William Styron
Wybór Zofii
(oryg. Sophie’s Choice)
przekład Zbigniew Batko
Nazwisko autora i tytuł powieści, jakkolwiek głośne w świecie, nie tylko świecie literatury i filmu*, było mi dotąd kompletnie nieznane. Po tę książkę sięgnąłem z premedytacją. Znajoma wykorzystała ją do pracy o obrazie II Wojny Światowej w literaturze i chciałem się przekonać, czy jest to pozycja wartościowa, czy też, jak niektóre inne książki z tego stosika, który posłużył za materiał źródłowy, wręcz przeciwnie.
Czy powieść o tak pachnącym tanim romansidłem tytule może być warta przeczytania i czy może być o wojnie? Otóż tak. Może być mocna, pełna głębi trudnych do przebycia i wymagająca od czytelnika otwartości umysłu, odwagi do zmierzenia się ze stereotypami i odmiennymi od naszych poglądami.
Przed rozpoczęciem lektury nie czytałem niczego o autorze ani jego twórczości. Świadomie zabrałem się do niej nieskażony opiniami innych; uzbrojony jedynie w zdolność myślenia i własne doświadczenie życiowe. Po jej zakończeniu sięgnąłem po recenzje i niejednokrotnie doznałem szoku. Czyżbym czytał co innego?!? Odpowiedź znalazłem w jednej z recenzji i pozwolę sobie przytoczyć z niej cytat, gdyż on wszystko wyjaśnia:
„Niestety, nieco się zawiodłam. Wątek oświęcimski, który tak bardzo lubię i... na który tak bardzo tutaj liczyłam, jest zaledwie jednym z wielu (...)”**
Kuriozalny sposób oceniania literatury; za dobrą powieść uważać taką, której autor przewidział interesującą nas tematykę oraz nasze poglądy i tylko do nich się ograniczył. To tak jakby Chopinowi zarzucać, że za mało w nim jazzu! Lubienie zaś tematyki oświęcimskiej?!? To pachnie zboczeniem. Rozumiem zainteresowanie, ale lubowanie się w Oświęcimiu? Aż mnie zatkało!
Trudno docenić książkę, jeśli się w niej szuka tego, co się chce znaleźć, a nie tego, co autor w niej zawarł! Jeśli nie szuka się nowych punktów widzenia, nowych koncepcji, tylko powtórzenia tego, co się już zna, lub co się komuś wydaje, iż zna.
Wybór Zofii to prawdziwe arcydzieło, ale niestety przez to właśnie, i przez skomplikowane, przenikające się nawzajem tematy, które podejmuje, jest trudny w odbiorze, o czym już wcześniej zresztą nadmieniłem.
O czym jest ta książka? To historia trójkąta potężnych uczuć, który uwięził w tragicznym przeznaczeniu Zofię - Polkę, która przeżyła Oświęcim, Natana – chorego psychicznie Amerykanina, w dodatku narkomana i Żyda z obsesją na punkcie holocaustu oraz początkującego pisarza z Białego Południa o ksywce Stingo, który jest jednocześnie narratorem. Trójkąty w związkach międzyludzkich nie są dobrze rokującym rozwiązaniem, ale namiętności, które łączą te dramatis personae prowadzą do szekspirowskiego wręcz tragizmu. Nawet gdyby autor tylko na tym poprzestał, stworzyłby dzieło warte polecenia.
Wybór Zofii jest solidnym kawałkiem dobrego stylu literackiego – prozy, którą bym określił amerykańską wersją Sienkiewicza; długie, niejednokrotnie wielokrotnie złożone wypowiedzi, dygresje, obszerne fragmenty liryczne podjęte równie doskonale, co obrazowe opisy i momenty wartkiej akcji. Zwłaszcza pierwsza część powieści, to prawdziwa zabawa słowami. Istna żonglerka tymi cegiełkami, z których buduje się literaturę. W dalszej części lektury ciężar tematu, nie tylko dramatu rozgrywającego się między głównymi postaciami tu i dzisiaj, ale przede wszystkim przywoływanej w retrospektywie historii okupowanej Warszawy, Oświęcimia i zagłady Żydów, każe nam zamknąć oczy na uroki warsztatu pisarza i skoncentrować się na treści. Treści, która wielu oburza, a dla wielu pozostaje niezrozumiała.
