Strony

wtorek, 2 grudnia 2008

Czy Świadkowie Jehowy są pasożytami?


Świadkowie Jechowy, lub jak kto woli Chrześcijański Zbór Świadków Jehowy, albo też jak brzmi ich oficjalna nazwa w Polsce Strażnica – Towarzystwo Biblijne i Traktatowe – Zarejestrowany Związek Wyznania Świadków Jehowy, są związkiem wyznaniowym za podstawę uznającym twierdzenie, iż jedynym Bogiem jest Jehowa, a świat czeka nieuchronny, zbliżający się Armagedon. Początki tego ruchu religijnego datowane są na lata 70-te XIXw. Za jego twórcę uznaje się Charlesa T. Russela z Pensylwanii (USA), który od 1879 r. rozpoczął wydawanie czasopisma Strażnica. Świadkowie Jehowy są zaliczani do tzw, nuurtu badackiego należącego do wyznań millenarystycznych. Jest to w Polsce społeczność dość nieliczna ale wyraźnie widoczna. Znamy ją wszyscy, choć wielu z nas denerwują namolne próby nawrócenia nas przez Świadków Jehowy, którzy ciągle kolędują po domach i ulicach.

Ja osobiście uważam wiarę za prywatną sprawę każdego człowieka. Nie lubię natarczywości z jaką przepełnieni apostolskim duchem Świadkowie Jehowy zaczepiają przypadkowe osoby. Zwykle spławiam ich stwierdzeniem, że jestem wyznawcą materializmu dialektycznego, ateistą albo też zgoła muzułmaninem. Wtedy szybko sobie odpuszczają. Kilka razy się jednak zdarzyło, że akurat miałem czas i ochotę podyskutować. To dało mi impuls do kilku przemyśleń i refleksji.

Większość katolików, czyli większość Polaków, wyraża się o nich co najmniej z pobłażaniem, jeśli nie z pogardą, no bo co innego ma znaczyć popularne określenie „kocia wiara”. Tymczasem w porównaniu ze Świadkami Jehowy wiara katolików wypada dosyć blado. Ilu z nas wie o swej wierze tyle, by podjąć dyskusję z nieznaną osobą w celu jej nawrócenia na katolicyzm? Czemu katolicy nie usiłują przekonywać Świadków Jehowy, by ci się nawrócili na naszą wiarę? Są i poważniejsze różnice.

W Kościele Katolickim by uzyskać rozgrzeszenie wystarczy się wyspowiadać. Nie trzeba tego uczynić publicznie, nie trzeba się wstydzić, bo można wybrać kapłana, który nas nie zna i nigdy w życiu nie pozna. Nie trzeba nawet ostatnio odprawiać pokuty. Wierni od razu od spowiedzi hurmem biegną do komunii. Zresztą pokuta zawsze była symboliczna w porównaniu do grzechu. Jak się to ma do choćby judaizmu, gdzie trzeba szkodę naprawić i prosić pokrzywdzonego o wybaczenie? Świadkowie Jehowy idą jeszcze dalej i żądają publicznej spowiedzi, śledzą pokutę a osoba, która notorycznie uchyla się od podjętych zobowiązań, np. dalej nadużywa alkoholu, może zostać wykluczona ze społeczności wiernych. Takiej instytucji brak w Kościele Katolickim. Ktoś kto głosi herezję (lub popełni jeden z dziesięciu innych czynów przewidzianych w katalogu) może zostać wyklęty (ekskomunika, anatema). Jednak nawet wielokrotny morderca lub okrutny gwałciciel nie jest Kościołowi niemiły, zgodnie z zasadą, że dla Pana więcej jest warta jedna czarna owca, która odłączyła się od stada, niż dziewięćdziesiąt dziewięć, które są mu posłuszne. Z przemocy fizycznej tylko napaść na papieża zasługuje na wykluczenie z Kościoła. Reszta może być. Jak się na to zapatrujecie? Mojemu poczuciu moralności bardziej odpowiada wersja z judaizmu wzięta, a jeszcze lepsza jest ta od Świadków Jehowy. Co innego jednak moralność a co innego realność...

