naprawdę przeczytały książkę Wojtyły, a nie tylko nabyły i postawiły na meblościance, żeby się ładnie prezentowała:-) Ba, nawet masz jakieś refleksje na ten temat, i - o zgrozo - nie padłeś przed nią na kolana... Swoją drogą, nie wiem, czy tak bałwochwalczo uwielbiany przez nas papież nie przewraca się w grobie, skoro jego myślowa spuścizna jest powszechnie wypaczana, przekręcana lub wręcz nadużywana do celów, stojących w sprzeczności z ideą chrześcijaństwa.
OdpowiedzUsuńA pamiętam, jak przez krótki, bo krótki czas, ale była na liście lektur szkolnych szkoły średniej. :D
OdpowiedzUsuńMam, czytałam, na swój sposób odczytałam. po Twojej recenzji chyba do niej wrócę na nowo.
OdpowiedzUsuń