Ostatnio znów wrócił temat gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Kiedy czytam to, co się na jego temat wypisuje, głównie w internecie, to mam wrażenie, że odmóżdżenie naszego narodu postępuje coraz dalej. Zwłaszcza rozbrajają mnie komentarze internautów pod tekstami dotyczącymi Generała.
W Polsce mamy teraz taki dziwny zwyczaj, że jak tylko ktoś powie cokolwiek pochlebnego o czasach PRL-u, to szufladkuje się go jako komunistę. Tak jakby zauważenie jakiejkolwiek dobrej strony w rzeczy z gruntu złej nie mieściło się w głowie przeciętnego Polaka. Ten swoisty daltonizm historyczno-polityczny, widzenie wszystkiego tylko w wersji black & white, to już nie choroba, ale raczej zaraza. Tym groźniejsza, że w parze z nią idzie amnezja. Gdyby do wszystkiego tak podchodzić to kogoś, kto wspomni osiągnięcia czasów feudalnych należałoby chyba nazywać feudałem (czy raczej feudalistą?), a kogoś, kto podziwia piramidy, co najmniej zwolennikiem tyranii jeśli nie restauracji faraonów. Ilość jadu, jaka tryska z wypowiedzi wszelkich tych tzw. antykomunistów zabiłaby chyba cały nasz naród, gdyby słowa mogły zabijać. To trochę dziwne, że w kraju, gdzie 97% ludności to katolicy, tak trudno o wyrozumiałość, miłosierdzie i przebaczenie. To dziwne, że pokolenie Jana Pawła II, na którym podobno jego pontyfikat wywarł „niezatarte piętno”, tak wiele ma w sobie jadu i nienawiści. Może chodzi o to, że w tym samym kraju, gdzie teraz wszyscy są katolikami i wszyscy są z PISu albo PO, niedawno większość głosowała na SLD, a jeszcze wcześniej należała do PZPR. Sam znam wielu takich, którzy równie gorliwie oddawali się marksizmowi co teraz Chrystusowi. Tym bardziej gorliwie, że nie bezinteresownie. Oni chyba najbardziej nienawidzą komuny, która dała im majątki, wykształcenie i układy. Nawet ich rozumiem. To stara zasada nadgorliwości tych, którzy mają coś do ukrycia. Co sprawia jednak, że jadem zatrute są również umysły młodzieży?
No, dość tych dygresji. Trochę mnie poniosło. O „osiągnięciach komunizmu” może kiedy indziej. Zajmijmy się naszym Generałem.
Nie miałem nigdy zaszczytu poznać osobiście gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Mam jednak dla niego wiele szacunku i podziwu. Nie tylko za to kim był, ale i za to jak teraz znosi niegodne traktowanie ze strony bardziej hałaśliwej części narodu.
Kilka razy na gruncie prywatnym spotkałem wojskowych, którzy blisko znali Generała. Zawsze, gdy była o nim mowa, niezależnie od tego co sądzili o nim jako o polityku, zawsze podkreślali, że jest to człowiek kryształowo czystego charakteru, który nigdy nie kierował się prywatą. Nie powiem, żebym tak znowu wierzył w takie opowiastki, choć rzeczy mówione po kilku promilach, na moment zanim się film urwie, często są prawdziwe, podobnie jak wyznania na łożu śmierci. Jestem jednak zdecydowanym sceptykiem i nie te zapewnienia sprawiły, że tak szanuję postać gen. Jaruzelskiego.