Świadkowie Jehowy w przeciwieństwie do katolików nigdy nie biorą broni do ręki, nawet w samoobronie. W czasie okrutnych wojen w Afryce, które w ostatnich latach pustoszyły całe państwa, chrześcijanie przy pomocy maczet wyrzynali innych chrześcijan, nawet na ołtarzach kościołów. Kto śledzi wydarzenia w świecie pamięta jeszcze okrutne zdjęcia z wojny Hutu i Tutsi, masakrę w Rwandzie w 1994 roku. Przykłady można mnożyć. Kto czytał o obozie koncentracyjnym w Jasenovacu i jego komendancie w habicie, ten nie ma złudzeń co do kleru. Muzułmanie też nie są w tym od nas gorsi. Jedynie Świadkowie Jehowy konsekwentnie trzymali się przykazania „Nie zabijaj!”. Pewnie u nich nie ma przysłowia „każdy święty ma swoje wykręty”. Podobnie było zresztą w czasie Drugiej Wojny i wszystkich innych konfliktów.

Po skonstatowaniu tego poczułem się w pewnym dyskomforcie. Potem jednak zdałem sobie sprawę, że chrześcijaństwo też kiedyś było podobne. Ktoś, kto przestrzegał wskazań Jezusa był chrześcijaninem, a ktoś kto się im sprzeciwiał nie był chrześcijaninem. Formalny akt wykluczenia nie był chyba nawet konieczny. Wszystko zmieniło się od czasu, gdy Konstantyn uczynił z chrześcijaństwa religię państwową, a z kleru polityków.

Dopóki sekta, lub bardziej politycznie mówiąc wspólnota wyznaniowa, jest na tyle mała, iż jest mniejszością w społeczeństwie, może sobie pozwolić na literalne przestrzeganie przykazań. Może nie zabijać, nie dawać fałszywego świadectwa, itd. Pozostała część ludności, ci zdegenerowani i grzeszni, będą za nich ścigać przestępców, zabijać wrogów, itp. Ci wybrani będą mogli zabiegać o to, by tylko najlepsi wstępowali w ich szeregi, a czarne owce ze swych szeregów będą mieli gdzie wydalać.

Świadkowie Jehowy nie mogliby bowiem istnieć w samodzielnym, jednolitym wyznaniowo państwie. Kto by łapał przestępców, kto bronił granic, któ zamykał psychopatów, którzy mordują innych a nie chcą się leczyć? Przecież nie wolno zabijać, przymuszać, zniewalać. Kto by prowadził politykę, jeśli nie wolno kłamać? Kto prowadził wywiad i kontrwywiad? A nie oszukujmy się. W każdym społeczeństwie rodzi się statystycznie tle samo dewiantów, sadystów, wariatów, chorych na władzę, cudzołożników, kłamców. Dlatego społeczeństwo złożone z samych Świadków Jehowy, ani z wyznawców żadnej innej wiary, którzy nie potrafią zdeptać przykazań własnego Boga, nie mogłoby istnieć. Świadkowie Jehowy i inne podobne związki wyznaniowe nie mogą istnieć inaczej, jak w społeczeństwie niewiernych. Społeczeństwie, któremu dodatkowo próbują podebrać kolejne jednostki, by włączyć je do swej społeczności. Świadkowie Jehowy bardziej trzymają się wyznawanych przez siebie wartości niż my, ściślej przestrzegają dziesięciu przykazań niż my. Ale to nas próbują werbować w swe szeregi i to do naszego społeczeństwa odrzucają te jednostki, które są tak zdegenerowane, że muszą być wykluczone z ich szeregów. A jak się nazywa taki organizm, który nie może żyć inaczej jak wewnątrz innego, który z niego tylko bierze, a niczego mu w zamian nie daje? Nie daje niczego poza tym czego nie pragnie? Poza tymi, których uznał za szkodliwych, złych, grzesznych?

pasożyt - organizm żyjący i rozwijający się kosztem innego organizmu żywego w ciągu całego życia lub czasowo (słownik j.polskiego Wilga Onet.pl)

A tak w ogóle, to pasożyt w biologii jest zdecydowanie negatywnym osobnikiem. W socjologii jednak może nie jest tak źle? Może takie organizmy społeczne tylko pozornie nic nie dają społeczeństwu w którym żyją? Może cenne jest choćby to, że zawstydzają tych, którzy głoszą to samo, a czynią nie tak samo?...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)