W wielu recenzjach, nawet zawodowych krytyków, stwierdza się, iż dzieje Zofii w okupowanej Polsce, zakończone wywózką do obozu koncentracyjnego i jej przeżyciami w tym przedsionku piekła, pokazują zmianę normalnych Niemców w fanatyków i sadystów. To absolutna nieprawda i nie wiem skąd się wziął ten odgrzewany przez kopiuj-wklej mit. Wielką wartością książki Styrona jest to, iż wprost i bez żadnych ogródek pokazuje, że to nie nienawiść i zaślepienie, a bezduszny rachunek ekonomiczny stworzył największe zło. Nie neguje faktu, iż druga wojna, jak każda wojna, była rajem dla wszelkiej maści degeneratów, ale podkreśla, iż Oświęcim i inne podobne miejsca, przez wielu określane jako gorsze od piekła samego, nie były wytworem sadystów, a powstały w umysłach urzędników i przez nich zostały stworzone jako logiczny środek do wykonania powierzonych im zadań. Nie byli panami życia i śmierci, ale księgowymi decydującymi o kolejnych kolumnach cyferek, które z jednego konta należy przenieść na inne. Nie bez kozery kilkakrotnie przewija się w powieści (a została ona opublikowana w roku 1979) nazwa koncernu IG Farben*** jako zakulisowego sprawcy całego szaleństwa masowej eksterminacji. Sprawcy, który do samego końca Rzeszy dyskretnie sterował kanałami śmierci stosownie do swych zapotrzebowań. Bardzo łatwo nam uwierzyć, że do stworzenia obozów koncentracyjnych zdolni są tylko dewianci. Takie przekonanie jest wygodne i bezpieczne. Niestety, co podkreśla Styron, prawda jest dużo bardziej przerażająca. Do tego zdolny jest każdy, jeśli uwierzy, że tak trzeba, że to należy do jego obowiązków. Nie bez kozery wielu zbrodniarzy wojennych to ludzie inteligentni, umiłowani ojcowie rodzin i ukochani tatusiowie dzieci. Nie przypadkiem Niemcy nie są wynalazcami obozów koncentracyjnych czy mydła z ludzi. Oni po prostu, zgodnie ze swą narodową dokładnością, wykonali to samo, co inni przed nimi i po nich, tylko na większą skalę i w sposób bardziej maszynowy, taśmowy i zbiurokratyzowany. Nie bez pomocy innych, choćby IBM, która dla obozów koncentracyjnych zapewniała wsparcie informatyczne, ale to już całkiem inna historia, za którą stoją wielkie pieniądze.
W Polsce szczególne oburzenie niektórych wywołał fakt, iż w Wyborze Zofii Polacy ratujący Żydów są raczej wyjątkami niż normą, która była w swej masie mniej lub bardziej antysemicka. Nie chcę się wypowiadać tutaj, jak było naprawdę, gdyż to osobny temat. Chodzi o to, by móc drążyć w poszukiwaniu prawdy. By ktoś odmiennie myślący nie był od razu odsądzany od czci i wiary. Niestety, nasz kraj jest od wieków największym na świecie, może poza Koreą Południową, centrum brązownictwa****. Jeśli święty, to nawet zmazy nocne musi mieć z imieniem Pana na ustach i z obrazem Pana przed oczami, jeśli bohater, to taki, co się nie boi niczego i nigdy, nawet największej właśnie popełnionej przez siebie głupoty. Jesteśmy chyba odwrotnym odbiciem USA, gdzie rozdrapywanie ran i dociekanie prawdy trwa w nieskończoność, że znów, po raz kolejny, przypomnę choćby moje ulubione bliźniacze filmy Clinta Eastwooda o Pacyfiku*****. Pojawiają się, co prawda, od jakiegoś czasu nawet dość liczne polskie książki dociekające prawdy, również stricte historyczne, ale nie czarujmy się – stereotypów nie zmienią, zwłaszcza wobec nikłej powszechności czytelnictwa w narodzie. Nie budzą nawet burz podobnych do Wyboru Zofii. Ta ostatnia zagroziła naszej wizji historii, gdyż przyszła z etykietką kontrowersyjnego bestsellera zza oceanu, a film na jej podstawie jako oscarowy raczej w zapomnienie też nie pójdzie. Wobec potencjalnego szerszego odzewu w świadomości społecznej trzeba było więc powieść oprotestować. Moim zdaniem absolutnie niesłusznie.
