Co pewien czas odżywa temat odpowiedzialności za wybuch II Wojny Światowej. W Polsce chyba najczęściej, choć i w innych państwach, zwłaszcza z nami sąsiadujących, też się to zdarza. Może się od nas zarażają?
To oczywiście taka krotochwila, ale jest w niej też część prawdy. Dyskusje w innych państwach są zwykle próbą podważenia tych prawd objawionych, na których straży stoją nieomylni historycy spod znaku mesjasza narodów, czyli Orła Białego. Dlaczego? Ano dlatego, że ani ci panowie zbyt wiarygodni nie są, ani też i ich wersja historii, podawana przez Polskę jako prawda jedyna i ostateczna, nie jest do końca prawdziwa.
Temat historyków potraktuję skrótowo. Wystarczy spojrzeć co robili za PRL-u. Ci sami ludzie, którzy wtedy zdobywali tytuły naukowe jako piewcy odwiecznego sojuszu z ZSRR, teraz w Rosji widzą wszelkie zło. Każdy może sprawdzić biografie owych profesorów i na tym ten aspekt wolałbym zamknąć by przejść do meritum.
Ile jest historii? Ile jest prawd? Na to pytanie pięknie odpowiedziała bohaterka filmu Ze slumsów na Harvard. Tyle jest historii ilu ludzi. Każdy z nas inaczej widzi pewne zdarzenia, inaczej je ocenia i interpretuje. Nie inaczej jest z wersjami historii uznawanymi za obowiązujące przez poszczególne państwa, partie i inne ugrupowania społ. - polit.. Ważne jest by zdawać sobie z tego sprawę, by zamiast zajmować miejsce pod jednym ze sztandarów i pluć na inne widzieć prawdy i fałsze w każdej z tych bajek jakimi są oficjalne stanowiska siłą rzeczy stanowiące wypadkową wielu sprzecznych uogólnień, niedomówień, nadinterpretacji i świadomych przeinaczeń. Ważne jest by rozmawiać o faktach, ich przyczynach i następstwach oraz powiązaniach między nimi a nie o winie i karze, o Bogu, Honorze czy Ojczyźnie.
Kto więc w końcu zaczął tą wojnę?
Odpocznijmy na chwilę od historii, wzniosłych ideałów i międzypaństwowych relacji. Przenieśmy się do półświatka i wyobraźmy sobie taką sytuację:
W podłej dzielnicy mieszka chłopaczek nazwiskiem Nazi, który choć niedawno został dotkliwie pobity przez chłopców z podwórka, wciąż marzy o zostaniu bossem i już nawet ćwiczy pozy i przemówienia odpowiednie do tej pozycji. Dowiaduje się o nim inny cwaniaczek o imieniu Bolsz, który ma już za sobą duże doświadczenie w walce o przetrwanie i zdążył stanąć na czele dość wpływowego gangu. On też marzy o totalnej dominacji w dzielnicy, ale choć jest to wiadome wszystkim jego zaufanym żołnierzom, to wobec obcych prezentuje on umiłowanie prawa, demokracji i pozuje na Matkę Teresę. Bolsz nie jest lubiany przez hersztów innych band i wie, że mogą się oni zjednoczyć między sobą i dać mu łupnia. Niedawno taką lekcję dał mu Polo i jego kolesie. Bolsz wpada więc na genialny pomysł i zaczyna po cichu wspierać Naziego. Bolsz planuje pozwolić Naziemu na podbój znacznej części terytorium by później wystąpić jako wyzwoliciel i obrońca uciśnionych, zarżnąć Naziego i jego kumpli, przejąć zdobyte przez niego biznesy i ostatecznie podbić cały rejon. Inne chłopaki nie do końca orientują się w tej grze. Na przykład Polo, którego plac leży pomiędzy Bolszem a Nazim, przyłącza się do Naziego w początkowej fazie rozgrywki i wspolnie z Nazim łupi Czecha, z którym miał kiedyś zatargi. Czech jest mądry i poddaje się bez walki. Chce po prostu przetrwać a wie, iż wygrać nie może. Potem przychodzi kolej dać łomot Polowi. Nazi daje mu wycisk ale pazerny Bolsz nie stoi już całkiem z boku i zabiera część schedy po Polu pod pretekstem ochrony interesów swoich chłopaków, którzy mieszkali w kącie podwórka Pola podbijanego właśnie przez Nagiego. Potem Nazi atakuje kolejne bandy z rejonu: Franka i innych cieniaków i daje im wycisk w pięknym stylu. Niestety pod pewnym względem okazuje się cwańszy niż Bolsz myślał. W momencie gdy Bolsz już się szykuje, by wystąpić w roli zbawiciela dzielnicy ciemiężonej przez Nagiego, ten atakuje go zdradziecko. Zaczyna się walka tytanów. Ostatecznie zwycięża Bolsz, który przy okazji przejmuje połowę rejonu, w tym biznesy Pola. Jego władztwo też jednak nie trwa wiecznie, gdyż nie ma wiecznych imperiów…
