czyli o wartościach katolickich
Posłanka SLD Joanna Senyszyn dostała niedawno paczkę. W środku był sznur i krótki list: "Szkoda, że Cię matka nie wyskrobała, to się powieś". Mąż posłanki chce zawiadomić prokuraturę - informuje portal gazeta.pl.
- Joasia bez przerwy otrzymuje pogróżki, obraźliwe listy i wulgarne SMS-y. Przychodzą kilka razy w tygodniu. (...) - mówi mąż posłanki Bolesław Senyszyn, prawnik. (...)
Źródło: onet.pl Wiadomości 19.05.2007
O człowieku mówią nie jego słowa, lecz czyny. O prawdziwej wartości ideologii świadczą nie tyrady jej agitatorów, ale czyny jej zwolenników. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by się domyślić, że próbujące zastraszyć posłankę SLD oszołomy są natchnione teoriami spod znaku krzyża, a nie sierpa i młota. To niestety nie świadczy dobrze o prawdziwych wartościach niesionych przez propagandę katolicką. Tezy o tolerancji i miłości katolików można między bajki włożyć. Są oni bowiem dobrzy, ale dla takich jak oni i myślących tak jak oni. Przekonał się o tym każdy, kto kiedykolwiek napisał coś przeciwko negatywnym cechom katolicyzmu.
Jak tolerancyjni są katolicy wobec innych świadczą choćby pogardliwe epitety, jakimi obdarzają Świadków Jehowy. Powszechne w Polsce określenie „kocia wiara” według przeciętnego katolika wcale nie jest obraźliwe, choć dotyczy wyznania, które wielbi tego samego Boga i ma na pewno wyższe standardy moralne niż papiści. Ciekawe dlaczego katolicy tak się oburzyli, gdy Urban ich obrzędy nazwał gusłami? Wszak większość ludzi na ziemi nie wierzy w Boga chrześcijan, więc i ich obrzędy są dla nich tylko takim samym folklorem, jak dla przeciętnego katolika praktyki religijne wyznawców islamu.
Mam wrażenie, że od czasów Kmicica niewiele się w Polsce zmieniło. Wtedy była „psia wiara”, „poganie” i „bezbożnicy” a teraz są „komuchy”, „koty”, „islamiści” i inne szufladki tworzone po to, by przypadkiem nie podzielić ludzi na dobrych i złych, na mądrych i głupich, według ich własnej, indywidualnej wartości. By nie zauważyć, że każdy jest inny i właśnie ta różnorodność jest najpiękniejszą i największą wartością, którą demokracja ma chronić. Tego właśnie przywódcy katoliccy w rodzaju Ojca Rydzyka obawiają się najbardziej, bo okazałoby się, że podział na dobrych i złych tak naprawdę nie pokrywa się, i nigdy się nie pokrywał, z podziałami wyznaniowymi, czy raczej szerzej – ze światopoglądowymi.
Jak to się stało, że od pogróżek wobec Senyszyn przeszliśmy do takich rozważań? Ano dlatego, że coraz więcej jest dowodów na zastraszanie w Polsce ludzi, którzy mają poglądy odmienne od większości. Jeszcze fizycznie nie likwiduje się myślących inaczej. Jeszcze nie. Ale to, co spotyka panią Senyszyn jest wyraźnym sygnałem, że są ludzie, którzy tylko o tym marzą. Za komuny siedzieli cicho, bo za takie coś od razu ponieśliby zasłużoną karę. Teraz pozwalają sobie śmiało na groźby, które czynią z nich zwykłych przestępców. Niech no tylko poczują więcej bezkarności, a każdy kto skrytykuje Kościół Katolicki dostanie za swoje.
Jeśli ktoś się nie zgadza, nich spróbuje napisać coś krytycznego, niekoniecznie nawet obraźliwego, pod adresem Kościoła. Jeśli tylko będzie miał wystarczająco dużo czytelników, zaraz będą wyzwiska, a potem nawet i groźby. To taka lekcja tolerancji, którą każdy może sobie darmo zafundować.
Bardziej leniwym polecam lekturę blogów katolickich, sławiących Boga, gdzie twierdzi się, że tylko Chrystus jest całym światem. Praktycznie nie spotyka się tam obraźliwych komentarzy ze strony racjonalistów, ateistów, wyznawców islamu czy innych, którzy mają na to odmienny pogląd. Potem wystarczy porównać to do sytuacji Pani Senyszyn, której całą winą jest odwaga w głoszeniu własnych poglądów. Nie nawołuje ona do zamykania kościołów, nie mówi, że wiara katolicka jest zła, twierdzi tylko, że są ludzie, którzy myślą inaczej niż Jan Paweł II. To wystarcza, by w imię nauk Chrystusa grozić jej, poniżać ją i odsądzać od czci i rozumu.
Tak nawiasem mówiąc, to w kwestii, która pani Senyszyn narobiła najwięcej wrogów, czyli aborcji, ma ona zwolennika choćby w osobie św. Augustyna i św. Tomasza z Akwinu. Obaj twierdzili, że płód staje się człowiekiem dopiero w pewnym okresie swego rozwoju. Stając na stanowisku prezentowanym przez te dwa niekwestionowane autorytety katolickie należy tezy LPR, Jana Pawła II i Ojca Rydzyka, uznające zarodek ludzki za człowieka od chwili poczęcia, ocenić jako wyssane z palca. To oczywiście nie przeszkadza w niczym posyłać sznura osobom, które mają inny światopogląd.