Śledzę to co się wyprawia w polskiej polityce i co się na ten temat pisze za granicą. Prawie każdej osobie z naszego życia politycznego przypięto już lub próbowano przypiąć łatkę. A to kandydat do wyborów podobno bił żonę, a to ktoś był agentem o pseudonimie Bolek, a to ktoś jest Żydem, a to kto inny miał dziadka z Wehrmachtu. Nie chcę już się tutaj rozwodzić, że te zarzuty są najlepszym przykładem „odwiecznej polskiej tolerancji”, no bo co jest złego w tym, że ktoś był żołnierzem Wehrmachtu, albo że jest Żydem. Nie będę także rozwijał myśli, że nikt nigdy nie wyjaśnił, kto i z czyjego polecenia sfabrykował kłamstwa o Tymińskim czy Cimoszewiczu, gdyż pewnie nadal jest popyt na usługi tych ludzi od szkalowania i uważani są oni przez wodzów naszego narodu za nadal przydatnych. Dla mnie symptomatyczne jest to, że przez tyle lat, a właściwie niedługo już dziesiątków lat, nikt nigdy nie zdołał oczernić gen. Jaruzelskiego jako człowieka. Nie zdołał, bo widocznie nie było punktu zaczepienia a ludzie, którzy go dobrze znali, wyśmialiby każdą potwarz wymyśloną bez naprawdę mocnych podstaw.
Innym aspektem osobowości Generała jest jego tolerancja i zdolność do kompromisów w imię dobra Polski. Dziwne stwierdzenie? A pamiętacie Wałęsę z tamtych czasów? Na pewno nie był to ten Wałęsa co dzisiaj. Na pewno miał mniejsze doświadczenie w negocjacjach, węższe horyzonty i był mniej tolerancyjny. Mimo wszystko Okrągły Stół miał miejsce. Ponad podziałami o których dzisiejsze władze nie mają pojęcia potrafiono wówczas wytyczyć jasny kierunek rozwoju Polski. Jak się ma przy tym dzisiejsza wojna PiS i PO? Czy wyobrażacie sobie Kaczyńskich przy jakimkolwiek okrągłym stole? Po prostu Generał zawsze trzymał fason czy jak to się ładnie mówi miał klasę. Nie dziwi, że ludzie, którzy choć mają doktoraty używają publicznie słów „Spieprzaj dziadu” nie mogą znieść obok siebie kogoś formatu gen. Jaruzelskiego i usiłują za wszelką cenę go poniżyć.
Ta wewnętrzna wielkość gen. Jaruzelskiego od początku była solą w oku ludzi małych sercem i rozumem. Nie mogąc znieść szacunku jakim darzy go spora grupa ludzi postanowili zniszczyć jego wizerunek na drodze potępienia Stanu Wojennego.
Trochę jest dla mnie dziwne, że decydujący głos w tej materii oddaje się ludziom z IPN i innym, którzy właśnie w czasach „komuny” robili kariery, zdobywali wykształcenie, wchodzili w układy polityczne. To właśnie od Partii dostali tytuły naukowe, bo przecież za PRL-u nie dawali magisterek ani doktoratów dla autorów prawdy o Katyniu czy wnikliwej i bezkompromisowej krytyki komunizmu. Pomińmy jednak ten również poboczny nieco temat i skoncentrujmy się na pytaniu: było to zagrożenie inwazją ze strony ZSRR, której obawiali się autorzy Stanu Wojennego, czy też nie. IPN i mądrzy wszelkiej maści przekonują nas, że nie. Ja jednak mam w tej materii inne zdanie. Po pierwsze pamiętam jak rodzice kolegów zatrudnieni w pobliskich bazach wojsk radzieckich przychodzili roztrzęsieni widząc, co się w nich dzieje. Byli pewni, że sowieci lada dzień zaprowadzą porządek po swojemu. Po drugie nasze autorytety nigdy nie miały orientacji w tym, co naprawdę chcą zrobić inni. Do spółki z Hitlerem dokonano zajęcia Czechosłowacji, co jest wstydliwie pomijanym aspektem tamtego okresu. Potem liczono na zachodnich aliantów. Potem nie wiadomo jakim cudem wierzono, że Powstanie Warszawskie się uda. Nigdy nie potrafiliśmy ocenić intencji tych, których zamiary Polska powinna znać przede wszystkim. Jaki cel miałaby teraz Rosja, by przyznać, że ZSRR chciało zająć Polskę w 1989? Rosjanie do dziś nie odtajnili wielu materiałów z Drugiej Wojny Światowej, a my wiemy co chcieli zrobić dwadzieścia lat temu? Podkreślam – jestem przekonany, że ryzyko wejścia Armii Czerwonej do Polski było wtedy duże. Nie wiem, czy oni mieli taki zamiar, ale ryzyko takie na pewno było. Niestety trzeba trochę uczciwości i mądrości, by zrozumieć różnicę pomiędzy wtedy a teraz.
