Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

poniedziałek, 2 marca 2020

Stanisław Zieliński, Wanda Gentil-Tippenhauer "W stronę Pysznej" - Czy pamiętasz?

W stronę Pysznej

Stanisław Zieliński, Wanda Gentil-Tippenhauer

Wydawnictwo: Iskry
Seria: Naokoło Świata
Liczba stron: 364
 
 
 
 
 
Upływający czas jest równie bezwzględny, co sprawiedliwy – jego destrukcyjnemu działaniu nic się nie oprze, w rezultacie czego świat oraz zamieszkujące go istoty podlegają nieustannym przeobrażeniom. Tempo tych zmian jest różne, ale zaobserwować można zależność, że jest ono tym wyższe im bardziej w sprawy miesza się wszędobylski i ciekawi człowiek. Przykładem takich gwałtownych metamorfoz są polskie Tatry, które w przeciągu kilku pokoleń stały się zupełnie innymi górami niż te, które znali nasi pradziadowie. O tym jak głęboka jest wspomniana metamorfoza można przekonać się choćby sięgając po książkę W stronę pysznej autorstwa Stanisława Zielińskiego (1917 – 1995) i Wandy Gentil-Tippenhauer (1899 – 1965).

Utwór poświęcony jest pamięci Józefa Oppenheima (1887 – 1946), polskiego narciarza i taternika, ratownika górskiego i wieloletniego naczelnika Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, chociaż w żadnej mierze nie można mówić o klasycznej biografii. Ani kronika, ani dokument, ani też księga (…) [1] – dzieło to rozległa gawęda, której narracja nieustannie meandruje, skręcając w najróżniejsze doliny dygresji i pluszcząc się w licznych strumykach wtrąceń. Centralną postacią pozostaje Oppenheim, ale na dobrą sprawę W stronę Pysznej to wyprawa w przeszłość Tatr, począwszy od XIX wieku, kiedy rodzi się w Polsce narciarstwo, wspinaczka i turystyka górska, poprzez przełom XIX i XX wieku czyli okres rozwoju taternictwa zimowego, a na 20-leciu międzywojennym skończywszy, gdy najwyższe polskie góry są już integralną częścią kultury.

Zieliński i Gentil-Tippenhauer na kartach swojej książki odmalowują sylwetki ludzi związanych z Tatrami, którzy na trwałe zapisały się w historii najwyższych polskich gór, przy czym metody ich portretowania są bardzo zróżnicowane. Niekiedy stają się oni bohaterami dykteryjek i anegdot, innym zaś razem omawiane są ich dokonania, osiągnięcia i zasługi, w kilku ekstremalnych przypadkach – tragiczne okoliczności ich przedwczesnej śmierci. Warto przy tym podkreślić, że kreślone wizerunki są przeważnie niepełne czy wręcz szczątkowe, bowiem autorzy koncentrują się na tym aspekcie egzystencji, który związany jest z górami, jedynie sygnalizując czym zajmował się dany protagonista w nizinnym życiu. W rezultacie można stwierdzić, że pisarze przywołują bogate towarzystwo duchów z przeszłości, podając nam ślady i tropy, którymi możemy podążać samodzielnie, poznając tym samym intrygujące osobistości, prowadzące barwny żywot, którego jednym z wielu – ale nierzadko najważniejszym – odcieni były góry.

Z racji faktu, że W stronę Pysznej to opowieść o Józefie Oppenheimie, siłą rzeczy jest to także przybliżenie okoliczności powstania i funkcjonowania Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, którego pierwszym naczelnikiem został legendarny Mariusz Zaruski (1867 – 1941), pionier polskiego żeglarstwa i wychowania morskiego, generał brygady Wojska Polskiego oraz taternik. Utwór to w pewnym sensie przypomnienie i uświadomienie faktu, jak niebezpieczne i zdradliwe mogą być góry, zarówno dla początkujących turystów jak i doświadczonych taterników. Lawiny, nagłe załamania pogody przynoszące kurniawy, nieprzewidywalne i kapryśne wichry, psotny Halny, złowieszcza szreń – lista zagrożeń jest długa, stąd też równie potężna jest lista interwencji górskich ratowników, którzy niejednokrotnie musieli ryzykować własnym życiem, by ocalić potrzebujących. Oprócz gróźb ze strony przyrody, Zieliński i Gentil-Tippenhauer zwracają uwagę na słabości człowieczej natury – brawura, brak wyobraźni, zbytnia ufność we własne siły, ślepa rywalizacja między pokoleniami czy płciami czy najpospolitsza, ale najbardziej zabójcza ludzka głupota okazują się czynnikami, dzięki którym śmierć zbiera obfite żniwo. Najsmutniejsze jest jednak to, że czytając książkę po niemal 60 latach od jej napisania, przekonujemy się jak niewiele zmieniło się w kwestii lekceważenia potęgi gór. Opis tragedii, która wydarzyła się na Giewoncie 15 sierpnia 1937 w zasadzie niczym nie różni się od wypadku, jaki miał miejsce na tym samym szczycie 22 sierpnia 2019 roku – w obu przypadkach śmierć w wyniku porażenia piorunem poniosły 4 osoby, zaś setki zostały ranne. Szczególnie ubiegłorocznej tragedii można było zapobiec, gdyby turyści zapoznali się z prognozami pogody ostrzegającymi przed możliwością wystąpienia burzy, która w Tatrach zawsze jest zjawiskiem groźnym.