Jak długo będzie to nasze brązownictwo trwało? Kiedy w końcu w filmie, jedynej formie przekazu o naprawdę masowej sile oddziaływania, dowiemy się, iż ktoś z wielkich naszej historii nie był pomnikiem za życia? Kiedy w końcu przestaniemy unisono wołać, że antysemityzm jest u nas w zaniku? Pierwsze jaskółki nadziei widzę, jak choćby świetny obraz W ciemności Agnieszki Holland. Miejmy nadzieję, że to początek trwałego trendu.
Wielką moc w Wyborze Zofii ma seksualizm bohaterów. Ilość miejsca poświęconego fizycznej miłości i dosłowność opisów miejscami ocierałaby się o pornografię, gdyby nie była częścią większej całości, gdyby z niej nie wynikała i w sposób wręcz doskonały jej nie uzupełniała. Wielu krytykuje tak odważne ujęcie tematu, ale uważam, iż jest to zdecydowanie bardziej prawdziwe, niż dominujący w literaturze schemat eunuchowatych postaci, które myślą o wszystkim, tylko nie o seksie. Po wielu lekturach miałem wrażenie, że ludzie rozmnażają się chyba przez pączkowanie. Na szczęście proza Styrona nie z tych.
Eksterminacja Żydów, wielkie namiętności, potężny pociąg seksualny. Tematy o potężnym ładunku, którym można by obdzielić kilka innych powieści. A jednak pod tymi poruszającymi serce i umysł czytelnika wątkami mamy jeszcze bogactwo szczegółów tła, co także świadczy o klasie autora i jego dzieła. Zofia jako obraz kobiety w typie cierpiętnicy, która czuje się przywiązana do partnera, który ją bije i poniża. Obraz tak powszedni i w naszej codziennej rzeczywistości, gdzie partnerzy alkoholików i alkoholiczek, sadystów, narkomanów i psychicznie chorych nie potrafią im się przeciwstawić. Z różnych powodów trwają przy swych katach zamiast poszukać lepszego jutra gdzie indziej. Ojciec narratora, który stara się jak może, by pomóc synowi. Obraz powojennego (wszak to dopiero rok 1947, a więc przed wielką rewolucją seksualną) społeczeństwa USA; zakompleksionego w sprawach seksualności w sposób dziś prawie dla nas niewyobrażalny. I to, co mnie urzekło – szczególiki w drobiazgach. Stingo, od niedawna bezrobotny i balansujący na skraju biedy, a jednak ma w łazience płyn do płukania zębów, szczoteczkę do zębów o określonej twardości i maszynkę do golenia z wymiennymi ostrzami (oczywiście Schick, a nie Gilette). Ciekawe ilu ludzi w Polsce, choć mają pracę, uważa płyn do płukania jamy ustnej i porządną szczoteczkę za zbytni lub za duży wydatek, choć od czasu, w którym rozgrywa się powieść, minęło sześćdziesiąt pięć lat? Uwielbiam takie smaczki! Pokazują, jak różne są realia w różnych miejscach świata i jak to wszystko zmienia się w czasie. Jak bałamutne są reklamowe hasła i stereotypy.
