Sięgając po powieść Jamesa Pattersona Podwójna gra (Double Cross) wiedziałem mniej więcej czego powinienem się spodziewać, gdyż miałem już wcześniej do czynienia z jego prozą. Nawet ludziom, którzy książki omijają z daleka i którym jego nazwisko z niczym się nie kojarzy, nie jest obca jego twórczość. Prawie każdy, nawet jeśli nie przepada za kryminałami i thrillerami, kojarzy ekranizacje dwóch z jego powieści emitowane już wielokrotnie w naszej telewizji, czyli W sieci pająka i Kolekcjoner. Może nie tyle utrwala nam się w pamięci fabuła tych filmów, co tytuł i skojarzenie, iż film był dobry.
Podwójna gra to trzynasta powieść z cyklu książek o przygodach łowcy seryjnych morderców Alexa Crossa. Nie będę ujawniał fabuły, gdyż odarcie tego typu książki z zagadki „co dalej” w ogóle przekreśliłoby celowość sięgnięcia po nią. Nadmienię tylko, iż rzecz jest schematyczna. Nieudolna policja i biedne społeczeństwo jest terroryzowane przez seryjnego mordercę, a nasz bohater musi stanąć do walki w obronie prawa i niewinnych.
Gdyby Podwójna gra była scenariuszem, film pewnie byłby niezły. Akcja jest wartka, pełna zwrotów. Zbrodnie obowiązkowo okrutne, wynaturzone i krwiste. W zamyśle szokujące. Ponieważ to jednak nie film, więc zamiast szokować, najpierw nuży, a potem po prostu nudzi.
Od początku, zarówno ze stylu narracji, reputacji autora jak i wspomnianych ekranizacji, domyślamy się iż to kolejny „amerykański bestseller”. Musi więc, jak na kanon przystało, skończyć się happy endem. Może nie dla wszystkich. Może autor poświęci którąś z osób bliskich głównemu bohaterowi aby podnieść napięcie. Na pewno jednak Alex Cross przeżyje. Nie jest to żadne zdradzanie zakończenia. To samo wrażenie miałem przed laty czytając pierwszą powieść Pattersona. To się po prostu czuje już od połowy książki co najmniej, jeśli nie od samego początku.
Schematyzm polega również na stopniowaniu napięcia poprzez coraz okrutniejsze czyny sprawców. Sprawców całkowicie nieuchwytnych, prawdziwych herosów i przy tym geniuszy. A potem trzeba jakoś sprawę załatwić, by dobro zwyciężyło. Nagle herosi zmieniają się w nieudaczników i przegrywają. To uchodzi w filmie, gdzie absorbuje nas obraz i muzyka, a nie tylko treść. W książce to nie przechodzi.
Nie dość, że postacie, zwłaszcza czarnych bohaterów, są mało przekonujące, to jeszcze na koniec jakby raptownie się zmieniały nawet pod względem konstrukcji psychicznej. Od początku jest jakiś dysonans pomiędzy ich charakterami, konstrukcją psychiczną, a ich motywami i podejmowanymi działaniami. W dodatku na koniec nawet schemat podejmowanych decyzji się w nich zmienia, chyba po to, by ułatwić wspomniane szczęśliwe zakończenie. Po prostu porażka.
Nawet jak na zwykły, pozbawiony głębszych treści kryminał lub jak kto woli thriller (gdzie przebiega granica?) jest on dla mnie po prostu nudny. Do tego te przesadzone, wydziwnione na siłę zbrodnie. Wydumane i bezsensowne. Tak jakby „zwykłe” zabójstwo nie mogło być wystarczającym motorem powieści. Tak jakby tony krwi i flaki na dywanie były niezbędne, by stworzyć napięcie. Prawdziwi mistrzowie potrafią stworzyć grozę bazując na tym czego nie widać, a nie na prostackich, w dodatku infantylnych obrazach makabry. Producenci sztampowych hitów chyba zapominają, iż obozów koncentracyjnych i gułagów nie przebije żaden masowy morderca. Zapominają, że największą grozę budzą nie obrazy setek ciał, a zbliżenie na psychikę oprawcy lub ofiary.
Łatwo się domyślić, dlaczego powieści J.P. tak dobrze się sprzedają. Są proste, o ile nie prostackie, ich ekranizacje, w przeciwieństwie do książek, są dobre, reklama jest potężna. Prawdziwa masówka dla mas. Taki garbus wśród książek. Literatura dla pospólstwa. W ilości siła.
Jest tyle lepszych rzeczy w tej branży, że aż mnie dziwi, jak można się taką powieścią zachwycać. Jeśli do tego dodać liczne przykłady pokazujące, iż możliwe jest udane połączenie w tym kanonie świetnej rozrywki z dobrym gustem, stworzenie rzeczy oryginalnych, świeżych i odkrywczych, a zarazem pełnych wartości moralnych, wychowawczych i w dodatku aktualnych, to widzę Podwójną grę jako totalny chłam. Nie mogę wyszukać żadnego powodu by to coś kupować ani nawet wypożyczyć z biblioteki. Na pewno jest w niej całe mnóstwo książek o niebo lepszych pod każdym względem, nawet w ramach tego samego gatunku. I nie trzeba wcale sięgać do literatury szwedzkiej, która mnie ostatnio zafascynowała. Również w literaturze amerykańskiej jest w czym wybierać, o czym z przekonaniem Was zapewniam
Wasz Andrew
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)