Finis coronat opus, a Przed świtem (Breaking Dawn) kończy cykl powieściowy Zmierzch pióra amerykańskiej pisarki Stephenie Meyer, na który składają się również Zmierzch, Księżyc w nowiu i Zaćmienie. Jak w mojej ocenie wypadł więc cały cykl opowieści o wampirach i jego zakończenie?
Bardzo denerwują mnie seriale, po równi książkowe i filmowe, w których widać moment, od jakiego autorowi, lub autorom, zaczyna brakować konceptu i świeżych pomysłów. Poziom leci w dół, a odbiorca, który już polubił głównych bohaterów, coraz bardziej zniesmaczony, próbuje przetrzymać spadek formy twórców i doczekać powrotu dawnej świetności. Zamiast czerpać przyjemność, zmusza się by trwać przy swoich ulubionych postaciach, aż coraz bardziej ciśnie mu się na usta znany cytat z Potopu: „ – Kończ... waść!... wstydu oszczędź!...” Nawet jeśli tasiemiec się urwie, zanim ten nieszczęsny moment ewidentnie nastąpi, niesmak i tak pozostaje.
Ich przeciwieństwem, tym rzadszym, im dłuższy cykl, są perełki prezentujące równy poziom, jak choćby dzieje szwedzkiego asa tajnych służb Carla Hamiltona pióra Jana Guillou, czy diamencik kryminalny jakim jest bez wątpienia Millennium mistrza Stiega Larssona. Być może stąd trylogia jest formą tak popularną, że im dłuższa seria, tym o wypalenie łatwiej, a dwie powieści z kolei, to jeszcze nie cykl.
Jest jeszcze trzecia odmiana, którą nazywam równią pochyłą. Najrzadsza, lecz właśnie moja ulubiona. Zaczyna się zwyczajnie, ledwie kusi czytelnika, by podstępnie wciągnąć go i wessać. By z coraz większym zapałem połykał kolejne powieści, by coraz niecierpliwiej czekał na każdą następną. I tak do końca, bez załamania, bez znudzenia. Do tej właśnie kategorii zaliczyłbym Zmierzch, którego ukoronowaniem jest Przed świtem.
Stephene Meyer stworzyła świat zaludniony przez ludzi, wampiry i wilkołaki, a także i inne potworaki. Świat spójny i nie obrażający inteligencji czytelnika ewidentnymi bezsensami. Za główną bohaterkę wybrała nastolatkę, zakochaną do szaleństwa, która staje przed dramatycznymi i bolesnymi wyborami. Co wam to przypomina? To baśń na miarę naszych czasów po prostu.
Wielu zarzuca autorce prostotę języka. Ja mam wrażenie odwrotne. Styl został idealnie dopasowany do głównej bohaterki i jej przyjaciół, a zarazem do docelowej grupy odbiorców, czyli nastolatek. Nie jest ani zbyt wyrafinowany, ani zbyt ubogi. Prosty w dialogach, pełen namiętności w uczuciach, malowniczy w opisach i plastyczny w postaciach. Cykl posiada swój specyficzny, niepowtarzalny klimat. Sceny miłosne, rozterki zakochanych i ból podejmowania decyzji zostały oddane z prawdziwą maestrią; pewnie niejedna czytelniczka uroniła przy nich łezkę. Również sceny batalistyczne porywają czytelnika swą dynamiką i realnością, co należy docenić tym bardziej, iż nie jest to domeną pisarzy płci pięknej.
Właśnie – sceny miłosne. Nieodparcie nasuwa mi się porównanie do wielkiej klasyki, czyli twórczości Tolkiena, która jest tak aseksualna, że aż nasuwa mi podejrzenia o homoseksualne podteksty, co w wersji filmowej było wręcz niesmaczne. Stephanie Meyer wybiera więc słuszną drogę, drogę Szekspira i wielu starych mistrzów, nie kryjąc nierozłączności miłości, pożądania, seksu i macierzyństwa. Nie może dziwić, że młode pokolenie, świadome własnej płciowości i ciągle w mediach atakowane seksualnymi treściami, nie trawi pewnych aspektów tolkienopodobnych eunuchów, a wybiera krew i ból, miłość i seks.
Można wytknąć Zmierzchowi, iż jest jak rodem z przepisu na amerykański bestseller. W tym wypadku jednak nie uznałbym tego za wadę. Ma wszystko, co trzeba, by w dzisiejszych czasach dotrzeć do szerokich rzesz. Ma również wiele wartości, których z pozoru nie widać. Więcej mówi o problemach życiowych, z jakimi przychodzi się ludziom zmierzać niż niejedna autobiografia. Alegorycznie mówi nam o trudnych wyborach, o motywach, jakimi kierują się ludzie. Przede wszystkim zaś dostarcza nam prawdziwych emocji i gra na uczuciach.
Porównywać dzieła literackie można tylko w ramach tego samego gatunku. Nie ma sensu porównywanie kryminału z powieścią marynistyczną, podobnie jak ciężarówki z bolidem formuły pierwszej. Pamiętając o tym, z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, iż Stephanie Meyer udało się stworzyć rewelacyjny cykl powieści dla młodzieży i nie tylko, z których każda jest lepsza od poprzedniej, a wszystkie razem zebrane w całość są doskonałe w swojej klasie. W klasie, którą są same dla siebie, gdyż na razie niczego lepszego w tej kategorii nie znalazłem. Może nie jest to arcydzieło stylu, może nie jest to najgłębszy zbiór refleksji. Nie można mieć wszystkiego. Są dzieła wysławiane przez krytyków i koneserów, które zasadniczo zalegają po piwnicach i składach makulatury, których karty biblioteczne są czyste jak pokrywa świeżego śniegu. Są też bestsellery, które poza wynikami sprzedażowymi niczym innym nie mogą się pochwalić, gdyż zawdzięczają je tylko i wyłącznie nakładom na akcje marketingowe. Zmierzch zaś jest arcydziełem na miarę naszych czasów; na pewno dużo biedniejszym stylistyką niż choćby Romeo i Julia, jednak nie mniej dynamicznym i pełnym uczuć, a na pewno łatwiej strawnym. Wszystko współgra w przemyślanej i natchnionej całości. Nawet zakończenie jest właśnie takie, jakie powinno być w przyjętej konwencji. Polecam więc prozę Stephenie Meyer z pełnym przekonaniem każdemu; od tych, którzy nigdy książek nie lubili, aż po tych, którzy niejeden las przerobiony na księgi przez swe ręce przepuścili. Zarówno płci pięknej, do której chyba przede wszystkim cykl jest adresowany, jak i samczej rasie, która znajdzie tu co nieco w sam raz dla siebie oraz, co może jeszcze cenniejsze, co nieco o kobiecej naturze
Zgadzam się z Twoją oceną tego cyklu powieści :-). A z tej recenzji najbardziej podoba mi się zdanie:
OdpowiedzUsuń"Porównywać dzieła literackie można tylko w ramach tego samego gatunku. "
Ja na końcu swoich recenzji stawiam oceny książkom, a potem im się przyglądam i do dziwnych wniosków dochodzę. Głównie, że te oceny nie mają sensu, bo jak porównać książki w różnych gatunkach pisane, w różnych czasach itd. ;-). Ale jednak je zostawiam, bo jakoś chcę je od siebie oddzielać i ustawiać według własnego zdania.