Niczego Wam to nie przypomina? Polska krzyczy, że Niemcy i Rosja zdradziecko ją napadły ale skrzętnie pomija fakt, że wcześniej do spółki z Hitlerem zajęła Czechosłowację. Czemu II Wojnę Światową liczyć od Westerplatte a nie od zajęcia Czechosłowacji? Czy chwałę nam przynosi to, że wytraciliśmy w tej wojnie kwiat narodu? Na wojnie zawsze giną głównie uczciwi, honorowi i prawi a bogacą się szuje i ludzkie hieny, dla których hasła Bóg, Honor i Ojczyzna są najważniejsze, gdyż pomagają im innych wysyłać na śmierć w imię swoich interesów. Może więc prawdziwymi głupcami są Polacy śmiejący się z Czechów i Słowaków. Tamci w obliczu nieuchronnej klęski woleli się poddać, dzięki czemu wielu porządnych ludzi ocaliło życie. U nich geny uczciwości i normalności przetrwały a u nas wyginęły na polach bitew, w hitlerowskich obozach i ruskich Gułach, o Powstaniu Warszawskim już nawet nie wspominając. Rozmnożyły się u nas za to geny krętaczy, zdrajców, kapusiów, złodziei i innych cwaniaczków sprawiając, że „cwaniactwo” będące tylko inną nazwą na korupcję, zakłamanie, złodziejstwo i wszelką odmianę oszustwa i patologii jest naszą główną cechą narodową. Kto ma rację i co jest ważniejsze? Jak oceniać i wartościować?
W oficjalnych wersjach historii pomija się wiele aspektów. Przecież tak naprawdę II Wojna Światowa to nie była wojna pomiędzy Niemcami i Rosją a wojna pomiędzy starą Europą z jednej strony, faszyzmem z drugiej a bolszewizmem z trzeciej. Jej wybuch był nieunikniony już w momencie powstania pierwszego państwa komunistycznego. Faszyzm przyplątał się akurat w takim momencie, w jakim był potrzebny. Polska nie była ani celem ani ofiarą większą niż Czechosłowacja, Belgia, czy jakiekolwiek państwo, które utraciło niepodległość tej dziejowej zawieruchy. Sami sobie jesteśmy winni, że historia tak się z nami obeszła. Mogliśmy poddać się bez walki, tak jak Czechosłowacja, mogliśmy przystąpić do jednego z wielkich i pobić z nim drugiego, mogliśmy… Woleliśmy bić się w wojnie, której wygrać nie było można i w której nie można było niczego wygrać. Nie można jej było zapobiec ale można było zminimalizować straty. My zamiast starać się jak najmniej stracić traciliśmy wszystko.
„Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna i tą rzeczą jest honor." – powiedział Józef Beck dnia 5 maja 1939. Wydał miliony Polaków na śmierć a we wrześniu uciekł z Polski jak tchórz. Tak samo jak przywódcy Powstania Warszawskiego i wielu innych wołających o Honorze, Bogu i Ojczyźnie. Na morzu kapitan ponosi konsekwencje swych błędów i schodzi z pokładu ostatni ale w Polsce nigdy tak nie było. Ci co innych na wojnę wysyłają sami starają się jej uniknąć. Ja uważam, iż nie ma cenniejszej rzeczy niż pokój i dlatego myślę, że Polska, tak samo jak Niemcy i Rosja, jest winna wybuchowi II Wojny Światowej. To, że zabrała tylko kawałek Czechosłowacji wynikało z jej niemocy a nie z braku apetytu czy agresywności. Jeszcze we wrześniu 1939 polska Liga Morska i Kolonialna liczyła prawie milion członków, zbierała pieniądze na własny batalion i
postulowała polską ekspansję kolonialną w Afryce (np. uzyskanie Madagaskaru od Francji i oderwanie Mozambiku od Portugalii). Wrzesień 1939 to nie była napaść na nieuzbrojonego sąsiada tylko porachunki gangsterskie jak to się mówi w dzisiejszych mediach.
Ale kto w końcu pierwszy zaczął? Ja się skłaniam ku tezie, że Stalin, który zresztą był tylko, twórczym i wirtuozerskim ale jednak, kontynuatorem myśli Lenina. Doktryna bolszewicka wymuszała od momentu powstania państwa sowieckiego dążenie do wojny światowej. To, że pierwsze strzały padły na Westerplatte jest bzdurą, bo wcale tam nie padły a poza tym, co jest naprawdę ważne, wszystkie decyzje podjęto dużo wcześniej. Jak się to odbyło to temat na całą książkę więc jeśli Was to interesuje, w książkach sami poszukajcie odpowiedzi. Nie prawd, ale odpowiedzi. I nie zapomnijcie postawić pytań…