Co ciekawe, na tym fatalnym incydencie nie kończą się analogie pomiędzy Tatrami dzisiejszymi, a tymi sprzed lat. Już w latach 30-tych XX wieku słychać narzekania na niedzielnych turystów, na ogromny ruch na szlakach, na postępującą komercjalizację: Prawdziwego turysty ani taternika nie wypatrzysz w tym świątecznym tłumie. Kto lubi góry, ten stroni od jarmarcznego zgiełku i odpustowego tłoku. A jeśli przypadek jakiś zapędzi go tego dnia na grań Giewontu, unika szczytu, nie pokazuje się blisko krzyża. Giewont w pełni sezonu, gdy dopisze pogoda, zapchany jest ludźmi jak tramwaj w godzinach największego ruchu [2]. Oczywiście mistrzem ironicznego ukazywania przywar i wad taterniczej turystyki pozostaje Andrzej Strug, o którego Zakopanoptikonie wspominają Zieliński i Gentil-Tippenhauer w swoim dziele niejednokrotnie.

Rzeczą godną nadmienienia jest także swoista etyka gór. Autorzy zaznaczają, że jest ona nieodzowna, że bez niej, zgodnie ze słowami Oppenheima (…) chodzenie po górach sprowadzi się do rozwiązywania problemów technicznych i umiejętności wbijania haków w odpowiednim miejscu [3]. Tymczasem niedostępne szczyty i stromizny winny uczyć nas pokory, szacunku, koleżeństwa i solidarności, uświadamiając przy tym, że istota ludzka to tylko drobna część przyrody.

Kończąc, należy jeszcze dodać, że W stronę Pysznej jest świetnie napisaną książką, czerpiącą najlepsze tradycje z klasycznej gawędy. Przy wnikliwej analizie okazuje się, że utwór jest mocno chaotyczny, snuta opowieść gubi się w mnogości wątków pobocznych, zaś chronologia traktowana jest z porażającą lekkością – tyle, że język, jakim operują Zieliński i Gentil-Tippenhauer jest tak plastyczny, a poszczególne historie na tyle wciągające, że przyjęty styl absolutnie nie przeszkadza w lekturze, ba, pozwala na swobodne i niespieszne rozkoszowanie się danymi epizodami czy zagadnieniami.

W rezultacie W stronę Pysznej to bardzo dobra, ciekawa i wartościowa literatura, która stanowi próbę ocalenia od zapomnienia świata pionierów taternictwa, ratownictwa górskiego i turystyki górskiej. Z tego też względu dzieło z jednej strony przesycone jest melancholią i tęsknotą za tym, co bezpowrotnie odeszło, z drugiej zaś góruje nad nim piękne przesłanie o sile i trwałości ludzkiej pamięci: Czy pamiętasz? Trzeba pogodzić się z faktem, że coraz mniej ludzi może odpowiedzieć: tak, pamiętam. Ale to jeszcze nie powód, żeby z uporem zapominać wszystko i wszystkich [4].


P.S. Chociaż czas spędzony na lekturze książki to czysta przyjemność, to jednak przy bliższym spojrzeniu na historię wydań W stronę Pysznej, czytelnik może zacząć odczuwać pewien niesmak. Otóż autorem tekstu jest Stanisław Zieliński, ale powstał on w oparciu o wspomnienia Wandy Gentil-Tippenhauer. W pierwszym wydaniu na okładce widnieją nazwiska Zielińskiego i Gentil-Tippenhauer, zaś w kolejnych, które ukazały się już po śmierci Wandy Gentil-Tippenhauer, pozostało tylko nazwisko Zielińskiego (na niesprawiedliwość takiego działania zwraca uwagę Wojciech Szatkowski w swoim tekście Pisane dla Ciebie i dla siebie: esej 2. Ruda i ”Opcio”. Przyjaźń niezwykła, a może coś więcej?). W mojej opinii postępowanie pana Zielińskiego średnio pasuje do przytaczanej etyki gór.

P.S.2 Książkę przeczytałem w ramach lutowego wyzwania portalu Lubimy Czytać, polegającego na sięgnięciu po polecone nam dzieło. W stronę Pysznej zarekomendował i pożyczył mi kolega z pracy – bardzo dziękuję Janku!


[1] Stanisław Zieliński, Wanda Gentil-Tippenhauer, W stronę Pysznej, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 1976, s. 8
[2] Tamże, s. 242
[3] Tamże, s. 283
[4] Tamże,  s. 362

4 komentarze:

  1. Historia ciekawa podwójnie - do Tatr słabość mam, więc same losy głównego bohatera interesują mnie, ale i usuwanie autorskie to wątek intrygujący.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że książka stanowi idealne wyposażenie górskiego plecaka :) A że lektura jest tak intrygująca, tym bardziej szkoda tych zgrzytów i nieprzyjemności związanych z autorstwem.

      Usuń
  2. Z tej serii czytałam „Zielone wzgórza Afryki” Hemingwaya i „Ocean Lodowaty” Sudmana. Pierwsza z tych książek niezbyt przypadła mi do gustu, drugą wspominam bardzo dobrze i polecam. :)
    Rzeczywiście to niesmaczne, że nazwisko Wandy Gentil-Tippenhauer zniknęło z kolejnych wydań. Podobne uczucie miałam podczas czytania „Wilczego dziecka” – dziennikarka Jacobs Ingeborg napisała ten reportaż na podstawie wspomnień Liesabeth Otto, ale na okładce zamieściła wyłącznie swoje nazwisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, będę pamiętał o tym tytule. Dzięki za podrzucenie.

      A co do książki "W stronę Pysznej" to postępowanie Zielińskiego jest o tyle nieładne, że sam w swojej prozie odwołuje się kilkakrotnie do etyki, poczucia odpowiedzialności, itd. No i na pierwszym wydaniu widniało nazwisko pani Wandy - takie wymazanie tym bardziej kłuje po oczach. No i szkoda, że tak jak piszesz, nie są to odosobnione przypadki.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)