Tom Knox
SEKRET GENEZIS
(The Genesis Secret)
Na spalonej słońcem pustyni we wschodniej Turcji archeolodzy odkrywają najstarszy kompleks sakralny świata, pochodzący sprzed dwunastu tysięcy lat. W trakcie prac okazuje się, że to niezwykłe miejsce zostało celowo zakopane przed dziesięcioma tysiącami lat. Kto to zrobił i dlaczego?
W tym samym czasie w Wielkiej Brytanii dochodzi do serii brutalnych zabójstw przypominających rytualne mordy, z jakich słynęły niektóre starożytne cywilizacje.
Tylko jeden człowiek zna sekret – sekret tak szokujący, że może zagrozić strukturze społecznej całej ludzkości – i nie cofnie się przed niczym, żeby zniszczyć dowody, zanim ujrzą światło dzienne.
Prowadząc akcję od zamków Irlandii po wymarłe pustkowia Kurdystanu, Tom Knox po mistrzowsku splata autentyczny materiał historyczny, teorie naukowe i biblijne tajemnice w elektryzującą opowieść, która trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony.
Tyle notka wydawcy na okładce powieści, którą do poczytania wybrała mi żona. Pseudonim autora, podobnie jak prawdziwe nazwisko – Sean Thomas – nic mi nie mówił. Miał to być mój pierwszy kontakt z twórczością tego Anglika. Po przeczytaniu przytoczonej wyżej zajawki miałem nieśmiałą nadzieję na coś w rodzaju Kodu Leonarda da Vinci Dana Browna. Nadzieję przytłumioną świadomością, iż często takie fajerwerki w reklamach bestsellerów zapowiadają płytką, sztampową produkcję obliczoną na masowego odbiorcę i wysokie notowania na listach sprzedaży. Jak było tym razem?
Powieść zaczyna się interesująco, jednocześnie w Europie i Turcji. Akcja momentalnie nabiera tempa i trzeba przyznać, że aż do końca nie zatrzymuje się nawet na chwilę. Słownictwo jakim posługuje się autor (chyba to też zasługa tłumacza – Aleksandra Górska) jest bardzo bogate i nawet oczytany odbiorca nie obejdzie się bez słownika lub internetu, jeśli chce wiedzieć dokładnie wszystko nie zadowalając się przybliżonym, kontekstowym rozumieniem wielu wyrazów i zwrotów. Czytelnictwo powinno poszerzać słownictwo i na tym polu Sekret wypada bardzo dobrze. Momentami jest jednak tego chyba nawet trochę za dużo, a poza tym, czytając raczej dość szybko, wychwyciłem jednak jedną ewidentną wpadkę. Może nie ma ona większego znaczenia, ale zawsze.
Jak już wspomniałem, powieść połknąłem błyskawicznie, gdyż da się ją czytać przysłowiowym jednym tchem. Po równi dzięki dobremu stylowi, jak i prostemu zabiegowi, jakim jest podzielenie całości na rozdziały o objętości do kilku stron każdy i kończących się w sposób rodzący natychmiastową ciekawość czytelnika: - Co dalej? Przeczytam jeszcze tylko następny rozdział. Ty tylko dwie kartki...
Język Toma Knoxa jest barwny, plastyczny i klimatyczny. Kiedy czytamy o wydarzeniach w spalonym słońcem Kurdystanie w wyobraźni możemy się tam przenieść tak, jakbyśmy już kiedyś tam byli. Postacie również są wyraziste i udatne. Jest i wielka miłość. Wszystko czego trzeba. Niestety, jest też i dużo więcej.