Dziś każdy pętak potrafi wytknąć błędy Hitlerowi, Stalinowi, Aleksandrowi Wielkiemu czy komukolwiek innemu, kto podejmował decyzje w przeszłości. Powiedzieć, że to a to trzeba było zrobić inaczej. Tylko, że na ich miejscu, przy ograniczonej liczbie informacji, które były znane wówczas, a nie teraz, ci mądrale najpewniej niczego mądrego by nie zrobili. Generał Jaruzelski nie miał tych informacji, którymi dysponujemy teraz, a których wartość i tak dopiero zweryfikują przyszłe dziesięciolecia. Ponadto każda informacja pochodząca od strony radzieckiej mogła być przecież dezinformacją. Pamiętajmy, że od czasów Hitlera wypowiadanie wojny, czy też w ogóle uprzedzanie kogokolwiek o planowanym najeździe, nie było już modne, zwłaszcza w kraju za Bugiem, o czym gen. Jaruzelski na pewno wiedział. To, że oficjalne radzieckie dokumenty z tamtego okresu mówią co innego, niż przewidywał Generał, nie świadczy wcale na jego niekorzyść.
Jak już wyżej wspomniałem, nie jestem pewny, czy Rosjanie chcieli wtedy przyjść nam z „bratnią pomocą”. Tak jak pokerzysta nie wie, czy partner ma silne karty, tylko wie, że takie zagrożenie istnieje i gra stosownie do oceny stopnia tego zagrożenia, tak też grał i Generał. Ja uważam, że grał dobrze. Tym bardziej, że gdyby decyzja o wejściu do Polski zapadła, to już by było na Stan Wojenny za późno.
Jest jeszcze druga strona medalu Stanu Wojennego. Były bowiem dwie przyczyny jego wprowadzenia, ale o tej drugiej mniej się mówi. To postępujący chaos jaki ogarniał wówczas Polskę. Solidarność absolutnie nie była przygotowana do samodzielnego rządzenia w kraju. Dzięki Stanowi Wojennego uniknięto tego, czego doświadczyły inne kraje w czasie rewolucji. Kto czytał o Rewolucji Francuskiej ten raczej woli ewolucję niż rewolucję. Fakt, podczas Stanu Wojennego też były ofiary. A czy podczas Przewrotu Majowego ich nie było? Wydarzenia w maju 1926 też miały na celu „zaprowadzenie porządku”. Tylko, że Piłsudskiemu się ich nie wypomina. Jak podobno powiedział Hitler zwycięzców nikt nie będzie sądził. Sądzi się tylko pokonanych i chyba tylko tą dewizą, nienawiścią i żądzą zemsty, na którą nie powinno być miejsca w kraju katolickim, można wytłumaczyć upór z jakim zatruwa się ostatnie dni życia Generała. Człowieka, który choćby i nawet się mylił, to jednak życie poświęcił dla kraju nie oczekując niczego dla siebie. Aż przykro porównywać zaciekłość z jaką się go gnębi do braku działań wobec ludzi, którzy w trakcie tak zwanej prywatyzacji oddali za grosze zagranicznemu kapitałowi nasz kraj. Vea victis...
Kończąc mam nadzieję, że kiedyś i w oficjalnych opracowaniach sylwetka gen. Wojciecha Jaruzelskiego zostanie oceniona tak, jak na to zasługuje. Szkoda tylko, że pewnie długo przyjdzie na to poczekać.
http://www.wojciech-jaruzelski.pl