Wybór Zofii ma wiele innych aspektów, których jeszcze nie wymieniłem, a które łączą się w perfekcyjną całość i sprawiają, iż warto po tę powieść sięgnąć. Właściwie zmierzyć się z nią gdyż, jak już wyżej wspomniałem, nie jest to łatwa i szybka lektura. Nie da nam wiele radości, o rozrywce nie wspominając. Na pewno jednak pozwoli na wiele rzeczy spojrzeć z innego punktu widzenia, wiele innych od nowa przemyśleć. Wzbogaci nas duchowo, jeśli wybaczycie ten patetyczny zwrot. Zdecydowanie i absolutnie polecam
Wasz Andrew
* Pod tym samym tytułem w 1982 roku nakręcono w amerykański dramat w reżyserii Alana J. Pakuli. rolach głównych wystąpili Meryl Streep (Oscar za rolę pierwszoplanową i Złoty Glob dla aktorki dramatycznej), Kevin Kline i Peter MacNicol.
** grzegorzowa (na blogu i na LubimyCzytać.pl)
*** Niedawno pisałem o filmie z odczytu doktora Matthiasa Ratha o IG Farben i jego roli w II Wojnie Światowej oraz holocauście
**** termin ukuty przez Tadeusza Boya-Żeleńskiego, który w swym dziele "Brązownicy", podjął kampanię przeciw tym, którzy przedstawiają nieprawdziwy, przykrojony do swoich potrzeb, czarno-biały obraz historii.
***** lustrzane filmy Clinta Eastwooda z 2006 roku: Letters from Iwo Jima, 2006 (Listy z Iwo Jimy) i Flags of Our Fathers Polskie tytuły: Sztandar chwały lub Gwiaździsty sztandar. Dlaczego takie, a nie Sztandary naszych ojców? To temat na osobne rozważania
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKsiążka, która nie spełnia naszych przewidywań nie zawsze jest uznana za gorszą. Albo świat przedstawiony w książce czy fabuła nas zawiedzie lub pozytywnie rozczaruje. Tu najwyraźniej kogoś zawiódł. Jak nie wiele bodźców potrzeba, aby utworzyć regułę, która jest nie tylko nieprawdziwa, ale też ograniczona.
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedna sprawa, każdy ma prawo to własnej oceny i opinii, więc Twoja krytyka innych recenzentów łamie zasadę de gustibus non est disputandum.
Krytykować gustów nie wolno, ale krytyków wolno. Krytyk też jest autorem, tak jak każdy inny twórca jakichkolwiek tekstów, więc również on podlega krytyce. To oczywiście tylko moje zdanie, niemniej na razie uważam je za rozsądne.
UsuńWybór Zofii czytałem dosyć dawno temu. Ta książka poruszyła mnie do głębi. Myślałem, że po tej lekturze skończę w domu wariatów. Po jej lekturze wpadłem w stan podobny katatonii. To ksiązka dla ludzi o dużej odporności psychicznej, wtedy nie byłem na nią gotowy, a teraz...? Nie mam pojęcia. Nie mam zamiaru powtórnie po nią sięgać.
OdpowiedzUsuńJa też specjalnie się do powtórnej lektury nie palę. Rozrywka, poza kilkoma momentami, to to nie była. Niemniej warto było.
UsuńI teraz pluję sobie w brodę...Miałam tę ksiązkę kiedyś u siebie w domu i pozwoliłam by opuściła ona jego mury...Nie zdawałam sobie sprawy z tego co tracę...Ech...
OdpowiedzUsuńBardzo dobra recenzja. Traktuję tę powieść tak emocjonalnie, że nie mogłabym napisać o niej tak dobrze, bo mi te emocje właśnie obraz zamgliły. Może to dlatego, ze najpierw obejrzałam film, i to zaraz po urodzeniu dziecka (veeeery bad timing), tak się spłakałam w kilku miejscach, że czkawki dostałam. Po kilku latach wzięłam książkę do ręki i już od pierwszych stron czytałam obrazami z filmu, nie mogłam się od tego oderwać, bo film równie dobry jak książka i ryje w głowie myśli jak rysy, nie do wygładzenia, na zawsze już pozostaje uczucie, które towarzyszyło podczas pierwszego oglądania. Tym chętniej przeczytałam ten wpis, ubrał w słowa moje myśli.