Duża część tekstu to opisy zbrodni. Zbrodni okrutnych i wynaturzonych. Zbrodni, które nie były chore, gdy je popełniali nasi przodkowie, gdyż uważali je za niezbędne, a nawet za dobre, podobnie jak myśleli chrześcijanie mordujący w imię Chrystusa i jak dziś myślą islamscy fanatycy. Były UZASADNIONE i ZROZUMIAŁE, co oczywiście nie znaczy, iż nie należy ich potępiać. Tutaj jednak są udziwacznieniem. Opisy tak długie i szczegółowe, że zamiast przerazić czy stworzyć klimat, mnie osobiście zniesmaczały i męczyły. Nudziły po prostu, przez swą rozwlekłość w stosunku do całej reszty. Stały się osią powieści i przesłoniły to, co mogło być fascynujące; proces rozwiązywania zagadki historycznej i kryminalnej. Kanon gatunku: pytania i odpowiedzi, detektyw, uczony i zagadki, myślenie. Nie mam nic przeciwko krwi, flakom i kanibalizmowi w literaturze, jak choćby u Tami Hoag. Tom Knox ma jednak do niej baardzo daleko. To inna liga.
W książce znajdziemy wiele ciekawostek historycznych, ale dla mało obeznanego z nauką czytelnika nie będzie możliwości, by odróżnił fikcję od prawdy naukowej. Szokujący sekret wokół którego kręci się cała powieść, łącznie z tytułem, moim zdaniem nikogo by nie zszokował i niczego nie zmienił, wbrew temu co czytamy w notce wydawcy. Zawsze znajdą się ludzie, którzy będą chcieli w coś wierzyć i w imię tego czegoś zabijać innych. Chrystus, Allach, Lenin, sekty, ideologie, do wyboru, do koloru. Wiar jest w bród. Choć nauka obala kolejne „niepodważalne” prawdy przez nie głoszone, nic się nie zmienia. Na miejsce starych znikających powstają nowe. Duże się dzielą. Zawsze jest w czym wybierać.
Wracając do Sekretu Genezis; naciągane jest nie tylko znaczenie, jakie mogłoby mieć odkrycie i udowodnienie takich rewelacji, jak te, które są esencją powieści. Równie naciągane jest zakończenie, podobnie jak i sylwetka psychologiczna głównego czarnego charakteru. Kiedy skończyłem lekturę, westchnąłem ciężko i z nostalgią wspomniałem moje lektury z czasów szkolnych; choćby Pan Samochodzik i templariusze Zbigniewa Nienackiego. W historii jest tyle trupów i tajemnic, że nie potrzeba dodawać nowej makabry i ton keczupu, by ją uczynić bardziej interesującą. Nie trzeba też przenosić akcji na drugi koniec świata, gdyż i w naszej starej Europie (i Polsce) jest dosyć zagadek do rozwiązania.
Podsumowując, muszę z żalem stwierdzić, nie po raz pierwszy niestety, iż zdecydowanie odradzam lekturę przeczytanej właśnie książki. Zwłaszcza przeciętnemu polskiemu czytelnikowi, niezbyt wykształconemu i oczytanemu, skłonnemu do spiskowych teorii, ksenofobii, uproszczeń i podatnemu na indoktrynację. W wyrobionym odbiorcy lektura ta wzbudzi tylko niesmak i zawód, pomimo ewidentnie dobrego warsztatu literackiego autora. Najgorzej, że może ta książka trafić do młodego czytelnika, ogłupionego już wstępnie szkołą, religią i telewizją, który nie wykształcił jeszcze dystansu i krytycyzmu do atakujących go zewsząd informacji. Sekret Genezis może w takim wypadku przynieść poważne szkody i dziwią mnie „krytycy”, którzy wstawiają tej szmirze pozytywne opinie. Czyżby wszyscy aż tak siedzieli w kieszeni u wydawców i księgarzy?
Wasz Andrew
Czytałam tę książkę i mnie nie zachwyciła. Sam pomysł wydał mi się ciekawy, wykonanie - już nie. Jest pewna granica prawdopodobieństwa, której przekroczenia nie trawię, zwłaszcza w tzw. thrillerach naukowych. Te muszą naprawdę być przekonujące.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że trafiłam na Twoją recenzję zanim wzięłam się za czytanie tej książki:) Leży już od roku na półce i .. poleży tam chyba jeszcze długo.
OdpowiedzUsuń