Dziś wybrałem się na wycieczkę do zamku Homole (na wzgórzu Gomole). Jadąc od strony Dusznik szosą nr 8 na Kudowę (E67) miałem zamiar zaparkować gdzieś na parkingu i pieszo odbić niebieskim szlakiem od szosy wprost na zamek.
Kiedy minąłem Duszniki i dojechałem do pierwszego parkingu po prawej stronie szosy coś mnie tknęło. Znając geniusz naszych decydentów pomyślałem złośliwie:
- Pewnie następny parking będzie za daleko, więc zatrzymam się tutaj i nie dam się zrobić w balona.
Jak pomyślałem tak też zrobiłem. Zajechałem na parking. Nawiasem mówiąc dziwiło mnie, że parking robi się tuż za wyjazdem z Dusznik, ale sądząc po ilości zaparkowanych tam maszyn budowlanych, akurat ta lokalizacja pasowała drogowcom modernizującym trasę, więc potrzeby przyszłych użytkowników nie miały znaczenia. W każdym razie pozostawiłem autko na parkingu, pod okiem ciecia (pracownik ochrony – dobrze, że nie manager do spraw bezpieczeństwa) i poszedłem piechotką.
Pierwszy zgrzyt, bo nie miałem jak się wydostać z parkingu. Wzdłuż szosy była nowo postawiona barierka i wyłożony betonem rów. Jak iść wzdłuż takiej drogi? Chyba rowem, bo krawędzią asfaltu nie można (barierka uniemożliwia usunięcie się z asfaltu przed pędzącym samochodem. Za rowem też nie można, bo urwisko. Kuriozum – w turystycznym hrabstwie Sudetów, jak brzmi dumna nazwa Kotliny, nie przewiduje się czegoś takiego jak ruch pieszych. Ba – nie przewiduje się w ogóle, że ktoś pieszo będzie chciał wyjść z parkingu!
Wykorzystując suchą porę poszedłem betonowym dnem rowu wzdłuż szosy aż do pierwszego zjazdu w prawo. Stamtąd idąc prostopadle do szosy doszedłem do czerwonego szlaku i urokliwą ścieżką oraz polnymi drogami poszedłem na zamek „od tyłu”.
Wycieczka była udana, humor mi się całkiem poprawił, aż do czasu powrotu.
Z mapy wynikało, że niebieski szlak idąc od zamku przecina prostopadle szosę i idzie dalej do Lewina drogą na południe od szosy. Postanowiłem zejść z Gomoli szlakiem niebieskim i wrócić do auta poboczem drogi.
Jak doszedłem do asfaltu szlag mnie mało nie trafił. Okazało się, że szlak niebieski nie tylko nie dochodzi do szosy, ale idzie jakiś czas wzdłuż niej. Tylko, że drogowcy tego nie widzą!!!
W miejscach wejścia szlaku na drogę nie zrobiono nawet przerwy w barierkach! Na szosie nie ma żadnych oznaczeń! Na odcinku, gdzie szlak biegnie drogą, nie ma w ogóle możliwości poruszania się poboczem! Przy krawędzi asfaltu jest metalowa barierka, a za nią zaczyna się od razu wybetonowany rów!!! Tak w regionie, który podobno nastawia się na turystykę, dba się o tych, co ją uprawiają. „Turystyczne hrabstwo Sudetów” – koń by się uśmiał.
Drogowcy w swoim zaślepieniu postawili barierkę nawet w miejscu, gdzie miał być kolejny zjazd dla ich maszyn budowlanych :-) Nie silili się nawet, by ją rozebrać. Jakaś maszyna chyba ją po prostu rozwaliła, bo leżała obok zjazdu na ziemi.
Wkurzony na maksa wróciłem do samochodu i jadąc do domu rozmyślałem nad debilnością drogowców. Parkingi stawiają tam, gdzie nie są potrzebne ale nie stawiają tam, gdzie by się przydały (choćby zejścia z trasy na szlaki turystyczne). Przypomniało mi się skrzyżowanie w moim mieście, które pruto trzy razy, bo napierw zapomniano o zjeździe na pobliski parking, potem sobie przypomniano, że do sygnalizacji, którą już postawiono, zapomniano położyć kabli, a potem jeszcze coś kładli, nie wiem nawet co. Każdy zna podobne przypadki z własnego otoczenia.
Czy drogowcy to naprawdę debile, którzy nie szanują nikogo ani niczego, swojej własnej pracy nie pomijając? Chyba nie, bo ci sami ludzie, kiedy wyjeżdżają do pracy na zachód, potrafią pracować dobrze i z głową. To samo zresztą dotyczy innych budowlańców, a raczej w ogóle wszelkich zawodów z lekarzami włącznie. Żeby było lepiej, w momencie, gdy wracają do kraju znów stają się debilami. Fachowcy, którzy za euro pracowali czysto nie są wstanie niczego zrobić bez robienia szkód i bałaganu dookoła, lekarze, którzy za euro leczyli jak trzeba, zaczynają przepisywać lekarstwa na grypę wmawiając pacjentom, że to przeziębienie, i tak dalej.
Najprościej prześledzić to na sprawie rzucania śmieci w lasach i w ogóle gdzie popadnie. Dotyczy to i naszych rodaków, i zagranicznych turystów. Gdy są gdzieś na zachodzie, to śmiecą raczej sporadycznie. Po przyjeździe do kraju walą śmieci wszędzie. Na szlaku, na drodze, na parkingu przy kościele, pod posesją sąsiada. Wszędzie.
Co jest w tym kraju takiego, że ludzie kretynieją, gdy tylko przekroczą jego granice? Co jest takiego, że wyjazd z niego ich leczy, przynajmniej niektórych?
Podobno jesteśmy narodem wybranym. Jesteśmy krajem, którego królową i opiekunką jest Matka Boska, który przesiąknięty jest duchem Jana Pawła II. Jest mesjaszem narodów, ma wartości, których brak zgniłemu zachodowi. Czy to się wiąże z tamtym?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)