OdpowiedzUsuńProszę się nie zrażać i pisać własne odczucia ZAWSZE:) Dobra recenzja:) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńWitaj Andrew, Gdy po raz pierwszy czytałam Wybór Zofii i doszłam do sceny w Oświęcimiu, musiałam ją odłożyć na kilka dni, ponieważ po prostu nie byłam w stanie przez to przebrnąć... Musiałam zebrać siły na dalsze czytanie... Ta książka niewątpliwie należy do takich, o których nigdy się nie zapomina... Pisałam potem pracę licencjacką na temat głównej bohaterki... Świetna recenzja... Gratuluję
OdpowiedzUsuńZnakomicie napisane. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńOglądałam film. To było niezwykłe przeżycie.Streep to fantastyczna aktorka.
Nie wiedziałam o książce, teraz po przeczytaniu tego postu wiem, że chcę ja przeczytać, a później jeszcze raz oglądnęłabym film.)
Film jest świetny, ale tutaj potwierdza się reguła, że książka na ogół jest dużo lepsza. Może nie lepsza, a głębsza, więcej dającą...
UsuńChociaż recenzję napisano dwa lata temu, nie mogę powstrzymać się od skomentowania.
OdpowiedzUsuńAutor pisze: "Chodzi o to, by móc drążyć w poszukiwaniu prawdy. By ktoś odmiennie myślący nie był od razu odsądzany od czci i wiary". Czy według autora "ktoś odmiennie myślący" to człowiek zakłamujący historię? To właśnie bowiem robi Styron w swojej książce. Odmiennie myśleć można na temat tego, czy czerwony jest ładniejszy od zielonego, to jest kwestia względna i rzeczywiście, nikogo nie można za to piętnować. Fakty zawsze pozostaną jednak faktami, niezależnie, co się o nich myśli. Czy autor rozumie tę różnicę? "Wybór Zofii" mija się z niekwestionowanymi historycznymi faktami w tylu miejscach, że skandalem jest dopuszczenie książki do druku. By wymienić wszystkie przykłady kłamstw historycznych, brakłoby miejsca w tym komentarzu. Bardzo polecam lekturę rzetelnych źródeł, a także zapoznanie się z akademickimi dyskusjami na temat "Wyboru...", które na dziele nie pozostawiają suchej nitki.
Dzięki za wypowiedź, ale pozwolę sobie się z nią nie zgodzić. Powieść to nie dokument. Nie wiem czy ci „akademicy” tę drobną, ale fundamentalną różnicę zauważyli. To po pierwsze. Po drugie - nie ma jednej wersji historii. Jeśli ktoś wierzy, że jego wersja historii jest jedynie prawdziwa, powinno mu się dać do ręki odbezpieczony granat i zamknąć w małym pomieszczeniu z innymi „historykami”, którzy też mają przekonanie, iż oni mają monopol na jedynie prawdziwą historię, choć ich poglądy są zupełnie sprzeczne.
UsuńJako przykład analogiczny do Wyboru Zofii podam choćby Potop i całą Trylogię Sienkiewicza. Znacząco rozmija się z rzetelną oceną ówczesnych wydarzeń, ale do dziś jest dla większości Polaków głównym źródłem wiedzy o tamtych czasach. I nikt nie kwestionuje pozycji Potopu w literaturze polskiej z tego powodu, iż przekłamuje historię.
I podobnie jak cenię Potop oraz ubolewam nad tym, że nie potrafiliśmy go dotąd skutecznie wyeksportować, tak zdecydowanie uważam Wybór Zofii za bardzo dobrą pozycję w swym gatunku.